Wicehrabia de Bragelonne/Tom III/Rozdział XLI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XLI.
PRZEDSTAWIENIE KRÓLOWI PORTHOSA.

Tego samego wieczora, o godzinie siódmej, król dawał posłuchanie posłowi połączonych prowincyj Holandji. Posłuchanie trwało kwadrans. Po nim przyjął król kilku nowo przedstawionych i kilka dam. W narożniku salonu, za kolumną, rozmawiali ze sobą Porthos i d‘Artagnan, czekając kolei.
— A co, czy widzisz? — rzekł muszkieter do swojego przyjaciela.
Porthos wzniósł się na palcach i ujrzał pana Fouqueta w ceremonjalnym stroju, prowadzącego do króla Aramisa.
— Aramis!... — zawołał Porthos.
— Pan Fouquet ma go przedstawić królowi.
— A!... — westchnął Porthos.
— Za ufortyfikowanie Belle-Isle — mówił dalej d‘Artagnan.
— A dla mnie co będzie za to?
— Tobie, jak ci miałem honor, powiedzieć, przyrzeczono łaski i kazano pilnować Saint-Mande.
W tej chwili Fouquet zwracał się ku królowi.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł — o jednę łaskę mam prosić Waszą Królewską Mość. Pan d‘Herblay nie jest dumny, ale może być użyteczny. Wasza Królewska Mość potrzebuje agenta w Rzymie, agenta potężnego. Możemy mieć kapelusz kardynalski dla pana d‘Herblay.
Król uczynił poruszenie.
— Nie często proszę Waszą Królewską Mość.
— Jest to sprawa, której ja rozstrzygać nie mogę — odpowiedział król, usprawiedliwiając tym sposobem swoje wahanie.
Na te słowa nie było co odpowiedzieć. Fouquet i Aramis spojrzeli po sobie. Król mówił dalej.
— Pan d‘Herblay może i we Francji być nam użyteczny: arcybiskupstwo, naprzykład....
— Najjaśniejszy Panie — zauważył Fouquet z wdziękiem, który jemu tylko był właściwym — Wasza Królewska Mość obsypuje łaskami pana d‘Herblay: przy względach monarchy, arcybiskupstwo może być dodatkiem do kapelusza, jedno nie przeszkadza drugiemu.
Król podziwiał przytomność umysłu i uśmiechnął się.
— I d‘Artagnan lepiejby nie odpowiedział — rzekł.
Zaledwie wymówił te słowa, gdy d‘Artagnan się ukazał.
— Wasza Królewska Mość woła mnie?.. — rzekł.
Fouquet i Aramis zrobili krok, aby się oddalić.
— Pozwól, Najjaśniejszy Panie — rzekł żywo d‘Artagnan, odsłaniając Porthosa — pozwól, że przedstawię Waszej Królewskiej Mości barona du Vallon, jednego z najwaleczniejszych wśród szlachty francuskiej.
Aramis, na widok Porthosa, zbladł; Fouquet zacisnął pięści. D‘Artagnan uśmiechnął się do obu, kiedy Porthos, zmieszany, uginał kolano przed Jego Królewską Mością.
— Porthos tutaj!... — rzekł Fouquet do ucha Aramisowi.
— Zdrada — odpowiedział Aramis.
— Najjaśniejszy Panie — mówił d‘Artagnan — od sześciu lat winienem był przedstawić Waszej Królewskiej Mości pana du Vallon, ale pewni ludzie są, jak niektóre gwiazdy, że nie idą bez orszaku towarzyszek. Plejada nie rozłącza się i dla tego właśnie, dla przedstawienia pana du Vallon, wybrałem chwilę, kiedy, Najjaśniejszy Panie, obok niego widzisz pana d‘Herblay.
Aramis zaledwie zdołał się powstrzymać.
Spojrzał z dumą na d‘Artagnana, jakby przyjmował walkę, na jaką go wyzywał.
— Zatem ci panowie są przyjaciółmi?... — rzekł król.
— Najlepszymi, Najjaśniejszy Panie, i jeden odpowiada za drugiego. Zapytaj, Najjaśniejszy Panie, biskupa z Vannes, jak ufortyfikował Belle-Isle!
Fouquet o krok się oddalił.
— Belle-Isle — rzekł Aramis obojętnie — ufortyfikowana została przez pana.
I wskazał Porthosa, który się powtórnie głęboko ukłonił. Ludwik dziwił się i sam sobie nie wierzył.
— Tak — rzekł d‘Artagnan — ale zapytaj, Najjaśniejszy Panie, barona, kto mu pomagał w pracach?
— Aramis!.. — odpowiedział Porthos szczerze.
I wskazał biskupa.
— Co to wszystko ma znaczyć?... — pomyślał biskup — jakie rozwiązanie będzie miała ta komedja?
— Jakto?.. — rzekł król — kardynał... chcę mówić biskup... nazywa się Aramis?
— Nazwisko z czasów wojskowych — odpowiedział d‘Artagnan.
— Zachowane przez przyjaźń — objaśnił Aramis.
— I przybrane przez skromność — dodał d‘Artagnan — Najjaśniejszy Panie, pod tą kapłańską suknią ukrywa się najznakomitszy oficer, nieustraszony rycerz i najuczeńszy teolog w twojem państwie.
Ludwik wzniósł głowę.
— Inżynier — rzekł wpatrując się w godną podziwu fizjognomję Aramisa.
— Inżynier, w razie potrzeby, Najjaśniejszy Panie — odparł Aramis.
— To mój towarzysz ze służby w muszkieterach, Najjaśniejszy Panie — dodał z zapałem d‘Artagnan — człowiek, którego rady wielekroć wsparły ministrów twojego ojca... pan d‘Herblay, jednem słowem, który ze mną, panem du Vallon i hrabią de La Fere, znanym Waszej Królewskiej Mości, składał ową czwórkę, o której wiele mówiono za panowania nieboszczyka króla i małoletności Waszej Królewskiej Mości.
— A kto ufortyfikował Belle-Isle?.... — powtórzył król.
Aramis postąpił naprzód.
— Aby służyć synowi, jak służyłem ojcu.
D‘Artagnan patrzył na Aramisa, kiedy ten wymawiał te słowa. Tyle w nich widział prawdziwego szacunku, tyle zapału i poświęcenia, tyle niezłomnego przekonania, że d‘Artagnan, wiecznie niedowierzający, dał się ująć.
— Tym razem nie kłamie — rzekł do siebie.
Ludwik był rozrzewniony.
— Kiedy tak — rzekł do Fouqueta, który niecierpliwie czekał na rozcięcie węzła — proszę przeznaczyć dla pana d‘Herblay kapelusz kardynalski. Panie d‘Herblay, masz moje słowo co do pierwszego awansu, podziękuj panu Fouquet.
Te wyrazy słyszał i Colbert; rozdarły mu one serce. Śpiesznie wybiegł z sali.
— Panie du Vallon — rzekł król — oświadcz swoje żądanie. Lubię wynagradzać wiernych mojemu ojcu.
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł Porthos — nie można być wierniejszym.
— Najjaśniejszy Panie — zawołał d‘Artagnan — ten zacny szlachcic jest olśniony widokiem Waszej Królewskiej Mości, on, który nie mrużył oczu przed strzałami nieprzyjacielskiemu, spuszcza je przed majestatem króla; ja wiem, co myśli, a więcej przyzwyczajony do widoku słońca... wyjawię ci myśl jego: on niczego nie potrzebuje, on niczego nie żąda, pragnie tylko mieć szczęście patrzeć na Waszą Królewską Mość przez kwadrans.
— Zatem bądź u mnie na wieczerzy — odrzekł król, żegnając Porthosa miłym uśmiechem.
Porthos zaczerwienił się z radości i dumy.
Król pożegnał go, a d‘Artagnan wepchnął do sali, uściskawszy wprzódy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.