Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część druga/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zmartwychwstanie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Gustaw Doliński |
Tytuł orygin. | Воскресение |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wysyłka partyi, w której miała iść i Masłowa, wyznaczona była na dzień 5 czerwca. Tegoż samego dnia zamyślał pojechać za tą partyą Niechludow.
W wigilię tegoż dnia przyjechała do miasta siostra Niechludowa razem z mężem, aby się z bratem pożegnać. Starsza od niego o lat dziesięć. Wychowywał się pod jej wpływem. Kochała go bardzo, gdy był małym chłopcem. Później przed zamąźpójściem byli oboje jakby wiekiem równi. Ona liczyła lat 25, on 15.
Kochała się w przyjacielu brata, nieboszczyku, Michasiu Irtenjewie. Kochali oboje Michasia i sami kochali się bardzo. A byli oboje szlachetni i pojęcia ich były jednakie.
Zmieniła się później natura: jego zepsuło życie, ją małżeństwo z człowiekiem, którego pokochała zmysłami. Człowiek ten nietylko nie dorastał jej pod względem pojęć, ale wogóle wszelkie szlachetne porywy i poglądy były mu obce. Uważał je poprostu jako objaw egoizmu, jako chęć wywyższenia się nad drugich.
Rogoziński był człowiekiem bez nazwiska i majątku? Ale był to człowiek sprytny, zręczny służalec, umiejętnie lawirujący między liberalizmem i kierunkami zachowawczemi. Szedł za tym prądem, któren mu rokował pewniejsze korzyści, i miał coś w sobie, co mu jednało łaski kobiet. Więc zrobił świetną karyerę w sądownictwie. Już, jako człowiek nie pierwszej młodości, poznał Niechludowych za granicą, rozkochał w sobie Natalkę, pannę już podówczas doletnią i ożenił się z nią nawet wbrew woli matki, która ten związek uważała jako mezalians. Niechludow, choć starał się to ukrywać, ale nienawidził szwagra. Antypatycznym był dla niego swoją pospolitością, a szczególniej nienawidził go za siostrę, która mogła tak egoistycznie, tak zmysłowo, tak namiętnie pokochać tę marną osobistość i aby dogodzić mężowi, starała się zagłuszyć w sobie to wszystko, co było w niej podniosłem, szlachetnem i dobrem.
Niechludow nie mógł myśleć bez wstrętu, że jego ukochana Natalka jest żoną tego obrosłego, łysego, świecącego opasłą twarzą i zarozumiałego idyoty. Nawet nie mógł ukryć wstrętu dla jego dzieci.
Ile razy dowiedział się, że Natalka znów ma zostać matką, tyle razy doznawał dziwnego uczucia i jakby ubolewania nad tem, ze oto znów zaraziła się czemś brzydkiem od tego obcego im i wstrętnego osobnika.
Rogozińscy przyjechali sami, bez dzieci, a mieli ich dwoje: synka i córeczkę. Zajęli lokal w pierwszorzędnym hotelu. Natalka pojechała do dawnego mieszkania matki, ale, nieznalazłszy tam brata, dowiedziała się od gospodyni, że zamieszkał w chambres garnies, i udała się tam niezwłocznie.
Brudny służący, w ciemnym, oświetlonym lampką korytarzu, oświadczył, że księcia niema w domu. Natalka zapragnęła wejść do mieszkania brata, aby mu zostawić kartkę. Numerowy zaprowadził ją.
Wszedłszy do dwóch małych pokoików, pani Natalia przepatrzyła je z uwagą. Wszędzie znalazła znany jej porządek i czystość, i niezmierną skromność urządzenia. Poznała znajomy przycisk z bronzowym pieskiem, systematycznie ułożone teki, papiery i przybory do pisania, tomy „Ustawy Karnej, ” angielską książkę Henryka George’a, francuską Tarde’a, z założonym w nią dużym nożem ze słoniowej kości.
Siadłszy za stołem, skreśliła parę słów z prośbą, aby zaraz do nich przyszedł, i kręcąc głową z podziwu nad tem, co ujrzała, powróciła do hotelu.
Interesowały obecnie Natalię Iwanownę dwie sprawy. Najpierw małżeństwo z Kasią, o którem wiedziała, boć o tem mówili wszyscy, a następnie o darowiźnie ziemi chłopom, równie wszystkim wiadomej. A czyn ten uważała jako rzecz polityczną i niebezpieczną.
Małżeństwo z Kasią podobało się Natalii Iwanownej. Poznawała w tem siebie i brata, z tych chwil dawnych, szczęśliwych, dobrych, ale zarazem chwytał ją lęk, czy brat znajdzie szczęście w tem małżeństwie? Małżeństwo z taką straszną kobietą! To ostatnie uczucie brało górę i chciała koniecznie użyć w tem swego wpływu, choć z góry była przekonaną, że to przyjdzie z trudnością.
Darowizna ziemi więcej obchodziła jej męża. Uważał on podobne postępowanie jako pozbawione wszelkiej podstawy logicznej, wprost wybryk, dumy samolubstwa, samochwalstwa, jako chęć błyśnięcia oryginalnością przed światem, żądzą wyróżnienia się i rozgłosu.
— Jakiż to sens oddawać ziemię chłopom, za opłatą dla nich samych? Czyż nie lepiej było sprzedać im przez Bank włościański — mówił — toby miało jakąś logikę. Wogóle taki postępek znamionował jakieś zboczenie umysłowe.
Więc w cichości przemyśliwał o niepoczytalności, opiece i t. p. Przeto żądał od żony, aby naseryo pomówiła z bratem o tak dziwnym z jego strony zamiaru.