<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł W wyobraźni
Pochodzenie Poezye IV
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1900
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
W WYOBRAŹNI
Jarosławowi Vrchlicky’emu

Kraj jakiś, we śnie gdzieś pierwej widziany —
Wał gór, błękitu sięgający prawie,
Zielony, cichy, słońcem wyzłacany;
Morze opodal i łąki przestrone — —
Krajobraz dziwny, jasny, a tak cudny,
Że moje serce wizyą zachwycone
Całe weń weszło. Świat ten był bezludny:
Jednego głosu, ni szmeru nie słyszę — —
Słońce tu tylko jedno w to zacisze
Tajemne schodzi. Wtem z górskiej kotliny
Dwie ku mnie wyszły powoli dziewczyny:
Siostry — — Eliana z Arikarną. Niewiem,
Skąd te imiona znam...
Zda się, że kołysze
Wiatr wiotką kibić i smukłe ramiona
Białej Eliany o włosach złocistych,
Błękitnych oczach i owalnej twarzy,
Jaką się w Psyche idealnej marzy,
Jaką Praksytel dał najczystszej z czystych.
Ciemne szafiry Arikarny oczu
Iskry się zdają sypać po przezroczu,
Wśród kruczych włosów twarz jej przypomina

Łowów boginię, Dyanę zuchwałą.
Szły — — ja patrzałem oparty pod skałą.
Ramię pod ramię szły — — dziwne widzenie...
Kwiaty we włosach miały i odzienie
Z lekkiej osłony, dwie koszule białe
Jak Antygona, czy Lilia Weneda.
Opisać się to ni powiedzieć nieda,
Jaki był urok i jaki nieziemny
Czar w tych dwóch siostrach, w tej parze tajemnej,
Która z innego skądś przychodzi świata,
Skądś z między duchów do mnie, do człowieka,
I patrzy na mnie tak, jakby na brata...
Rzekły: pozdrowion bądź...
Czym znał was kiedy?
Czy w przedczasu fali
Niegdyśmy siostrą i bratem się zwali?
Skąd wiem imiona wasze?
Czemu, choć się nie tłomaczy
Imię mi wasze, jakby mi nie było
Obcem i ciemnem? Czyśmy niegdyś może
W jakimś zaziemskim, świetlanym przestworze
Krążyli razem? Albo tu na ziemi
Stopami ziemski świat niewidzialnemi
Zbiegli, przez łąki, przez góry, przez morze?
Czy kraj, skąd idziecie,
To jest i mój dom, i moja ojczyzna?
Bo mi się zdaje, że łąki i góry

I wody niegdyś wydały mię z siebie,
I że syn, dziecko pierwotnej natury,
Żyję człowiekiem — — po ducha pogrzebie...
O biała Eliano!
O Arikarno! Wy ze słonecznemi
Blaskami w oczach, z ciałami z promieni,
Duchy idące z Światła i z Przestrzeni,
Czy wyście były siostrami mojemi?
Zjawiska Ciszy!
Oto ta Łąka wśród skalnych zaciszy,
Jest jakby duszą moją odrodzoną;
Te łuny słońca, co nad skały błyska,
One w mej duszy także lśnią i płoną.
O siostry moje! O biała Eliano,
O Arikarno! Wszak jestem wam bratem,
Duszą z ojczyzny pierwotnej wygnaną,
Czemś obcem tutaj...
Rzekły: pozdrowion bądź...
Ich głos tak dźwięczy,
Jak na wysokiej tatrzańskiej przełęczy
Śpiewa w obłoku mistyczny blask tęczy...
Potem milczenie
Zawisło ciche, jak w lipcowe rano
Po rozpłynieniu kościelnego dzwonka,
Co na mszę woła na wsi.
O Eliano!
O Arikarno! Słoneczne widzenie

Sióstr duszy mojej! Patrzcie oto blada
Na piersiach waszych skronie swoje składa — —
Patrzcie! jak wyście jasne, a jak ciemna
Jest ona...
Złem jest i cierpieniem życie.

Patrzcie tam na wschód słońca... Czy widzicie?...
Oto na krzyżu wisi trup przybity,
A nad nim krąży krzyk, wskroś nieba wryty:
Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił...

Napróżno patrzę na wasze oblicze,
Próżno chcę olśnić się pięknością waszą — —
Jestem człowiekiem i wraz z całym światem
Z mojego krzyża wskroś niebiosów krzyczę:
Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił...

A piękność waszą łzy mi w oczach gaszą...

Duchy o dziwnych, nieznanych nazwiskach,
Wy niepojęte, nie wiem już, czy kędyś
W pustce zrodzone, w srebrnych wodotryskach,
Czy w mojej własnej, ludzkiej, ciemnej duszy:
Pocoście przyszły?! Aby mgnienie oka
Dusza gdzieś poszła nad wierchy i burze,
Gdzieś, gdzie się z mgławic, z niezmiernie wysoka,
Patrzy — — i pada?...


Wyciągają ręce...
Gdzież to pójdziemy?
Wszak jestem człowiek, a tam wskroś błękitu,
Jak kruk ogromny o kirowem piórze,
Krąży krzyk ludzki, wyszarpnięty z krzyża:
Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił?...
Gdzież to pójdziemy? Na wyspę szczęśliwą?
Nie wierzę w szczęście...
Myśl i uczucie, to, co zwie się duszą,
Jak deszcz i słońce muszą rodzić zboże,
Tak one boleść życia rodzić muszą.
Żaden duch-człowiek szczęścia znać nie może...

Szarpcie ogniwo
Mego łańcucha dziwne, jasne Władze!
A ja się będę śmiał. Patrzcie, przedemną
Jedyny Bóg mój stoi, z twarzą ciemną — —
Bóg to nieświęty — — Ironią się zwie...

Przed jego cichym, spokojnym ołtarzem,
Wraz z światem całym ja krwią moją kadzę,
Sercami komunikujemy się...

On jest Wszechstwórcą Rzeczy i Grabarzem.

Ale o duchy świetlane, za ręce
Weźcie mą duszę i kędyś w pustynie

Wiedźcie, gdzie żadna istność się nie tarza
Jak płaz przecięty, w boleści i męce;
Gdzie niema Boga — ale i ołtarza,
Gdzie nic nie wstaje — lecz i nic nie ginie,
Gdzie jest Milczenie Wieczne, Ciche, Wielkie,
Gdzie jest Spokojnie...
Łąko Mistyczna,
Gdzie między zioła i rośliny polne
I lilie, srebrnym świecące się puchem,
Czyste i białe chodzą dusze wolne,
Czujące rozkosz najwyższą: być duchem!
Łąko Mistyczna
Przeświętej trójcy: Ciszy i Przestrzeni
I Światła! Łąko! Na wspaniałość twoją
Oczyma duszy mojej obrócony
Widzę raj bytu!... Tam się już nie roją
Nędze, choroby, klęski i cierpienia —
Tam cielesnego niema już istnienia,
Tam jest spokojnie...

Wierzę w byt przyszły! W nieśmiertelność duszy!
Zło życia we mnie obudzą tę wiarę — —
Musi być inny byt!...

Gdzieś przez mgły szare
Leci się w inny świat... Blask Światła prószy
Przez mgły, jak złoty szron... Tam baśń, legenda!...

Ludzie wzniesieni nad Gehennę ciała,
Nad swe Golgoty i swoje Ogrójce,
Patrzą się w trójcę
Ciszy, Przestrzeni, Światła, co w nich pała...
To co jest w duszy najwyższe, najczystsze,
Wyższe nad wszelką myśl i nad pojęcie,
Czasami tylko duszy dostrzegalne
W przepastnych wyżniach, jak motyle skalne:
Ma Wniebowzięcie...

Jestto wrócenie w niebo tryumfalne...

O Arikarno! O Eliano biała!
Niegdyś mi czysta Psyche ukazała
Rąb tego świata — wy siostry mej duszy
Wy tajemnicze, przedziwne zjawiska,
Jako na chmurze w przestworzu rzucone
Fata Morgana;
Jaw mi dajecie tego Uroczyska...
Bezpętna Wolność, wszechmierna, wszechwspólna,
Wieczna swoboda lotu, spokój wieczny,
Wieczysta tęcza blasku dookolna,
Wieczysta jasność jasności słonecznej,
Wszystkie zjawiska, cudy wszechstworzenia,
Wszystka potęga i piękność wszechbytu,
Wszechczarnoksięstwa i wszechobjawienia:
Wszystko jest źródłem wiecznego zachwytu

Śpiewają puszcze i gwiazdy w przestworze,
Błyszczą jeziora i komet tysiące,
Na polach młode rozwija się zboże,
A z mgławic nowe stwarzają się światy — —
Wszędzie ruch, życie nigdy nie więdnące,
Sferyczne ciała pachnące jak kwiaty,
Jedna woń, barwa, dźwięk i kształt cudowny!
Życia i śmierci niema... Wolne dusze
Krążą w bezmiarze, upojone cudem —
Wieczna przemiana jest ich wiecznem życiem.
Materya, istność rzeczywista cała,
Cała się światem i muzyką stała,
Ułudą kształtu, krążącą w przestworze — —
Nic więc nie cierpi... Błąd świata olbrzymi:
Byt materyalny: zniknął — być więc może
Szczęście...
Mistyczna łąka się przetwarza
W bezkresną przestrzeń. Duchami wolnymi
Pełni się ona... Teraz spać mi dajcie!
Dotknąłem ręką złotego ołtarza —
Iluzyi bytu...

Nikną duchy białe,
Te co mi w swojem cichem pozdrowieniu
Światy nadzmysłów objawiły całe — —
Bądźcie mi zdrowe!... Nikną... Już przepadły...
W przestwór gdzieś weszły — — tylko w oddaleniu

Jeszcze mi, jakby uśmiech już ich zbladły
Błysnął na chwilę...
O Eliano biała,
O Arikarno, siostry mojej duszy:
Bądźcie mi zdrowe!... Chcę wierzyć, że kiedyś,
Będę znów z wami, jak brat, że śmierć kruszy
Niewoli pęto
Na ducha wielkie, wieczne, górne Święto...







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.