Śmierć Ofelii
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Śmierć Ofelii |
Podtytuł | scena dramatyczna |
Pochodzenie | Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi |
Redaktor | Wilhelm Feldman |
Wydawca | nakładem rodziny |
Data wyd. | 1910 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Wieniec mój, wieniec;
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam
kochanku —
Mości Książę.
Czekam co dnia, co godzina;
Lecz on o mnie zapomina.
Książę, — ja muszę być waryatką, bo Jego Książęca Mość jest war...... (urywa, staje) A! — — — — (ogląda się trwożnie) Ktoś mię usłyszał... (kłania się z respektem) To tylko ja Mości Książe. (składa ręce błagalnie) Nie, — nie! — Ja nie podsłuchiwałam. Jego Książęcej Mości słów nie pomnę. (tajemniczo szepce, z uśmiechem) Ja się domyślam: — nieszczęście ogromne... i mówić nie śmiem — — —
(nagle) Odjechał!! Uciekł!!
Blady, milczący, — usta zaciął dumne.
Śpisz ojczulku, — dobranoc; — przynieśli ci trumnę.
Dobranoc ojcze, — dobranoc.
Pocałuj mnie w czoło;
lubisz widzieć mię wesołą.
To mieszkanie moje,
moje to gniazdeczko:
panieńskie pokoje,
panieńskie łóżeczko.
Podobam się Waszej Książęcej Miłości?
Panna jestem, dziewczyna;
czekałam na Asana.
Panna jestem, dziewczyna;
czekałam cię do rana.
Nie przyszedłeś kochany,
czekałam cię daremno; —
inny przyszedł, był ze mną.
Te są pokorne, — te są dumne.
Te się pysznią, pożal się Boże.
Te są zazdrosne; jad jest w nich; są złe.
Te tkliwe: a te gładkie i mdłe.
Te są do śmiechu.
Te się skarżą; — A to litościwy,
osaczony w koło przez pokrzywy. — — —
A kto to tak ten ogród ściele?
Sklepienie duże, jak w kościele.
Jestem w kościele z niemi,
sama kwiat uklękły przy ziemi.
Czuję dech ich oddechu,
Polatująca muszko,
czyś jest już wolną duszką?
W błękicie skrzydły goni
I dzwoni, skrzydłem dzwoni.
To jest pasożyt; — słodycz pije
z nich bezbronnych; krwią ich żyje.
Ach osa, — pójdź precz! — Wracasz do mnie?
Wiem, to królowa.
Jej Królewska Mość zawsze mnie lubiła
jak świeże ciasto.
Daj ci Boże zdrowie
a po śmierci: niebiosa.
Sami koło mnie: królowe i królowie.
Mocarze świata kłaniają mi się za wiatrem.
Nawzajem, nawzajem, nawzajem.
Myśl myślą, zwyczaj zwyczajem.
Grzeszna jestem i ufam tylko miłosierdziu waszemu; a wy przebaczycie mi. (wiatr kłoni trawy) Wyznaję wam tu prawdę, o której wiecie i przed prawdą moją uchylacie głów.
Czyli mogę liczyć na litość waszą?
Czy tylko wiatr ku litości chyli wam głowy?
Czy wy czujecie, — czyli w takt mej mowy
powiew was gnie, — jak ludzi?
Dochowacie mi tajemnicy?
Dochowamy.
Czyli skłamiecie tak, jak ludzie kłamią?
Nie skłamiemy.
Bo ludzie przysięgę łamią.
Wiecie? — — — Wiemy.
Kto z ludzi mówi prawdę?
Niemy.
Kto wiary dochowa?
Umarły.
Kto szczęśliwy: czy ten co się rodzi,
czyli, za kim się wrota zawarły,
lub ziemi przysuła gruda?
Czy kto nad ziemią fruwa,
czy ten, co po niej chodzi?
Czy lepiej, że mrą starzy,
czy lepiej, żeby marli młodzi? — —
A jak się zowie świat?
Obłuda,
Oj chciałabym to wiedzieć,
żeby umieć powiedzieć;
żebym kwiat ten trafiła,
co z mem sercem związany:
gdyby kwiat był zerwany,
jabym wtedy nieżyła.
Szukam kwiatu przez pola,
bo mi życie niewola:
Wtedy bym się cieszyła,
gdybym kwiat ten trafiła;
gdyby kwiat był zerwany,
jużbym wtedy nieżyła.
A kto to jest świat? (trawy się kłonią) To wy! (zrywa się) A to chodźcie do wianka. Przyjdzie tu kosiarz, co was porówna. (zrywa kwiaty) Pozwólcie, że was wyróżnię przed porównaniem, dla uwicia z was równianki. — A to dla pamięci, zanim o was zapomnę. — — Aby wiadomo było, że mam duszę, dla poznaki ubiorę się we wieniec. Nie dziwcie się, że was zrywam; taki jest zwyczaj. Umieranie jest
zwyczajem. Pomrzecie z moją myślą na mej głowie.
Jestem bez grzechu, jestem dziewczyna;
ino mi w wieńcu marnie.
Kochałam, kocham. — Kochałam. kocham:
miły mnie nie przygarnie.
Wieniec mój, wieniec; — —
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam
kochanku — —
Mości książę.
Wianek, wian na mojej głowie,
Hej la li, — he li la la....
Rozum mi się zmięszał — —
w mowie.
Hej la li.....
Słuchaj: jak to ptaszę śpiewa;
ptaszę to jest tu...
Bóg się gniewa — —
Ptaszę śpiewa — —
Cyt — duszo — do snu — —
W sen mnie matka ukołysze,
do snu w kolebie.
Będą króle i dworzany
na mym pogrzebie.
Ty nie matka! — Ty od szatana gadzie!
O jak jasno: — Anioł kładzie
na lica dłonie;
głaszcze włosy, plecie kosy.....
Uciekł!
O tu! — —
Tonie!
A muszę się uczesać, zapleść. (rozplata włosy) To mnie matka zapletła, — ale źle. To nie matka... (przytomniejąc) Cóż ja — — Przecie mnie to nie matka zapletła dzisiaj warkocze.
Dzisiaj, wczoraj, — woda bieży.
Jutro — .....
Co jutro? —
Ja wiem. — Jutro będą mię chcieli związać; do trumny zamknąć. Oni: król, królowa (śpiewa) A on mnie nie obroni. (pomrukując) Związać się nie dam. (namyśla się) Oni mnie nie znajdą. (śmieje się, śpiewa:)
Szukali, szukali;
po lasach chodzili.
Wołali, w dłonie hukali.
Wiatr głos niósł w oddali
po wrzosie, po fali; —
zaklętej dziewczyny — —
nie znaleźli.
Znaleźli, znaleźli
na wodzie, na fali;
od smutku, od żalu
w oddali...
Woda mruczy: — (naśladuje) Mru, mru, trulululu, mru. — Umrę, nie umrę; umrę, nie umrę... (mówi, jakby woda do niej mówiła:) Schyl się ku mnie, — umrę, nie umrę. (zwierza się) Ja mieszkam tam w zamczysku.
Oni myśleli, że mnie żyć przymuszą
na swoich kłamstw pościeli
i w kole zbrodni! —
że duszę we mnie zdepcą, że ją zgłuszą
ziemscy królowie niegodni.
Ja nie umiałam mówić, — nie umiałam. (kłania się) Wasza Książęca Miłość wybaczy, ale ich Królewskie Miłoście chcą, żebym była papla. (kłania się) Wasza Książęca Miłość — (jakby czyje słowa powtarzała:) Trzeba się umieć kłaniać. (dyga, całuje się w rękę) Dobrze tatusiu. (jakby czyje słowa powtarzała:) W ukłonie należy zginać karku. (całuje się w rękę) Dobrze ojcze. (jakby kogo spostrzegła, kłania się) Ich Królewskie Wysokości, — padam do nóg, (w wybuchu złości:) To ty nie wiesz, że ja cię kocham! kocham, kocham! Ty ze mnie drwisz, szydzisz; bawisz się mną, jak dzieckiem. To ty niemasz serca! Nie masz! Nie masz! Nie masz! (śmieje się) On jest szalony, — on jest szalony. On nie wie, co mówi. — — (domyślnie) Ja muszę być, jak on. (usiada nad wodą, na chylącej się wierzbie, na której wiszą wianki powiędłe) To jest mój wczorajszy wieniec. — A ten zawiłam dzisiaj rano. — (skrzywiła usta)
Czas na mnie. Niezadługo zawołają mię do domu. I ojciec wróci. I ja się ustroję. (obejmując pień drzewa) A tu mi dobrze. — (z trwogą) Nie pójdę!
Liść twój siny, sine kosy,
wierzbo, wierzbino.
Twój kochany jutro wróci.
Nie płacz dziewczyno. —
Dzień się dłuży, łza cię smuci
dziewczę, dziewczyno.
Jutro wróci, — fala nuci:
łzy twoje miną.
On się musi ubierać tak, jak ja chcę. Nauczę go też kłaniać się i wszystkiego, czego mię ojciec mój uczył, a co mu wyjdzie na dobre, — ale niech się strzeże trutki na szczury.
Idźże panno, idź do zamku;
narwij kwiatów świeżych z łąk;
weź ich pęk do rąk.
Dasz każdemu takie zioło,
jaki grzech mu plami czoło.
A te wianki, te moje
na wodę pójdą ze mną,
Ja żyłam nadaremno.
Ja — się — żyć — boję...
Jestci śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
ze śpiewki to zgaduję.
we wianeczku z wierzbiny
najprzystojniej mi będzie.
Koniec mojej kolędzie,
poniechanej dziewczyny.
Jak mię woda utopi,
przyjdą kopać dół chłopi:
We wianeczku dziewczyna,
do wianeczka wierzbina.
Taka śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
to ze śpiewki zgaduję.
Woda szemrze: mru, mru, mru: umrę, nie umrę — — — —
Woda śpiewa, — ptaszę śpiewa;
gałązka się rwie.
Sen się zacznie, — sen się skończy.
W śnie było, jak w śnie.
Wieniec, — mój wieniec!
rwałam go sama i wiążę. — — —
Na ciebie czekam, na ciebie czekam
kochanku — — — Mości Książę.
- ↑ Z końcem r. 1904 i początkiem 1905 St. Wyspiański, zamierzając starać się o kierownictwo Teatru krakowskiego, obmyślał i przygotowywał repertuar. Opracowywał tedy pewne dzieła, które miał zamiar grać, inscenizując je podług swoich pomysłów (Faleńskiego „Jadwigę“ i „Syna gwiazdy“, Norwida „Kleopatrę“, która miała być przedstawieniem inauguracyjnem), albo tłómacząc. Tłómaczenie zaś miało u Niego całkiem inne, niż pospolite, znaczenie: było indywidualnem przeżywaniem duchowem. W tym sensie tłómaczył nietylko z francuskiego, lecz także z polskiego: przerabiał Słowackiego (czytałem zniszczone potem sceny z „Balladyny“), a „z Paszkowskiego“ — Szekspira. Na ten czas przypadają studya nad „Hamletem“. Książka „Hamletowi“ poświęcona, mnóstwo zawiera ustępów, przetworzonych z polskiego przekładu Szekspira; miały one być uzupełnione i zlane w całość. Skończyło się na dodatkowem opracowaniu sceny śmierci Ofelii.
Scena ta była poraz pierwszy drukowana w „Nowej Reformie“.