Wicehrabia de Bragelonne/Tom IV/Rozdział XXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Król spędzał czas z Miss Stewart w swym gabinecie. Tematem rozmowy był rażący smutek Bragelonne‘a i wersje o de La Valliere, które dziwiły i zaciekawiały króla i jego otoczenie.
Nagle zapukano do drzwi.
— Któż tam ośmiela się nam przeszkadzać?... — krzyknął z niecierpliwością Karol.
Miss Stewart pobiegła otworzyć drzwi.
— A!... to posłaniec z Francji — rzekła.
— Z Francji — zawołał król — może od mojej siostry?
— Tak, Najjaśniejszy Panie — rzekł lokaj — jest to posłaniec nadzwyczajny.
Kurjer wszedł.
— Czy masz list od księżny orleańskiej?... — spytał król.
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie, i tak pilny, że tylko 26 godzin poświęciłem, aby go Waszej Królewskiej Mości doręczyć, a z tych jeszcze w Calais straciłem napróżno trzy kwadranse.
— Ta gorliwość będzie wynagrodzona — rzekł król, otwierając list.
Poczem zaczął się śmiać na całe gardło.
— Na honor — rzekł — nic nie rozumiem.
I przeczytał list powtórnie.
Posłaniec i kamerdyner odeszli.
Karol II-gi otworzył okno, a przechylając się, zawołał: książę!... książę de Buckingham, mój kochany Buckingham, chodź tu, chodź prędko.
Książę pośpieszył, lecz, spostrzegłszy pannę Stewart, zatrzymał się na progu.
— No, chodźże — rzekł król — i zamykaj drzwi.
Książę był posłuszny, a widząc króla tak wesołego, zbliżył się doń z uśmiechem.
— I cóż, mój książę, jakże się ma twój Francuz?
— Smutny i zgnębiony.
— Czy on wie cośkolwiek...
— Powiedziałem mu wszystko.
— Jakto, powiedziałeś mu, że La Valliere go oszukuje?
— Bez osłonek.
— I cóż on na to?
— Skoczył tak, jakby miał cieśninę przeskoczyć.
— Chciał odjeżdżać?... — zawołał król.
— Przez chwilę mniemałem, że żadna moc ludzka nie zdoła go powstrzymać, ale oczy Miss Mary Graffton były na niego zwrócone, więc zostanie.
— Otóż mylisz się, Buckinghamie — rzekł król, zanosząc się od śmiechu. — Takie to już przeznaczenie tego nieszczęśliwego...
— Co za przeznaczenie?
— Bragelonne jedzie za godzinę do Paryża.
Buckingham zadrżał. Mis Mary patrzyła ze zdziwieniem.
— Ależ Wasza Królewska Mość wie — rzekł Buckingham — że to jest niepodobieństwem.
— Masz — i podał mu list. — Przeczytaj i odpowiedz, cobyś uczynił na mojem miejscu.
Buckingham wziął list księżny i czytał zwolna te słowa, drżąc ze wzruszenia.
„Dla mnie, dla ciebie, dla honoru i zbawienia wszystkich nas, odeślij natychmiast pana de Bragelonne do Francji.
Henrjetta.“
— Nic, Najjaśniejszy Panie — rzekł osłupiały Buckingham.
— Czy byś mi radził — rzekł król z uczuciem — być nieposłusznym wtenczas, kiedy siostra moja tak usilnie prosi?
— O, nie, Najjaśniejszy Panie, a jednak...
— Nie czytałeś post scriptum, Villiers, jest tam pod zagięciem papieru z początku sam go nie dojrzałem, przeczytaj.
Książę odgiął załamany papier, który ukrywał te wyrazy:
„Uprzejme pozdrowienie dla tych, którzy mnie kochają“.
Zbladłe czoło księcia pochyliło się ku ziemi. Papier zadrżał mu w ręce, tak, jakby zamienił się w ołów roztopiony.
Król, widząc, że Buckingham milczy, rzekł:
— Niechże idzie za swojem przeznaczeniem, jak my za naszem; każdy cierpi na tym świecie. Idź, Villiers, idź i poszukaj mi pana de Bragelonne.
Książę otworzył drzwi od gabinetu i wskazał królowi Raula i Mary, idących obok siebie.
— O, Najjaśniejszy Panie, jakież to okrucieństwo dla tej biednej miss Graffton.
— No, zawołajże go — rzekł Karol II-gi, marszcząc czarno brwi. — Jak widzisz, wszyscy tu są bardzo rozczuleni. A!... patrzcież i miss Stewart ociera sobie oczy. Idź do d... przeklęty Francuzie.
Książę zawołał Raula, a wziąwszy za rękę miss Graffton, poprowadził ją przede drzwi królewskiego gabinetu.
— Panie de Bragelonne — rzekł Karol II-gi — podobno przedwczoraj żądałeś ode mnie pozwolenia powrotu do Francji.
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Raul, odurzony takiem rozpoczęciem rozmowy.
— Zdaje mi się, kochany wicehrabio, żem ci odmówił?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Zdaje mi się, żem podał ci przyczynę odmowy: król Francji nie odwołał pana.
— Tak, Najjaśniejszy Panie, istotnie to mi mówiłeś.
— Teraz namyśliłem się, panie de Bragelonne. Chociaż król nie oznaczył stanowczo dnia twego powrotu, polecił mi wszakże, abym o ile można, uprzyjemnił ci pobyt w Anglji, a że prośba twoja o pozwolenie wyjechania dowodzi, że pobyt w Anglji nie jest ci miły...
— Ja tego nie mówiłem, Najjaśniejszy Panie!...
— Tak, ale zdanie twoje dowodziło, że pobyt gdzieindziej przyjemniejszym ci będzie, niż tutaj.
Raul nic nie odpowiedział.
— Panie de Bragelonne — skończył król — możesz wrócić do Francji, kiedy zechcesz, upoważniam cię do tego.
Raul, osłupiały, wybąknął kilka słów pośrednich między podziękowaniem a usprawiedliwieniem.
— Żegnam cię więc, panie de Bragelonne i życzę wszelkich pomyślności — rzekł król, wstając.
O drugiej zrana Raul wracał do Francji.