Wicehrabia de Bragelonne/Tom II/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Raul wyszedł z Pałacu Królewskiego z myślami, nie dopuszczającemi zwłoki w wykonaniu zamiarów. Dosiadłszy konia na dziedzińcu, udał się do Blois w tym czasie, kiedy z wielkim weselem dworzan, a smutkiem dla hrabiego de Guiche i księcia Buckingham, odbywały się uroczystości weselne brata królewskiego i księżniczki angielskiej. Raul pośpieszał i w osiemnaście godzin przybył do Blois.
Athos był w swoim gabinecie i pisał pamiętniki, gdy Grimaud wprowadził Raula.
Przenikliwy starzec odgadł z powierzchowności syna coś nadzwyczajnego.
— Panie — rzekł młodzieniec — wszelki wstęp uważam wobec ciebie za niegodny i wprost przystępuję do rzeczy: panna de la Valliere jest w Paryżu damą honorową księżny bratowej króla: kocham pannę de la Valliere i nie mogę pozwolić, aby jej sława cierpiała; w tem niebezpiecznem miejscu pragnę ją zaślubić i przybyłem, panie, błagać o twoje zezwolenie.
Athos słuchał tej mowy w milczeniu z zupełną obojętnością.
— Czy dobrze się nad tem zastanowiłeś?... — zapytał.
— Tak, panie.
— Zdaje mi się, że już objawiłem swoje zdanie, co do tego związku.
— Wiem o tem — cicho odpowiedział Raul, — ale mi zostawiłeś nadzieję...
— Koniecznie żądasz?...
Bragelonne wyjąkał jakiś niezrozumiały wyraz.
— Zapewne — mówił Athos spokojnie — namiętność twoja musi być silna, skoro, pomimo mojej niechęci, trwasz w swojem uczuciu.
Raul drżącą ręką dotknął czoła i otarł pot, po niem spływający.
Athos spojrzał na niego i litość odezwała się w jego sercu.
Powstał.
— Dobrze — rzekł — to są moje osobiste uczucia, które nie mają związku z twojemi; odwołujesz się do mnie i nie mogę odwrócić się od ciebie: powiedz, czego żądasz?...
— Najprzód, twojej, panie, powolności — rzekł Raul, biorąc go za rękę.
— Mylisz się pod względem moich uczuć, Raulu, w mojem sercu więcej, niż powolność, dla ciebie się odzywa.
Raul pocałował rękę Athosa z uczuciem namiętnego kochanka.
— Dobrze, dobrze — rzekł Athos, — jestem gotów, cóż trzeba uczynić dla ciebie?...
— Nic, nic, panie; tylko byłoby dobrze, abyś raczył napisać do króla i żądał dla mnie pozwolenia na zaślubienie dla panny de la Valliere.
— Słusznie mówisz, Raulu. W rzeczy samej, po mnie, albo raczej przede mną, masz pana, którym jest twój monarcha, dobrze więc, że żadnego z nas nie pomijasz.
— O!... panie.
— Natychmiast zadośćuczynię twemu żądaniu.
Hrabia zbliżył się do okna i zlekka się wychylił.
— Grimaud!... — zawołał.
Wierny sługa ukazał się z głębi kępy jaśminowej, którą porządkował.
— Konie — rzekł hrabia.
— Panie, co znaczy ten rozkaz?... — zapytał Raul.
— Za dwie godziny wyjeżdżamy.
— Dokąd?...
— Do Paryża.
— Jakto?... do Paryża, panie?....
— Alboż króla niema w Paryżu?...
— Jest w Paryżu.
— A więc, czy nie mamy udać się do niego?...
— Ależ, panie — rzekł Raul, prawie przestraszony tą powolnością ojcowską; — ja nie żądam, abyś się trudził, prosty list...
— Raulu, za kogóż mnie bierzesz?... nie przystoi zwyczajnemu szlachcicowi, jakim jestem, pisać do swojego monarchy. Ja powinienem i chcę mówić z Jego Królewską Mością. Jedziemy razem, Raulu.
Młodzieniec wiedział, że nie można nic czynić przeciw woli hrabiego.
Spokój hrabiego mieszał Raula; miłość, która napełniała jego serce wydawała mu się tak wielką, że świat jej objąć nie zdołałby. Jakże serce Athosa mogło być tak obojętnem?...
Dlatego Bragelonne, zbierając wszystkie siły, nagle zawołał:
— Panie, to niepodobna, chyba musisz mieć jakieś powody niechęci do panny de la Valliere; ona tak dobra, tak czuła, że twoja mądrość powinna ocenić jej przymioty. Może pomiędzy jej, a twoją familją, jest jaka odwieczna niechęć, lub dziedziczna nienawiść?...
Athos udał, że nie słyszy pytania.
Raul przystanął, przygryzł usta i czuł, jak mu żyły w skroniach nabrzmiały.
— Panie — rzekł z odwagą — prosiłem cię o objaśnienie; nie zapominaj, że twój syn jest człowiekiem.
— Skoro tak — odpowiedział Athos z surową godnością, — przekonaj mnie, że jesteś człowiekiem, bo nie dowodzisz, ażebyś był synem. Prosiłem cię, abyś zaczekał na świetny związek i byłbym ci znalazł kobietę, słynną z rodu i bogactw; chciałem abyś zajaśniał podwójnym blaskiem rodu i majątku.
— Panie, — zawołał Raul z uniesieniem, — mnie już zarzucono, że nie mam mojej matki.
Athos zbladł i zmarszczył brwi.
— Chciałbym wiedzieć, co na to odpowiedziałeś — odrzekł z powagą.
— A!... przebacz mi, przebacz, — mówił młodzieniec, stygnąc w zapale.
— Coś na to odpowiedział?... — zapytał hrabia, tupiąc nogą w podłogę.
— Dobyłem, panie, miecza; a że ten, który mnie obraził, był przy broni, zmierzyłem się z nim i, wytrąciwszy miecz z ręki, przerzuciłem za barierę.
— A dlaczego go nie zabiłeś?...
— Król zabrania pojedynków, a prócz tego byłem w tej chwili jego posłem.
— Dobrze — odrzekł Athos — ale dla tego właśnie powinienem udać się do króla.
— Czegóż, panie, chcesz żądać?...
— Pozwolenia na pojedynek z tym, który nas obraził.
— Panie, przebacz mi, jeśli nie postąpiłem, jak powinienem.
— A któż cię o to obwinia?...
— Ale na cóż masz prosić?...
— Będę prosił króla, aby zezwolił na twoje małżeństwo.
— Panie...
— Ale pod jednym warunkiem.
— Alboż ze mną potrzeba warunków?... rozkaż, a będę ci posłusznym.
— Pod warunkiem — mówił dalej Athos, — że wymienisz nazwisko tego, który mówił o twojej matce.
— Panie, po ci po nazwisku?... Mnie dotknęła zniewaga i skoro zyskam pozwolenie, ja sam ją pomszczę.
— Żądam, byś mi powiedział to nazwisko.
— Nie pozwolę, abyś się narażał.
— Czy bierzesz mnie za don Diega?... Wymień je.
— Żądasz pan tego koniecznie?...
— Chcę wiedzieć je.
— Wicehrabia de Wardes.
— A!... — rzekł spokojnie Athos — dobrze, znam go... Lecz konie gotowe. Zamiast za dwie godziny, możemy jechać natychmiast... Na konia!... paniczu!...