>>> Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Wirujące myśli
Podtytuł Siła. — Wola. — Wiara.
Pochodzenie Kurjer Warszawski, 1910, nr 250
Redaktor Konrad Olchowicz
Wydawca Hortensja Lewentalowa i Zygmunt Olchowicz
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Kurjera Warszawskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Wirujące myśli.
Siła. — Wola. — Wiara.

Na wiosnę, razem z promieniami słońca i przebudzeniem się uśpionych, zda się, pod śniegiem pierwiosnków, zjawił się nagle we Lwowie młody człowiek, który potrafił oderwać myśli od wiosennych strojów, od miasta, od drobiazgów życiowych.
Jest młody, ma gest imperatywny, maskę ciekawą Napoleona, lecz tego z czasów konsulatu, tego który młodością i siłą wyrabiał się na najsilniejszego sugestjonera ludzkości. Był nim Kazimierz Radwan. I zaszemrało od słowa: sugestja. Zaczęto mówić o fluidzie, o sile uśpionej w każdym z nas, jako o jedynej potędze, którą uleczyć się sami jesteśmy w możności...
Bo — chorzy jesteśmy.
Nawet zdrowi — chorzy jesteśmy.
I to bardzo.
Do tej chwili — beznadziejnie.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Podnosi się wielki bunt i wielki krzyk.
Giniemy od rozszalenia naszych nerwów. Nietylko my, ale już dzieci nasze, a co będzie z ich dziećmi?
I nic nie wiemy, że...

· · · · · · · · · · · · · · · ·

W Berlinie są całe szkoły, które leczą cierpienia na które, zda się, niema ratunku.
Szkoły Desseire’a Molle’a, Hirszlaffa, Vogta, w Sztockholmie szkoła Björra, Hillera w Monachjum, Lewenfelda w Nancy... Są to teoretycy genjalni lub ci, którzy leczą już praktyką krocie cierpiących. Dzisiaj ta sprawa stoi na równi z innemi, ścisłemi umiejętnościami. Terapja sugestyjna znajduje fanatycznych zwolenników i daje zdumiewające wyniki. Sugestja na jawie, z silną tendencją uwzględniania innych leczniczych środków psychicznych, składa się obecnie na psychoterapję. Nią to leczą już i uzdrawiają histerję, hipochondrję, przymusowe wyobrażenia, neurastenję, i to rzekome zdrowie, które jednak jest tak często podległe nerwowej dywersji, brakowi woli, zanikowi wiary w siebie i swoją przyszłość!..
Tak często.
I tak tragicznie — tak okrutnie — tak beznadziejnie.

· · · · · · · · · · · · ·

A przecież, to tak proste.
To autosugestja.
Ja dam siebie na przykład.
Radwan mówi.
— Pani zdrowa! pani zupełnie zdrowa. Pani nie może być chora. Pani jest wesoła, rada z życia, jak ja jestem. Pani się śmieje do słońca, do pracy, do siły! Pani musi się śmiać...
Słucham. —
To nie sugestjoner siedzi przede mną. To nie metoda Molla, Björra, jego własna, którą przestudjował i przywiózł z Berlina, Sztokholmu. To nie ten „młody uczony,“ o którym pełno na szpaltach dzienników lwowskich, lecz to jest coś więcej.
To jest Wola, Siła, Moc.
I rzeczywiście. Zaczynam się uśmiechać i dobrze mi, zaczynam pracować chętnie, a gdy chciałam do was napisać list — w tym liście słowa „jestem chora“, — jakaś niepojęta siła, której zwalczyć nie mogłam, zmieniła na słowa:
Gdy byłam chora.

· · · · · · · · · · · · ·

Lecz Radwan nie jest hypnotyzerem i w tem tkwi dowód jego niezaprzeczalnej potęgi. On uprawia tak zwaną sugestję na jawie. On sam mówi — „pozbawiać człowieka wolnej woli podstępem, wprowadzając go w stan bezbronny, to zbrodnia“. — Lecz to jest wydobyć z każdego człowieka siłę potęgi woli, którą każdy, nawet najbiedniejszy charłaczek, piszący na maszynie, ma na dnie swej duszy. Sugestja na jawie może zeń uczynić człowieka zdolnego do wielkich czynów. Uwierzył w siebie. Poznał istotę, z którą żył lata całe, a o której potędze nie miał wyobrażenia...
Tą istotą był on sam.
Ten charłaczek, który zgniótł, zmiażdżył może potężnego, wielkiego człowieka, jakąś podporę społeczeństwa...
I to jest właściwie samobójstwo.
Nie to na stryczku, albo z rozstrzaskaną czaszką.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Radwan mówi sam o sobie.
— Byłem także takim charłaczkiem chorym bez woli, nieszczęsnym, tym zasuniętym poza ściany żyjącego świata. A pomimo to chciałem żyć i pragnienie piękna, wesela, radości było całą królewskością moją, chciałem chodzić w płaszczu monarszym i z berłem, a dźwignąć ich nie mogłem. Jakąś intuicją cudowną zwróciłem się ku sobie. Wydobyłem swa Wolę, przyzwałem wszystkie wyższe potęgi, które składają się na istotę człowieka, na równi z jego niższemi instynktami. I oto jestem zdrów i silny. A siła moja jest tak rozlewna i wielka, iż potrafi zwalczać te niższe instynkty, które dominują u innych. Sugestjonuję siłę, zdrowie, radość. Są tacy, którzy mówią: Stany sonambuliczne! Niech będzie. Człowiek pod wpływem mówcy, przyłączający się do strajku — krzyżowiec — co jest innego? Zwycięstwa Napoleona trwały dopóty, dopóki on sam był w posiadaniu fluidu, woli potężnej i niezachwianej.

· · · · · · · · · · · · · ·

Sugestja na jawie, to stan snu czuwający, jak ją nazywa Baudouin de Courtenay. Jak ongi kapłani, szerzący obskurantyzm, tak wszystko się składa, aby zabić w nas wiarę w samouzdrowienie. Podając lekarstwo, mówi się często choremu: „Jeżeli ci nie pomoże, dam inne“. Jakże to może pomódz, skoro tam, w półświadomości, zabójcze ziarnko zostało rzucone i kiełkuje, wydając niszczące owoce. A cała medycyna wyrosła z sugestji. Wszak sprawowali ją kapłani po świątyniach (Diodorus Albinus, Van Holmoret).
Więc nie moda — ale ciągła, uparta — konieczna cząstka atmosfery życiowej. Wiem — u nas już się coś robi w tym kierunku? Ale to powinno ogarnąć wielką falą całe tłumy — i zbawić je!

· · · · · · · · · · · · ·

To napozór bardzo proste.
Taka autosugestja. Tylko trzeba mieć rzecz jawną, konieczną, nieodzowną. Trzeba mieć w sobie Wiarę. Gdy Radwan poddaje taką sugestję, on w to wierzy, iż działać będzie. I wiara jego przechodzi do podświadomości sugestjonowanego. Organiczne wady, choroby powstające z infekcji — sugestja nie leczy, lecz usuwa to, co jest nieuchwytne, to jest ból i cierpienie. Jakkolwiek Charcot twierdzi, że uzdrowienie można rozciągnąć bardzo szeroko, to ja przecież skłaniam się do zdania dr. Levy’ego z Nancy, iż to tak daleko nie sięga. Wszystko zawiera się w słowach Darwina i każda „nowość“:

Naprzód — niedorzeczna
Potem — niebezpieczna...

A wreszcie — machnięcie ręką.

I — stara historja!!!...

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Tak nam zasugestjonowano np., że śmierć, to jest coś strasznego. I cierpimy na myśl o śmierci. A przecież tak łatwo... Wyrzec się mechanicznie wyobrażenia grozy i lęku, i wmówić w siebie (mechanicznie), że śmierć, to odrodzenie. Wszak umieramy co dnia. Budzimy się ze snu, nie ci, co wczoraj, prawie obcy sobie. Więc to tylko forma. Dzwony Chrystjanizmu huczące, jęczące sugerują myśli przerażające. Spróbujmy. A śmierć — to największe ze wszystkich naszych straszydeł — będzie się nam zdawać wyzwoleniem, radością.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Najsilniejszy nacisk kładzie Radwan na sugestję, jako najdzielniejszy środek wychowawczy. Gdy nauczyciel powie uczniowi „z ciebie nigdy nic nie będzie“ dziecko zginie moralnie. Gdy go podniesie na duchu nadzieją piękną, uczeń z nim razem pnie się na wyżyny. Czytałam, że dr. Berillon, Voisin, Jong de la Haie stosują jedynie sugestję do niszczenia u dzieci złych i zabójczych nałogów.
U nas przeważnie złe dzieci... bije się. Bo — różdżką dziateczki Duch św. bić radzi...
Rozczulające! Myśl przecież, nie ból, dąży w organizmie do urzeczywistnienia. A dziecko to tabula rasa, na której życie kreśli swe głoski.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Chcąc sugestjonować drugich, nie dość jest posiąść tajniki metody, taktykę — mechanizm, że tak powiem. Tu trzeba całego zaparcia się siebie, poświęcenia i pracy. Trzeba umieć poznawać indywidualność każdą, wiedzieć, jak działać — czy rozkazem — czy prośbą. Trzeba być najsubtelniejszym psychologiem, dobierającym się, wślizgującym i słuchającym skarg duszy ludzkiej. Dopiero, gdy się zdobędzie tę siłę, można chodzić po tych terenach. Lecz na to trzeba wiele — trzeba posiąść w sobie równowagę, harmonję, wiarę i miłość ludzkości. Wierzę, iż tego rodzaju i podobne osobistości mogłyby wyjść z owych, proponowanych przez Lutosławskiego w jego książce — rocznych, odosobnionych kursów, kształcących duszę ludzką. Ci przestaną, według słów Mickiewicza, „wyszedłszy z kolebki myśleć o śmierci“. I zbawią siebie i drugich od wampirów, które obecnie ssą nam mózg i serce — i do czynów wielkich niezdolnymi czynią.

· · · · · · · · · · · · · ·

Radwan mówi.
— Nie znam lęku, nie boję się teraz niczego. Lubię, gdy dużo ludzi naprzeciw mnie. Żyję życiem wewnętrznem. Stałem się apatycznym względem szablonów życiowych. Wziąć mnie może coś wielkiego, pięknego i szlachetnego. I przez to jestem szczęśliwy.
A winien to jestem sugestji!

· · · · · · · · · · · · ·

I któż z nas nie chciałby stać się tym, który nie ma lęku? który idzie przez życie silny, mocny, dominujący promieniem swych oczu i dźwiękiem swych słów! Czem stałoby się całe społeczeństwo, złożone z takich gigantów moralnych!!!
Czy nie wtedy dopiero poznalibyśmy rzeczywiście cel naszego istnienia, właściwy cel, którego do tej chwili mimo wysiłków zrozumieć nie jesteśmy w możności?
Bo — owo.
— „Po co właściwie ja żyję na świecie?“ — zamilknie.
A natomiast rozszumi się jakaś harmonja, jakaś szczęśliwość cudownych przeznaczeń — bez lęku, bez trwogi, bez tańca nerwowych awantur, jakim jest bezwarunkowo obecne życie ludzkie.
I wtedy będziemy mogli zrozumieć piękno, pojąć prawdę i powiedzieć sobie nareszcie, że:
— „Życie nasze jest tak piękne, jak nasze o niem sny.“

Gabryela Zapolska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.