<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Śmierć Ofelii
Podtytuł scena dramatyczna
Pochodzenie Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi
Redaktor Wilhelm Feldman
Wydawca nakładem rodziny
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚMIERĆ OFELII
SCENA DRAMATYCZNA.[1]
Teatr przedstawia: łąkę zarosłą chwastami i zielskiem; w głębi potok; nad wodą wierzby. Dokoła las.
OFELIA
(idzie przez łąkę; niesie pęk kwiatów, które sznurem owija).

Wieniec mój, wieniec;
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam
kochanku —

(kłania się)

Mości Książę.

(zamyślona)

Czekam co dnia, co godzina;
Lecz on o mnie zapomina.

(śmieje się)

Książę, — ja muszę być waryatką, bo Jego Książęca Mość jest war...... (urywa, staje) A! — — — — (ogląda się trwożnie) Ktoś mię usłyszał... (kłania się z respektem) To tylko ja Mości Książe. (składa ręce błagalnie) Nie, — nie! — Ja nie podsłuchiwałam. Jego Książęcej Mości słów nie pomnę. (tajemniczo szepce, z uśmiechem) Ja się domyślam: — nieszczęście ogromne... i mówić nie śmiem — — — (nagle) Odjechał!! Uciekł!!

(patrzy ze strachem)

Blady, milczący, — usta zaciął dumne.

(spokojna)

Śpisz ojczulku, — dobranoc; — przynieśli ci trumnę.
Dobranoc ojcze, — dobranoc.
Pocałuj mnie w czoło;
lubisz widzieć mię wesołą.

(śpiewa)

To mieszkanie moje,
moje to gniazdeczko:
panieńskie pokoje,
panieńskie łóżeczko.

(przymila się)

Podobam się Waszej Książęcej Miłości?

(śpiewa)

Panna jestem, dziewczyna;
czekałam na Asana.
Panna jestem, dziewczyna;
czekałam cię do rana.

Nie przyszedłeś kochany,
czekałam cię daremno; —
inny przyszedł, był ze mną.

(mówi)
Amen. Bo historya tu się kończy. Tu trzeba mówić: Amen i uklęknąć. (wzgardliwie) To tylko taka śpiewka.
(tymczasem uklękła, patrzy wśród kwiatów i wskazuje)

Te są pokorne, — te są dumne.
Te się pysznią, pożal się Boże.
Te są zazdrosne; jad jest w nich; są złe.
Te tkliwe: a te gładkie i mdłe.
Te są do śmiechu.
Te się skarżą; — A to litościwy,
osaczony w koło przez pokrzywy. — — —

(zapatrzona w łąkę)

A kto to tak ten ogród ściele?

(patrzy w górę)

Sklepienie duże, jak w kościele.

(idąc na kolanach)

Jestem w kościele z niemi,
sama kwiat uklękły przy ziemi.

(chyli głowę ku ziemi)

Czuję dech ich oddechu,

(ręką w powietrzu miotając)

Polatująca muszko,
czyś jest już wolną duszką?
W błękicie skrzydły goni
I dzwoni, skrzydłem dzwoni.

(pokazuje koło siebie)

To jest pasożyt; — słodycz pije
z nich bezbronnych; krwią ich żyje.
Ach osa, — pójdź precz! — Wracasz do mnie?

(potakując)

Wiem, to królowa.
Jej Królewska Mość zawsze mnie lubiła
jak świeże ciasto.

(dziękując)

Daj ci Boże zdrowie
a po śmierci: niebiosa.

(do kwiatów)

Sami koło mnie: królowe i królowie.
Mocarze świata kłaniają mi się za wiatrem.

(rozdaje ukłony)

Nawzajem, nawzajem, nawzajem.
Myśl myślą, zwyczaj zwyczajem.

(znów przyklęka)

Grzeszna jestem i ufam tylko miłosierdziu waszemu; a wy przebaczycie mi. (wiatr kłoni trawy) Wyznaję wam tu prawdę, o której wiecie i przed prawdą moją uchylacie głów.

(wiatr kłoni trawy)

Czyli mogę liczyć na litość waszą?
Czy tylko wiatr ku litości chyli wam głowy?
Czy wy czujecie, — czyli w takt mej mowy
powiew was gnie, — jak ludzi?

(nasłuchuje)

Dochowacie mi tajemnicy?

(wiatr kłoni trawy)

Dochowamy.
Czyli skłamiecie tak, jak ludzie kłamią?

(wpatruje się; kwiaty stoją w ciszy)

Nie skłamiemy.

(przestrzegając)

Bo ludzie przysięgę łamią.
Wiecie? — — — Wiemy.

(przytakuje)

Kto z ludzi mówi prawdę?

(nasłuchuje)

Niemy.

(przytakuje)

Kto wiary dochowa?

(nasłuchuje)

Umarły.

(przytakuje)

Kto szczęśliwy: czy ten co się rodzi,
czyli, za kim się wrota zawarły,
lub ziemi przysuła gruda?
Czy kto nad ziemią fruwa,
czy ten, co po niej chodzi?
Czy lepiej, że mrą starzy,
czy lepiej, żeby marli młodzi? — —
A jak się zowie świat?

(nasłuchuje)

Obłuda,

(powstaje, śpiewa)

Oj chciałabym to wiedzieć,
żeby umieć powiedzieć;
żebym kwiat ten trafiła,
co z mem sercem związany:
gdyby kwiat był zerwany,
jabym wtedy nieżyła.
Szukam kwiatu przez pola,
bo mi życie niewola:
Wtedy bym się cieszyła,
gdybym kwiat ten trafiła;
gdyby kwiat był zerwany,
jużbym wtedy nieżyła.

(przestaje śpiewać)

A kto to jest świat? (trawy się kłonią) To wy! (zrywa się) A to chodźcie do wianka. Przyjdzie tu kosiarz, co was porówna. (zrywa kwiaty) Pozwólcie, że was wyróżnię przed porównaniem, dla uwicia z was równianki. — A to dla pamięci, zanim o was zapomnę. — — Aby wiadomo było, że mam duszę, dla poznaki ubiorę się we wieniec. Nie dziwcie się, że was zrywam; taki jest zwyczaj. Umieranie jest zwyczajem. Pomrzecie z moją myślą na mej głowie.

(tymczasem wije wieniec, kładzie sobie wieniec na głowę, wesoło:)

Jestem bez grzechu, jestem dziewczyna;
ino mi w wieńcu marnie.

(śpiewa)

Kochałam, kocham. — Kochałam. kocham:
miły mnie nie przygarnie.

(płacze, śpiewa przez łzy)

Wieniec mój, wieniec; — —
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam
kochanku — —

(kłania się, mówi)

Mości książę.

(śpiewa)

Wianek, wian na mojej głowie,
Hej la li, — he li la la....

(mówi)

Rozum mi się zmięszał — —

(nasłuchuje swoich słów)

w mowie.

(śpiewa)

Hej la li.....

(śmieje się, chwilę zasłuchana w swój śmiech)

Słuchaj: jak to ptaszę śpiewa;
ptaszę to jest tu...

(przytyka ręką usta, drętwieje w trwodze)

Bóg się gniewa — —

(przyciska ręką serce)

Ptaszę śpiewa — —

(kładzie palec na ustach)

Cyt — duszo — do snu — —

(kładzie się na łące, nuci)

W sen mnie matka ukołysze,
do snu w kolebie.
Będą króle i dworzany
na mym pogrzebie.

(zrywa się)

Ty nie matka! — Ty od szatana gadzie!

(patrzy w niebo, roztwiera szeroko oczy)

O jak jasno: — Anioł kładzie
na lica dłonie;
głaszcze włosy, plecie kosy.....

(nagle)

Uciekł!

(biegnie przez murawę za ważką)

O tu! — —

(nad wodą, krzyczy:)

Tonie!

(opiera się o starą, spróchniałą wierzbę)

A muszę się uczesać, zapleść. (rozplata włosy) To mnie matka zapletła, — ale źle. To nie matka... (przytomniejąc) Cóż ja — — Przecie mnie to nie matka zapletła dzisiaj warkocze.

(śpiewa)

Dzisiaj, wczoraj, — woda bieży.
Jutro — .....

(urywa, przypominając)

Co jutro? —

(wzrusza ramionami, mruga)

Ja wiem. — Jutro będą mię chcieli związać; do trumny zamknąć. Oni: król, królowa (śpiewa) A on mnie nie obroni. (pomrukując) Związać się nie dam. (namyśla się) Oni mnie nie znajdą. (śmieje się, śpiewa:)

Szukali, szukali;
po lasach chodzili.
Wołali, w dłonie hukali.
Wiatr głos niósł w oddali
po wrzosie, po fali; —
zaklętej dziewczyny — —

(mówi)

nie znaleźli.

(śpiewa)

Znaleźli, znaleźli
na wodzie, na fali;
od smutku, od żalu
w oddali...

(słucha)

Woda mruczy: — (naśladuje) Mru, mru, trulululu, mru. — Umrę, nie umrę; umrę, nie umrę... (mówi, jakby woda do niej mówiła:) Schyl się ku mnie, — umrę, nie umrę. (zwierza się) Ja mieszkam tam w zamczysku.

(wskazuje, z mocą:)

Oni myśleli, że mnie żyć przymuszą
na swoich kłamstw pościeli
i w kole zbrodni! —

że duszę we mnie zdepcą, że ją zgłuszą
ziemscy królowie niegodni.

(zwierzając się wierzbie, ze smutkiem)

Ja nie umiałam mówić, — nie umiałam. (kłania się) Wasza Książęca Miłość wybaczy, ale ich Królewskie Miłoście chcą, żebym była papla. (kłania się) Wasza Książęca Miłość — (jakby czyje słowa powtarzała:) Trzeba się umieć kłaniać. (dyga, całuje się w rękę) Dobrze tatusiu. (jakby czyje słowa powtarzała:) W ukłonie należy zginać karku. (całuje się w rękę) Dobrze ojcze. (jakby kogo spostrzegła, kłania się) Ich Królewskie Wysokości, — padam do nóg, (w wybuchu złości:) To ty nie wiesz, że ja cię kocham! kocham, kocham! Ty ze mnie drwisz, szydzisz; bawisz się mną, jak dzieckiem. To ty niemasz serca! Nie masz! Nie masz! Nie masz! (śmieje się) On jest szalony, — on jest szalony. On nie wie, co mówi. — — (domyślnie) Ja muszę być, jak on. (usiada nad wodą, na chylącej się wierzbie, na której wiszą wianki powiędłe) To jest mój wczorajszy wieniec. — A ten zawiłam dzisiaj rano. — (skrzywiła usta)

Zwiędły.
(poważnie)

Czas na mnie. Niezadługo zawołają mię do domu. I ojciec wróci. I ja się ustroję. (obejmując pień drzewa) A tu mi dobrze. — (z trwogą) Nie pójdę!

(śpiewa)

Liść twój siny, sine kosy,
wierzbo, wierzbino.
Twój kochany jutro wróci.
Nie płacz dziewczyno. —
Dzień się dłuży, łza cię smuci

dziewczę, dziewczyno.
Jutro wróci, — fala nuci:
łzy twoje miną.

(patrzy na wodę zamyślona; z wyrachowaniem)

On się musi ubierać tak, jak ja chcę. Nauczę go też kłaniać się i wszystkiego, czego mię ojciec mój uczył, a co mu wyjdzie na dobre, — ale niech się strzeże trutki na szczury.

(śpiewa)

Idźże panno, idź do zamku;
narwij kwiatów świeżych z łąk;
weź ich pęk do rąk.
Dasz każdemu takie zioło,
jaki grzech mu plami czoło.

(chyli się nad wodę)

A te wianki, te moje
na wodę pójdą ze mną,
Ja żyłam nadaremno.
Ja — się — żyć — boję...

(gałąź osuwa się z nią ku wodzie, śpiewa)

Jestci śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
ze śpiewki to zgaduję.

(obrywa gałązki wierzbiny)

we wianeczku z wierzbiny
najprzystojniej mi będzie.
Koniec mojej kolędzie,
poniechanej dziewczyny.
Jak mię woda utopi,
przyjdą kopać dół chłopi:

We wianeczku dziewczyna,
do wianeczka wierzbina.

Taka śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
to ze śpiewki zgaduję.

(patrzy we wodę i słucha)

Woda szemrze: mru, mru, mru: umrę, nie umrę — — — —

(śpiewa)

Woda śpiewa, — ptaszę śpiewa;
gałązka się rwie.
Sen się zacznie, — sen się skończy.
W śnie było, jak w śnie.

(wierzba koroną gałęzi opada we wodę)

Wieniec, — mój wieniec!
rwałam go sama i wiążę. — — —
Na ciebie czekam, na ciebie czekam

(osuwa się we wodę)

kochanku — — — Mości Książę.

(woda ją zalewa, dusi się wodą, ginie pod falą).







  1. Z końcem r. 1904 i początkiem 1905 St. Wyspiański, zamierzając starać się o kierownictwo Teatru krakowskiego, obmyślał i przygotowywał repertuar. Opracowywał tedy pewne dzieła, które miał zamiar grać, inscenizując je podług swoich pomysłów (Faleńskiego „Jadwigę“ i „Syna gwiazdy“, Norwida „Kleopatrę“, która miała być przedstawieniem inauguracyjnem), albo tłómacząc. Tłómaczenie zaś miało u Niego całkiem inne, niż pospolite, znaczenie: było indywidualnem przeżywaniem duchowem. W tym sensie tłómaczył nietylko z francuskiego, lecz także z polskiego: przerabiał Słowackiego (czytałem zniszczone potem sceny z „Balladyny“), a „z Paszkowskiego“ — Szekspira. Na ten czas przypadają studya nad „Hamletem“. Książka „Hamletowi“ poświęcona, mnóstwo zawiera ustępów, przetworzonych z polskiego przekładu Szekspira; miały one być uzupełnione i zlane w całość. Skończyło się na dodatkowem opracowaniu sceny śmierci Ofelii.
    Scena ta była poraz pierwszy drukowana w „Nowej Reformie“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.