Z dziejów powieści

<<< Dane tekstu >>>
Autor Teresa Prażmowska
Tytuł Z dziejów powieści
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Z DZIEJÓW POWIEŚCI.


W dobie młodości ludów, w ludu fantazji poczęta, w krainie słonecznego wschodu zrodzona, ucieczką była z objęć powszedniości, bawidełkiem od śmierci Szecherezady broniącem. Z państw a cudowności niewyczerpanem pomysłów płynąc źródłem, żeniła heraje z dziwożonami, ziemiankom tytany, a boginiom w objęcia rzucała potwory i gromy lub gienjusze z takiego małżeństwa zrodzone, cudotwórczą obdarzywszy mocą, kazała im głazy wskrzydlać, ptaki w skałę a bogi w bestje dzikie obracać, lub falę płynną stężać w kształt ludzki, co z oczu płomieniem, z ust wymowy ciska piorunem. Zaklęć czary, przeobrażeń cuda miała sobie za chleb powszedni i do syta nim nakarmiona wzrastała rozłożysta i krzepka, zwikłana a bujna, jak lianów podzwrotnikowych gąszcze.
Prawd przyrody, zarówno jak i prawd serca nieświadoma, oglądaniem się na prawdopodobieństwo niekrępowana; psychofzjo- ani patologji z imienia nawet nie znająca, bynajmniej się tem nie czuła upokorzoną. Posiadała świat swój własny, strzeżony przez Gryfy, Centaury, król-żmije i lisy-duchy, a nawet i przez tych jaskółek girlandy, co uśpione pod lodu zwierciadłem zimują, świat kryształowemi góry garbaty, lasem dziewic w laury przemienionych szumiący, umajony kwieciem paproci, listowiem pokrzywu i trójziela, oblany wodą mórz martwych, zaklętych jezior i śpiewających krynic, kędy gaszą pragnienie Anteusze i Wyrwibęby, Cyklopy i Sylfy, a przeglądają się Świtezianki, Syreny i Loreleye.
Szeptana u łoża młodych matek, wypoczywających po trudzie macierzyństwa, prawiona u wezgłowia zestarzałych wojowników, wrażana w pamięć chłopiąt, chciwie w dziwy jej zasłuchanych, przechodziła tak z pokolenia w pokolenie, żyła na ustach wszech ludów, coraz to niby inna, a zawsze jednakowo od prawdy daleka. Potwornie bajeczna i tej właśnie potworności urokiem zwycięska, schlebiała ona niegasnącym po wsze czasy w piersi ludzkiej tęsknicom za czemś innem, nieznanem, dalekiem, co ciągnie Kolumba, przez ocean a w kmiecej chacie siódmą górą i dziesiątą rzeką majaczy za czemś nadludzkiem i nieludzkiem, co nimfy straszy Satyrem a wiejskie dziewczęta latawcem, co ofiary pod wóz Jagernauta rzuca a Kupałę dorocznemi święci ogniami.
Mytem, Baśnią, wędrownych arjdów Rapsodem, indyjskich Kawyâs pieśniami, płynęła przez świat Powieść pierwotna, ulubiona Fikcji córa, z Poezją epopejami spokrewniona. Czarodziejka! Szarą prozę powszedniości w złocony kształt Ideału rzeźbiąca, oswobadzała twory z pod prawd stworzenia, rojeń i snów o nadprzyrodzonym świecie wymowną stawała się rzeczniczką, oraczom życia kołysanki nuciła wczasu chwilą. Czcicieli Brahmy, uczni Zoroastra nieprzepartym podbijała wdziękiem, przed oczyma wpatrzonych w gwiazdy magów chaldejskich bałamutnym błyskała meteorem, pod namiotem koczujących na pustyni Semitów, jak gość mile podejmowany bawiła, aż wreszcie z klasycznego gruntu Hellady polnym wyskoczywszy konikiem, rozbiegła się po Europie całej, wiodąc za sobą dziwotworów hufiec ogromny lud, któremu rodzicielką była i królową...
Na równinach brzegami Tanaisu rozesłanych, nad Istrem błękitnym, wśród mgieł co nad puszczami Germanji i nad Brytanją wisiały, na śnieżnym płaszczu Alp Gallijskich, na dalekich krańcach Iberji zdawało się, że przepadła gdzieś bez śladu... Zaćmiła ją powieść Ewangelji.
Cóż bowiem znaczyło tęcz jej i ogników migotanie wobec blasku, co bił od słońca „dobrej nowiny“, prawiącej o tym Galilejczyku, któremu świadectwo zwycięstwa Cezar Apostata krwią podpisał, i o tym krzyżu kalwaryjskim, hańby znaku, przed którym starły się w prochu korony?
Zamilkła więc poganka zawstydzona, trwożna i bytu swego niepewna, lecz tęsknotą wszech ludów przywołana, znów nieśmiało odezwała się w Legiendach. O! z jakąż rozkoszą piły podawany przez nią nektar rzesze, od tak dawna surową, choć wzniosłą prawdą karmione! jak się do niej garnęły narody zwycięzców i zwyciężonych, ludy, pogodzone u kolan złotoustej.
Wtedy dobrego już pewna przyjęcia do roboty się porwała przodownica... Z rozświtu dreszczów i znojnych razów południa, z szeptów boru i rytmicznego mórz huku, z kryształowej rzek antyfony i ros brylantowego różańca, ze srebrnej tarczy miesiąca i złotego komet warkocza, z wężów jadu i ptasiej rzeszy klejnotu, ze wszystkiego co grzmi, śpiewa, drży gwiazdą, deszczami iskier sypie, co ciemności tumanem się słania i z aksamitnych łon kwiatu w górę ku słońcu się pręży, snuć poczęła tkanki swej przędzy, rozwiewną a barwną i plątać ją w majaki wzorzyste, lotnym rojem na przestwory rzucone, widm zastępem na ród ludzki bijące...
Od niebios stropu aż po czeluście podziemne zaludniła świat koboldów i chochlików mrowiem, strzyg i rusałek orszakiem, a potem sięgnąwszy do niewyczerpanej skarbnicy swojej, wydobyła z niej Skaski odwieczne, Sagi stare i Spruchy i Favole i Romance, a żyć i poruszać kazała krwawym Nibelungom, dzielnym Golonda i Ladbroga towarzyszom, Lwa i Okrągłego stołu rycerzom, niewiernych Maurów i wawelskiego smoka pogromcom, św. Graala służebnikom, Reinekemu i Róży, całemu tłumowi postaci, którym wyobraźnia średnich wieków stosowną była piastunką. I szła tak przez dzieje wyśnionych mar korowodem, uśmiechniona lub groźna, rozmarzona lub swawolna, bezcielesnych ideałów orędowniczka lub rozwiązłości stugębna mistrzyni, czasem krwawa satyra rzeczywistości lub mglista jej apoteoza, fantastyczne o przeszłości bajanie lub na tle teraźniejszości osnuta alegorja.
Paszkwil czy panegiryk, parabola czy parodja, Romans rycerski czy nowella, „Don-Kiszot“ czy „Dekameron“, nigdy nie była powieść wiernym społeczeństwa obrazem, nigdy chwili bieżącej odbiciem, zawsze tylko rozbujałej wyobraźni igraszką i bezmyślnej ciekawości mamidłem, a często i trunkiem ognistym, co krew w kipiątek zamienia. Długo tak błądziła, długo, od ideału zarówno od rzeczywistości daleka, celu swego niepewna, zadania nieświadoma, a środkami nieumiejętnie władnąca. Kolejno moralności lub szałów zmysłowych nauczycielka, filozofująca doktrynerka albo pedantka sentymentalna, zwiastunką tylko była i zapowiedzią tej, której mistrz z Weimaru epopeją przykazał stać się „domową“.
Ale i wtedy jeszcze mrzonki i aspiracje za prawdę biorąc istotną, szkice i karykatury za podobiznę, ruń kiełkujących w niej przymiotów za gotowy już chleb doskonałości, długo najwłaściwszej dla siebie drogi szukała, nigdy znaleść nie mogąc „złotej miary“, co artystycznego piękna jest wspólniczką a prawdy podwaliną i rękojmią. Na przemian nużąco tendencyjna, lub ckliwie bezcelowa, zawrotnych sensacji szafarka, lub nudów kwintesencją usypiająca gaduła, nie prędko się nauczyła zwierciadłem być, co kształty prawdy do wymogów optyki estetycznej przystosowywa, nie odrazu pojąć zdołała, że kwiaty życia, czy to na niwie serca, czy na glebie codziennego bytu wyrosłe, przesadzać należy w kraj pod jej panowanie oddany, na stycznym punkcie ideału z rzeczywistością leżący, kędy nie rozłączne z prawdą piękno za towarzysza mieć jest godna.
U nas do kraju tego zdobyć już wejście potrafiła. Pamięcią przeszłości zapłodniona, duchem czasu brzemienna, mocarką w świecie słowa króluje, klejnotem jest cudnie przez myśl twórczą z „dokumentu ludzkiego“ wyrzezanym, gorejącym serdecznych ogni łuną...
Nad Gopłem „Starą Baśnią“, jak śpiewnem echem, pobrzmiewa, ponaddnieprzańskich równinach „Ogniem i mieczem“ z bojowym szumem przeciąga, „Nad Niemnem“ z pól i lasów, z ludzi i podań, z pamiątek i pragnień miłością spajanej mozaiki malowidła układa, prądami myśli tętniące, „Placówką“ na straży zagonu stawa, „Wnucząt“, „Rozbitków“, „Branek w jasyrze“ żałosne opowiada nam losy, „w Niziny“ schodzi społeczne, z „Uskokami“ na południe Słowiańszczyzny, z „Mirtalą“ nad Tybru wody sięga, z „Latarnikiem“ tułaczą dzieli dolę... Ideałów i walk społeczeństwa stawszy się wyrazem i obrazem życia, w tysiącznych jego przejawach odtworzeniem, — na powieść wyrosła Dzisiejszą!


Warszawa.Teresa Prażmowska (Wołowska).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teresa Prażmowska.