Zaloty (Zabłocki, 1919)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Zabłocki
Tytuł Zaloty
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FRANCISZEK ZABŁOCKI.
ZALOTY.
(Z KOMEDJI „FIRCYK W ZALOTACH“).
FIRCYK.

A! moja podstolina! cóż to za odmiana?
Co widzę? takeś mi dziś gustownie odziana,
Te kwiatki, te kosztowne fraszki, te trzęsidła?
Niech mi się godzi spytać, na kogo są sidła?

PODSTOLINA.

Pewnie nie na waćpana.

FIRCYK.

Pozwól, że nie wierzę.
Cóż ma znaczyć to śmierci ze światem przymierze?
Ta żałoba, z jasnemi zgodzona kolory?
Ten włos, gwoli zwycięstwom utrefion w kędziory?
Te oczy, na serc zapał dane od natury,
Pełne zmyślonej buty, pełne ciężkiej chmury,
Któremi, mimo przymus, przez skryte tajniki
Serce miękkie, nie umysł znać się daje dziki?
Co znaczy to zmieszanie wstydu i rzewności?
Łagodności i grozy, męstwa i słabości?
Wszystko to tysiąc wdzięków jedna twej osobie;
Stokroć ci jednak będzie lepiej nie w żałobie.

PODSTOLINA (udając gniewną).

Pókiż to tych waćpana żartów i swawoli?
Nie widzę w nich ni piętna dowcipu, ni soli;
Nie ten, mospanie! z naszą płcią zabaw gatunek
Jedna wam przywiązanie, względy i szacunek;
Zamiast, cobyś pokorny, powolny i cichy,
Miał szukać wzajemności, idziesz drogą pychy...
Porzuć waćpan tę miłość własną, te obcesy,
Te śmiałe z pokrzywdzeniem płci naszej karesy;
Służ, nadskakuj i bój się i wahaj w nadziei:
Te są drogi do serca, tem się miłość klei.
Na to mało lat dziesięć, nie, żeby w momencie...

FIRCYK (przerywając bardzo prędko).

Prawda, sam to czytałem w starym testamencie...
Co więcej powiem, dziesięć lat nie będzie wiele,
Kiedy Jakób czternaście służył za Rachelę;
Ale to, podstolino! stara czasów data;
Inne były zwyczaje, inna postać świata;
Ludzie wtenczas po trzysta lat żyli z okładem;
Jakże nam można teraz pójść za ich przykładem?
Ale, ale, a propos, pani mi mówiła,
Że ja nudzę, że moja bytność tu nie miła...
Jakże to się z zamiarem zgodzi lat dziesięci?
Jednak chcę się stósować do waćpani chęci;
Ale radzę, żeby to mnogło być wygodniej,
Zredukujmy lat dziesięć na kilka tygodni;
Albo też, żeby jeszcze rachować dokładniej,
Po co czekać lat dziesięć? zróbmy to za dwa dni.
Wszak, gdy komu tak miłość, jak mnie, się nie darzy,
Inny bieg czasów, inny pomiar kalendarzy,
Z chwil miesiące, dni z godzin, lata idą ze dni;
Tak na czas utyskują kochankowie biedni!...

(Podstolina się uśmiecha).

Cóż znaczy ten wzrok pani, do śmiechu skłoniony?

PODSTOLINA (śmiejąc się).

Czy podobna się nie śmiać na takie androny?
Ja, co mówię z waćpanem, mówię mu doprawdy.
Waćpana odpowiedzi żartami tchną zawdy;
Starościcu! nie te ma miłość charaktery,
Nie tak z swoją kochanką idzie amant szczery;
Kto kocha, ten się stara z swym nie dzielić celem,
Być jego naśladowcą, mieć go swym modelem,
Mieć te same myślenia, też czucia sposoby,
Zgoła jedną naturą dwie złączyć osoby.
Ale proszę nie myśleć, aby te przestrogi
Miały się do mnie ściągać, mój mospanie drogi!
Jeżeli lat dziesięci uczyniłam wzmiankę
Obojętnie, bądź jaką rozumiem kochankę,

Chcąc przez to w nim uniżyć uprzedzenie mylne,
Dla kobiet pełne wzgardy, dla siebie przychylne;
Nie takes niebezpieczny; nie tak bardzo na twe
Ofiary czucia moje możesz znaleść łatwe —
I jeźli jaka w mojej duszy jest odmiana,
To ta chyba, że mam gniew słuszny do waćpana
Za tę jego zuchwałość, za to niepotrzebne,
Jakobym cię kochała, myślenie pochlebne,
Za te zimne umizgi, te ofiary płonne,
To serce obojętne, słowa obustronne,
Które nie czułość duszy, nie umysł otwarty,
Ale nieprzyzwoite oznaczają żarty.

FIRCYK.

Czyż można tak tłómaczyć! żarty nie są drwiny,
Respekt pierwszy jest u mnie wzgląd dla podstoliny
I, jeźli co się żartem z moją panią mówi,
Folguję tem skromności, twojemu wstydowi,
Ażebyś — bez jawnego swej niewoli piętna —
Brała więzy serdeczne jak gdyby niechętna;
Żarty są moje groty, żarty me oręże,
Z tą bronią, jeźli wygram, jeżeli zwyciężę,
Tryumf mój będzie słodki bez strony skrzywdzenia;
Mam wszystko od uśmiechu, nic od zawstydzenia!
Kto tak kocha, zda mi się delikatnie kocha.

PODSTOLINA.

U mnie zaś taka miłość lekka jest i płocha;
Serce, które prawdziwie swoje więzy czuje,
Tyle zna miłość ważną, że z niej nie żartuje;
Owszem, nią zaprzątnione, nią całe przejęte,
Czci ją tylko westchnieniem, jako bóstwo święte.

FIRCYK.

Czy tak? nic łatwiejszego; wkrótce się odmienię,
Kończę żarty, i nudne zaczynam wielbienie.
Masz mnie, pani! dla siebie odtąd hołdowniczym,
Lecz, gdy stracę wesołość, zostanę przy niczem...

Ten tylko miałem w resztkach majątek na zbycie;
Żądasz więcej? mam jeszcze krew w żyłach, mam życie;
Lać ją będę do kropli; ważę się na wszytkie
Razy śmierci, harmaty, spisy, kordy płytkie...
Niech będę postrzelany, skłuty, stratowany,
Dość szczęśliwy, jeżeli od ciebie kochany!..
Aha! panię to nudzi?

PODSTOLINA.
Bynajmniej.
FIRCYK (zawsze tonem mocnym).

Niestety!
Kiedyż? kiedyż mojego szczęścia dojdę mety!
Kiedy głos mój, usłyszan, z ludzkości wyzute
Tknie twoje serce, z twardej skały kute!
Kiedy, patrząc na moje: rzewność i rozpacze,
Wzruszysz się, sroga! dla mnie litością?!

PODSTOLINA (domyślając się w tem afektacji, z gniewem).

Zobaczę;
Tymczasem proszę przestać. Nie dzieckom, mospanie!
Wiem, żeś wilk, w miękkie wełny przebrany baranie,
Znam, co prawda rzetelna, znam, co jest obłuda.
Do Warszawy płeć zwodzić, na wsi się nie uda.

FIRCYK.

Przebóg! co za dziwactwo! jakiemiż sposoby
Mam mówić? jakie odtąd serca dawać proby?
Wesoły urażałem; teraz, gdy szalony
W wysokie zachwycenia przechodziłem tony,
Kiedy chcę krwią szafować, iść samej wbrew śmierci,
Mówią, żem przyodziany wilk w baranie sierci.
Darmo... widzę dla siebie nieprzyjazne nieba...
Gdzie nie można przeskoczyć, tam podleżć potrzeba;
Los cię srogi na zawsze odemnie oddala,
Szczęśliwego zapewne lubiącą rywala;
Nie taj się, wyznaj szczerze, jakeś zacna dama.

PODSTOLINA.

Może, że waćpan zgadłeś.

FIRCYK.

Przyznajesz to sama?
Więc po mojej nadziei, zakończyłem rolę,
Mam być przykrym dla pani, oddalić się wolę.

(chce odchodzić).
PODSTOLINA.

Gdzież waćpan idziesz?

FIRCYK.

Stały w każdej szczęścia dobie,
Gdy ty myślisz o innym, ja myślę o tobie.

(odchodzi z miną żwawą).
(1781)[1].





  1. Zaloty. Z najlepszej komedji Zabłockiego: „Fircyk w zalotach“, (w treści opartej zresztą na wzorach francuskich). Fircyk, starościc, zjechał na wieś, do przyjaciela swego, Arysta, by uzyskać rękę jego siostry, młodej wdowy po pewnym podstolim.
    Karesy — pieszczoty, tutaj: przymilanie się: à propos — właśnie, przy sposobności; androny — brednie; bądź jaką — jaką bądź, na twe ofiary — na twe ofiarowanie się, propozycje: słowa obustronne — dwuznaczne; respekt (z łaciń.) — szacunek; kordy — pałasze; afektacji — udawania.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Zabłocki.