Zamek w Karpatach/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zamek w Karpatach |
Wydawca | Gebethner i Wolaff |
Data wyd. | 1894 |
Druk | Drukarnia Emila Skiwskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jan Tomasz Seweryn Jasiński |
Tytuł orygin. | Le Château des Carpathes |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zapewne czytelnicy pamiętają rozmowę barona z Orfanikiem, w której była wzmianka, że wybuch, mający zniweczyć zamek wśród gór, nastąpi dopiero po oddaleniu się Rudolfa de Gortz. A jednak w chwili wybuchu baron nie mógł
znajdować się daleko, nie mógł ocalić się ucieczką przez tunel prowadzący do wąwozu. Czyżby w uniesieniu boleści i rozpaczy, nie zdając sobie sprawy z tego co czyni, Rudolf de Gortz spowodował natychmiastowy wybuch, którego ofiarą sam padł najpierwszy? Czy po niezrozumiałych wyrazach, które mimowoli z ust mu się wyrwały w chwili, gdy kula wiernego Rotzko strzaskała pudełko, które trzymał w ręku, zapragnął zginąć pod zwaliskami zamczyska?
W każdym razie był to bardzo szczęśliwy wypadek, że agenci policyjni zdziwieni wystrzałem poczciwego Rotzko, zatrzymali się w pewnej odległości, gdy wybuch wstrząsnął potężnymi murami. Odłamki rozsypujących się gruzów dosięgły jednak niektórych ludzi, przewracając ich na ziemię. U stóp obwodowego muru znajdowali się wtedy tylko Rotzko i leśniczy, i można to nazwać cudem, że ich nie przygniótł grad spadających kamieni.
Wybuch był potężny; głębokie rowy do połowy zapełniły się gruzami, po których Rotzko, Niko Deck i agenci prawie bez trudu dostali się do wnętrza zamku.
Może o jakie pięćdziesiąt kroków poza obwodowym murem, wpośród gruzów u stóp baszty, znaleźli jakieś ciało.
Był to baron Rudolf de Gortz. Kilku dawniejszych mieszkańców tych okolic, a między nimi sędzia Koltz, poznali go odrazu.
Rotzko i Niko-Deck myśleli tylko o odnalezieniu młodego hrabiego. Ponieważ Franciszek nie wrócił w czasie oznaczonym, byli więc pewni, że nie zdołał wymknąć się z zamku.
Ale Rotzko nie śmiał pocieszać się nadzieją, że Franciszek żyje i że uniknął straszliwej klęski; wierny sługa płakał rzewnie, a Niko-Deck nie wiedział, w jaki sposób go uspokoić.
Wreszcie po półgodzinnych poszukiwaniach znaleziono młodego hrabiego na pierwszem piętrze głównej baszty, pod filarem, który podtrzymywał mury i nie runął razem z innymi, ocalając tym sposobem Franciszka od przygniecenia.
— Mój pan... mój biedny pan!...
— Pan hrabia!
Zawołali prawie jednocześnie Rotzko i Niko-Deck, skoro spostrzegli Franciszka. W pierwszej chwili mniemali, że znaleźli tylko martwe jego zwłoki, lecz hrabia był tylko zemdlony.
Po długiej chwili otworzył oczy, ale błędne jego spojrzenie nie poznało wiernego Rotzko. Franciszek nie zrozumiał nawet dźwięku jego głosu.
Niko-Deck, który podtrzymywał hrabiego w objęciach, zaczął także mówić do niego, ale Franciszek nic nie odpowiedział.
Wreszcie zaczął powtarzać bezmyślnie ostatnie wyrazy, jakie śpiewała Stilla:
Widać, że Franciszek de Télek także postradał zmysły.