Zwierciadło morza/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zwierciadło morza |
Wydawca | Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aniela Zagórska |
Tytuł orygin. | Mirror of the Sea |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chyba żaden człowiek szczery wobec siebie nie powie, że widział aby ocean wyglądał młodo jak ziemia na wiosnę. Lecz niektórzy z nas, przyglądając się morzu ze zrozumieniem i miłością, widywali je starem, jak gdyby niepamiętne wieki wydźwignęły się na jego powierzchnię z dna, z nietkniętego mułu. Albowiem wichura jest tem, co postarza ocean.
Gdy po latach przywołuję wspomnienia przeżytych sztormów, właśnie to wrażenie odcina się jasno na tle niezliczonych wrażeń, których doznałem w ciągu wielu lat poufnego obcowania z morzem.
Jeśli się chce poznać wiek naszego globu, trzeba się przyjrzeć oceanowi wśród burzy. Siwizna całej jego olbrzymiej przestrzeni, brózdy od wichru na obliczu fal, wielkie masy piany, które miotają się i kołyszą jak zwichrzone białe kędziory, wszystko to sprawia iż wzburzony ocean wygląda sędziwie, mrocznie i wcale nie błyszczy, jakby był stworzony zanim jeszcze stało się światło.
Gdy się spogląda w przeszłość po latach miłości i cierpień, instynkt pierwotnego człowieka, który dąży do uosobienia sił Przyrody aby je kochać i lękać się ich — instynkt ten budzi się znowu w piersiach ludzi cywilizowanych, co już w dzieciństwie przekroczyli prymitywny stopień rozwoju. Człowiek doznaje wrażenia że burze były jego wrogami, i mimo to ogarnia je tym serdecznym żalem, z którym się lgnie do przeszłości.
Każda burza ma swoją indywidualność, i właściwie może to nawet nie jest dziwne; ponieważ w gruncie rzeczy burze są przeciwnikami, których podstępy trzeba udaremnić, których przemocy trzeba się przeciwstawić, a z którymi trzeba jednak obcować poufale we dnie i w nocy.
Mówię to jako człowiek od masztów i żagli; morze nie jest dla mnie żywiołem, po którym się pływa, lecz zażyłym towarzyszem. Długość rejsów, wzrastające poczucie samotności, ścisła zależność od potęg, które, dzisiaj życzliwe, stają się jutro groźne, nie zmieniając swej natury, poprostu okazując swą siłę — wszystko składa się na owo poczucie koleżeństwa, jakiego współcześni marynarze doznać nie mogą, pomimo ich całej dzielności. A pozatem współczesny okręt, który jest parowcem, dokonywa rejsów na innych zasadach: nie stosuje się do pogody i nie idzie morzu na rękę. Dostaje miażdżące ciosy, lecz posuwa się naprzód; jest to uparta walka, nie zaś bitwa według zasad strategji. Maszyny, stal, ogień, woda, para wkroczyły między człowieka a morze. Współczesna flota nietyle posługuje się morzem, co wyzyskuje utarte szlaki. Współczesny statek nie jest igraszką fal. Można powiedzieć że każda z jego podróży jest tryumfalnem parciem naprzód; ale zachodzi pytanie, czy to nie większy i bardziej ludzki tryumf być igraszką fal, a jednak utrzymać się przy życiu i dopiąć celu.
Każdy człowiek jest dzieckiem swojej epoki. Czy za trzysta lat marynarze będą zdolni do współczucia, niepodobna tego przewidzieć. Niepoprawna ludzkość hartuje swe serce w miarę jak się doskonali. Jakich przyszły marynarz dozna uczuć, patrząc na ilustracje do dzisiejszych albo wczorajszych morskich powieści? Niepodobna tego odgadnąć. Lecz żeglarz z ostatniego pokolenia, mający słabość do karawel dawnych czasów, bo żaglowiec jest ich potomkiem, nie może spojrzeć na niezgrabne ich sylwetki, pływające po naiwnych morzach starodawnych drzeworytów, bez uczucia zdumienia, dobrodusznego szyderstwa, zazdrości i podziwu. Albowiem na tych statkach — których niezwrotność, widoczna nawet na papierze, zapiera dech, budząc wesołość i zgrozę — pływali ludzie będący w prostej linji naszymi przodkami po fachu.
Nie; sądzę, że za trzysta lat marynarze nie będą ani przejęci, ani też skłonni do szyderstwa, czułości lub podziwu. Popatrzą na wizerunki naszych prawie już wymarłych żaglowców okiem chłodnem, badawczem i obojętnem. Wczorajsze okręty nie będą dla ich statków przodkami w prostej linji lecz poprostu poprzednikami, którzy spełnili już swoje zadanie i których rasa wygasła. Marynarz przyszłości, jakimkolwiek statkiem będzie sprawnie władał, poczuje się nie naszym potomkiem lecz naszym następcą.