Wicehrabia de Bragelonne/Tom IV/Rozdział XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Porzuciliśmy biednego Raula, w chwili przełomowej, ciężkiej. Wróćmy więc do niego, aby zobaczyć co działo się z nim, gdy stwierdził zdradę kochanki.
Odurzony, przestraszony, zrozpaczony, a raczej oszalały, bez siły woli, nic nie postanowiwszy, wybiegł, ujrzawszy pamiętną scenę w pokoju La Valliere. Król, Montalais, Ludwika w jednym pokoju, boleść Ludwiki, przestrach Montalais, gniew króla, wszystko to zapowiadało nieszczęście.
Pomimo to Raul nie szukał objaśnień tam, gdzie zwykle szukają albo zazdrośni kochankowie lub bojaźliwi mężowie. Nie powiedział swojej narzeczonej: „Ludwiko! czy już mnie nie kochasz? Ludwiko! czy kochasz innego?“ Jako człowiek, pełen odwagi, pełen miłości i przyjaźni, niewolnik danego słowa, i wierzący słowu innych, Raul rzekł do siebie: de Guiche musi coś wiedzieć, spytam go, co wie, i opowiem mu com sam widział. Droga nie była daleką, de Guiche od dwóch dni przeniesiony z Fontainebleau do Paryża, wracał do zdrowia i mógł już chodzić trochę po pokoju. Krzyknął z radości, spostrzegłszy Raula, wpadającego do pokoju. Dwa słowa i poruszenie, które Guiche uczynił.
— Przyjacielu — zaczął Raul. — Przybyłem z Londynu o połowę prędzej, niż kurjerzy gabinetowi. Pisałeś, żebym przybył. Pozwolono mi, jestem. Czegóż więc chciałeś?
— Tego tylko, przyjacielu, ażebyś wrócił.
— Zdaje mi się, że o cóś jeszcze innego chodzi?
— Nie.
— Nie wyrywałbyś mnie tak gwałtownie z nadziei, nie narażałbyś mię na niełaskę króla przez powrót, który jest przekroczeniem jego rozkazów, nie wlałbyś mi zazdrości do serca... tego węża... ażeby potem powiedzieć: „Wszystko dobrze, śpij spokojnie“.
— Ja ci też nie mówię, śpij spokojnie, Raulu, ale chciej pojąć mię dobrze. Ani chcę, ani mogę nic więcej ci powiedzieć.
— Pisałeś, ażebym przybył, w nadziei, że sam zobaczę?... nieprawdaż?
— Ale...
— Nie wahaj się.... widziałem.
— A... — wyrzekł Guiche.
— Albo przynajmniej zdawało mi się...
— Widzisz, że sam wątpisz, a jeżeli wątpisz, cóż mnie pozostaje uczynić?
— Widziałem La Valliere pomieszaną... Montalais także... króla...
— Króla?
— Tak. Odwracasz głowę, a więc tam jest to złe, to nieszczęście; nieprawdaż, że to król?
— Ja nic nie mówię!
— Owszem mówisz tysiąc razy więcej. Ale cóż zaszło?... Na Boga i przez litość, co się stało, mój przyjacielu, mój jedyny przyjacielu, mów. Serce moje tak zakrwawione, umrę z rozpaczy!
— Jeżeli tak, kochany Raulu — odpowiedział Guiche — powiem ci, bo pewny jestem że, przedstawi tylko rzeczy, pocieszające w porównaniu z rozpaczą, jaką w tobie widzę.
— Słucham!... słucham....
— A zatem mogę ci powiedzieć — rzekł Guiche — o czem mógłbyś się z ust pierwszego lepszego dowiedzieć.
— Pierwszego lepszego!... To już mówią o tem?... — krzyknął Raul.
— Zanim powiesz: „mówią o tem“, trzeba wiedzieć, mój przyjacielu, o czem mówią. Przysięgam ci, że nie mówią o niczem więcej tylko o rzeczy bardzo w gruncie niewinnej, ot może o przechadzce...
Raul powstał. Guiche starał się go także naśladować pomimo osłabienia.
— Nie — rzekł — nie dodam ani słowa więcej. Albo za wiele albo za mało powiedziałem. Inni niech cię objaśnią, jeżeli chcą albo mogą. Moim obowiązkiem było ostrzec ciebie, i to uczyniłem. Teraz sam pilnuj swoich spraw.
— Wypytywać!... niestety!... jeżeli to mi doradzasz, nie jesteś moim przyjacielem, — wyrzekł młodzieniec w rozpaczy. — Oszczędź mi tego upokorzenia!... Czyż nie lepiej dowiedzieć się o złem odrazu.
— Ależ powiadam ci, że ja nie wiem. Byłem ranny, miałem gorączkę, byłem nieprzytomny, nie pamiętam więc nic, Ale, ale, szukamy gdzieś daleko, a mamy pod ręką... Czyż pan d‘Artagnan nie jest twoim przyjacielem?
— A prawda!... prawda!...
— Pośpiesz do niego. On cię oświeci, nie rażąc tem światłem twych uczuć.
Wybiegł z mieszkania hrabiego, a wyrzucając sobie, że w rozmowie z Guichem, siebie jedynie miał na celu, przybył do d‘Artagnana.