Wyspa grozy/3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyspa grozy |
Pochodzenie | Przygody Zagadkowego Człowieka
Nr 1 |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 11.1.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Pod wieczór z dala wyłoniła się wyspa. Można ją było zobaczyć z prawej burty. „Ptarmingan“ musiał pozostać na pełnym morzu, gdyż nie mógł się zakotwiczyć. Z wielkim trudem Harvey Dorrington, Ned Hobson i Alojzy Shattercromby, oraz kilku ludzi z załogi, przedostali się łodzią do brzegu.
Pożegnanie było krótkie. Aby nie okazać wzruszenia, Dorrington szybko odwrócił się od kapitana i swych dawnych towarzyszy wycieczek morskich.
Trzeba było dobrego humoru Mr. Shattercromby’ego, aby uniemożliwić wybuch rozpaczy młodego człowieka, który stracił wszystko i nadomiar złego zaplątał się w dziwną i niepokojącą przygodę.
Z za mgieł wynurzyła się Cat-rock w swej dzikiej okazałości.
Widać było jak na dłoni czarne, ostre skały porośnięte zielonymi i brązowymi wodorostami, atakowane bezustannie przez huczące fale.
Obok, na małej piaszczystej plaży, lśniła w promieniach słońca piana morska.
Cały krajobraz był tak ponury, że nawet marynarzami kierującymi łodzią, wstrząsnął dreszcz grozy. Tylko pogodny Mr. Shattercromby uznał to miejsce za czarujące.
Woda była już płytka i łódź utknęła na mieliźnie.
Na spotkanie wyszedł człowiek w długim gumowym płaszczu i marynarskiej czapce, z zapaloną latarnią w ręce i wymamrotał jakieś niewyraźne słowa:
— Panie... to ja Sulkey. Witam cię na twojej wyspie. A to są dwaj strażnicy: Mac Loggan i Pollock.
Mówił z trudnością, przyzwyczajony do swojej gwary i niemiłosiernie przekręcał angielskie wyrazy. Był to wysoki mężczyzna o twarzy ogorzałej od burz i wiatrów m orskich.
Tom Wills przyglądał mu się wyraźnie. Człowiek ten spodobał mu się od pierwszego wejrzenia. Po jego bokach stali Mac Loggan i Pollock. Kłaniali się niezręcznie zdejmując swe czapki.
Po chwili sześć osób, którzy jeszcze wczoraj nie znali się prawie, i których los złączył ze sobą na tej samotnej wyspie, szło teraz w milczeniu po przez dziki i zaniedbany teren. Za nimi słychać było uderzenia wioseł o wodę. Ostatnia nić łącząca Harveya Dorringtona ze światem cywilizowanym została zerwana. Sulkey szedł przed nimi świecąc latarką, aby go strzec przed wybojami i kałużami.
— Sprowadziłem na zamek małżonków Galban, rybaków z wybrzeża. Mąż będzie nas zaopatrywał w świeże ryby, a żona zajmie się gospodarstwem.
— Co słychać u „kobiety, która przyszła z morza“? — zapytał nagle Dorrington. Pytanie to paliło mu poprostu wargi.
— Siedzi sobie w kuchni przy ogniu i przygląda się Maggy oraz jej rondlom. Obawiam się, że od niej samej niczego się pan nie dowie.
Tymczasem z dala ukazały się trzy punkty świetlne.
— To są okna wielkiej komnaty zamkowej — objaśnił Sulkey. Kazałem tam palić od chwili, kiedy dowiedziałem się, że pan do nas przyjeżdża. Mam nadzieję, że będzie pan zadowolony z pobytu.
Z mroków nocy wyłoniły się wreszcie kontury zamku. Tu urodzili się przodkowie matki Harvey‘a. Byli to groźni piraci, którzy dyktowali swe prawa na morzu. Liczyli się z nim niegdyś nawet królowie. Nazwisko Duncanów żyło jeszcze w legendach.
Sulkey pchnął drewnianą bramę w szarym, kamiennym murze i uprzejmym gestem zaprosił do środka swego pana i jego towarzyszy.
Tom Wills (który dla wszystkich był Nedem Hobsonem) wszedł ostatni. Harry Dickson wysłał go naprzód. Nagle zatrzymał się i zwrócił się do Sulkeya.
— Czy to wasz pies tak wyje? — zapytał.
Strażnik przystanął.
— Pies, sir? Ależ my nie mamy psa. Nie ma w ogóle ani jednego psa na całej wyspie.
— Przecież słyszałem go przed chwilą!
— Czy pan myśli, że to był pies? — zapytał z niepokojem.
— No tak... zdawało mi się...
— To nie był pies.
— A jakież inne zwierzę mogłoby tak ponuro wyć? Czyś nie słyszał sam, Sulkey?
— Tak Sir, słyszałem również, ale wiem, że to nie jest pies! — odpowiedział strażnik wbijając przerażony wzrok w otaczającą go ciemność.
— Byłbym ciekaw poznać to dziwne stworzenie! — rzekł żartobliwie Ned Hobson.
— Byłoby lepiej nie poznawać go wcale, sir — odrzekł poważnie strażnik, jest to jeden z duchów, który nawiedza naszą wyspę!
Oddrzwia zamkowe były szeroko otwarte i przybysze znaleźli się w olbrzymim hall‘u oświetlonym świecami, pełnym migocących cieni które rzucały ponure refleksy na oręż i zbroje rozwieszone na ścianach.
Sulkey zapowiedział, że kolacja będzie niedługo gotowa. Tom Wills zauważył jednak niepokój na jego twarzy.
— Czyś znów ujrzał ducha?
— Diabła z Cat-rock? Już ja się z nim obliczę! Zetrę go na miazgę! — zauważył Shattercromby.
Strażnik zwrócił się do swego pana.
— Kobieta... — zaczął...
Harvey Dorrington dawno czekał na tę chwilę.
— Tak Sulkey, ale gdzie jest ta tajemnicza dama, ocalona przez was? Chciałbym wreszcie ją poznać.
Sulkey potrząsnął głową.
— Nie rozumiem co się stało. Ona nigdy prawie nie opuszcza zamku. Wiatr i morze napełniało ją zawsze strachem. Ilekroć ośmieliła się wyjść, robiła to z nieukrywaną niechęcią. Ona lubi tylko długie rozmyślania przy kominku. A dziś nie znaleźliśmy jej tam.
Na korytarzu rozległ się w tej chwili jakiś kobiecy głos:
— Lola! Lola!
— To właśnie Maggy szuka tej kobiety. Nazwała ją Lolą, gdyż przypomina jej portret jakiejś hiszpańskiej księżniczki ze starej ryciny. Imię zostało i obłąkana odpowiada na nie.
— Obłąkana... — wyszeptał ze smutkiem Dorrington.
Do sali weszła Maggy z wielkim półmiskiem wypełnionym po brzegi niesłychanej wielkości łososiem. Widok tego obfitego dania wprawił Mr.
Shattercromby w doskonały humor. Nabrał olbrzymią porcję i zajadał z apetytem.
Poza rybami inne możliwości gastronomiczne były niewielkie. Były wprawdzie króliki, które gnieździły się we wrzosowiskach, ale ponieważ odżywiały się wyschniętą trawą, nie były smaczne. Ptaki morskie wcale nie wchodziły w rachubę. Mimo to Mr. Shattercromby obgryzał z rozkoszą jakieś udko, a potem połknął jeszcze kilka tłustych ostryg, inni zadowolili się pieczoną kaczką. Kiedy podano wreszcie na deser konfitury i sucharki, Dorrington kazał przywołać Sulkeya i zapytał po raz wtóry:
— Gdzie jest Lola?
Strażnik chciał odpowiedzieć, że nic niestety nie wie, gdy przerwał mu nagle odgłos bieganiny, oraz dzikie okrzyki dolatujące z ciemnego wrzosowiska. Przez okno widać było światła pochodni.
— To są rybacy z wyspy, poza nami, jedyni mieszkańcy Cat-rock. Zdaje się, że przybyli tu wszyscy — rzekł Sulkey blednąc.
— Czego chcą? — zapytał Dorrington.
Sulkey uważnie nadsłuchiwał. Jego bladość powiększyła się.
— Krzyczą, aby wydać im diablicę z morza.
— Diablicę? Co to znaczy?
— Tak nazywają nieszczęsną Lolę. Twierdzą, że przynosi ona nieszczęście. Już nie poraz pierwszy grożą wrzuceniem jej do morza!
Hervey Dorrington wstał. W oczach jego ukazał się błysk gniewu.
— Jestem panem na tej wyspie! Chcę mówić z tymi ludźmi. Niech tu przyjdzie ich naczelnik! Ruszaj Sulkey! Po kilku minutach powrócił ze starym rybakiem.
— To jest Wrath — zaprezentował go Sulkey, — najstarszy rybak z Cat-rock.
— Wrath — rzekł zwracając się do marynarza — oto jest Sir Harvey Dorrington, nasz pan. Życzy on sobie, abyście opowiedzieli mu czego chcecie!
Rybak mówił doskonale po angielsku, czasem tylko wtrącał do rozmowy stare szkockie słowa.
— Widziano diablicę z morza jak z za skały przyglądała się przybyszom z Londynu i okrętowi, który ich przywiózł. Potem znaleziono martwego Glen-Glena... tak, jak innych z twarzą wykrzywioną z przestrachu. To sprawa tej diablicy. Postanowiliśmy wobec tego skończyć z nią raz na zawsze!
— A gdzie ona jest? — szybko zapytał Dorrington.
— Skryła się w jakiejś szczelinie i boi się wrócić na zamek, ponieważ nie jest jednak tak głupia, aby nie wiedzieć, co jej grozi, jeśli dostanie się w nasze ręce.
W tej samej chwili rozległ się rozdzierający krzyk.
— Znaleźli ją! — powiedział Wrath. Teraz Glen-Glen i inni zostaną pomszczeni!
Dorrington zerwał się i dał znak swym towarzyszom.
— Spieszmy przeszkodzić tym głupcom w popełnieniu potwornej zbrodni! — rozkazał.
Wypadł z komnaty, a za nim wybiegli również Tom i Shattercromby; Sulkey i reszta domowników tworzyli tylną straż. W świetle pochodni ujrzeli smutne i zniszczone twarze rybaków. Wynurzali się z mroków wymachując groźnie nożami.
Harvey Dorrington zbliżył się do ponurej grupy.
— To jest diablica! — zawył tłum. Ona sprowadziła demony na wyspę! Trzeba ją zabić albo w rzucić do morza! Powtórzył się rozpaczliwy krzyk, tym razem gdzieś blisko. Ujrzano smukłą postać biegnącą z całych sił w kierunku zamku, a za nią tłum miotający przekleństwa i grożący pałkami.
— Cofnąć się, albo będę strzelał! — zagroził Harvey. Zagrzmiała salwa. To Tom Wills i Shattercromby strzelili w powietrze. Ludzie cofnęli się przerażeni.
Tymczasem młoda kobieta uciekała, głośno krzycząc. Kiedy wbiegła do hall‘u zachwiała się i upadła w ramiona Harveya Dorringtona.
W tej samej chwili, rzucony z wielkim rozmachem kamień, uderzył go w czoło... Trysnęła krew.
— Zamknij drzwi Sulkey — rozkazał chłodno. Jutro już nie będzie tych drabów na wyspie. Ja tu jestem panem z dekretu królewskiego i ja ich stąd wypędzę! Podniósł z ziemi zemdloną kobietę i z największą ostrożnością zaniósł ją do sali jadalnej. Na twarz o zamkniętych oczach, padło światło jarzących się świec.
Tom Wills cofnął się bezwiednie. Nigdy jeszcze nie widział tak nierealnej, nieziemskiej piękności. Harvey Dorrington drżał, składając swój piękny ciężar na łożu pokrytym tygrysią skórą.
— Piękna dziewczyna! Tam do licha, piękna dziewczyna! — mruczał Shattercromby, chociaż zazwyczaj nie był czuły na wdzięki niewieście.
Nagle nieznajoma otworzyła oczy, rozejrzała się dokoła i na widok tylu przyjaznych twarzy, na ustach jej pojawił się uśmiech. Wdzięcznym ruchem przytuliła się do Harveya.
— Caro mio! — wyszeptała.
— Boże drogi! — wykrzyknęła Maggy. Po raz pierwszy przemówiła odkąd jest tutaj! To cud prawdziwy!
— Mówi po włosku! — odrzekł Shattercromby.
Młoda kobieta uniosła się na łokciu i długo spoglądała na swego zbawcę cudownymi, ciemnymi oczami. Widać było, że myśli nad czymś z wielkim wysiłkiem. Dwa razy otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, później zrozpaczonym wyrazem twarzy dała do zrozumienia że nie potrafi.
Po chwili westchnęła głęboko i z oczu jej popłynął strumień łez.
— Ona nigdy nie płakała! Nigdy! — wołała Maggy.
— Może te łzy ją uleczą! — rzekł zamyślony Tom.
— To się zobaczy! — — odpowiedział z namaszczeniem Alojzy.
Powoli piękna Lola złożyła głowę na ramieniu Dorringtona i zasnęła.
— Pozwólcie jej tak spać — prosił Harvey. Głos jego zdradzał niezwykłe napięcie.
Takie było spotkanie ostatniego, potomka panów na Cat-rock z kobietą, która „przyszła z morza“.