Xiądz Faust/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Xiądz Faust |
Wydawca | „Książka“ |
Data wyd. | 1913 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tajemniczo boskim ekstatycznym jest wpływ ognia, buchającego z olchowych szczap na kominku!
Budzi się dawny Aryjczyk czy Sumeryjczyk, uginają się kolana przed bogiem ognia, który żywie w nas.
Najstarsza i najgłębsza msza, jaką odprawiał człowiek! magnetyzm rozlewający się po jestestwie naszym z tej Ofiary i Przemienienia — wprowadza nastrój świętości.
Komnata, w której był Piotr, składała się z kilku cel, w których usunięto ściany przedzielające; na suficie widać było jeszcze wręgi nieistniejących już murowanych ścian. Okna gotyckie — z witrażami, niektóre zakryte kotarą.
Mnóstwo ksiąg na półkach, ciągnących się wzdłuż wszystkich ścian — od podłogi aż hen po sufit; stół wielki zastawiony doniczkami begonji, księgami w starych skórzanych in foliach, tudzież cały warsztat pracy: rękopisy, nożyki, pióra gęsie i nowoczesne; ustawione chemikalja różne, retorty, lampki.
Zwieszały się ze ścian mchy podbiegunowe, nadzwyczajnym szatańskim rysunkiem straszyły skóry boów jawajskich, maski z Kambodża, Peru i Maori, tkaniny malowane, krisze zatrute, chińskie miecze katowskie. Zapalił mu ksiądz światło acetylenowe, zajrzał Piotr przez tubę mikroskopu i ujrzał przecudny rysunek tkanki. Ksiądz zajmował się badaniem choroby raka. Znać było tu wszędzie demonizm życia, oczy rozwarte na niezgłębioną otchłań, upodobanie w niebezpieczeństwach. Napisy przy skórach zwierząt głosiły, że były zdobyte przy odparciu napastników.
Na księgach napisy, drogie uchu Polaka: Waszyngton, Irkuck, miasto Kraków. Ale były i księgi z Bombaju — i Tokio. Widać, że ksiądz mieszkał długo na wielkim święcie i mozolnie zbierał swą bibljotekę.
Bibljoteka służyła głównie do badań religijnych, więc były tam dzieła o Chaldejach Smitha, Lassena Indje, Cumont’a badania poganizmu, Radlińskiego i Tyrrela modernizm; byli badacze jak Jeremias, Loisy, Chwolson, byli filozofowie dawni, jak Chryzyppus, Plato, Jamblichus, Hieraklit, Lucjan ze Samosaty, i średniowiecze Kuzona, Mirandoli, Kopernika, całe ściany zajęte przyrodą — Bill, Darwin, Lyell, Suess, Strasburger, Kerner. Wydania świętych ksiąg Wschodu i kilkaset tomów żywotów świętych przez Bollandystów; stosy pism naukowych, ezoterycznych — — — i nowi myśliciele jak Bergson, Poincaré, Sorel, Simmel, Driesch.
Z dzieł polskich zauważył Piotr, rozglądający się po tych cudach z wypiekami na twarzy — Bibliotheca fratrum polonorum, „O naśladowaniu Jezusa“ w pysznym tłumaczeniu polskim z XVI wieku i z minjaturami ręcznemi; literaturę emigracyjną z Mochnackim, i całą ścianę zajętą Rzewuskim, Kraszewskim, wieszczami, Norwidem, — byli pisarze po r. 63 i Młoda Polska. Teraz dopiero wyczuł Piotr bezmiar swej tęsknoty za wyrośnięciem wzwyż, za dokonaniem swego czynu i swej myśli...
Z siódmej klasy poszedł już do boju — i zamiast wtajemniczać się w misterjum chemji Mendelejewa — stanie się procesem chemicznego rozkładu w fosie przyfortecznej, zadeptany grubemi butami sołdatów. Z nienawiścią spojrzał na rozwartą Biblję, wziął do ręki największego z wrogów chrześcijaństwa Kelsosa, filozofa z II wieku po Chr, który potężniejsze wymierzył ciosy krzyżowi, niż Nietzsche w Antychryście. Przerzucał wzgardliwe zarzuty „temu tłumowi nieuków“ — wtym oczy jego padły na miejsce wielkiej ciszy, w którym jakby godziły się wszystkie kultury świata.
„Zaiste, jest tylko jedna droga dla dusz ku ziemi; od ziemi tam wzwyż — która idzie przez planety, jak o tym mówi Platon. Świadczą również misterja Mitry u Persów. Wyobrażenie dwu ruchów na niebie, planetarnego i gwiezdnego — oraz przejścia duszy przez takowe: schody z wysokiemi bramami, nad temi jeszcze drzwi ósme. Pierwsza brama jest z ołowiu, druga z cyny, trzecia ze spiżu, czwarta z żelaza, piąta z metalu mieszanego, szósta ze srebra, siódma zaś ze złota. Pierwsza przypisana Kronosowi, przez ołów znamionuje powolność tej gwiazdy; druga Afrodyty, porównana do niej jasnością i miękkością cyny; trzecia Zeusa — — „ze spiżowym progiem śmierci“; czwarta Hermesa, gdyż spełniając wszystkie prace, żelazo — jest giętkie i wytrwałe; piąta Aresa, z mieszaniny srogiej utworzona; szósta księżyca — srebrna, siódmym jest słońce, złoto naśladuje jego barwę. Przyczyna takiego podziału gwiazd jest częścią przyrodnicza, częścią muzykalna — którą teozofja Persów rozwija“.
Już nie mógł owładnąć sobą Piotr — zawarty dotąd za bramą z ołowiu — za bramą, dokąd wchodzi się młodzieńcem, a wychodzi starcem, nie poznał innych bram życia! Korzystając, iż ksiądz wyszedł zarządzić posiłek jemu i żandarmom, wszedł do drugiej komnaty, tam paliła się świeca.
Wzrok Piotra prześlizgnął się po portretach, lecz szczególniej zajął go obraz o ponurej grze fizjonomji: w sali oświeconej gromnicami stół, zastawiony kryształami i jadłem — cudna kobieta bawi się różą, zaś rozkochany w niej mężczyzna — przebija widmo sztyletem...
Mężczyzna w świetnym oficerskim mundurze papieskiej gwardji...
Wpatrzył się w twarz bladą, demoniczną mężczyzny — i zdało się mu, że jest to nikt inny, tylko sędziwy dziś gospodarz, lecz bez szpecącej go bruzdy nad nosem — z twarzą młodzieńczą, dumną, piękną, zmysłową...
Dalej były obrazy z powstania r. 63, portret pułkownika Sierakowskiego z napisem: Dla księdza Fausta. W kącie stała trumna, w niej skórzana poduszka i trochę siana, nakrytego prześcieradłem. Czyżby ksiądz istotnie tam sypiał?
Wtym usłyszał kroki księdza, i jak żak bojąc się kary, chciał uciec do bibljotecznej komnaty, ale się pohamował: owładnęła nim myśl ponura, zimna, jak wierzchołki Kaukazu nad burzliwą zaworą chmur. Wiała z otchłani jego duszy bezmierna nicość wszystkiego. Ksiądz wniósł na tacy czajnik z wodą gorącą i herbatą, duże szklanice, kawał niekrajanego chleba razowego, rzodkiew, sól i piękne jabłka.
— Oto wilja więzienna — rzekł — pozwól pan ją ze sobą podzielić. —
Z apetytu, z jakim jadł ksiądz ten skromny posiłek, widać było, że karmił się on sam zazwyczaj jeszcze skromniej. Jabłka były dla Piotra zawsze istną radością życia. Wpatrzył się w nie, myśląc o wierszu Słowackiego:
„I krwią mię Pan Bóg porównał z jabłonią,
która nie idzie prędko pod obłoki,
lecz ma ciężarny płód i słodkie soki“.
tak, on schodzący zbyt młodo do mogiły nie będzie niczym niższy od tych mędrców — wobec sprawiedliwości kosmicznej! gdyż jest tymże promieniem, który „W ciemnościach nie ginie“.
Ale zaczęła go dręczyć myśl, że ksiądz jest hipokrytą, kiedy, zdobywszy wierzchołki myśli, podtrzymuje w innych wiarę w ciemny i martwy kanon dogmatów...
Wyraził to mniej więcej oględnie.
— Pan myślisz, że burzami rozwierają się najgłębsze wrota, a może tam trzeba iść przez uspokojenie?
— Burzami czy mrówczą pracą, myślę — że wstyd jest dla obecnego kościoła polskiego, iż nie ma swoich myślicieli, którzyby rozbili stary mur — —
— I?
— Tedy odkryłoby się życie nowe.
— Hm... jak pan mogłeś zabijać, nie wierząc w nic?
— Miałem być Macochem, który zabijał, wierząc? Tak, nie wierzę w nic, prócz w mękę życia i w radość słońca.
— Umysł nie wyczerpuje życia naszych głębin.
— Nie chcę, nic chcę tych domniemanych głębin: tam jest atawizm dawnych przeżytych wierzeń. Niegodne wolności Prometeusza!
— Prometeusz! czyli myśliciel, który zaświatom wyrwał ich tajemnicę! —
Ksiądz zamilkł, Piotr zaś wpatrywał się w obraz.
— W upiory pan wierzysz?
— W upiory?
Piotr spojrzał na księdza, jak na maniaka. Ale postanowił uderzyć z otwartej karty.
— Tamta Hiszpanka na obrazie nie zdaje się być upiorem z innej planety!
— Hm. Filozofję swą tworzyłem z przeżyć. A ta Hiszpanka właśnie była upiorem. —
Ksiądz zasiadł głębiej w fotelu. Skłębione chmury, wycie huraganu, mrok i ten cudny ogień na kominku wyrażały oczom Piotra to, co wyczuwał jego duch — demoniczną wolność przestworzy nad górami życia!
Trwało długie milczenie.
Wsunął się kot ogromny, pręgowaty, jak pantera — musiał być bardzo zły, bo, zobaczywszy Piotra, zaczął parskać.
Wreszcie, postanowiwszy ignorować go, wskoczył na poręcz fotelu i ułożył się, jak poduszka, pod głową starca.
Ksiądz zaczął już wydmuchiwać popiół ze stambułki bursztynowej, ale ku grozie Piotra — nakładał nową porcję tytoniu. Podał mu jednak młodzian uprzejmie iskrę z pieca wyjętą — rękami okutemi w kajdany niosąc ogień!
Zaczął mówić ten, którego pułkownik Sierakowski nazwał księdzem Faustem.