<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XX.
List.

Zachodziła obawa, że marynarz pod wpływem tej zniewagi, użyje powtórnie rewolweru, ku wielkiemu jednak zdziwieniu obecnych, Amerykanin ani drgnął.
Zwrócił się tylko do Randoma pytając ironicznie.
— Chciałbym wiedzieć, dlaczego to jaśnie wielmożny pan chce wmówić we mnie ten postępek.
— Zaraz panu odpowiem: Przychodziłeś pan przecie do mnie przed dwoma dniami.
— A tak, chciałem przedstawić panu moje odkrycie, bo myślałem, że dowiedziawszy się o niem dasz mi pan znaczniejszą kwotę, aby mi zamknąć usta. — Nie było pana w domu, ale pokazano mi pański pokój, gdzie też wszedłem.
— Jakiem prawem wszedłeś pan do mego mieszkania w mojej nieobecności i przebywałeś tam czas jakiś?
— Z pewnością, aby panu podrzucić papier — rzekł szyderczo kapitan.
— Papier, który ukradłeś sam przed trzydziestu laty wraz z mumią — mówił surowo Don Pedro. — Co do mnie, oskarżam cię także o morderstwo Boltona.
— Głupstwo! — odparł zuchwale kapitan. — Gdybym chciał wyekspedyować Boltona na tamten świat, potrafiłbym załatwić się z nim jeszcze na statku. — A któżby mi przeszkodził wrzucić go w morze?
Słuszność tego argumentu uderzyła wszystkich, co widząc Hervey, wstał i pożegnał towarzystwo, mówiąc:
— Jeżeli panowie macie ochotę zlynchować mnie, to zostawiam wam mój adres. Mieszkam w hotelu: Spoczynek marynarzy, gdzie zabawię jeszcze tydzień, potem odpływam na połów pereł, via Londyn-Algier. Przedtem jednak mam nadzieję opowiedzieć wszystko inspektorowi Date, który wsadzi niezawodnie do ula jaśnie wielmożnego arystokratę.
To mówiąc skłonił się ironicznie w stronę Franka Random.
Po jego wyjściu, milczenie zaległo pokój. Nikt nie wiedział co począć i co myśleć o groźbie rzuconej przez marynarza.
— A jeżeli to była Anna Bolton? — przemówiła wreszcie Łucya.
Wszyscy zwrócili się do niej.
— Któż to jest Anna Bolton? — spytał Don Pedro.
— Matka zamordowanego Sidneja, ale co chciałaś o niej powiedzieć Lucy? — zapytał Archibald.
Na pytanie to, Łucya odpowiedziała innem.
— Powiedz Archie, czy prosiłeś Sidneja, aby ci pożyczył suknię swej matki do jakiegoś obrazu?
— Nigdy w życiu! — zadziwił się Hope.
— A przecież Anna mówiła mi dziś, że syn jej pożyczał ci suknię jej i szal czarny w ponsowe centki.
— To nieprawda. Ciekawym, w jakim celu to wszystko wymyśliła.
— Bo widzisz — mówiła powoli Łucya — myślałam, że może to wdowa Anna była ową kobietą, która rozmawiała z Boltonem w dzień morderstwa. Wymyśliła więc może tę historyę z suknią na wypadek gdyby się rzecz odkryła.
— Pójdę do niej jutro, aby ją pociągnąć za język — odparł Hope.
— Słuchaj Random, ta kobieta chodzi czasem do ciebie, może to ona?
— Rozumiem, chcesz powiedzieć, że to ona mogła mi podrzucić rękopism, na polecenie swego syna. Rzeczywiście, przychodzi do mnie dość często odnosząc mi bieliznę, jest bowiem moją praczką.
— Zaczynam jednak przypuszczać — rzekł Hope — że Hervey miał słuszność, utrzymując, że Bolton poznawszy treść rękopismu, postanowił przywłaszczyć sobie szmaragdy. Znalazł się jednak ktoś, co mu odkradł ten pomysł i wyekspedyował go na tam ten świat, zabrawszy klejnoty.
— W takim razie Anna Bolton mogła mi istotnie podrzucić ten papier.
— Zapewne Bolton mógł jej to polecić, w nadziei, że w takim razie ty zostaniesz posądzony o kradzież szmaragdów.
— Cóż pan o tem myśli? — zapytał nagle Random, zwracając się do Don Pedra.
Don Gajangos ujął wtedy rękę córki i złożył ją w dłoni młodzieńca.
— Oto moja odpowiedź — rzekł z godnością.
— Dziękuję panu — rzekł gorąco Random, ściskając serdecznie dłoń przyszłego teścia.
Łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo czuł się szczęśliwym.
W domu jednak czekała go nowa niespodzianka. Na stole zastał list datowany z Londynu. Był to list bez podpisu, pismo było widocznie zmienione. Rzucił nań okiem z ciekawością i przeczytał co następuje:
»Jeżeli sir Frank Random chce ocalić swoją zachwianą reputacyę, i odsunąć od siebie wszelkie poszlaki dotyczące morderstwa Boltona, niech zgłosi się na umówione miejsce w Londynie, gdzie pewna osoba dostarczyć mu może potrzebnych dowodów. Osoba ta żąda w zamian za tę usługę pięćset funtów, które mogą być doręczone posłańcowi, który wręczy w zamkniętym liście niezbite dowody niewinności pana Franka Random. Gdyby pan Random chciał się zwrócić do policyi, narazi się sam na wielkie niebezpieczeństwa, gdyż osoba owa może go zgubić, ogłaszając przeciw niemu bardziej jeszcze obciążające dowody.
Uprasza się o odpowiedź w anonsach Morning Paper w rubryce »Sprawy osobiste«.

P. S. »Nie ufaj zdrajcom«.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.