Wyspa grozy/4
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyspa grozy |
Pochodzenie | Przygody Zagadkowego Człowieka
Nr 1 |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 11.1.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Miłość uszlachetnia ludzkie serca. Kiedy nazajutrz Harvey Dorrington opatrzył swoją wczorajszą ranę i stwierdził, że nie jest zbyt groźna, oznajmił przy śniadaniu, że nic nie zrobi tym biedakom z wybrzeża. Kazał im podać do wiadomości przez Sulkeya, że przebacza im wspaniałomyślnie, ale jednocześnie zabrania im się zbliżać do zamku w promieniu jednej mili.
Mr. Shattercromby zdawał się nie pochwalać tego postępowania.
— Ci ludzie nie są więcej warci niż murzyni, a murzynów uczy się rozumu za pomocą kija. Gdyby to odemnie zależało, Mr. Dorrington, wypędziłbym ich z wyspy, choćbym miał użyć karabinów!
Tom Wills był innego zdania w tej sprawie i skłaniał się do postanowienia Harveya.
Lola śmiała się, jakby nie pamiętała o straszliwej wczorajszej przygodzie. Błędne oczy miała utkwione w próżnię. Widać było jednak, że zbawca cieszy się jej specjalnymi względami, gdyż co chwila brała jego rękę i powtarzała:
— Caro mio!
Shattercromby natychmiast został zamianowany nadwornym tłumaczem. Proszono go aby mówił po włosku do „kobiety, która przyszła z morza“.
— Hm, — rzekł z namysłem, nie mam pojęcia o czym z nią mówić. Nie umiem mówić miłych rzeczy kobietom. Ale spróbuję.
— Moja piękna, czy chciałabyś napić się czegokolwiek? Może trochę wina, albo whisky?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Lola poszła za ich przykładem, ale widać było, że nie rozumie, z czego się śmieje.
Nagle Alojzy wpadł na pewien pomysł.
— Poczekajcie drogie dzieci, będę mówił nazwy wielkich miast włoskich: Roma, Genua, Palermo, Venezzia, Napoli...
— Napoli! — powtórzyła Lola.
— Ładne miasto, — rzekł Shattercromby.
— Ładne, — powtórzyła młoda kobieta.
— Harvey! — zawołał nagle Tom Wills wskazując palcem Dorringtona.
— Harvey! Harvey! Harvey! — powtórzyła chwytając Dorringtona za ręce.
— Niech pan próbuje dalej, błagam pana Mr. Hobson! — szeptał Dorrington.
Shattercromby uniósł palec i wskazał na Lolę:
— A ty?
Zmarszczyła brwi i widać było że myśli z wysiłkiem.
— A ty? — powtórzył po włosku.
— Giovanna! krzyknęła nagle, a potem powtórzyła namiętnie: Harvey i Giovanna! Harvey i Giovanna.
Potem nagle zasnęła jakby zmęczona nadmiernym wysiłkiem. Opuściła łóżko dopiero po dwuch godzinach.
∗
∗ ∗ |
Trzeba sobie dobrze uprzytomnić sytuację, w jakiej znajdowali się mieszkańcy zamku na Cat-rock w sali jadalnej, po kolacji kiedy zdarzyło się to przerażające i tajemnicze wydarzenie.
Harvey Dorrington, szczęśliwy ponieważ Giovanna powoli odzyskiwała rozum, zaprosił wszystkich z zamku, dla uczczenia tego faktu. Giovanna siedziała na honorowym miejscu, po jej prawej stronie Harvey, po lewej zaś Tom. Przed nią z drugiej strony stołu Shattercromby, który przyjaznym ruchem wskazał krzesło Pollockowi. Sulkey razem z rybakiem Gallanem zajęli inny koniec stołu i siedzieli, tyłem do okna. Z drugiej strony, blisko drzwi znajdowała się Maggy Gallan. Mac Loggan zasiadł tuż za Tomem i długim kijem rozniecał płomień na kominku.
Shattercromby trwał w kontemplacji nad wielką wazą, do której wlał dwie butelki starego rumu, oraz wsypał funt trzciny cukrowej i korzenie.
Kiedy mieszanka była gotowa, zapalił zapałkę i zbliżył ją do wazy. W górę wystrzelił wysoki, błękitny płomień.
— Zgaście świece! — rozkazał Shattercromby.
Wielka sala była teraz oświetlona tylko reflektorami ognia płonącego na kominku, oraz bladym płomieniem palącego się rumu.
Jedynie sylwetki Harveya, Giovanny i Toma były widoczne w tym nikłym świetle, reszta została w cieniu.
Nagle rozległ się rozdzierający krzyk. Nad stołem ukazała się duża, sina ręka, uzbrojona w sztylet, na którego ostrzu załamywały się promienie światła. Jednocześnie zabrzmiał huk strzału.
Ręka zniknęła, Shattercromby ryczał jak zarzynany wieprz.
— Światło! Światło na Boga! — krzyczał Dorrington. Powstało zamieszanie. Słychać było trzask przewracanych mebli i odgłosy dzikiej bieganiny. Ciemność rozdarła w pewnej chwili wąska struga światła. To Tom Wills chodził dookoła z lampką elektryczną w ręku.
Pierwszą ujrzał Giovannę, która schroniła się w ramiona Harveya. Odwrócił się od nich z odrobiną niechęci. Następnie ujrzał jakieś ciało obok zagaszonego ogniska.
W chwilę później zapalono świece w kandelabrach. Tom jednym rzutem oka objął całą salę. Obok kominka leżał Mac’ Loggan. Struga krwi spływała z szyi przebitej sztyletem, który aż po ostrze tkwił w straszliwej ranie.
Biedny sługa leżał zupełnie nieruchomo i Tom zrozumiał że wszelka pomoc byłaby w tym wypadku zupełnie bezużyteczna.
Sulkey stał przy oknie, blady jak śmierć, z napół zamkniętymi oczami jakby obawiał się je otworzyć. Shattercromby siedział na krześle i toczył dokoła dzikim wzrokiem. Na jego prawym policzku widniała głęboka, krwawiąca rana.
— Chciałem złapać za rękę tego diabła, ale on we mnie uderzył sztyletem. Ale ja sobie z nim jeszcze poradzę! W głosie jego brak było jednak pewności siebie. Siedział na krześle jak przyśrubowany.
Drzwi były otwarte, z korytarza dolatywał płacz Maggy, klątwy Gallana i jęki Pollocka.
— Kto strzelał? — zapytał Tom. Czy to ty Shattercromby?
— Nie...
Nagle Tom Wills nachylił się; poczuł zapach spalenizny. Okazało się, że w marynarce jego jest wielka dziura. Wypalony materiał wskazywał na to, że cudem tylko ocalał.
Slatterromby zauważywszy jego zdumienie zapytał:
— W jakiej pozycji znajdowałeś się wówczas kiedy padł strzał?
Tom zastanowił się.
— Usłyszałem za sobą krzyk Mac’ Loggana i wstałem. W tym momencie huknął strzał.
— Harvey i Giovanna siedzieli cały czas nieruchomo. Widziałem ich ze swego miejsca doskonale, gdyż oświetlał ich blask padający z kominka. Oni są wyłączeni z wszelkich podejrzeń.
— Tak, — odparł Harvey głuchym głosem, — Giovanna krzycząc ze strachu rzuciła się ku mnie po ratunek.
— A może Mac’ Loggan strzelał? — zapytał Slatterromby.
— Niemożliwe. W tej chwili człowiek ten już nie żył. A zresztą nie widzę w jego rękach żadnej broni.
— Nie jesteśmy przecież detektywami — zażartował Alojzy.
— To prawda ironicznie potwierdził Tom Wills.
Harvey Dorrington delikatnie oswobodził się z objęć drżącej kobiety i oświadczył:
— Trzeba zawiadomić policję.
Sulkey westchnął głęboko. Wyglądał jakby obudził się z głębokiego snu.
Sir Dorrington, pan jako władca tej wyspy ma jednocześnie godność szefa policji. Będzie pan musiał zwołać jutro sąd złożony z mieszkańców tej
wyspy i on wyda wyrok. To wszystko, co trzeba zrobić. Prowadzenie śledztwa należy do pana. Cat-rock podlega specjalnemu prawu administracyjnemu. Prócz króla, nikomu pan nie musi zdawać sprawy ze swego postępowania. Takie są pańskie przywileje. Dowiedzieliśmy się o tym, kiedy objęliśmy straż na tej wyspie. Ale dotychczas nigdy nie zdarzały się zbrodnie na Cat-rock. Dopiero ostatnio grasują tu demony i złe duchy, z powodu których umierają ze strachu biedni ludzie. Niestety nie można ich sądzić!
Sulkey zmęczony tą długą przemową zamilkł i starł z czoła wielkie krople potu.
Nagle Giovanna która dotychczas siedziała cicho zerwała się z okrzykiem przerażenia i przycisnęła ręce do skroni.
— Harvey! Harvey! — krzyknęła z rozpaczą. Dorrington pobiegł natychmiast i ujął łagodnie za rękę.
— Uspokój się biedactwo... Nagle cofnął się. Na twarzy pięknej nieznajomej rysował się zupełnie inny, niż zwykle wyraz. Był to równocześnie ból, przestrach i jakieś dziwne rozradowanie.
Mówiła poprawną angielszczyzną, nieco jednak śpiewnie.
— Harvey, broń mnie... Oni są tam... Wracają... Ci czarni ludzie!..
— Boże! — krzyknął Harvey — strach przywrócił jej rozum!
Sulkey rzucił się do okna.
— Rybacy! Wrócili! Boże drogi, oni zupełnie powariowali! Co tam się stało? Diabeł! Popatrzcie! Diabeł z Cat-rock. Wszystkie spojrzenia skierowały poprzez szyby w ciemność, którą rozjaśniały tylko pochodnie i płonące głownie.
Z wrzosowiska uniosła się jakaś monstrualna postać. Robiła wrażenie wysokiego słupa płonącego białym ogniem. Straszna diabelska głowa, wychylająca się z całunu dotykającego chmur krzywiła się i groziła.
Tym razem Sulkey strzelił. Z wściekłością wyładował cały zapas kul, strzelając przez szybę. Tymczasem fantastyczna zjawa zniknęła w mrokach nocy.
∗
∗ ∗ |
Nazajutrz o świcie sąd złożony z rybaków, któremu przewodził Dorrington ustalił, że Mac‘ Loggan został zabity przez jakąś nieczystą siłę. I chociaż Harvey starał się sędziów przekonać, że nie mają racji, orzeczenia nie zmienili. W ten sposób sąd spełnił swoje zadanie i teraz Dorrington mógł według odwiecznego prawa Cat-rock, albo wznowić śledztwo, albo przejść nad tym do porządku dziennego.
Kiedy wszystko to zostało zaprotokułowane w starych aktach w których widniały dotychczas jeszcze zblakłe podpisy Duncanów, Wrath zwrócił się do Dorringtona:
— Panie, dwie nasze kobiety i wszystkie dzieci są chore ze strachu. Niedługo może pójdę śladami Glen-Glena i innych. Postanowiliśmy więc opuścić tę przeklętą wyspę. W południe podczas przypływu morza wypłyniemy na swych barkach i opuścimy Cat-Rock na zawsze! Zamieszkamy na wyspie Shore, nieco dalej, wysuniętej ku północy i tam będziemy się modlić za pana i za tych co zostaną na tej wyspie wyklętej przez Boga i opuszczonej przez ludzi.
W godzinach południowych, kiedy dął północny wiatr, rybacy opuścili na zawsze ziemię swoich przodków. Nawet małżonkowie Gallan przyłączyli się do nich; mimo próśb i obietnic Harveya Dorringtona.