Zemsta za zemstę/Tom drugi/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom drugi
Część pierwsza
Rozdział V
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

V.

— Mój Boże, kochany Paskalu — rzekł po chwili hrabia — o potwarzy w ścisłém znaczeniu tego wyrazu, nie ma mowy... W pogłoskach o których mowa, złośliwość nie ma żadnego udziału... — Mówią o chwilowych kłopotach zaszłych w twoim interesie. — Pora zimowa, wstrzymując roboty, nie pozwoli ci wykończyć domów, które miały być sprzedane Towarzystwu Nieruchomości w marcu, zatém zachodzi pytanie, w jaki sposób będąc pozbawionym spodziewanych dochodów, będziesz mógł dotrzymać przyjętych zobowiązań...
Cios był zadany prosto.
Lantier pomyślał, że trzeba nadrabiać śmiałością.
— W istocie, zbyt wczesne mrozy robią mi znaczną różnicę, — odparł. — Tam gdziem miał, osiągnąć znaczne zyski, trafiając mi się straty, to jest rzecz pewna, ale te straty nie przypierają mnie do kąta i wcale nie narażają mego położenia, które jest wsparte na dobrych podstawach, aby mogło być narażone na zachwianie się pod piérwszym ciosem... — Ufam silnie, że w obec okoliczności niezależnych od mojéj woli, których i nie mogłem przewidziéć, a które mogę zwalczyć, ci co mi powierzyli fundusze, jeżelibym się do nich udał, — (a mam nadzieję, że tego nie będzie potrzeba), — przyjdą mi uczciwie i szlachetnie z pomocą...
— O tém nie wątp! — odparł, hrabia. Ja piérwszy byłbym gotów wyciągnąć rękę nie dla tego, aby cię popchnąć do upadku, lecz aby cię podtrzymać... Zatém odemnie nie obawiaj się niczego, wiedz tylko, że gdybym umarł przed trzydziestym piérwszym grudnia, znalazłbyś się wobec dłużnika daleko surowszego niż ja...
— Mówisz pan o pannie Honorynie? — zawołał Paskal — udając zdziwienie.
— Tak, o Honorynie mojéj córce... Ona z pewnością mnie zgani, dowiedziawszy się, żem w twoim ręku umieścił większą część mego majątku...
— Czyż ona we mnie nie ma zaufania?
— Ma w tobie zaufanie, szanuje cię, uwielbia siostrę twojéj żony Małgorzatę Bertin, czuje dla twego syna szczerą przyjaźń, ale nie nawidzi spekulacyj, brzydzi się hazardownemi przedsiębiorstwami, zna się tylko na obligach dróg żelaznych, lub akcyach Banku Francuzkiego. — Będzie ona się domagała ścisłego wykonania warunków umowy, gdyż o ile ją znam, zechce umieścić pieniądze stosownie do swego przekonania... — Nie spodziewaj się od niéj żadnéj zwłoki, nawet jéj nie żądaj... doświadczyłbyś odmowy. — Jedném słowem, przygotuj się, w razie mojéj śmierci.
— Jestem gotów, panie hrabio.
— Czy mnie zapewniasz?
— Przysięgam.
— Dobrze, mój przyjacielu... — wierzę ci... mogę umrzeć w spokoju...
I pan de Terrys, podawszy rękę Paskalowi Lantier, który się podniósł aby ją uścisnąć, zadzwonił.
Wszedł służący.
— Poproś panny Honoryny aby tu przyszła... — rzekł umierający.
— Słucham pana hrabiego.
Po chwili ukazała się dziewica.
— Kochana Honoryno, — rzekł do niéj starzec, — odprowadź też naszego przyjaciela Paskala, bo ja nieszczęściem nie mogę tego uczynić...
Przedsiębierca ujrzawszy pannę de Terrys, rzucił na nią spojrzenie pełne nienawiści.
— Do widzenia, panie hrabio, — rzekł. — Spodziewam się, że za następną wizytą zastanę pana w lepszém zdrowiu...
Poczém ukłonił się i wyszedł za Honoryną.
— Nie zapomnij pan żeś mi obiecał donieść nowiny o mojéj dobréj przyjaciółce Małgorzacie... — rzekła ostatnia w przedpokoju.
— Przyślę ci je pani przez mego syna...
— Rada go zobaczę...
Paskal wyszedł z pałacyku przy Bulwarze Malesherbes i wsiadł do powozu.
Ciężyła mu rozpalona głowa. — Miął rękawiczki w zaciśniętych dłoniach.
— Dokąd pojedziemy?... zapytał stangret.
— Na ulicę Varennes...
Powóz ruszył z miejsca.
— Hrabia umrze... — pomyślał Lantier z gorączkowém wzruszeniem. — Łada chwila zamknie oczy; w tydzień po jego śmierci, będę zmuszony oddać jego córce milion, który mi pożyczył, a panna de Terrys nie zgodzi się ani na nowe termina, ani na zwłokę! — Tak więc, w chwili gdym się miał za ocalonego, w któréj ten Valta obiecywał mi niedługo spadek po Robercie Vallerand, przepaść bankructwa otworzy się przedemną! — Jestem zagrożony... nie mogę nic... a Valta nie daje żadnéj wiadomości... Czy mu się nie udało sprzątnąć tego bękarta, jedynéj przeszkody pomiędzy mną i majątkiem?... — Jak wyjść z gniotącéj mnie niepewności? — Gdzie szukać ocalenia?
Nagle wyjaśniło się jego czoło, zmarszczone od natężenia myśli.
— Znalazłem!... — szepnął. — Jest sposób zatrzymania miliona... — Powodzenie mego planu zależy od Małgorzaty... Panna de Terrys uwielbia mego syna, hrabia mnie przed chwilą o tém zapewniał... — Ona pójdzie za jéj radą... — Siostra mojéj żony kocha swego siostrzeńca Pawła... — Dla niego dokonałaby rzeczy niepodobnych a to, o czém marzę, jest łatwém... Możeby trzeba się rozmówić z synem nim się zobaczę z jego ciotką... — Nie ma jéj, jak powiada Honoryna... — Muszę się dowiedzieć dokąd pojechała...
Miss Podczas gdy Paskal zagłębiał się w te marzenia, o których znaczeniu i doniosłości czytelnicy wkrótce się dowiedzą, powóz się toczył szybko.
Zatrzymał się przez ulicą Varennes przed pałacykiem Dominika Bertin.
Paskal wysiadł i zadzwonił.
Drzwi się otwarły.
— Pan Lantier!... rzekł odźwierny, kłaniając się nowoprzybyłemu z uszanowaniem.
— Dzień dobry, mój dzielny Antoni! Czy można się widziéć z panią?
— Pani wyjechała... — Czy pan o tém nie wiedział?
— Nic a nic nie wiedziałem, moja wizyta jest tego dowodem.
— Nazajutrz po pogrzebie nieboszczyka pana, pani wyjechała z Paryża... — Nie wiedzieliśmy dokąd się udała i kiedy powróci, ale dziś pod adresem pana Jovelet nadeszła depesza z doniesieniem, że pani jest chora w Romilly-sur-Seine i Jovelet natychmiast wyjechał.
— Chora! — zawołał Lantier z nieudaném zadziwieniem. — Chora w Romilly-sur-Seine... — co ty mówisz?...
— Najświętszą prawdę, proszę pana... — Depeszę podał właściciel hotelu, w którym pani stanęła w Romilly... — Tak powiedział pan Jovet.
— I wyjechał wczoraj.
— Tak jest, nie tracąc ani chwili czasu...
— Czy depesza donosiła o ciężkiej chorobie?
— Szczegółów nie było.
— Czy wiesz jak się ten hotel nazywa?
— Pan Jovelet mówił nazwisko ale zapomniałem...
— Dziękuję, mój dobry Antoni... — Bardzo mnie smuci to co mi powiedziałeś.
— I jest się czego smucić proszę pana, ale miejmy nadzieję, że pani prędko przyjdzie do siebie i powróci do domu.
Lantier wsiadł do powozu.
Po głowie jego huczał uragan pomięszanych myśli.
Małgorzata chora w Romilly! — mówił sam do siebie, — w Romilly blizkiém od zamku Viry-sur-Seine, w którym umarl Robert Vallerand! — A to dziwny zbieg okoliczności!... — Zatém Małgorzata musiała znać Roberta?... — Musi tu być jakaś tajemnica, którą trzeba rozjaśnić... — Pojadę do Romilly.
Paskal wrócił do siebie, w nadziei zastania jakiejś nowiny od wspólnika, znanego mi pod nazwiskiem Valty.
Nadzieja go nie zawiodła.
Nadszedł telegram.
Drżącą ręką rozerwał kopertę i przeczytał co następuje.
„Paryż, Lantier, ulica Picpus.
„Pociąg stanął w śniegu w Maison-Rouge. — Przeszkody.

„Valta“
„Hotel kolejowy“.

— Nareszcie! — szepnął Paska! z westchnieniem ulgi. Jego usiłowania są więc prawdziwe i nie byłem ofiarą oszusta! — Co on tam robi? — O jakich mówi przeszkodach? — Pociąg stanął w śniegu! — Zatém on wracał do Paryża...
„Czy sam tylko?
„Czy nieprawą córka, złodziejka spadku żyje czy umarła?
„Ta depesza, bardzo niejasna, zwiększa tylko mój niepokój!... — Maison Rouge leży na drodze z Romilly... Ponieważ bieg pociągów jest wstrzymany nie będę mógł pojechać do Małgorzaty tak prędko jak chciałem! — Wszystko się na mnie spiknęło!...
Lantier zniechęcony upadł na fotel.
Po chwili mówił daléj:
— Czy nie zaprędko poddaję się po gnębieniem? Ten śnieg trwać długo nie może. Wszędzie muszą być zajęci oczyszczeniem dróg żelaznych a robota dokonywana przez tysiące ludzi spiesznie postępuje... — Wyjadę dziś w nocy... Przynajmniéj spróbuję... Zobaczymy....
Paskal wziął „Przewodnik“ i przewracając kartki podczas szukania linii Wschodniéj, ciągnął daléj
— Stanowczo nocą jechać nie mogę, przejeżdżając przez Maison-Rouge chciałbym się zobaczyć z Valtą a gdy do niego zatelegrafuję, on będzie na mnie czekał na dworcu. — Jeden pociąg wychodzący o dwunastéj minucie trzydziestéj piątéj w nocy, przechodzi przez Maison Rouge o trzeciéj minut piętnaście z rana... o tym nie mą co myślić. — Jutro rano, o siódmej minut dziesięć idzie pociąg stający w Maison Rouge o wpół do dziesiątéj... — Jeżeli droga jest wolna będę w Romilly o jedenastéj, minut trzydzieści. — Wyjadę tym pociągiem i zobaczę się Valtą...
Zamknął książkę, wziął kawałek papieru i napisał..
„Maison Rouge — Hotel Kolejowy — Valta.
„Jutro rano przejeżdżam. Maison Rouge o dziewiątéj minut dwadzieścia jeżeli droga wolna.
„Zobacz się ze mną.

„Paskal“.

Dopisał adres zmyślony dla zmylenia ciekawych, udał się do biura telegraficznego leżącego w innéj stronie miasta i wysłał depeszę.
— Teraz najważniejszą rzeczą jest wiedziéć, czy bieg pociągów przywrócony na linii Wschodniéj... przekonam się o tém... a potém pójdę rozmówić się z Pawłem.
Lantier zostawił powóz w domu.
Dorożka zawiozła go na dworze na bulwarze Strasburgskim.
Tam się rozpytał.
Powiedziano mu, że oczyszczeniu drogi nie było skończone, lecz że pociągi od jutra będą znowu kursowały regularnie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.