Starościny z Szarmantckim rozmowa o miłości

<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Ursyn Niemcewicz
Tytuł Starościny z Szarmantckim rozmowa o miłości
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
JULJAN URSYN NIEMCEWICZ.
STAROŚCINY Z SZARMANTCKIM
ROZMOWA O MIŁOŚCI.
(Z „POWROTU POSŁA“.)
SZARMANTCKI.

Te łzy, te rozpacze
Porzuć, proszę, bo ja się prawdziwie rozpłaczę!

STAROŚCINA.

Comme vous êtes bon, honnête! jak masz duszę tkliwę!
Ty jeden cieszyć możesz serca nieszczęśliwe.

SZARMANTCKI.

Wszystkiego mi się zwierzyć możesz poufale;
Zdawna widzę, że smutek, ciężkie jakieś żale,
Struły życie waćpani: ustawnieś stroskana.

STAROŚCINA.

Twarz waćpana otwarta, dyskrecja tak znana
Ufność we mnie wzbudzają: wszystko mu odkryję:
Widzisz, w jakich supirach i tęsknocie żyję.
Une perte cruelle, o Boże! W kwiecie mej młodości
Kochałam szambelana, cud doskonałości!
Quelle figure et quels talents! jak cudnie walcował!
Jakie fraki, halsztuki! ach, jak się fryzował!

Ja, co zawsze nad względy miłość mą przekładam,
Mimo rodziców, chciałam z nim uciec od madam,
Złączyć się z mym idolem; kiedy Parki srogie
Przecięły nożyczkami dni jego tak drogie! (płacze).

SZARMANTCKI.

O żale! o rozpacze! o dniu nader smutny!

STAROŚCINA.

Nie wiesz jeszcze, przez jaki przypadek okrutny!
(Wyjmuje z kieszeni pulares atłasowy i z niego papier)
Oto wierszopis jeden, znany z swej czułości,
Podał go rymy swemi do nieśmiertelności.
Ja nie mam siły sama mówić o tej zgubie.

SZARMANTCKI.

Przeczytam, bo ja bardzo smutne wiersze lubię. (Czyta)

ELEGJA NA ŚMIERĆ SZAMBELANA.

„Płaczcie, małe Amorki! płaczcie, Alcyjony!
Szambelan już nie żyje, szambelan zgubiony;
A z nim zniknęły wdzięki, młodość i rozkosze.
Uciszcie się, Zefiry! Zgon jego ja głoszę.“

STAROŚCINA.

Jak to czule pisano! O gorzkie wspomnienie!

SZARMANTCKI.

„Febus, dnia tego mgliste rzucając promienic,
Ojciec wiecznej światłości, czynów naszych świadek,
Zapłakany przeglądał nieszczęsny przypadek.“

STAROŚCINA.

Ach! czemuś go nie przestrzegł, mieszkający w niebie,
O ty nielitościwy, o okrutny Febie!?

SZARMANTCKI.

Gdy szambelan do butów srebrne przypiął kolce
I przed ganek zajechać kazał karyjolce,
Wskoczył na powóz świetny i wprędce podane

Chwycił, jak od niechcenia, lejce, srebrem tkane,
I bicz angielski, giętki, długi, trzaskający;
Tak, podobny do bogów, w powozie stojący,
Przelatywał ulice wśród przepysznych gmachów,
Sięgając prawie głową latarni i dachów.
Leciał: bystre bieguny nieścignione okiem,
Okrywały go gęstym kurzawym obłokiem,
Zbiegały się do okna panny i mężatki,
Widzieć ten cel swych życzeń, widzieć ten cud rzadki;
Szczęśliwa! którą spostrzegł i uchylił głowy.
Już był biegu swojego dopełnił połowy,
Kiedy o ostry kamień koło rozpędzone
Uderza, pęka, powóz, schylony na stronę
Wyrzuca Szambelana; pada i umiera...
Napróżno zbroczonego stangret z krwi obciera,
Już nie żył, taka była srogich bogów wola!
Amorki, duszę jego w Elizejskie pola
Przeniósłszy, postawiły między Adonisem,
Dydoną, Eurydyką i pięknym Parysem.
Równie świeży jak róża, żył tyle, co ona!
O strato równie ciężka, jak nienagrodzona!
Nigdy więcej na świecie drugi nie powstanie,
Równie piękny młodzieniec jak ty, Szambelanie!
W cóż się teraz obrócą piękne twoje sprzączki,
Konie, fraki, łańcuszki i złote obrączki?
Ach w cóż się twoja czuła kochanka obróci!
Smutek, żałość i rozpacz życia jej ukróci.
Fatalna karyjolko, ja będę przeklinał
Dzień nieszczęsny, gdzie Dangiel robić cię zaczynał.
Płaczcie, małe Amorki, płaczcie, Alcyjony!
Szambelan już nie żyje, Szambelan zgubiony!“

SZARMANTCKI z rozrzewnieniem.

Ach, co za czułe wiersze! żal mi serce ściska.
I chociaż ten przypabek nie tyka mię zblizka,
Smutny będę przez tydzień.

STAROŚCINA.

Ja zaś całe życie
W plętach i gorzkich żalach trawić będę skrycie.
O vous ombre cherie! (płacze).

SZARMANTCKI.

Czemuż nieba zagniewane
Złączyć nie dozwoliły serca tak dobrane?

STAROŚCINA.

Tą śmiercią omylona w najtkliwszym wyborze,
Le reste de mes jours chciałam przepędzić w klasztorze!
I zostać bernardynką. Rodziców rozkazy
Nowe sercu mojemu poczyniły razy,
Łącząc mię malgré moi z dziwacznym człowiekiem,
Co się nie zgadza ze mną ni gustem ni wiekiem;
Który nawet wyrazów moich nie rozumie,
Co się attandryssować ni jęczeć nie umie:
I kiedy ja w najtkliwszem jestem rozkwileniu,
On przychodzi mi gadać o życie, jęczmieniu,
O fryjorze do Gdańska!

SZARMANTCKI.

A, to rzecz nieznośna!
I cierpi na to dusza prawdziwie miłośna!
Delikatnej czułości waćpaniś jest wzorem...
Ach! czemuż Starościanka nie idzie jej torem?

STAROŚCINA.

Jakże panna Teresa Waćpana znajduje?

SZARMANTCKI.

Kocha mię, ale tego nie dość pokazuje;
Podkomorzyc ją także pono bałamuci.

STAROŚCINA.

Bądź waćpan pewien, że się konkurencya skróci,
En vain podkomorzyna krząta się i swata:
Córki naszej nie damy nigdy za sensata.

SZARMANTCKI.

Zamiast romansów, w których czułość i zabawa,

Onby jej kazał czytać volumina prawa.

STAROŚCINA.

Zanudziłby ją na śmierć; tego nie ścierpiemy;
I ja i mąż mój nawet waćpana życzemy.

SZARMANTCKI.
(klękając z zmyślonym zapałem).

Wszechmocne nieba, coście dały jednę duszę,
Bym nieszczęsnej czułości ponosił katusze,
Dajcie drugą, bym znieść mógł rozkosz niepojętę!“

STAROŚCINA.

Ach! wszak to słowa, z „Nowej Heloisy“ wzięte!
Jak szczęśliwieś przytoczył! Takiego kochanka
En vérité nie warta zimna starościanka.
Mais bientôt ma tu nadejść mąż mój uprzykrzony,
Chcę z nim pomówić; waćpan bądź już zapewniony,
że koniec położymy czułej jego męce,
Że Teresa już jego.

SZARMANTCKI.

W waćpani ja ręce
Składam me losy, czucia i ogień ukryty. (odchodzi).

STAROŚCINA. (sama)

O ciel! Co to będzie za mąż wyśmienity!
Je suis fière de mon choix i wielbię niebiosy.
Zaraz mu starościanka musi dać swe włosy:
W czułych tandresach słodkie te serca daniny
Więcej są warte, niż te głupie zaręczyny.

(po chwili zamyślenia).

Ils sont passés pour moi te chwile miłośne,
Zostały się cyprysy i ciernie nieznośne.
Dni moje pełne smutku i pełne żałoby.
Z tobą ja, Jungu! mieszkać będę między groby.

(Dobywa „Nocy“ Junga i czyta, przerywa czytanie i woła)

O Jungu! twoja córka, twa córka kochana
Nigdy nie była warta mego szambelana!

(1790)[1].





  1. Starościny z Szarmanckim rozmowa o miłości. O komedji „Powrót posła“ patrz: objaśn. do str. 145. Scena ta jest ironicznym dwugłosem niby na cześć przesadnej romansowości według ówczesnych manjer francuskich. Starościna nawet w mowie napół sfrancuziała.
    Szarmantcki — nazwisko to utworzone z francuskiego słowa „charmant“, znaczącego: zgrabny, ugrzeczniony, salonowiec.
    Comme vous i t. d. jakże pan dobry i szlachetny!; dyskrecja tak znana — w poprzedzającej scenie pokazywał Szarmantcki koledze listy i fotografje swoich kochanek i czynił o nich ubliżające wynurzenia!: w supirach — (z franc.) w westchnieniach: une perte cruelle — strata okrutna; quelle figure i t. d. — jaką miał figurę a jakie zdolności: halsztuki — chusteczki na szyję (według ówczesnej mody); od madam — od guwernantki, opiekunki; z idolem — z bóstwem: Parki — boginie życia i śmierci (śmierć), z których trzecia przecinała nić żywota ludzkiego; Alcyjony — gwiazdy z konstelacji „Plejady“: karyjolce — powozikowi; w Elizejskie pola — miejsce pobytu dusz po śmierci (mitologja starożytna grec.); Dydona — królowa kartagińska, zabiła się z rozpaczy miłosnej; Eurydyka — ukochana żona poety Orfeusza, której poszedł szukać w świecie umarłych; Parys — królewicz trojański, który porwał Helenę (Iljada); fatalna — nieszczęsna: Dangiel — ówczesny (za Stan. Aug.) fabrykant powozów w Warszawie: w plętach (z francus.) — w żalach, w skargach: vous ombres cherie — drogi cieniu: le reste de mes jours — resztę mych dni: malgré moi — wbrew mej woli: attandrysować się (z franc.) — rozczulać się; o fryjorze — o wiosennej żegludze (z niemiec. Frühjahr): en vain (z franc.) — napróżno; sensat — (z łaciń) myśliciel, mędrzec (w znaczeniu przesadnego zagłębienia się w naukę); volumina prawa (z łaciń.) — księgi praw, ustaw: z „Nowej Heloizy“ — z romansu francuskiego J. J. Rousseau, pełnego tkliwości; en vérité (franc.) — doprawdy, prawdziwie; mais bienlôt (franc.) — ale zaraz; ciel! — nieba!: je suis fière i t. d. (franc.) — jestem dumna z mojego wyboru: w tandresach (z franc.) — w tkliwościach, pieszczotach; ils sont passés pour moi — minęły dla mnie; „Noce“ Junga — romans angielski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Ursyn Niemcewicz.