Z powodu zgonu Aleksandra Prejssa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Z powodu zgonu Aleksandra Prejssa |
Pochodzenie | Z ciężkich lat (Mowy) |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1905 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
W październiku 1901 r.
Grono krewnych i przyjaciół i garstka wyznawców Temidy odprowadziły w ubiegłą niedzielę zasłużonego prawnika, 80-cio letniego już starca, na miejsce wiecznego odpoczynku. Pozostała rodzina urządziła dla zgasłej głowy pogrzeb równie skromny i równie poważny, jak skromnym i poważnym był człowiek, który zamknął na zawsze powieki. Nad grobem nie było objawów hołdu ze strony społeczności, do której zmarły należał.
Po ukończeniu wydziału prawnego na uniwersytecie w Moskwie, ś. p. Aleksander Prejss w r. 1847 wstąpił na aplikacyę sądową. Wypadki polityczne, jakie wkrótce potem nastąpiły, nie ominęły go i siłą swego wiru porwały.
Po bolesnych przejściach dostał się na Syberyę do ciężkich robót, które zdawały się grozić zupełnem złamaniem życia. Jednakże przeniósł to wszystko, z manifestu cesarza Aleksandra II w r. 1857 powrócił do kraju i oddał się gorąco obowiązkom zawodu, szukając ukojenia i zadowolenia w sumiennem i pełnem zapału ich spełnianiu. Przechodził różne stopnie. Z początku był urzędnikiem sądowym, pomocnikiem radcy prawnego w rządzie gubernialnym, podpisarzem sądu kryminalnego, podpisarzem sądu apellacyjnego, później został adwokatem i obrońcą przy senacie, z kolei przeszedł na rejenturę, aby wreszcie w r. 1877 wejść na urząd sekretarza wydziału hipotecznego ziemskiego w Warszawie. Niezależnie od tego pisywał rozprawy prawne, które drukował w Gazecie Sądowej.
Na każdem stanowisku wyciskał piętno nieposzlakowanej prawości i niezłomności charakteru obok mrówczej pracy.
W hipotece warszawskiej stworzył wzorowy ład i porządek. Prowadził kancelaryę hipoteczną ręką silną i energiczną, a bezgranicznie bezinteresowną i czystą. Otoczenie się dziwiło, gdy nie pozwolił przekroczyć o grosz taksy z r. 1819, zgoła nieodpowiedniej i anachronicznej, ale niezłomny człowiek nie zachwiał się i ani na jotę z wytkniętej drogi nie zboczył. Był to urzędnik w całem znaczeniu tego wyrazu dzielny, a przytem skromny nad wszelką miarę, prawdziwy sługa społeczeństwa, dla dobra którego stanowisko piastował. A kiedy po kilkunastoletniem kierownictwie hipoteką zaproponowano mu nieodpowiedniego do potrzeb biura kandydata na pomocnika, wziął dymisyę, nie chcąc odstąpić na krok od zasad i godzić się z tem, co szkodę dla ukochanej przez niego hipoteki przynieść mogło.
Zbliżeni do hipoteki w uczczeniu cnoty i charakteru złożyli mu w upominku księgę wieczystą pamięci, która swą nazwą przypominała księgi, z któremi nieboszczyk tyle miał do czynienia, a we wnętrzu mieściła podobizny oddanych mu wielbicieli i przyjaciół.
Z owoców wieloletniej pracy pozostała mu niewielka posesya przy ulicy Oboźnej. W niej zamknięty, wśród najskromniejszych warunków, ostatnie lata przepędził i żywota dokonał.
W osobie jego schodzi do grobu szczery druh i współtowarzysz ciężkich chwil życia zmarłego przed czterema laty Henryka Krajewskiego, z którym go nietylko wspólność losów, ale i podobieństwo charakteru łączyło. W osobie jego schodzi do grobu serdeczny przyjaciel ś. p. Józefa Karpińskiego, znanego wśród prawnictwa zbieracza orzeczeń sądowych.
Tracimy w nim przedstawiciela starszego pokolenia prawniczego, które prawie położyło się już do grobu, unosząc ze sobą tyle pouczających wrażeń i tyle wzruszających wspomnień!
A teraz jeszcze jedna uwaga.
Kiedy ubywa z grona żywych człowiek, który swoją postacią przypominał czasy dawniejsze, w każdem sercu budzi się zastanowienie, uczucie żalu popycha w stronę świeżej mogiły, dla pożegnania się z tem, co było cenne i drogie. Ludzie się gromadzą, skupieni niewidzialną siłą, nad zwłokami westchną i cichą modlitwę w odległą dal prześlą. Jest to zjawisko naturalne i konieczne, bo wynika z potrzeby zdrowych dusz i natur.
Niestety wydarzyło się co innego!
Wśród pięknej pogody w dzień niedzielny ruszył kondukt pogrzebowy, ale poza trumną oprócz rodziny znalazło się zaledwie paru urzędników sądowych, kilku rejentów i garstka szlachetniejszej braci adwokackiej. Ogół prawniczy, ogół miejscowej adwokatury pozostał poza wzruszeniem chwili, udziału w smutnym obrzędzie nie przyjął, z młodszego pokolenia nie było prawie nikogo, z prowincyi nie przybył nikt zgoła. Czyżby prawdziwa cnota i wspomnienia przeszłości miały już tracić na znaczeniu?...
Nie mogę tego przypuścić, byłoby to zbyt bolesne, przypisuję tę nieobecność zbiegowi nieprzyjaznych okoliczności.
Cześć pamięci zmarłego!