Wieńce (Kraszewski, 1843)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wieńce
Pochodzenie Poezye J. I. Kraszewskiego
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1843
Druk M. Chmielewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XX.
WIEŃCE,
FANTAZYA.



Tęcza po niebiosach płynie!
Mgliste słońce odsłania oblicze spłakane,
Niebo chmury strząsnęło i nad wschodem ginie
Groźne burz czoło z obłoków utkane.
Świat cały teraz jak oblubienica,
Która łzami zalawszy czarne swoje oczy
Wkrótce szczęścia uśmiechem maluje swe lica
I błyska złotem rozwitych warkoczy,
Nad strumykiem, blisko chatki,
Na dolinie rosną kwiatki —
Jak druga tęcza na ziemi usłane,
Podniosły oczy niebios łzą oblane.

Ale niczém ich lica!...
Z chatki bieży dziewica —
To pierwszy tych dolin kwiatek —
Ledwie dziesięć żyła latek,
Jeszcze serce jej nie bije,
Jeszcze oko jéj nie żyje,
Jeszcze się pierś nie unosi,
Jeszcze w duszy młodej Zosi
Spokojnie, jak w jéj chatce.
Zawsze z matką, lub przy matce,
Jeszcze świata nie poznała,
I nic w świecie nie kochała,
Prócz matki i Boga.
Patrz! oto ubita droga
Prowadzi ku dolinie,
Tam strumyczek mały płynie —
Nad strumykiem kwiatki rosną,
Zimą nikną, wrócą z wiosną.
Zosia przybiegła — i niebieskie oczy
Po kwiatach toczy.
Ozdobiła włosy, skronie,
Róże przypięła na łonie.
Zreszty kwiatów plecie wianek —
Ach! szczęśliwy ten kochanek,
Komu wonnych kwiatów pączek,
Z miłych dostanie się rączek!

Lecz nie! zdaleka tam przy lasku
W zachodniego słońca blasku
Połyska krzyżyk kaplicy,
Tam obraz Bogarodzicy
Niebieskiém światłem jaśnieje!
Tam pierwsze Zosi nadzieje —
Tam co wieczory i ranki
Najpiękniéjsze nosi wianki —
Na ołtarz kładzie w ofierze,
Długie odmawia pacierze,
Obraz w mdłe przystraja kwiatki —
Ale jeszcze serce Zosi
O nic więcéj nie poprosi,
Tylko — o szczęście matki!!

Całe niebo w płomieniach, a ziemia przelękła
Przed panem panów uklękła.
I czoło niebios piorunem zorane,
W czarne chmury przyodziane,
Grozi światu zniszczeniem.
Już z bojaźnią, ze drżeniem,
W przepaściach światy się chwieją
Między bojaźnią, nadzieją.
Zlęknione Aniołów chóry
Przed Bogiem ugięły czoło —
Bóg skinął — a czarne chmury
Rozpierzchnęły się w około!

Po niebiosach tęcza płynie —
Słychać jeszcze grzmot w oddali;
Lecz już słońce ziemię pali,
Już jaśnieją na dolinie
Krasnych kwiatów świéże lica.
Od chatki bieży dziewica —
To pierwszy tych dolin kwiatek,
Piętnaście przeżyła latek.
Już jéj serce mocno bije,
Już jéj oko ogniem żyje,
Pierś westchnieniem się unosi —
A na twarzy pięknéj Zosi
Od róż kraśniéjszy rumieniec —
Ona siadła, plecie wieniec,
Siadła, ale zamyślona
Kwiatkiem nie zdobiła skroń,
A serce biło jéj z łona
I wśród splotów drżała dłoń.
Okiem biegła pod kaplicę,
A w oczach jéj znać tęsknicę,
W sercu bojaźń znać już srogą.
Patrzy, patrzy, aż ktoś drogą
Prosto od owéj kaplicy
Przybliża się ku dziewicy.
Młody, ładny — to kochanek,
I dla niego był ten wianek.

Jesień była — mgły niebo i ziemię pokryły,
Wichry północne zawyły.
Ostatnie wiosny pamiątki,
Lata ostatnie szczątki.
Drobne listki, blade kwiatki
Oderwane z łona matki,
Jak jedyne człowieka w nieszczęściu nadzieje,
Uleciały z wiatrami! W niebiosach się chwieje
Zaguby nieszczęść, klęsk brzmienie,
Na drżącą spaść mając ziemię.
I niebo z za mgły, jak z zasłon dziewica
Zapłakanego nie odkrywa lica.
Zgasł księżyc, gwiazdy się skryły,
Duchy w głębokie tulą się mogiły.
Na świecie smutno — ponuro — jak w sali
Gdy się tłum biesiadników od stołów oddali,
Ognie zagasną, wiatru konające tchnienie,
Zbitych lutni, puharów ostatki potrząsa,
Po podłodze kwiat wieńców rozerwanych pląsa,
I wycie tylko wiatrów odbija sklepienie.

Na świecie smutno, ponuro,
Chmura goni za chmurą —
Od kaplicy, odedrogi,
Ciągnie się lud mnogi.

Liczne światła migają,
Smutne pieśni śpiewają.
Jedni czarne wdzieli szaty,
Na drugich błyszczą ornaty.
W ręku ich krzyże, różańce,
Roztwarte księgi,
Kadzielnice i kagańce!
Nakształt czarnéj długiéj wstęgi
Wzdłuż pagórka, wzdłuż drogi,
Ciągnie się szereg mnogi,
I w oddali ginie....
Pieśń smutna w obłoki płynie —
A nad strumykiem w dolinie,
Łzawego oka, smutnego lica
Stoi dziewica —
Z zwiędłych liści wieniec plecie.
Jéj niema kwiatków na świecie!
Powiędły uczucia kwiatki,
Nie ma kochanka i matki!
Splotła listki, bieży drogą,
I ku trumnie się przybliża —
Kładzie wieniec, czoło zniża,
Boleść w sercu tłumi srogą.
Rozpacz duszę jéj przeszywa,
Zbladła, drżąca już się chwieje,
I upada nieszczęśliwa!

Z zimnéj trumny upadł wianek,
W trumnie leżą jéj nadzieje,
Jedyny serca kochanek.
Na tło niebios poranku wyjaśnione tchnieniem
Słońce ognistym wskoczyło promieniem.
W koło niego złocone pływają obłoki,
Jak łodzie na ocean popchnięte szeroki.
Nad niemi purpurowy płaszcz rozwija zorze,
A świat dnia oczekując oniemiał w pokorze.
Za gaikiem, na dolinie;
Kraśnemi otoczon kwiatki,
Posrebrzany strumień płynie.
Daléj chatka, a z téj chatki,
Łzawych oczu i lica,
Wyszła rankiem dziewica.
Na świat, na słońce spojrzała w około —
I świat się do niéj uśmiechnął wesoło.
Przed nią wszystko uklękło, jak przed panią świata,
Ale jéj boleść serce skrwawione ugniata,
W ręku ma spleciony wianek
Z smutnych kwiatów, jak smutna jej duszy tęsknica
Patrzy — tam widać drogę; nad drogą — kaplica....
Tą drogą dawniéj przychodził kochanek,
I tą samą do niebios powędrował drogą.
Już go łzy i wzdychania obudzić nie mogą,
Już go tęsknemi nie zwabi oczyma,
Bo go na świecie niéma.

Tak duma smutna dziewica,
Rzuciła wianek u proga,
Łzą wybladłą zlała lica.
Patrzy — patrzy — zdala droga —
Nad drogą stoi kaplica. —
Tu strumyk, tu świeże kwiatki,
Tam grób kochanka i matki.
Dla niéj niéma nic na świecie —
Bo na świecie sama jedna!
Cóż pocznie sierota biedna?
Komu kraśny wianek splecie? —
Ach! ostatni splotła sobie,
Z nim smutna usnęła w grobie,
A tam daleko; tam w niebie,
Wianek z niebieskich kwiatków znalazła dla siebie!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.