<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Wanda
Podtytuł Rzecz w obrazach sześciu
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski“
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WANDA
rzecz w obrazach sześciu[1]
«Tak kościół trzyma, że, gdy Pan umierał,
Na PÓŁNOC, głowę skłoniwszy, pozierał,
Na Oliwnej
Górze dziwnej
Kończąc mękę, skłaniał rękę
Ku PÓŁNOCNYM LUDZIOM...
STARA PIEŚŃ[2]
(Przepisana z książki w klasztorze na
Górze Świętokrzyskiej, w puszczy.)
OSOBY:

WANDA
GRODNY
PANNA
PACHOŁ-TRĘBACZ
CHÓR WIEŚNIAKÓW
CHÓR ZNACHORÓW
CHÓR WÓJTÓW
CHÓR PIASTÓW
CHÓR SIEWCÓW
CHÓR OWCZARZY
CHÓR ŁOWCÓW
SKALD
ŻYD
BOJAN
CZUDY — LECHY — WIESZCZE — STARCY — DZIEWKI — DZIATWA
RYTYGER ROTNY
WEISWORT
CHÓR RUNNIKÓW
WOJSKA RYTYGEROWE — POCZET STRAŻY PRZYBOCZNEJ

I.
Przed grodem.

PIERWSZY Z CHÓRU. Przychodzimy spytać się o zdrowie
Prawielmożnej pani naszej słodkiej.
Grodny niechaj wyjdzie i odpowie
Czekającym w progu, jak stokrotki,
Kiedy słońce skryje się w dąbrowie.
CHÓR. Czekającym u progu i przed bramą
Niech odpowie jasno i toż samo.
PIERWSZY Z CHÓRU. Chcemy wiedzieć dla jakiej przyczyny
Nie siaduje nasza prawielmożna,
Jako niegdyś, w czas szarej godziny
(Kiedy dusza każda więcej zbożna),
Czemu nie siaduje na przedwnijściu,
Błogosławiąc wracającym z pola
Po murawach, jak krople po liściu.
CHÓR. Czemu nie siaduje na przedwnijściu,
Chcemy wiedzieć. Ta jest nasza wola.
PIERWSZY Z CHÓRU. Ludzie dobrzy, owo pachoł grodzki
W bramie wtórej stawa z rogiem turzym,
Podtrębując zapiew wojewodzki,
Przemawiając słowo głosem dużym.

(Pachołek, trąbiąc przestankami, przybliża się)

PACHOŁ. Nowość głoszę i to, co się święci,
A ty słuchaj, mężu, białogłowo,
Sercem słuchaj, mysłem zamyśl w słowo
I na kiju zaznacz dla pamięci!
Prawielmożnej trzeba rzeczy takiej,

Takiej rzeczy trzeba jej koniecznie
(A ku temu pieśń jest, zioło, znaki),
By rozpłakać mogła się serdecznie.
To wypłacze one swe milczenie,
Oną serca niewymowną bliznę,
Oną niemoc, one zniemowlenie,
To wypłacze oną swą niemczyznę.
Kto więc słowo ku płakaniu umie,
Albo zioło gorzkie a zbawienne,
Albo jaką dziwną rzecz rozumie,
Albo o tem miał poczucie senne —
Niechaj zbiega a niech zbiega skoro,
Niech przynosi, a przynosi sporo!

(uderza w trąbkę)

Jeśli Kmiet jest, srebrny pług dostanie,
Jeśli Czud jest, miedzią kute sanie,
Jeśli Bój jest, to szczyt ma w nagrodę,
A Lech dobre słowo i pogodę.
CHÓR. Jeśli kmiet jest, srebrny pług dostanie,
Jeśli człek jest, boskie zmiłowanie.

(Chór odchodzi w jedną stronę, pomrukując pieśń, a Pachołek w drugą, potrębując)
II.
Środkowa izba zamku.

PANNA. «Ciszy, ciszy, moja złota!... Ciszy!...»
Te słów kilka pani wciąż powtarza;
Spytać o co, nie słyszy.
Dawniej kobzy dudarza,
Co siadywał w bramie, słuchiwała,
Dziś i o tem ni słowa,
Dziś o niczem, wszystko zapomniała,
A wie wszystko, i jak się co dzieje,
I nic się przed nią nie uchowa,
I nic jej nie rozśmieje.
GRODNY. Co rozpłacze, może to znajdziemy,
Że odejdzie on zawianiec niemy.
PANNA. Żeby można konia ze skrzydłami,
Co to o nim grecki dziadek śpiewał,
Albo jabłoń złotą z owocami,
Albo żeby z nieba kto nazrywał
Róż błękitnych, albo królewica,
Coby jasne miał, jak ona, lica.
GRODNY. Królewica! A z ościennych panów
Może tego, cośmy to spotkali,
Rudowłosych władykę Germanów,
Co szczyt noszą drzewny, pas ze stali,
Co nocami głazy toczą z granic,
Święte miedzy prawo mając za nic.
PANNA. Albo... albo... żeby bajki takiej,
Co to wszystkie bajki w sobie mieści
I powieści, aż się wypowieści —
Albo... żeby sama dała znaki,
Co w tej ulży boleści...
GRODNY. Rozrzewnienia! Wczora rzekła do mnie:
«Rozrzewnienia, bo po mnie...»

(GRODNY i PANNA rozchodzą się, WANDA wchodzi i, czyli sama jest, ogląda się)

WANDA. Łado, Łado[3], po twym ja przykładzie
Taka ładna, że lud cały w ładzie,
Że odbijam słońce, jak jezioro,
Kędy wodę czystą ludzie biorą.
I niczego, zda się, myśl nie łaknie,
I nic nie brak, tak, aż... czegoś braknie!

(kładąc rękę na sercu)

Ha! Kolczyka, widzę, brak kolczyka
U srebrnego stanika,
Co odprysnął właśnie, gdy westchnęłam...

(zsuwając rękę)

I ty drugi, odpryśnij, jak gwiazdeczka,
I ty, taśmico, zwiń się, przełam,
Niech wyfrunę, oj! jak gołąbeczka...
..............

III.
Koczowisko germańskie.

ROTNY. Runniki wszystkie, a z młotami ostremi,
Co na głazach sinych ryć umieją
I siadują na ziemi
Sami, rzadko się śmieją,
A te zwłaszcza, co strzałami wróżą
I na dumie cichej posiwieli;
Zwołać szeptem, niech oczy za mrużą,
Niech, jak widma, staną wkoło, bieli —
Wkoło darni, ocienionej jodłą,
Niechaj staną, gdzie lwia leży skóra
I dymiące odpoczywa siodło.

(RYTYGER wchodzi z pocztem swoim)

Hurra!
RYTYGER. (skinąwszy ręką) Spocząć!
ROTNY. Spocząć! Hurra!...

(wojska ustępują w ciemność lasu. Kiedy rytygerowe wojska dokoła rozstępują się, Rytyger siada na skórze rozesłanej; zaczyna się ściemniać. Runniki chórem długim wysuwają się po murawie i otaczają Rytygera, przy którym służba jego stoi)

RYTYGER. (podnosząc dzban) Tym miodem zdrowie piję weiswortowe!
WEISWORT. Niech się obróci w powodzenie wasze!
RYTYGIER. Chcę wiedzieć: wojnę wygram i królowę,
Albo nie wygram?
WEISWORT. Rzucaj, królu, czaszę
Na las, daleko tak, jak możesz rzucić!

(Rytyger podnosi się i ciska w ciemność drzew; orły spłoszone wzlatują)

CHÓR RUNNIKÓW. Tak, a nie tak — nie nasza rzecz.
Ludzie radzi się smucić.
Wieszczba jak miecz, póki nie błysnął miecz. (po chwili)
Póki nie błysnął miecz, wieszczba jak miecz.
WEISWORT. Rozkocha się królowa tak, jak nie bywało
Zdawiendawna.
Cztery orły wzleciało,
Będzie sławna.
Rozkocha się i białe skąpie ciało.
CHÓR. I rozkochała się tak, jak nie bywało.
RYTYGER. Stokroć wdzięczny, o, wielce wam rady!
CHÓR. Wieszczba jak miecz — to, słowo gdy wyciśnie,
Próżna pochwa zostawa, wieszcz blady...
WEISWORT. Co poczęte było bezumyślnie,
Kończ umyślnie!

(Runniki pochylają czoła i cofają się, Rytyger wychyla miód)

RYTYGER. O, wielce wam rady!

(Chór Runników odsuwa się, szepcąc; służba rozpina namiot, w którym i światło wraz rozbłyska)

RYTYGER. (sam; w głębi namiot i służba)
Łyskaniem pierwej mdławem uprzedzony,
Jak piorunowa rozłożę się krésa,
Królowę wezmę i lud rozpierzchniony.
Do wieszczby fortel dołączę, jak lisa.
Bogi są dobre, czasem niedołężne,
Kiedy im ludzkie nie posłuży ramię,
Świecą i wiszą, jak tarcze mosiężne
W pięćset czterdziestej zawieszone bramie.

(po chwili)

A ona? Weiswort mówi: «Skąpie ciało...»

(po chwili)

O, każe tratwy fenickich żeglarzy
(Co jeżdżą bursztyn łowić), każę złupić,
Wonności zabrać wszystkie, każę kupić
Konch[4], szkła od wszystkich sydońskich[5] farbiarzy,
W dalekim Rzymie wannę z alabastru
Zamówię, taki nimfeon[6] urobię
Dla niej, jak ledwo grób stawiałbym sobie,
I będę miłość pił, jak miód ten z plastru.

(po chwili, klaszcząc w dłoń)

Hej, ojce, co tam siedzicie w Walhali[7],
Gdy przyjdzie stanąć mnie pomiędzy wami,
Spowiniętemu w jasną taśmę stali,
Powiecie: «Syn jest nasz», powiecie sami!

(po chwili)

Wando! O, moja ty Rytygerowa!
Jako cię kochać będzie wojsko całe,
I złotowłosa każda białogłowa,
Co z nami dzieli trud a przędzie chwałę,
Każda z gwiżdżących w tarczy brzeg ustami,
Każda toporzec rzucająca dziewka,
I każdy starzec, co pomaga snami,
Wid, duch, i lasów szum, i małe drzewka!

(odsuwa się w głąb, ku namiotowi)

Ty skoro uścisk dasz, wyprawę zrobię
Przeciw ogromnej Fenrysa wilczycy[8],
Mur Alp skrzącemi młotami przeżłobię,
Rzym spalę, woły zegnam z okolicy,
Po dwieście rogów kładąc na ołtarze
Codzień, weselić się pastuchom każę.

(wchodząc w namiot)

Hej, ojce, co tam siedzicie w Walhali,
Gdy przyjdzie stanąć mnie pomiędzy wami,
Spowiniętemu w jasną taśmę stali,
Powiecie: «Syn jest nasz», powiecie sami!

(noc zapada)
IV.
Środkowa izba zamku.

WANDA. (przechodząc zwolna przez środkową komnatę grodu)
Tego ja nie wiem, co się dzieje ze mną,
Ani dlaczego jestem nieszczęśliwą;
Kocham, wszelako mogę być i zmienną,

I niekonieczniem Rytygera chciwą,
I niekoniecznie mi potrzeba kogo,
Która tysiące mam życzliwe sobie —
Tylko mi smutno, tylko mi ubogo.
Że nic nade mnie nie stoi w osobie,
Że jakbym była na tej góry szczycie
Sama, jak chmurki płatek na błękicie.
O! Żeby źle mi zrobił człowiek który,
Albo Bóg żeby zgrzebną wdział mi szatę,
Nowemi ptaszkę swoją odział pióry
I dał mi jaką gdzie na puszczy chatę,
Z gołębi parą na dachu zielonym,
Z kamiennym progiem i oknem plecioném.

(przechodzi)

GRODNY. Z załamanemi tam poszła rękoma.
PANNA. Stąpa, a jakby była nieruchoma.
GRODNY. Trzeba na oku mieć, jak dziecię chore.
PANNA. Które wołanie godzin jest?
GRODNY. Już wtore.

(Panna odchodzi w głąb korytarza za Wandą. Skald[9] wchodzi i stawa u drzwi głównych)

GRODNY. Ktoś jest i za czem?
SKALD. My Skald się zowiemy.
GRODNY. A śpiewasz jaką pieśń?
SKALD. Nie jestem niemy.
Bywa, że śpiewam naprzód pieśń do ciszy,
By usłyszano, skoro śpiewać zacznę —
Potem malowną, żeby, kto już słyszy,
Oglądał także — potem rzeczy znaczne
Dla ducha, potem z serca głębokości
Wywlekam drżący, czysty ton — ten wiodę
Dalej i szerzej, aż echo zazdrości,
A potem wraz go rozkroplam, jak wodę,
W tęcz snop, a potem w grzmot uderzam suchy,
Jakby się bitwa gdzieś toczyła zdala
I potykały się w powietrzu duchy,
Pułkami grubych chmur na siebie wbite,
Gdzieniegdzie gwiazdy promieniem przeszyte.
GRODNY. Zaprawdę, śpiewasz pieśń, która uboży,
Przeto, iż rzadki słuchać ci podoła.
SKALD. My, Skaldy, jemy chleb on dziwny boży,
Chleb, co opada z dosytnego stoła,
A który skrzydła zgarniają przeźrocze
Bieluchnych duszyc.
GRODNY. Czy mają warkocze
Duszyce owe?
SKALD. Długie, jako sznury,
Któremi charty karcą.
GRODNY. I tejże natury?
SKALD. Bywa.
GRODNY. (dotykając Skalda po ramieniu) Niżej izba jest przestrona,
Wokoło dwieście jasnych stoi włoczni,
A w środku ogień modrzewiowy. Spocznij!...
SKALD. Gościnność niechaj będzie pochwalona!

(wychodzi — wchodzi Żyd)

GRODNY. Ktoś jest i za czem?
ŻYD. Z dalekiego Wschodu
Jam jest, z za morza, na cztery miesiące
Fenicką nawą[10], potem na rok cały
Przez ziemię. Jestem z wielkiego narodu,
Doktór, a leczę na febry trzęsące,
Także na bole suche i zastrzały,
Zaniemówienie, często na ślepotę.
GRODNY. (pokazując gościowi lawę wdali) Spocznij!...
ŻYD. Mam także i pierścienie złote
Z talizmanami[11] wielce skutecznemi,
Które tyryjczyk[12] ryje, mam i maście,
Wonne, że szczypta na osób dwanaście.
GRODNY. Osoba, zda się, mądra...
(do żyda) Poniżéj
Spotkacie kilku u wnijścia żołniérzy,
Ci wam czekalną otworzą komnatę.
ŻYD. Niech będzie szczęsne miejsce i bogate!

(wychodzi — wchodzi powoli Starzec, na kiju oparty)

GRODNY. Ktoś jest i za czem?
BOJAN. Bojanem się zowię,
A jestem z matki śpiewak.
GRODNY. A pieśń jaką
Śpiewacie?
BOJAN. Co, jak oczy w głowie,
Patrzy, a siebie nie zna — oto taką.
GRODNY. A czy się królom śpiewało już kiedy?
BOJAN. Do kości, panie, do kości! Obręcze
Miedziane miałem na nogach... a biedy!
GRODNY. A czy umiecie pieśnią wywiać tęczę?
BOJAN. I łabędziowe stado wrócić w locie.
GRODNY. A jak to w waszej robicie prostocie?


C. Norwid: Ilustracja do «Wandy».

BOJAN. Z serca.
GRODNY. Niewieście umiesz także zwrotki?
BOJAN. Bywało, rzucę słowo, to, jak kotki,
Głowę na głowę zakładają.
GRODNY. Czemu
Przy tem jesteście biedni?
BOJAN. (obracając się do laski swojej)
Powiedz jemu,
Bo ja pomówić radbym o czem innem.
GRODNY. Wieszczowi, jak wy, każdy dom gościnnym.
BOJAN. Tak jest.
GRODNY. I każdy chętnie was poważa.
BOJAN. Tak jest, szczególnie przed bitwy poczęciem,
Gdy nastrajamy rapsod...[13] też się zdarza
Przy uczcie... bawią się, jak ze szczenięciem. (po chwili)
Oj, za Dunajem, za szumnym, bywało,
Że cesarzowi śpiewałem rzymskiemu,
Co stał, ot, blisko tak, z garsteczką małą
Konnych...
GRODNY. (wskazując lawę)
A, proszę, co śpiewałeś jemu?
BOJAN. Sławę.
GRODNY. A konie ich jakie?
BOJAN. Cesarski
Płowy, w czerwonej do kolan purpurze.
GRODNY. A orszak?
BOJAN. Pachoł jeden dziarski
Z laską, na której jest tablica wgórze,
Rozeskrzydlona w orła — reszta młodzież
Twarda, jakobyś wyrył aść w marmurze.
Półzbroje jasne noszą i półodzież.
GRODNY. Właśnie? No... miodem pokrzepcie się, starcze,
Bo niżej, w izbie dużej, są tam różni
Czudowie, świata całego podróżni,
I ci, co, pieśni nucąc, czyszczą tarcze.
BOJAN. Zdrowia! (wychodzi)

(Grodny uderza w szczyt miedziany, jeden z zawieszonych po dwóch stronach głównego wnijścia — wchodzi Pogoń i staje w drzwiach)

GRODNY. Wszelaki człowiek, gość, ma być uczczony
I niechaj braku nie będzie w usłudze!
Niewiasty z jednej, męże z drugiej strony,
Przedwszystkiem starcy; wszakże ludzie cudze,
I zaklinacze, niemieckie runniki,
I baby, które leczą, mieć na oku.
Rozliczne sprawy są, różne praktyki...
Rozumiesz...
POGOŃ. Baczę.
GRODNY. A unikać tłoku!

V.
W krużganku zamkowym.
Wanda wchodzi, Rytyger, w ubraniu Skalda, postępuje za królową.

WANDA. Powiadam tobie, nie ścigaj mię, panie!
RYTYGER. Wando!
WANDA. Co miałam rzec, rzekłam.
RYTYGER. Kobieto!
Zawołam imię moje, niech się stanie!
Niech mię porąbią Lechy!
WANDA. Nie zabito
Nikogo w ogrodzie tym nigdy.
RYTYGER. Zaiste,
Jeżeli każdy toż opłaca myto
I jako mary wychodzi przejrzyste...
WANDA. Książę! Powiadam tobie całą mocą
Boleści, które dla ciebie zakryte,
Że słońce gaśnie, błonia się wilgocą,
Ciemności na świat lecą niespożyte...
Mnie nie czas... Lud mię postawił na szczycie,
Jako najbielszy śnieg, i jestem oto
Odlatująca w słońce cale życie,
Ani się cieszyć mogę tą białotą...
Wszechsamstwem mojem stałam się... sierotą!
RYTYGER. Więc cóż? To lud twój chce, ażebyś, w bieli
Stojąca, płaczem rozciekała wiecznym,
By błonia niżej zielone widzieli —
A ty, w błękicie sama podsłonecznym...
WANDA. Książę! Łzy mojej nie widziałeś...
RYTYGER. (wyciągając rękę ku piersiom Wandy) ...Oto
Po srebrnej blasze na piersiach się gonią
Dwie, jak listeczki białe pod jabłonią.
WANDA (wyciągając rękę ku oknu)
A owo dziesięć nad tą konwią złotą,
Którą polewać lubię kwiat wieczorem.
RYTYGER. (oczy zasłaniając) A owo jedna jeszcze, lecz człowiecza!!
WANDA. Ustąp!
RYTYGER. Kobietą jesteś... i bez miecza...
Jam Skald, poczekam w bramie, gdzie za dworem...
WANDA. (zatrzymując Rytygera)
Tyś król, a Wanda ja... klękam... Na bogi,

Uchodź... i uchodź szczęsny!... Gdybyś z laty,
Germański orle, poznał ten ból srogi,
Co jest z miłości bezmiernie bogatej,
Tak ścieśniającym wszystko naokoło,
Że człowiek nie śmie nastąpić na zioło,
To wtedy wspomnij o mnie, lodowatej!

(uderza w szczyt miedziany; Grodny wchodzi)

WANDA. Ten Skald niech srebrny weźmie pas na drogę! (uchodzi)

(chwila milczenia)

GRODNY. Co tak spoglądasz, wieszczu, na podłogę?
SKALD. Pieśń mam, a nuty doszukać nie mogę. (po chwili)
Ale wynajdę ją gdzieś w mieczów wrzawie
I, jak dziewicę na ręku skrzydlatą
Bohaterowie noszą, tak podniosę.
Zgiełk będzie, lament będzie w onej sprawie,
Chorągwi głuchy łomot, jak za kratą
Orły, gdy jagnię zoczą białowłose.
GRODNY. Dziwna rzecz Skaldy! Szumne to, a bose...

VI.
Pole pod Krakowem.
Na przodzie sceny namiot Wandy, dalej Chóry ściągają, każdy, koło namiotu przechodząc, śpiewa; w głębi Wisła.

BABY. Pod białemi brzozami dziwne zebrałyśmy zioła
W czyste płachty i w kosze, z łozy uwite zielonej;
Sypkie próchna odłamy z miejsca, gdzie stała stodoła,
Stu podołać mogąca kmietom, gdy plon w niej złożony —
Złote z mrowisk kadzidło i latające nasiona —
Wody różne we dzbanach, czystych, jak cegła czerwona.
DZIATWA. Dzieci, wnuki, my także, co dźwignąć mogły rączyny,
Co po ziemi potoczyć drżące zdążyły ramiona,
Za matkami, babkami, na święte niesiem daniny.
RAZEM. Niech się pokój uczyni, Wandy niech błyśnie korona,
Niech zabłyśnie słoneczkiem na góry, lasy, doliny! (przechodzą)
ZNACHORÓW CHÓR. Słowa, słowa, a ciche, te, co przy duchu spoczęły
I od ojca na syna w ostatniej schodzą godzinie,
Te niesiemy, i laski pokarbowane[14], i skrzynie
Jaworowe, co znakiem się osobliwym zamknęły.
WÓJTY. Łado, niech będzie dobrze po świata krainie!
RAZEM. Niech się pokój uczyni, Wandy niech słowo zasłynie!

(przechodzą)

PIASTY. Miodu plastry białego w lipowych niesieni donicach,
I motyle, co w nocy brzęczą po kwietnej pasiece,
Dziś zaklęciem osiadłe na podniesionych gromnicach.
Niech wzlatują co wieczór, kiedy zajaśnią te świece!
SIEWCY. Pierwo-ziarna perłowe, z wieńców dożynnych kruszone.
OWCZARZE. I lekarstwa niesiemy dziwne.
ŁOWCY. I dziwne stworzenia,
Zabłąkane niekiedy z dalekich światów w tę stronę,
Wiedźmy, ptaki i rzeczy, na które niema imienia.
CZUDY. Z ziem odległych, z za morza lazurowego, wiezione
W szklanych, miednych naczyniach, w przędzionych torbach z amjantu[15],
Rzeczy droższe niesiemy od wszechbrylantów brylantu.
RUNNIKI. Słowa ciche i uśmiech, a długie miecze i młoty
My niesiemy, jak w chmurze przesuwające się grzmoty. (ciszej)
Na głos trąbki germańskiej dalej urnami[16] z ramienia,
Dalej wieńcem około cezarowego strzemienia! (głośniej)
Słowa dziwne niesiemy, pełne rdzennego nasienia! (przechodzą)

(Chóry przechodzą około namiotu i półkręgami stają wdali, tak, iż namiot Wandy na przodzie sceny stoi, a w głębi, gdzie nie domykają się półkręgi chórów, widać płynącą Wisłę i brzeg spadzisty)

DZIEWKI. Teraz wy, wieszczowie, siwe głowy,

Stańcie pośrodku. — Co ma być,
Ogłoście możnemi słowy!
LECHÓW CHÓR (podnosząc tarcze)
A niechaj żyje, co ma żyć!
A niechaj zadrży, co ma drżéć!

(Wieszcze wysuwają się chórem i stają przed namiotem, Przedni Starzec w głąb namiotu wchodzi; chwila milczenia)

PRZEDNI STARZEC. (wychodząc) Sen się stał dziwny do prawielmożnej pani...
RZESZA. A-a!
STARZEC. Wszyscy, z czem kto jest, tu zebrani,
Złożyć mają w kopiec swoje rzeczy,
I rzeczono jest, że to uleczy.
CHÓRY. (rozsuwając się ku środkowi sceny) I rzeczono jest, że to uleczy.

(w głębi sceny rośnie mogiła, przy śpiewach i w porządku takim, jak się scena ta rozpoczyna, tylko, że śpiewy są przycichłe i odległe)

TRĘBACZE. (od obu stron namiotu)
Łada, Łada...
LECHY. Ona!
CHÓRY. Wanda górą!
STARZEC PRZEDNI. Jako pawia białego pióro
Na wietrze
Stąpa cicho, strzelista...
DZIEWKI. A koronę ma w prawej ręce swojej...
WIESZCZE. A jest, jako powietrze,
Czysta.
CHÓRY. Owo przeszła... owo pod kopcem stoi...
WANDA. Dobrzy ludzie! Widziałam cień ogromny Boga,
Przechodzący po polach, jak szeroka droga.
A to był tylko ręki jednej cień; ta ręka
Jakby przebitą była, bo słońce padało
Przez wnętrze dłoni nawskróś, jak przez wypaść sęka.
Ja stałam i patrzyłam w to rozdarte ciało,
Jak ptak z ciemności w jasną pogląda szczelinę,
I dano mi jest wiedzieć to...

(bierze gromnicę zapaloną z rąk Piasta i wchodzi na stos, potem ciszej kończy)

że dla was zginę.
RZESZA. Co jest?... Co rzecze?...
WANDA. Każdy rozrzewnił się szczerze
I przyniósł, na co stać mu, to jest dość na wieki
Żywota dla was. Dziwni będą z was żołnierze
I Prowe[17] bóg szczególnej użyczy opieki...
A co jest ze mnie, dam wam.
STARZEC. Gore!
CHÓRY. Dymów skrzydła białe
Zebrały się, skręciły... rozchodzą w dwie strony...
STARZEC. Błękit widzę... Ratunku! Wody!
RZESZA. Wisłę calą
Na stos wylać!
STARZEC. Widziałem tylko błysk korony.
TRĘBACZ. (od stosu lecąc) Nie Wisłę na stos — w Wisłę przelało się ciało.
RZESZA. Co jest?
LECHY. Niemce!

(Rytygier na koniu w poczcie zrzucających płaszcze swoje Runników, zdala wojska, w kurzawie ledwo widne)

RYTYGER. Porąbię w wióry i rozmiotę!
LECH. (z konia podając się włócznią)
Zaczekaj! W ranę świeżą patrzący, w czerwoną
Ranę... Sępie!... Jeślić trza korony,
To pójdziesz wpław, psie rudy, pójdziesz za koroną...
RYTYGER. Królowa gdzie jest?
RUNNIKI. Nie jest...
RYTYGER. (obracając się do pocztu)
Chłopy! W inne strony!
Na świat, na Rzym, gdzie szaleć jeszcze czas i luźno,
A miłość nie jest jednem bezsilnem... «zapóźno!»






  1. Rzecz ta była już lat temu kilka napisaną i podaną do druku — rękopism zaginął, mimo, iż podobało się komuś w dziennikach głosić o tem; ktoby go znalazł, niech odrzuci przypiski, objaśnienia i wstęp prozą, a rzecz samą uważa jako studjum przedwstępne, więcej jeszcze ogólne i liryczne. Podobnież z zaginionym rękopisem «Krakus» uczynić można, jeżeliby się znalazł.
    Że dwa razy ściśle to samo tworzyć byłoby to potworzyć rękopism niniejszy jest zupełnie oryginalny, lubo w myśli ogólnej jednoznaczny z poprzednim. (P. P).
  2. Jest to nieco zmieniona zwrotka z wiersza Wespazjana Kochowskiego (1633—1700) p. t. «Góra Łysa».
  3. Łada, słowiańska bogini miłości, zgody i wiosny.
  4. Koncha (gr.) = muszla.
  5. sydoński, pochodzący z sławnego w starożytności miasta fenickiego, Sydonu.
  6. nimfeon (gr.), siedziba nimfy, świątynia dla nimfy.
  7. Walhalla (niem.), w mitologji skandynawskiej wspaniałe miejsce pobytu bohaterów, którzy polegli w bitwach.
  8. Wilk Fenris lub Fenrir, w mitologji skandynawskiej demon morza.
  9. Skald, nazwa poety i pieśniarza skandynawskiego.
  10. nawa (łac.) = okręt.
  11. talizman (arab.), nadnaturalny środek ochronny przeciw nieszczęściom.
  12. tyryjczyk, mieszkaniec fenickiego miasta Tyru, które w starożytności słynęło jako siedziba sztuk i umiejętności.
  13. rapsod (gr.) — tu: pełen siły i ognia utwór muzyczny, hymn bojowy.
  14. karbować (niem.) = robić karby, nacięcia, znaki.
  15. amjant (gr.) = rodzaj asbestu o długich, cienkich i giętkich włóknach.
  16. urna (łac.) = naczynie w kształcie wazonu.
  17. Prowe, bóstwo słowiańskie, potęgą i sferą działania równe Perunowi.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.