<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Wypisy czarnoksięskie
Rozdział O próżności sztuki djabelskiej
Pochodzenie Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawniczego „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


O PRÓŻNOŚCI SZTUKI DJABELSKIEJ.

Powiadają niektórzy, iż Bóg świat potopem ukarał dla oczyszczenia go od gusłów i wygubienia niezmiernie rozmnożonych czarowników. Cham potem, jeden z synów Noego, nauczył czarodziejstwa syna swego Mezraima, nazwanego od niektórych dla spraw dziwnych Zoroastrem, który w tej materji napisał miljon wierszów, i w oczach uczniów swoich porwany od djabła na wieki zniknął, jako pisze Suidas (De Lancre, p. 410). Inni, za świadectwem Bocharta Geogr. Sacr. lib. przydają, iż Cham ojca swego uczynił niepłodnym, mszcząc się, że kochał bardziej dzieci po potopie spłodzone. Józef Żydowin lib. 8, cap. 2, Antiq. Jud. powiada, iż Bóg sam nauczył Salomona sztuki czarowania, o której on księgę napisał. Zależała zaś ta sztuka według niego na wypędzaniu szatanów przyłożeniem ziela pewnego, w pierścieniu zamkniętego, wzywając coraz imienia Salomona i powtarzając pewne słowa (Le monde enchanté, t. 2, p. 126).[1] Numa Pompiljusz w siedmiu księgach zawarł reguły czarodziejstwa. Te księgi znaleziono przy jego grobie w kamieniu i publicznie spalono (L’icredul. Scav. p. 45). Według del Rio i Loyera autorami fałszywych powieści o Numie są Plutarchus i Dyonizy z Halikarnasu, gdy przeciwnie oni te bajki zbijają. (Naude Apolog, p. 185).[2] W Salmantyce i Toledzie, miastach hiszpańskich, były szkoły publiczne czarodziejskie w jaskini jednej głębokiej, do której wejście kazała zamurować Izabella królowa, żona Ferdynanda (L’icredul. Scav. p. 45). Między wszystkiemi zaś temi bajkami najniegodniejsza i najniewstydliwsza jest o Leonie papieżu, jakoby on Karolowi Wielkiemu posłał w podarunku księgę, zapisaną figurami i słowami mistycznemi, której ten cesarz w wielu okazjach skutków doznał. Tytuł tej księgi jest Enchirdion Leonts Papae. Tak to pospolicie wielkie kłamstwa, wielkiemi się pokryć szukają imionami.[3]
Djabeł ukręca łeb czytającym księgi czarodziejskie i siebie wzywającym; gdy mu nic nie dają za to, przynajmniej kawał trzewika starego albo włos albo dźbło.
Czytałem w dziejach czeskich, iż hrabia jeden, będąc młodym a słysząc o skarbie, w zamku swoim dziedzicznym ukrytym czy zaklętym, sprowadził czarownika. Ten, wyprawić kazawszy wszystkich ludzi z zamku, w nocy wszedł z hrabią i z dwoma lokajami, pochodnie niosącemi, do pokoju zaklętego. Tam, przeczytawszy coś z księgi swojej, zaczął kopać rydlem ziemię, a oto szkatuła żelazna ukazała się. Założywszy tedy trzonkiem rydla za antaby, chciał ją wydobyć, ale próżno; więc powrócił do czytania. Czytał cicho, czytał głośno i znowu dobyć kusił się. lo po kilkakroć czyniwszy, zaczął wkoło owej szkatuły biegać, coraz większym głosem pieśń czarodziejską Śpiewając i podnosząc się wyżej a wyżej od ziemi, a gdy już był wyniesiony aż pod sklepienie, spadł z wielkim impetem i szelestem, jakby od kogoś był rzucony, a szkatuła w ziemie zapadła. Tem widowiskiem przerażony, hrabia nie wiedział, co czynić, lękał się djabła, ale bardziej sądu, aby za tak piękne dzieło skarbu tego życiem nie przypłacił. Prosi tedy lokajów, aby wynieśli czarownika, ale tych bojaźń nieczułemi i nieposłusznemi uczyniła. Nakoniec prośbami i obietnicami zmiękczeni, ledwo otrzeźwili czarnoksiężnika, który, łając szatanowi, obiecywał powrócić i pomścić się nad nim; ale hrabia nie miał już pokusy do przyjęcia jego. Jakoż we dni kilka od stłuczenia czarownik umarł.
Próżności tej sztuki djabelskiej mniemanej doświadczył sam na sobie Agrippa. Ten w księdze o próżności nauk,[4] w rozdz. 48, tak mówi: „Wyznaję ze wstydem, iż, będąc młodym i płochym, napisałem trzy wielkie księgi O tajemnicach filozofji.[5] Cokolwiek złego przez to pismo uczyniłem, chcę na prawić tem mojem odwołaniem. Wielem zaiste, wiele i o! jak z wielką szkodą! stracił czasu na tych próżnościach szkaradnych, a ten tylko pożytek odniosłem, iż mogę być innym przykładem odrażającym od tej próżnej i szkodliwej nauki. Mówię tedy, iż ktokolwiek nie mocą boską ani jego prawdą, ale przez wzywanie djabłów i złych duchów chce wiedzieć i opowiadać przyszłe rzeczy, czynić sprawy dziwne, zaklinać szatanów, zamawiać choroby, jednać miłość, takowy popełnia bałwochwalstwo i, uganiając się za marnościami niknącemi będzie z Jannem i Mambre, z Symeonem czarnoksiężnikiem skazany na ogień prawdziwy i wieczny.“
Lecz silniej jeszcze przekonywa nas wiara o próżności tej sztuki. Wiara albowiem nas uczy, iż szatan nic czynić nie może bez pozwolenia boskiego. Mówić tedy, iż jest sztuka czy przymuszenia czy nakłonienia szatana do służenia ludziom, jest toż samo, co mówić, iż jest sztuka nakłonienia woli boskiej do dania pozwolenia albo dopuszczenia szatanowi służyć ludziom. To zaś który zdrowy rozum i pomyśli?
Trzeci fałszywy przydatek jest wielka powolność, którą przypisują szatanowi do służenia ludziom. Dosyć wynijść na rozstajne drogi, do lochu jakiego, do domu pustego, okręcić się w koło trzy razy, uczynić cyrkuł rózgą około siebie, zawołać hej, djabli! — aliżci zaraz hufcami z piekła pyszni duchowie wypadają, ubijając się jeden przed drugim do usługi. Do jakiejże usługi? Do budowania mostów[6], do wykucia w skałach drogi[7], do przygotowania potraw i niemi zastawiania stołów, do tworzenia wpośrzód zimy ogrodów, wabiących oczy pięknością, a smak nasycających najdelikatniejszemi owocami.
Co większa, podłych nawet usług nie zbraniają się, którzy Bogu, twórcy swemu powinnej posługi oddać nie chcieli: do zdejmowania butów, osobliwie podróżnym, do chędożenia koni, do wymiatania stajni, do służenia za kuchcików, do wykradania zboża, do wynoszenia wszelkiego plugawstwa i gnojów, lubo według pospólstwa niemasz nad gnój skuteczniejszego śrzodka do odpędzenia szatana.
Na jakież pieniądze zmawiają się? Za nic prawie. Zakopać w ziemi albo chować przy sobie ropuchę, sowę, chrabąszcza, kawał zbutwiałego obuwia, kilka włosów, kilka węzłów; uczynić gest jaki dziwacki; wymówić słowa dzikie, te osobliwie: Mies, Jequiet, Benedo, Efes, Douvima, Enitemaus, Barabba; wystrzelić strzałę; — oto kondycje i znaki, za daniem których szatani i z ołtarzów, na których u pogan pokłony i najdroższe ofiary odbierali, porzuciwszy, gotowi byliby stawać do usług.
Jakimże ludziom szatani tak są powolni? Najniecnotliwszym i najzłośliwszym. Pozwalaż Bóg, aby żądze i rozkazy ich tak były skuteczne? Trzeba wyznać iż pozwala, gdyż wiara uczy, iż szatan nic uczynić nie może bez pozwolenia boskiego. Więc pozwolenie boskie jest na zawołanie tak złośliwych ludzi? Któż to i pomyśli? Bóg nic nie czyni i nie dopuszcza, jedno na chwałę swoją; używa szatanów, ale albo na ukaranie złych, albo na doświadczenie sprawiedliwych. A jakaż stąd chwała byłaby Bogu, że ludzie złośliwi, mając powolnych sobie szatanów, mieliby okazję łacno wypełnienia złej woli swojej, którą się Bóg brzydzi, którą zakazuje, od której odwodzi? Przynęta to byłaby największa do złości. Bo jeżeli ludzie dla fraszek częstokroć odważają się na grzechy i piekło, o którem wiedzą, iż Bóg karze, o! jakoż daleko łacniej na nie odważyliby się dla nabycia mocy nad elementami, dla czynienia spraw dziwnych, dla zjednania sobie sławy, miłości, powagi dla zemszczenia się nad nieprzyjacielami, dla uniknięcia kary surowej u sądu świeckiego!
Co większa, jeśli szatan nie chce być posłusznym, może, mówią, czarownik dręczyć, piec, smażyć i przymusić szatana. Jakimże, pytam się, sposobem? Czy łajaniem? Szatan uszu nie ma. Czy kłuciem, biciem, smaganiem, pieczeniem? Szatana to jąć się nie może. Nie ma ani ciała ani zmysłów. Czy wymiataniem mu umowy uczynionej? Ojciec kłamstwa nie tak wielki skrupulat, aby drżał na samo wspomnienie niewierności. Częstokroć stawi się on nieposłusznym kapłanom, którym Bóg dał moc nad wszelkim szataństwem, a jakoż od czarowników, niewolników swoich, mógłby być przymuszonym?[8]
Wielki czarownik neapolitański, nazwany Conservator, drugi zaś nazwiskiem Trois Echelle Manceau, skazany na śmierć i uwolniony pod kondycją wydania innych, powiedział, iż w samem królestwie neapolitańskiem było ich więcej niż sto tysięcy (Boduinus, p. 7). Jeden, za Karola IX miany za największego czarownika, zeznał, iż w samym Paryżu było trzydzieści tysięcy (Journal d’Henri III). Mamyż zaraz takowym zeznaniom wierzyć? Owszem, powinniśmy nie wierzyć. Czytamy 5 Reg. 21, iż Manasses, król judzki, naczynił pythonów i namnożył wieszczków. Wszystkim że tym służyli szatani? Znać z wieszczków babilońskich, którzy Nabuchodonozorowi snu powiedzieć nie mogli, iż to byli oszustowie i łudzigroszowie. Ile razy ludzie sprawą szatana co czynili, zaraz ich Bóg przez sług swoich zawstydzał. Czarowników faraona — Mojżesz, Symona i Elimasa — apostołowie. Z tak wielkiej zaś liczby czarowników, po kątach tułających się, jaka chwała boska, jaki pożytek dusz? Bóg nieskończenie skłonniejszym jest do czynienia nam dobrze i wysłuchania naszych modlitw, niż szatan do szkodzenia ludziom. Przecież Bóg modlitw ludzi sprawiedliwych nawet, proszących o to, co jest złączono z chwałą Jego, ani zawsze ani zaraz wysłuchiwa, a ludzi złośliwych za pierwszem odezwaniem się wysłuchiwałby? i dawałby wolność szatanom im służenia? To rozumieć — nie jestże wyraźnie bluźnić Boga?
Jak wiele zaś z tego o powolności szatanów zdania wynika posądzania, z posądzania kłótni, nieprzyjaźni, zabójstwa, uciekania się do zabobonów i czarowników, których mocniejszego szatana mieć rozumieją! Nie tylko prości, ale też rozumni i bogobojni ludzie zdają się rozumieć, iż do tej materji nie ściągają się te przykazania Chrystusowe: Nie sądźcie a nie będziecie sądzeni. Choroba jaka nieuleczona opiera się lekarstwom, obiad weselny lub pogrzebowy, albo raczej obżarstwo, skazi żołądki, robactwo zniszczy pole lub ogrody, źle wyrobiona rola nic nie urodzi, wywinie się z nieochędóstwa albo od gorzałki kołtun, nałóg ciągnie kogo do karczmy, wynajdzie rzecz jaką nową, przyjdzie niespodzianie do fortuny,[9] — zaraz na złego człeka zwalają, a to nie tylko w powszechności, ale w osobności tej i tej osoby: roztrząsają jej mowy, gesta, chodzenie, wejrzenie, odzienie, we wszystkiem upatrują djabeistwo. Diaczegoż? Bo sąsiedzi o niej takie mniemanie mają, bo kilka razy dla słabości lub niedostatku obuwia w kościele nie była. Nie sąż to posądzenia równie nierozumne, jak dekret ów sędziów: lubo żadnych dowodów o tej osoby czarodziejstwach nie znaleźliśmy, przecież, że źle jej z oczu patrzy, na stos skazujemy.
Sama, mówią czasem, wyznała. Kiedyż? Na torturach. A gdzież prawda więcej cierpi, jeżeli nie na torturach? Długie doświadczenie nauczyło wielu sędziów teraźniejszego wieku, iż tortury nie służą do odkrycia prawdy, ale do zgubienia niewinnego słabego, a uwolnienia złoczyńców silnych i trwałych. Wyznała, rzekną, dobrowolnie. Łacniej nierównie rozum stracić mogła, niż szatana do usług dostać. A małoż mniemanych czarowników wyznało, iż tych i tych ludzi zabili, których przecie potem żywych znaleziono? Świadczy o jej złości wielu godnych świadków. W innych materjach, nie przechodzących bieg natury zwyczajny, świadectwo ludzi waży, lecz w rzeczach tak dziwnych, tak niezwyczajnych, jakie albo inni albo oni sobie przypisują, nie możemy wierzyć; chyba, żeby albo pokazali przywilej, iż ani skłamać ani omylić się nie mogą, albo żeby świadectwo swoje potwierdzili cudem jakim. Trzech, mówi jeden autor, widzieli tego człeka na wschodzie, trzech innych w godzinę na zachodzie. Nie jestże podobniejsza rzecz do prawdy, że dwunastu kłamie, jak że jeden we dwunastu godzinach przeleciał od wschodu na zachód? Przyzwoitsza i sprawiedliwsza rzecz jest sądzić, iż rozum tego świadka dla słabości umysłu i zmysłów wyruszył się z miejsca, jak że człowiek z ciałem i kośćmi na miotle wyleciał przez komin.
Czwarty odrażający od wierzenia czarom przydatek są znaki, z których poznają czarowników. Pospolicie ich pławiono. W Holandji, w mieście Oudewater, ważono, a to tylko cudzoziemców; którzy mniej ważyli, niż ciężar na drugiej szali położony, miani byli za czarowników. Nie było zaś żadnej wagi pewnej, uważano tylko na tyłowitość i, miarkując się nią na wejrzenie, kładziono tyle funtów, ile się komu podobało.
Według Bodyna, w Niemczech, gdy się chcą dowiedzieć, kto konia zaczarował, biorą, wnętrzności innego konia i, wniósłszy je do domu jakiego, nie drzwiami ale przez piwnicę z pod ziemi, palą. Naówczas czarownik taki ogień czuje w żołądku swoim, iż bieży do domu owego, gdzie co żywo porywa węgiel i zaraz ból ustaje. Jeżeli drzwi mu nie otwierają, takie ciemności, burza i pioruny w domu powstają, iż, unikając ruiny domu, muszą mu drzwi otwierać.
Według tegoż Bodyna, w Niemczech sędziowie chłopiąt w butach nowych, tłustością wieprzową namaszczonych, wprowadzają do kościoła, skąd czarownicy wynijść póty nie mogą, póki oni są, bez ich pozwolenia. Stawią też miotły u drzwi, rozumiejąc, że czarownik naówczas z izby wynijść nie może. Podczas buntu strzelców, po śmierci Fedora, brata Iwana i Piotra, w. carów, gdy strzelcy w Moskwie szukali Daniela Vangad, lekarza nadwornego, rodem z Holandji, napadli na syna, pytają się: gdzie ojciec? Odpowie: nie wiem; i zaraz zabity. Napadli na drugiego lekarza, niemca. Ty jesteś, wołali, lekarzem! Jeżeli nie otrułeś, cara naszego, bez wątpienia otrułeś wielu innych, a zatem godzien jesteś śmierci! I zaraz tę sentencję wykonali. Znalazłszy zaś Daniela Vangad, wlekli go przed pałac. Tam carówny, miłego i potrzebnego sobie starca chcąc uwolnić, i prosiły i świadczyły, iż on brata ich nie otruł. Lecz próżno! Buntownicy go w oczach ich rozsiekali, wołając: godzien tej kary, bo nie tylko lekarzem, ale i czarownikiem jest, ponieważ znaleźliśmy u niego ropuchę i skórę węża suszoną.
Szlachcic jeden w Polsce żalił się przed podróżnym kapłanem na czarowników we wsi swojej rozmnożonych. Skądże ich poznawał? Oto, mówił, w dzień nie słychać żadnego świerszcza, a skoro chłop na stróżę przyjdzie, zaraz w tym albo w owym kącie odzywa się. Lecz wynalazłem, przydawał, przeciwko nim ochronę. Nie mogę dla drżącej od starości ręki tak silnie uderzyć, aby się krwią zalał, więc, zwoławszy stróża, póty w nos młotkiem biję, aż się krew ukaże. Dowodził mu kapłan, niegodziwości i znaku i ochrony takowej od czarów, lecz on więcej wierzył swojej starości, niż kapłana w teologji biegłoki.
Mówią też pospolicie: ten człowiek ma pewne znamię na czele, na torturach nie płakał albo trzy tylko łezki wylał z oka prawego, djabła wyrzekając się nazywał barabaszem, nie mógł szkodzić sędziom i katowi, więc jest czarownikiem. Byćże może, aby sędziowie, ludzie do uszczęśliwienia narodu z pomiędzy gminu wybrani, wyroki swoje, a wyroki na śmierć i okrutne męki skazujące, fundowali na tak słabych, na tak obojętnych dowodach? Co mówię dowodach? Na tak wielkich bałamuctwach! Przywodzić takowe dowody na pokazanie, iż są czarownicy, nie jestże to przymuszać ludzi rozumnych do wierzenia, iż ich zgoła niemasz? Rozumniej nierównie, według swego o czarownikach zdania, takby wnosić mieli: gdyby ten człowiek był czarownikiem, szatan, stróż skarbów, uczyniłby go ważniejszym na szali, odmienionego w muchę, szczura etc. uwolniłby z więzienia, otworzyłby drzwi, pogruchotłby i potargał instrumenta katowni, katów w ręce w nogi zamieniłby wołowe, sędziów uczyniłby martwemi posągami etc. etc., a przynajmniej omamiłby i łapiących i strzegących swego czy przyjaciela czy sługę. Nic czyni tego, więc ten człowiek nie jest czarownikiem. Tak wnosić należy, bo któżby mu na potem służył, gdyby sług swoich w tak ciężkich opuszczał okolicznościach? Pewnie ten zły duch dlatego iż ma wiele rozumu, tak grube popełnia omyłki. Erault powiada, iż czarodziejstwo teraz grzechem i sztuką stało się samych nędznych i niedołężnych prostaków. Czarownicy są żebrakami, mówi powien autor, cóż tedy za pożytek odnoszą, służąc djabłu? Żyć w niedostatku wszystkich rzeczy, być w ustawicznej bojaźni złapania i tortur, umierać z głodu albo w okrutnych mękach i iść potem do piekła, — sąż to przynęty dla ludzi by też najzłośliwszych? Malebranchius de inquirenda veritate, lib. 2 culti, daje tę przyczynę, czemu we Francji czarowników niemasz prawie: bo wiele parlamenta nie karzą ich, luboby mogły, bo lubo nie są w rzeczy takiemi, ale są chęcią i złością. Nie mają, mówią, szatani mocy nad temi, którzy są w ręku sprawiedliwości. Jakiejże sprawiedliwości? Częstokroć albo kupionej albo przedażnej. Wyznaję, iż ma się czego lękać szatan tak szacownej świętości.
Piąty przypadek, odrażający od wierzenia powieściom o czarach i czarownikach są środki, których przeciwko nim używają, jakie są: nosić przy sobie trochę soli; albo pestkę daktylową wypolerowaną, albo cebulę; plunąć, ubierając się, w trzewik prawy albo na włosy, które czeszącym się wypadają, albo trzy razy na łono, moczyć ręce lub nogi w urynie, zawiesić na pleciach dzieci kawały zwierciadła stłuczonego, albo skórki lisiej lub owczej, albo, według Plinjusza, hyjeny z czoła, mieć żywe srebro w trzcinie, albo ziele nazwane po łacinie Bracchar, wypić wodę, w której czarownicy ręce myli, pożyczyć albo ukraść co od czarowników, używać wszelkiego rodzaju gnojów, których wstyd wymieniać zabrania, uderzyć czarownika, krew mu spuścić, ogolić go i inne czynić sprawy i nosić ochrony, które tylko komu nieroztropna bojaźń poda.
Lubo zaś każdy rozumny człowiek na same wymienienie poznaje próżność tych środków, aby jednak kogo nie zwiodła powaga zalecających, nie bez pożytku będzie spytać się, czemu te rzeczy sądzą być skuteczne przeciwko szatanowi? Czy dla mocy przyrodzonej czyli nadprzyrodzonej, to jest dla obietnicy od Boga uczynionej, iż tym, którzy ich używać będą, nie pozwoli aby szatan szkodził? Nie dla mocy nadprzyrodzonej, bo, aby nie była próżna, objawiłby Bóg o niej mężom apostolskim, gdyż ich używa do zawstydzenia i starcia mocy szatana, i kościołowi św., bo on, będąc uczynionym nauczycielem i pasterzem owczarni Chrystusowej, powinien wiedzieć o wszystkich sposobach i środkach rządzenia, bronienia i ratowania owieczek. Nie objawił zaś. Gdzie bowiem? kiedy? i przez kogo? Nadto Chrystus Pan użyłby ich do Sakramentów, które ustanowił; kościół zalecałby je miasto wody i olejów i innych rzeczy święconych, jako skuteczniejszych dla dwojakiej mocy: i danej im z natury, i uproszonej przez modlitwy kościelne; ojcowie teologowie i inni ludzie bogobojni używaliby ich. Nie zażywali zaś ani zażywają. Owszem, potępiają używających.

(Djabeł w swojej postaci II, 280—302).




  1. Baltazara Bekkera, kaznodziei w Amsterdamie, słynne dzieło „De betoverde Weereld“, Amsterdam 1691; przekład niemiecki: „Die bezauberte Welt“, Amsterdam 1693; przekład francuski: Amsterdam 1604.
  2. Naudé Gabriel. Apologie pour les grands hommes qui ont esté faussement soupconnez de magie. Paris 1625.
  3. Czytamy w księdze „De essentiis essentiarum,” fałszywie przypisanej św. Tomaszowi, iż Abel zamknął w kamieniu księgę mocy niebieskich, którą Hermes znalazł po potopie. Były czarodziejskie księgi, pod imieniem wydane Enocha, Raziela, Rafała, Abrahama, Salomona, św. Tomasza, Alberta Wielkiego, św. Hieronima, Owidjusza, Galiena.
  4. Przekład niemiecki: Agrippa von Nettesheim. Die Eitelkeit und Unsicherheit der Wissenschaften. 2 tomy. München 1912, bei Georg Müller.
  5. Przekład francuski: La philosophie occulte ou la magie. 2 tomy. Paris 1911, Bibliothèque Chacornac.
  6. Zdanie było powszechne prawie we Francji, iż w Avenionie, na rzece Rodanie most długości 2520, a szerokości więcej niż 16 stóp, wspierającej się na 26 arkadach, t. j. 19 większych a 7 mniejszych, był w momencie od szatanów zbudowany. Ukazywano mi w Czechach w Pradze kolumnę, którą z Rzymu szatan, jako rozumiano, przyniósłszy, a usłyszawszy kura piejącego, wypuścił i stłukł w tym samym kościele, do którego onej potrzebowano.
  7. Neapolitańczykowie rozumieli, iż góra Pausilippe była przekopana czarodziejstwem Wirgiljusza, lubo i tegoż czasu żyjący i dawniejsi od Wirgiljusza pisarze mówią o tej drodze, jako dawno pierwej uczynionej. (Baronius ad an. 1177.)
  8. Jakie podobieństwo, mówi jeden autor, iż skoro babsko swarliwe, głupie, mrukliwe, od starości drżące, wymruczy przez zęby spróchniałe słów kilka, albo skoro miotłę włoży między nogi, zaraz szatan jest obowiązany nieść ją przez komin, dokąd ona chce? że Bóg, którego wszechmocność rzadko nader dyspensuje w prawach natury, dopuszcza, aby ten nieprzyjaciel imienia jego gwałcił je codziennie? aby dla obrzydliwego mu i bezbożnego czarownika czynił te cuda, które z podziwieniem czytamy w życiu proroków, od Aniołów przeniesionych, a z których Herodotus szydzi, l. 4, w osobie Abarysa, o którym pogaństwo rozumiało, iż miasto Pegaza latał na strzale, którą według Jamblika c. 19, de vita Pyth., dał w podarunku Pytagoresowi.
  9. Jeden szlachcie w Normandji popadł w suspicję o czarodziejstwo dlatego, iż spojrzawszy na barometrum w pogodę, kazał grabić siano (Diction. Crit. i. 26). Roku 1611 de Vatan oskarżony o czarodziejstwo, że kazał drukować uwagi swoje na księgę Euklidesa, co tak przeraziło Genesta, którego on tego dzieła uczynił dozorcą, iż nie tylko uciekł z Paryża, ale też wkrótce umarł. Galiena w Rzymie miano za czarownika, iż w dwuch dniach zatamował krew przez otworzenie żyły i upuszczenie krwi. Lami pisze w swojej anatomji r. 1615, iż Blondel, sławny lekarz paryski, publicznie w szkołach nauczał, iż używający do lekarstwa chiny grzeszą śmiertelnie i mają tajemną zmowę z szatanem, gdyż ona służy wszystkim temperamentom, a po niejakim czasie choroba powraca, co jest charakterem uzdrowienia szatańskiego według wszystkich pisarzów. (Diction. Critic, 1, 605.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.