Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi | |
Podtytuł | Pisma pośmiertne II | |
Redaktor | Wilhelm Feldman | |
Wydawca | nakładem rodziny | |
Data wyd. | 1910 | |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
STANISŁAW WYSPIAŃSKI
PISMA POŚMIERTNE
II.
WIERSZE: FRAGMENTY
DRAMATYCZNE: UWAGI
NAPISAŁ STAN. WYSPIAŃSKI
ODBITO W DRUKARNI UNIWERSYTETU JA-
GIELLOŃSKIEGO POD ZARZĄDEM J. FILIPOW-
SKIEGO. NAKŁADEM RODZINY. KRAKÓW 1910 SKŁAD W KSIĘG. S. A. KRZYŻANOWSKIEGO.
ZEBRAŁ, PRZEPROWADZIŁ DRUK I OBJAŚNIŁ
WILHELM FELDMAN.
WIERSZE.
16-go września 1888. gałązki bluszczu odrywając trwożnie, tym, że krótką chwilę i na świat zstąpił Bóg — ( . . . . . . . . ) Czekam. Jak długo jeszcze czekać trzeba — — że ledwie dostrzedz można bieg — drżę cały Mój uśmiech nie szczery — otuchę mi odbiera, Kamienna była ława — dłonią tak piękną — dłonią co powinna Jak pomnę, stała na stopniu wiodącym do cieni co w głębi duszy tkwiło przytłumione usta zadrżały prośbą — i z bladych niedawno ............[3] Nam trzeba za cenę życia LA LEGENDE DU ROI.[4]
( . . . . . ) d’une richesse d’autrefois) j’ai vu les fosses profonds U stóp Wawelu miał ojciec pracownię Znam mężów odważnych słów,
Przy wielkim czynie i przy wielkiem dziele Gdy nie mogę się rozmówić Jakżeż ja się uspokoję —[5] Bądź jak meteor — jak błyskańce,[6] WIERSZYK WAKACYJNY.
(Do Leona S...).[7]
I cóż kochany Panie Leonie, czyś pochylony stał ku wodzie A gdyś to wszystko już przeczytał, ✽[8]
1. Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić, 6. Tak samo będę słuchał w grobie, ✽
1. Niech nikt nad grobem mi nie płacze, 6. Bym ją posłyszał, tam do góry KSIĘDZU CZ . . . . . .[9]
Towarzyszowi nocy w Rymanowie I ciągle widzę ich twarze,[10] żar święty w trójnogach płonie, Był u mnie ktoś, direkt von Wien,[11] Obiecał mnie tłumaczyć też Nad Morskiem Okiem! — jakże ci zazdroszczę,[12] Pociecho moja ty, książeczko,[13] widzę te fale wód, jak biegą Habt acht! — Marschiren, Zug marsch! — — —[14] Oni zaiste nie widzą nic złego, Wesoły jestem, wesoły,[15] Ach, któryż jestem żywy, Lecz nie spostrzegli snać NOTY DO BOLESŁAWA ŚMIAŁEGO.[16]
W architekturze stworzyłem monument Ja nie uważam wiedzy za rzecz taką, Bądźcie spokojni, jeźli Bóg pozwoli, HYMN[17]
HYMN VENI CREATOR NARODU ŚPIEW DUCHA ŚWIĘTEGO WEZWANIE CZYLI ORĘDZIE: Zstąp Gołębica, Twórczy Duch, FRAGMENTY DRAMATYCZNE
...(do obrazu Matejki „Batory pod Pskowem“) — ZAMOJSKI
Tak więc rok trzeci dobiega do końca, bo jej zagrodzą drogę — przed tron Boga SZLACHCIC MŁODY
(dworzanin)
Król w swym namiocie — z Possewinem radzi, używał zręcznie i chytrze próbował, ZAMOJSKI
Dzielnie waść myślisz — podzielam twe zdanie — SZLACHCIC
Ojcze nasz łaskawy ZAMOJSKI
Jakaż to troska na duszy ci cięży — KRÓL.
Possewinowi poleciłem dalej i niemoc wojska — — POSSEWIN
(wchodząc przy ostatnich słowach)
Miłość narody łącząca zwaśnione bo chrześcijanin krwi cudzej nie pragnie, KRÓL
Dłoń to tasama — co nam wydzierała POSSEWIN
Jeśli gadzina ta jad w sobie żywi — KRÓL
Precz mi z pokojem — ja myślę o wojnie! POSSEWIN
Lecz poseł Iwana KRÓL.
Tak na lat dziesięć — to trochę zadługo, POSSEWIN.
Poseł Inflanty całe ci oddaje. KRÓL.
Inflanty całe — jakżeby inaczej wrócę z większymi, niźli mam, siłami POSSEWIN
Lecz Bóg dłoń tę wstrzyma, SZLACHCIC
Posłowie Moskwy pragną przed oblicze (wchodzą posłowie).
POSEŁ
...Pozdrowienie niosę POSSEWIN.
— Przyjmie was łaskawie. ZAMOJSKI
Pozwól kapłanie — każde jego słowo a jego oczy, co tak niespokojnie biegają w koło POSSEWIN
...Ufaj Bogu. KRÓL
Przystąp wysłańcze i sługo Iwana — lecz że stolicy świętej taka wola — POSSEWIN
O nie wątp królu — pod Bożą opieką (Posłowie przystępują do złożenia hołdu — dworzanie podnoszą zasłonę namiotu — wchodzą wodzowie obu wojsk — widać rycerstwo na koniach — w głębi miasto — ugrupowanie jak na obrazie M.). KRÓLOWA POLSKIEJ KORONY.[19]
1656 — czwarty kwietnia — Lwów. Wnętrze archikatedry — czwarta godzina rano. Z lewej strony od przodu „wielki ołtarz“, prawie tyłem ustawiony; — w głębi ściana presbiteryum przeciwległa zakrystyi i nawa kościelna widoczna poza przegubem tęczy. — Stalle, a pomiędzy stallami i ołtarzem przeciw widza na ścianie loża królewska oszklona i zamknięta. ROZMOWA.
— Nietylko na dziś z kaplicy będzie wyniesiony, ale na zawsze już pozostać ma we wielkim ołtarzu. (nadchodzą inni).
— Laudetur. (patrząc ku kościołowi).
— Śpiewają a modlą się wciąż. (przyciszają się).
— Ustąpmy na bok. (cień w oknie się pochyla, jakby klękał).
— Klęka! (cień rozkłada ręce).
— Modli się — patrzajcie... modli się. (przyciszają się a inni rozmawiają).
— Illustrissimus zażądał ornatu zielonego. (usuwają się powoli).
— Nieszczęśliwy kraj, biedny lud. (przechodzą).
(z głębi kościoła tłum śpiewa głośniej). „Do Ciebie Panno my grzeszni wołamy, (W nawie z bocznej kaplicy procesya idzie; otwierają drzwi balustrady presbiteryum — dwóch księży w komeszkach i futrach niesie obraz mały, srebrny, oprawiony w srebrne duże ramy. Poza obrazem niosą wysokie lichtarze, krzyże, chorągwie bractw... procesya zatrzymuje się na kościele, część duchowieństwa, prałaci i kanonicy przystają tuż przy balustradzie i klęcząc patrzą na niesiony obraz... dwóch tylko księży niesie powoluteńku obraz ku wielkiemu ołtarzowi). „Grzechy to nasze słusznie zasłużyły, (Nagle ze drzwi ciemnych pod lożą, zasłoniętych kotarą ze znakami Królestwa polskiego i snopem Wazów, wychodzi król — blady, koronki rozrzucone pod szyją, ubiór nieco w nieładzie po nieprzespanej nocy — ubiór pompatyczny ze sesyi wieczornej dnia poprzedniego, — strój cały czarny, przez ramiona płaszcz bogaty, czarny, szeroki, szpada, kapelusz z czarnemi piórami w ręku i laska... (Tłum śpiewa w tym czasie).
„Bo nieprzyjaciel na to się usadził, (Król staje na środku, zwrócony do obrazu, z głową pochyloną, z ręką na lasce). (tłum powtarza).
„przyczyń się Panno a twoją obroną (Wchodzi dwór, bractwa z chorągwiami, uchylają znaków przed obrazem Maryi i ustawiają się w presbiteryum, wchodzą panowie i senatorowie, dygnitarze i ich dwory. Wchodzi Jerzy Lubomirski, Stanisław Revera Potocki, Jan Leszczyński, Jędrzej Leszczyński, Piotr Gębicki, Floryan Czartoryski, Jędrzej Trzebicki — i wszyscy współcześnie będący. — Wchodzi Królowa Marya Ludwika z dworem. — Wszyscy zajmują miejsca w stallach, ławach, krzesłach przed stallami... napływa wiele szlachty, mieszczaństwa postrojonego. KRÓL
(cicho, do siebie).
Dla ojczyzny!... (zamyśla się) niech myśl zaledwie poczęta ROZMOWA
— Ilustrissimus pater opóźnia się. ROZMOWA
— Co znaczy? KRÓL
„Pod Twoję obronę uciekamy się święta boża rodzicielko... KRÓL
O Panno Święta, jak oczy Twoje czarne duże (poruszenie w tłumie).
KRÓL
(zapatrzony w obraz — nagle)
Ha! patrzajcie... (grupują się około króla nadsłuchując). KRÓL
Górą płynie niesiona ROZMOWA MIĘDZY OTACZAJĄCYMI
— Królewska Mość tak blada KRÓL
(niesłuchając)
Cierpień królestwo przez tłum ludzi; (tu rozwidnia się zupełnie — słońce wpada przez szyby poza ołtarzem).
KRÓL
Jasności tęcza ROZMOWA
— Królowa mdleje KRÓL
Panowie bracia! ROZMOWA
— Cicho, król mówi KRÓL
Panowie bracia! równi mi panowie bracia, ROZMOWA
— Quid novi? KRÓL
Na kolana Wasze Moście padajcie (Kościół cały upada na kolana; król stoi — zwraca się do ołtarza, wreszcie powoli klęka i składa koronny sygnet na ołtarzu).
KRÓL
Nie — jam nie godzien oznak dostojeństwa WSZYSCY (powtarzają)
litości, Królowo-dziewico! KRÓL
(zrywa się, staje).
Wy wszyscy, jak tu jesteście społem jakoteż i Wy obywatele dostojni, (Cały tłum na kościele rumotem wstaje, dobywa szabel — zapał w tłumie szlachty i mieszczaństwa opanowuje wielkich magnatów, tuż przy królu stojących, że i oni niedługo się opierają).
KRÓL
(zaczynając).
Przysięgam tutaj na miecz mego ojca (urywa)
nie ten rapier, to dar cesarski — nie chcę (Król dotyka ręką sztandaru i mówi, dokoła połyskują szable dobyte)
Wielka Boga-Człowieka Matko! Panno najświętsza! Przysięgam Ci niebios Królowo święta wypędzić wrogów z granicy korony, (Przysięga się skończyła, szable chowają się do pochew — usuwają się wszyscy stojący blisko ołtarza i rozmawiają grupami. — Król zostaje i jeszcze ciszej mówi dalej).
KRÓL
Panienko Ty nasza miłościwa! (Tłum śpiewa w głębi kościoła tymczasem pieśń
o Maryi).
„Maryja, Maryja, o Maryja Królowa! KRÓL
(do otaczających).
Nie — nie — ja chcę wojny, (Słychać na zewnątrz kościoła bębny, potem trąby).
ROZMOWA
— Rajtary Jego Królewskiej Mości (Składają ofiary przed króla, przed ołtarz, wszyscy bez różnicy stanu, magnaci, kobiety, szlachta, lud... całują ręce królewskie).
ROZMOWA
— Leci goniec do króla. KRÓL
(imponującym głosem dominując).
Co? zła nowina? nie! do zemsty wzywa. KTOŚ Z OTOCZENIA
Pisarz Jego Królewskiej Mości KRÓL
(z humorem).
Sam więc będę pisał — lub Waszmość, (Wychodzi król, rycerstwo, powoli rozchodzą się w różne strony).
ROZMOWA ROZCHODZĄCYCH SIĘ
— Kwalifikacye ma niebywałe! (przechodzą)
(słońce świeci, tłum modlący się śpiewa). „Śliczna gwiazdo miasta Lwowa, Maryja! (Wychodzi msza — organy zaczynają mszę. — Na zewnątrz kościoła wciąż słychać, jak maszeruje wojsko bębniąc i trąbiąc).
Z „WESELA“.[20]
SCENA 12. (RADCZYNI, KLIMINA)
RADCZYNI
Ma ona też jakie wiano? KLIMINA
Nie wiem, czy ta co dostaną. RADCZYNI
Czy on ją też bierze z czem? KLIMINA
Cy jo wim, cy jo wim. RADCZYNI
Charakterystyczny rys, KLIMINA
Bidna mysz, a ma tyz. SCENA 14. (RADCZYNI, KLIMINA)
RADCZYNI
Tęgie, prawda, lecz widzicie KLIMINA
Kaj chce ino, to se chodzi. RADCZYNI
Zejdą się we dwoje młodzi. KLIMINA
Każden se do gustu bierze, RADCZYNI
Ależ być nie może, zgroza! KLIMINA
Przecie miłość, to rzecz boza, RADCZYNI (37)
Ach przed ślubem, to bez sromu. KLIMINA
Cichcem w domu, pokryjomu. RADCZYNI
Co mówicie! KLIMINA
Jakze pocne, RADCZYNI
Już z takiem kochaniem kwita. KLIMINA
Przecie pani som kobita RADCZYNI
Chyba, że w waszej rodzinie. KLIMINA
I w nolepsy familije — —
SCENA 44. (OJCIEC, HANECZKA)
OJCIEC
No i cóż, radać panienka. HANECZKA
Tańce mi się podobają, OJCIEC
He, heń, jesce pikniej bywało HANECZKA
Dawno? OJCIEC
Nie wiem kiedy. HANECZKA
To się wam tak marzy. OJCIEC
Ano! HANECZKA
Pamiętacie? OJCIEC
Jak w rząd staną, a inni rzędem, kolejką, HANECZKA
Jaki obraz dawny, wierny, OJCIEC
W lewo, w prawo. HANECZKA
A rząd długi? OJCIEC
Długi, długi, straśnie długi, MĄŻ.[21]
MĄŻ
(siadając — wskazuje miejsce gościowi).
PRZYJACIEL
(usiada).
MĄŻ
Dawno pragnąłem z Panem porozmawiać o tem, co najgłębiej skryte w mej myśli. PRZYJACIEL
(udaje zdziwienie).
MĄŻ
Udajesz Pan zdziwienie, — w istocie zaś czujesz
jak ja i wiesz, co nam wszystkim na sercu leży: co
jest naszą wszystkich wspólną tajemnicą. PRZYJACIEL
(robi przerażoną minę)
(chce coś mówić). MĄŻ
Otóż tak. — — (urywa) Tak, tak — kochany Panie, tę maskę (wskazuje na twarz swoją)
chcę dziś zdjąć (ze wzruszeniem)
abyśmy, raz jeszcze PRZYJACIEL
(powoli)
(zamyślony) (jakby przygnębiony) (cedzi słowa) Niewątpliwie, — niewątpliwie. (czulej)
Najchętniej, — słucham cię i uwielbiam, przywykłem do liryzmu duszy twojej i nie zadziwi mię ton mowy twojej, — ale mię dziwi, że mówić chcesz o rzeczach, które byłyby tylko goryczą i żalem — gdyby nie miały rzeczywistości spojrzeć w oczy. MĄŻ
Ależ tak — rzeczywistości spojrzeć w oczy. PRZYJACIEL
(wstając)
Czyżbyś zamierzał — mówić to głośno. MĄŻ
(patrzy za nim)
Ależ tak. — Głośno: głośno. — Serce moje, czuję dziś, że głośno uderza: teraz też czuję, że nie moją osobistą już jest własnością; żem winien jest — to co czuję dzisiaj — mówić głośno. PRZYJACIEL
(zamyślając się)
Ależ więc należy przedewszystkiem, abyś przedstawił rzecz na klubie naszym, w kole naszem, abyśmy wszyscy spojrzeli w głąb twej duszy i ocenili! MĄŻ
(wstając)
Przejrzeli — PRZYJACIEL
(z uśmiechem radości)
Przejrzeli. — O więc tak. To słowo, drogi mój. Przejrzeli. Tak jest, — trzeba abyśmy przejrzeli. Dawno czułem już, że są jakoweś lody, które przełamać trzeba, że są jakoweś maski które zrzucić trzeba — jakoweś przesądy, które jak mgła kiedyś się rozwieją. Ale nie wiedziałem, czyli prawda to jest, że one są — czyli tylko może wymysł przeciwników naszych i zarzut przeciwników naszych i cieszę się, że ty to mówisz, bo teraz rozumiem, — że w nas samych jest taka wielka siła odrodzenia dla dusz rozwoju — taka dynamiczna siła wybuchowa — że pod naporem jej ustąpić musi wszystko i przełamać musi wszystko — (podaje mężowi rękę).
Rozumiem cię. To uczucie. MĄŻ
(przyjął rękę i uścisnął — przechadza się po pokoju)
Tak, to uczucie! (wskazuje stołek przyjacielowi).
PRZYJACIEL
(usiada)
MĄŻ
(usiada)
(pukanie do drzwi) MĄŻ
(zwraca głowę niechętnie)
(drzwi się otwierają) MĄŻ
(się uśmiecha — wbiega)
CÓRKA
(przystanęła i dyga przyjacielowi)
(szepce ojcu do ucha) MĄŻ
Dobrze, kochana dziecino — do widzenia. PRZYJACIEL
Do teatru idzie. MĄŻ
Do teatru.CÓRKA
(dyga przyjacielowi)
(odchodzi) MĄŻ
(wstaje)
Przedewszystkiem w przyszłość i otoczenie nasze musimy patrzeć seryo — poważnie. PRZYJACIEL
O tak, niewątpliwie poważnie — — to uchroniłoby nas od wielu przykrych doświadczeń. MĄŻ
Byt nasz cały i dolę musimy uznać, że widzimy jednak zależną od inteligencyi naszej. PRZYJACIEL
Przyznaję, w istocie — inteligencya jest czynnikiem rozstrzygającym. — Inteligencya i wykształcenie i rozwój talentu. MĄŻ
A otóż właśnie talent i jego rozwój. PRZYJACIEL
Rzecz poniekąd (.....) do określenia trudna. — MĄŻ
A niewątpliwie — trudna — ale nie do określenia trudna — jak do udoskonalenia. PRZYJACIEL
Ku niezawisłości? Rozumiałem, że powiesz więcej — że ku szczytom. MĄŻ
Nie, mój drogi. Szczyty dla mnie nie istnieją, jeśli nazwy dla szczytów nie ma. PRZYJACIEL
A inteligencya?MĄŻ
A otoż właśnie. To nasz obowiązek starać się dążyć ku temu, aby talent uczynić inteligencyą i w ręce człowieka, co talent posiada, w ręce tego człowieka zbogaconego inteligencyą przy ciągłym talentu rozwoju złożyć prawo kierowania losem naszym i opinią i czynami.
MĄŻ
Najważniejszem mianowicie to jest to, że widzę teraz jasno, żem powinien wziąć w siebie wszystko to, co jest przeciwnikom naszym najdroższe i to za świętość dla siebie uznać. PRZYJACIEL
Zdaje mi się, że rozumiem cię zupełnie. MĄŻ
Tak, rozumiesz mnie, bo wiesz, że nie ustąpię w niczem, co zbudowało mój charakter i czem jestem. — Ale rozumiesz dopiero dziś, że nie znam nic w innych takiego i być nie może, coby przeciwiło się temu, com ja za świętość przyjął. PRZYJACIEL
Nie myślisz jednak o połączeniu stronnictw? MĄŻ
Nie, bynajmniej nie myślę o połączeniu stronnictw: to są mrzonki, to są niemożliwości. PRZYJACIEL
Z przyjemnością Cię słucham. — Przypomnę Ci jednakże — boć niepodobna abyś nie wiedział sam tego — co w zapale i w uniesieniu uczucia przepomniałeś. MĄŻ
Tworzysz ich coraz więcej. Zgoda — różnica środowiska. Widzę to — różnica przyzwyczajeń — ta jak ją nazywają kastowość — powiedzmy więc to i o sobie sami — ta kastowość, której ja nie czuję — ale i może ona jest w oczach tego, co patrzy na mnie. Zgoda więc: środowisko. — PRZYJACIEL
Przeoczyłeś środowisko. MĄŻ
Nie jest-że niem mój dom...
MĄŻ
Choćbym umiał stanąć wbrew wszystkim w stronnictwie mojem — PRZYJACIEL
Stań na czele stronnictwa. MĄŻ
Choćbym miał przeciwko sobie wszystkich wśród swoich (.....) jestem pójść za tą myślą, za tą myślą, którą nakazuje mi moje sumienie. PRZYJACIEL
Nie, przeciwnie sądzę, że staniesz się wtedy jednym więcej cennym dla nas osobnikiem — reprezentował będziesz myśl tę, jaką (....) w stronnictwie naszem. O tę myśl twoją, reprezentowaną przez ciebie, stronnictwo nasze będzie bogatsze. Ważny w ten sposób atut pozyskany do walki z przeciwnikami — ciebie mając w naszych szeregach. MĄŻ
A oto właśnie — chcę wam powiedzieć — że... PRZYJACIEL
Wyrosłeś ponad otoczenie, ponad nas, ponad środowisko. MĄŻ
Nie, ale że dopiero teraz czuję się godniejszym i jedynie godnym — do reprezentowania nas. PRZYJACIEL
Że nas nie potrzeba obok ciebie. MĄŻ
Tak jest, że was dosłownie nie potrzeba.
PRZYJACIEL
Ależ to prowadziłoby cię do zupełnej bezwględności. MĄŻ
Wobec swoich, — ale to dopiero poprowadzi mnie do uwzględnienia drugich, nie moich — — i tutaj padnie mur, o który biłem daremno głową, szukając ludzi, wołając ludzi — pragnąc ludzi. PRZYJACIEL
Temsamem lekceważysz ludzi.MĄŻ
Zaczynam nie lekceważyć, ale pomijać zupełnie ludzi, których mam pod ręką. Przez ten stan (...) widzę tych ludzi, miana tego godnych, których Bóg sam i życie przedemną stawia, widomych. PRZYJACIEL
Jacyż to ludzie. — Niechże ucieszę się ich poznaniem. MĄŻ
A tak, tak, jak i ja ucieszę się ich poznaniem, gdy wobec nich z prawdą moją stanę. PRZYJACIEL
Jesteś uczciwy człowiek i (...) jesteś człowiek. MĄŻ
Wymazałem kłamstwo z duszy mojej i nie szedłem drogą fałszu i obłudy. Przed Bogiem uczciwy jestem człowiek i tak duszę moją żywot mój (.....), — że Prawdę napisaną mam na czole i w oczach Prawdę i w sercu Prawdę i usta moje kłamu nie wypowiedzą! PRZYJACIEL
I winieneś to nadal czynić. MĄŻ
I winienem to nadal czynić, ale wobec moich przeciwników. —
PRZYJACIEL
Słucham cię, — słucham — — z radością. MĄŻ
Otóż nie. Jest to tylko odkrycie prawdy, której nikt nie uznać nie może. Musicie wszyscy uchylić przed nią czoła. Prawdą wyruguję fałsze, nie dopuszczę przed siebie fałszu a szukać go będę i tropić dokoła siebie i pośród swoich. PRZYJACIEL
Chcesz więc zapoznawać swoich. MĄŻ
A właśnie, — swoich chcę uznać równie jak obcych i w tem widzę mą zdobycz i moją prawdę i nie zobaczysz mię już nigdy w sojuszu z człowiekiem obłudy lub nieuczciwością (. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .) PRZYJACIEL
A skąd weźmiesz tego daru (.....) ludzi. MĄŻ
Otóż właśnie, że daru tego od nikogo żądać nie będę. — Ani u nikogo szukać nie będę darów szczególnych, ale czyny jego dotychczasowe będę (...) i talent jego ocenię i dla talentu jego uznam w nim prawdę i równe mojemu prawo. PRZYJACIEL
Opuszczą cię (...) twoi przyjaciele. MĄŻ
A właśnie przyjaciele moi odgradzają mnie od prawdy i spojrzenia w treść duszy mojej i uświadomienia powołania. PRZYJACIEL
Odłączasz mnie — ? MĄŻ
Odłączam ciebie. PRZYJACIEL
Z prawdziwą dumą ściskam twą rękę, — iżeś rzekł słowa, które stawiają cię wyżej niż cię sądziłem i pozwalają mi się chlubić tobą, jako przyjacielem i naszemu stronnictwu zjednają uznanie u przeciwników najbardziej nieprzejednanych. MĄŻ
Takim obaczycz mię w czynach moich, — jakiemu podałeś mnie dłoń. Czyny moje zwać będę czynami kraju mego i temuż siły moje zdawna poświęciłem i dziś to jedyna dążność moja i prawo. PRZYJACIEL
Co? czyżbyś zamierzył...MĄŻ
Urzeczywistnić zamierzam pragnienie i nadzieję duszy mojej. Istność moją całą tej chce poświęcić i oddać. — Nie myślę duszy mojej żaru i ognia taić i odwlekać. — Przyszłość bowiem do nas należy i obowiązek nasz zowie się przyszłość. PRZYJACIEL
Jakoż chcesz te idee zrealizować? MĄŻ
A właśnie. Realizacyą duszy mej, i czując ten płomień i żar co porywa — O Bogu daną prawdę na się bierze, NA KRAKOWSKIM ZAMKU WESELE.[22]
STAROSTA
Witaj że nam gospodarzu, CHÓR
Witaj synku!! STAROSTA
Witaj duszo, niech nas chronią piorunowie, JUDYTA
mnie się widzi, że oni są w zmowie WŁODZISŁAW
ten ci drużba, co tam drzwi zapiera — KRÓL MŁODY
Stryju! WŁODZISŁAW
Dziecko! KRÓL MŁODY
Nie wyzwajcie wy mnie tak durnie, WŁODZISŁAW
Cóż się boczysz? KRÓL MŁODY
marszczycie się chmurnie — KRÓLOWA MŁODA
Cosik stryjec naraz stał się blady KRÓL MŁODY
Patrz-ino — jak ta jego połowica KRÓLOWA MŁODA
Uważyłeś że zamkli dźwirze. KRÓL MŁODY
Mam ci miecz, jeszcze ojców miecz krzepki JUDYTA
Cóżeś stanął martwiec na pół drogi, WŁODZISŁAW
trzeba żeby ujął mnie, pochwycił za nogi, JUDYTA
powiedz głośno. WŁODZISŁAW
(milczy)
JUDYTA
Czyli czujesz w nim pana. FRAGMENT
Z „NOCY LISTOPADOWEJ“.[23] I. SATYR
(poza Słowackim).
Koniecznie musisz wleść na górę SŁOWACKI
O Polska ziemio! II. SATYR
Ton Bajrona. I. SATYR
Westchnął, — i twarz skrył w płaszcza zwój. II. SATYR
Suknia w francuski gust krojona. I. SATYR
Nad Polską płacze rywal twój. SŁOWACKI
O ziemio smutku, — łonie krwi I. SATYR
Car cię polubił II. SATYR
Książę drwi I. SATYR
Tyś jest Polski pochodnia! SŁOWACKI
Ileż to dusz chwyciłeś w kleszcz I. SATYR
Orderów codzień spada deszcz... II. SATYR
Bóg cara zrobił carem. — JULIUSZ II.[24]
AKT I.
Dzień 15 sierpnia roku 1511. We święto Wniebowzięcia Matki Boskiej. Przedsionek kaplicy sykstyńskiej. W głębi wielka arkada przesłonięta do połowy ciężką, szarą oponą. Za arkadą, w kaplicy widać na wysokiem podium klęczącego Juliusza papieża, w ruchu i postawie takim, jak jest przedstawiony we fresku: „Msza Bolseny“. U podnóża podium klęczy straż przyboczna papieża. Nieco opodal kardynałowie.
Z kaplicy wybiega Raphael Santi i ująwszy dłonią oponę, patrzy chwilę niemałą w postać papieża. Ubrany jest w strój biały z niebieskiemi wypustkami; na jedwabnym sznurze zwisa mu na ramię błękitny beret z przepiętem białem strusiem piórem. Za nim wbiega Fornarina w ubiorze wieśniaczym, tak jak jest wymalowana jako „Madonna della sedia“. RAPHAEL
O cuda, o cuda. O cuda, o cuda! (puszcza oponę, zasunąwszy; chwyta Fornarinę za rękę). FORNARINA
O Matko święta. RAPHAEL
O wielkości poczęta. FORNARINA
(składa ręce)
Ty, szalony? O Święta Panienko. RAPHAEL
Ty widziałaś go, z olbrzymią ręką, FORNARINA
Ty szalony! RAPHAEL
Ja cudem porwany. FORNARINA
Coś ty widział? RAPHAEL
Ludem się roiło widziałaś przygiętych chłopów, FORNARINA
Widziałam. RAPHAEL
(puszcza jej rękę)
Ty nic nie widziała. FORNARINA
Widziałam. RAPHAEL
Tyś nie poznała. FORNARINA
Ty, szalony, czego krzyczysz? RAPHAEL
Ja krzyczę! Ten mnie człowiek podeptał i zranił; FORNARINA
Chodź do domu. RAPHAEL
Nie wołaj, bym wrócił. FORNARINA
Co gadasz? — Masz tyle znaczenia RAPHAEL
Duch się mój zmienia. FORNARINA
Co ty wołasz? Jak ty rozpalony? RAPHAEL
Ty będziesz silną! FORNARINA
Co wołasz? Ty rozpalony. RAPHAEL
Ogromy, koło mnie zjawiska. — FORNARINA
Co próżna gadania mitręga? RAPHAEL
A jaka ty w gniewie Sybila! potęga, moc, moc tworzenia: FORNARINA
A to pewno w jakieś cudze sidła RAPHAEL
Ja pan! pan!! FORNARINA
Uroki! RAPHAEL
Te proroki! FORNARINA
Nic nie rozumię, RAPHAEL
Czar! FORNARINA
Czyjeś kroki... MICHAŁ ANIOŁ BUONAROTTI
(wchodzi)
(Ubiór jego barwy fioletowej, spłowiały i wyszarzany; trzyma się przygarbiony; co jakiś czas powolnym ruchem głowę do karku wstecz przechyla; poczem znów wraca do przygarbienia).
RAPHAEL
Oto tryumfator zwycięski. (przyklęka)
MICHAŁ ANIOŁ
A, to ten pajac z Urbino. RAPHAEL
(powstaje)
Poznałem Boga w dniu klęski. MICHAŁ ANIOŁ
Tobie starczą kobiety i wino. RAPHAEL
Wyszydzać masz święte prawo. MICHAŁ ANIOŁ
Żeś błahą panoszył się sławą. RAPHAEL
W mej duszy teraz potęgi. MICHAŁ ANIOŁ
Nie tobie sybilskie księgi; RAPHAEL
W twych oczach sybilskie księgi. (Z kaplicy wychodzą uczniowie Raphaela; wśród nich Giulio Romano, Giovanni da Udine, Giovanni Francesco Permi).
MICHAŁ ANIOŁ
Dla cię zamknione mam oczy. RAPHAEL
Zgniecion jestem dziś, dziś powalony. MICHAŁ ANIOŁ
Wskrzesiłem dziś całe rzesze RAPHAEL
Wiedz jedno: że wielu, że wszyscy, MICHAŁ ANIOŁ
Więc króluj dalej w tłumie. RAPHAEL
Nie podasz ręki? MICHAŁ ANIOŁ
I komu? RAPHAEL
Zazdrośniku, — niesyty zarobku! MICHAŁ ANIOŁ
Zauszniku papieski, parobku, RAPHAEL
Obraza! — Nie wstrzymam ludzi! MICHAŁ ANIOŁ
Zostaw me życie niebiosom Pustaku. — Teraz dzieła twórz. RAPHAEL
Do broni! (dobywa rapiera).
MICHAŁ ANIOŁ
Jak wąż się wije. (rzuca sztylet na ziemię)
Oto nóż. — RAPHAEL
Przeklęty, nędzny żebraku w swywoli. MICHAŁ ANIOŁ
Przeklęty ty. — Coś wyrzekł? O skorpiony! (dobywa rapiera).
FORNARINA
Człowiek szalony. MICHAŁ ANIOŁ
Jędzo! FORNARINA
Niewolniku. MICHAŁ ANIOŁ
Chłopko FORNARINA
Nędzo, bijcie. RAPHAEL
Odstąp! MICHAŁ ANIOŁ
Umiecie truć. RAPHAEL
Ostąpić go. MICHAŁ ANIOŁ
Szkolarze, drżyjcie! (składają się)
A ot, ty swoje bierz! (rani w ramię Fornarinę, która podbiegła).
FORNARINA
Ah! Ranił — zwierz. RAPHAEL
Odstąpcie. — Zbójco ty! MICHAŁ ANIOŁ
Zasłoniłeś się babą, — rycerzu? RAPHAEL
Ot i ty swoje weź. (rani w dłoń Michała Anioła)
MICHAŁ ANIOŁ
Skonasz w pacierzu! RAPHAEL
Krew! Zasłona w kaplicy rozsuwa się na całą szerokość arkady. Dworzanie wnoszą na krześle Juliusza papieża, tak jak to wymalowane na fresku: „Wypędzenie Heliodora ze świątyni“. Za nimi wchodzą kardynałowie; wśród nich Pompeo Colonna; dwór i Paris de Grassis i Francesco Maria della Rovere, książę Urbino, w białym stroju i mały Federigo Gonzaga.
JULIUSZ II DELLA ROVERE
(wznosi ręce wysoko ponad głowę i trzęsie dłońmi w gniewie)
Na Zewsa?! Przy moim boku, RAPHAEL
Ojcze! JULIUSZ II DELLA ROVERE
Milcz. MICHAŁ ANIOŁ
Łotr! JULIUSZ II DELLA ROVERE
(głosem podniesionym)
Ani słowa! FORNARINA
Krew broczy. RAPHAEL
Napaść. MICHAŁ ANIOŁ
Zasadzka! JULIUSZ II DELLA ROVERE
Milczeć! MICHAŁ ANIOŁ
Tyranie! JULIUSZ II DELLA ROVERE
Milczeć, na Zewsa, poganie! RAPHAEL
Florentczyk chytry! FORNARINA
Krzywonos! MICHAŁ ANIOŁ
Zły podszept i podły donos. RAPHAEL
Zazdrośniku! JULIUSZ II DELLA ROVERE
Milczeć kazałem. Dość krzyku. PARIS DE GRASSIS
(przystępuje do Raphaela i odbiera mu rapier)
JULIUSZ II DELLA ROVERE
Per Baccho! — A ty niewdzięczny! (straż otacza Michała Anioła)
FORNARINA
Mnie ranił. JULIUSZ II DELLA ROVERE
To nie nastawiaj się. — Jemum przyganił, MICHAŁ ANIOŁ
(głosem stłumionym)
Niewolnik. — Więź mnie tyranie! JULIUSZ II DELLA ROVERE
Dość, — dość! (błogosławi obecnych)
Quos benedico. — (zaczyna pacierz)
Ave Maria... — Iść naprzód z lektyką. (dworzanie wynoszą Juliusza papieża)
ŚMIERĆ OFELII
SCENA DRAMATYCZNA.[25]
Teatr przedstawia: łąkę zarosłą chwastami i zielskiem; w głębi potok; nad wodą wierzby. Dokoła las.
OFELIA
(idzie przez łąkę; niesie pęk kwiatów, które sznurem owija).
Wieniec mój, wieniec; (kłania się)
Mości Książę. (zamyślona)
Czekam co dnia, co godzina; (śmieje się)
Książę, — ja muszę być waryatką, bo Jego Książęca Mość jest war...... (urywa, staje) A! — — — — (ogląda się trwożnie) Ktoś mię usłyszał... (kłania się z respektem) To tylko ja Mości Książe. (składa ręce błagalnie) Nie, — nie! — Ja nie podsłuchiwałam. Jego Książęcej Mości słów nie pomnę. (tajemniczo szepce, z uśmiechem) Ja się domyślam: — nieszczęście ogromne... i mówić nie śmiem — — —
(nagle) Odjechał!! Uciekł!! (patrzy ze strachem)
Blady, milczący, — usta zaciął dumne. (spokojna)
Śpisz ojczulku, — dobranoc; — przynieśli ci trumnę. (śpiewa)
To mieszkanie moje, (przymila się)
Podobam się Waszej Książęcej Miłości? (śpiewa)
Panna jestem, dziewczyna; (mówi)
Amen. Bo historya tu się kończy. Tu trzeba mówić: Amen i uklęknąć. (wzgardliwie) To tylko taka śpiewka.(tymczasem uklękła, patrzy wśród kwiatów i wskazuje)
Te są pokorne, — te są dumne. (zapatrzona w łąkę)
A kto to tak ten ogród ściele? (patrzy w górę)
Sklepienie duże, jak w kościele. (idąc na kolanach)
Jestem w kościele z niemi, (chyli głowę ku ziemi)
Czuję dech ich oddechu, (ręką w powietrzu miotając)
Polatująca muszko, (pokazuje koło siebie)
To jest pasożyt; — słodycz pije (potakując)
Wiem, to królowa. (dziękując) Daj ci Boże zdrowie (do kwiatów)
Sami koło mnie: królowe i królowie. (rozdaje ukłony)
Nawzajem, nawzajem, nawzajem. (znów przyklęka)
Grzeszna jestem i ufam tylko miłosierdziu waszemu; a wy przebaczycie mi. (wiatr kłoni trawy) Wyznaję wam tu prawdę, o której wiecie i przed prawdą moją uchylacie głów. (wiatr kłoni trawy)
Czyli mogę liczyć na litość waszą? (nasłuchuje)
Dochowacie mi tajemnicy? (wiatr kłoni trawy)
Dochowamy. (wpatruje się; kwiaty stoją w ciszy)
Nie skłamiemy. (przestrzegając)
Bo ludzie przysięgę łamią. (przytakuje)
Kto z ludzi mówi prawdę? (nasłuchuje) Niemy. (przytakuje)
Kto wiary dochowa? (nasłuchuje)
Umarły. (przytakuje)
Kto szczęśliwy: czy ten co się rodzi, (nasłuchuje)
Obłuda, (powstaje, śpiewa)
Oj chciałabym to wiedzieć, (przestaje śpiewać)
A kto to jest świat? (trawy się kłonią) To wy! (zrywa się) A to chodźcie do wianka. Przyjdzie tu kosiarz, co was porówna. (zrywa kwiaty) Pozwólcie, że was wyróżnię przed porównaniem, dla uwicia z was równianki. — A to dla pamięci, zanim o was zapomnę. — — Aby wiadomo było, że mam duszę, dla poznaki ubiorę się we wieniec. Nie dziwcie się, że was zrywam; taki jest zwyczaj. Umieranie jest
zwyczajem. Pomrzecie z moją myślą na mej głowie. (tymczasem wije wieniec, kładzie sobie wieniec na głowę, wesoło:)
Jestem bez grzechu, jestem dziewczyna; (śpiewa)
Kochałam, kocham. — Kochałam. kocham: (płacze, śpiewa przez łzy)
Wieniec mój, wieniec; — — (kłania się, mówi)
Mości książę. (śpiewa)
Wianek, wian na mojej głowie, (mówi)
Rozum mi się zmięszał — — (nasłuchuje swoich słów)
w mowie. (śpiewa)
Hej la li..... (śmieje się, chwilę zasłuchana w swój śmiech) Słuchaj: jak to ptaszę śpiewa; (przytyka ręką usta, drętwieje w trwodze)
Bóg się gniewa — — (przyciska ręką serce)
Ptaszę śpiewa — — (kładzie palec na ustach)
Cyt — duszo — do snu — — (kładzie się na łące, nuci)
W sen mnie matka ukołysze, (zrywa się)
Ty nie matka! — Ty od szatana gadzie! (patrzy w niebo, roztwiera szeroko oczy)
O jak jasno: — Anioł kładzie (nagle)
Uciekł! (biegnie przez murawę za ważką)
O tu! — — (nad wodą, krzyczy:)
Tonie! (opiera się o starą, spróchniałą wierzbę)
A muszę się uczesać, zapleść. (rozplata włosy) To mnie matka zapletła, — ale źle. To nie matka... (przytomniejąc) Cóż ja — — Przecie mnie to nie matka zapletła dzisiaj warkocze. (śpiewa) Dzisiaj, wczoraj, — woda bieży. (urywa, przypominając)
Co jutro? — (wzrusza ramionami, mruga)
Ja wiem. — Jutro będą mię chcieli związać; do trumny zamknąć. Oni: król, królowa (śpiewa) A on mnie nie obroni. (pomrukując) Związać się nie dam. (namyśla się) Oni mnie nie znajdą. (śmieje się, śpiewa:) Szukali, szukali; (mówi)
nie znaleźli. (śpiewa)
Znaleźli, znaleźli (słucha)
Woda mruczy: — (naśladuje) Mru, mru, trulululu, mru. — Umrę, nie umrę; umrę, nie umrę... (mówi, jakby woda do niej mówiła:) Schyl się ku mnie, — umrę, nie umrę. (zwierza się) Ja mieszkam tam w zamczysku. (wskazuje, z mocą:)
Oni myśleli, że mnie żyć przymuszą że duszę we mnie zdepcą, że ją zgłuszą (zwierzając się wierzbie, ze smutkiem)
Ja nie umiałam mówić, — nie umiałam. (kłania się) Wasza Książęca Miłość wybaczy, ale ich Królewskie Miłoście chcą, żebym była papla. (kłania się) Wasza Książęca Miłość — (jakby czyje słowa powtarzała:) Trzeba się umieć kłaniać. (dyga, całuje się w rękę) Dobrze tatusiu. (jakby czyje słowa powtarzała:) W ukłonie należy zginać karku. (całuje się w rękę) Dobrze ojcze. (jakby kogo spostrzegła, kłania się) Ich Królewskie Wysokości, — padam do nóg, (w wybuchu złości:) To ty nie wiesz, że ja cię kocham! kocham, kocham! Ty ze mnie drwisz, szydzisz; bawisz się mną, jak dzieckiem. To ty niemasz serca! Nie masz! Nie masz! Nie masz! (śmieje się) On jest szalony, — on jest szalony. On nie wie, co mówi. — — (domyślnie) Ja muszę być, jak on. (usiada nad wodą, na chylącej się wierzbie, na której wiszą wianki powiędłe) To jest mój wczorajszy wieniec. — A ten zawiłam dzisiaj rano. — (skrzywiła usta) Zwiędły.
(poważnie)
Czas na mnie. Niezadługo zawołają mię do domu. I ojciec wróci. I ja się ustroję. (obejmując pień drzewa) A tu mi dobrze. — (z trwogą) Nie pójdę! (śpiewa)
Liść twój siny, sine kosy, dziewczę, dziewczyno. (patrzy na wodę zamyślona; z wyrachowaniem)
On się musi ubierać tak, jak ja chcę. Nauczę go też kłaniać się i wszystkiego, czego mię ojciec mój uczył, a co mu wyjdzie na dobre, — ale niech się strzeże trutki na szczury. (śpiewa)
Idźże panno, idź do zamku; (chyli się nad wodę)
A te wianki, te moje (gałąź osuwa się z nią ku wodzie, śpiewa)
Jestci śpiewka śpiewana, (obrywa gałązki wierzbiny)
we wianeczku z wierzbiny We wianeczku dziewczyna, (patrzy we wodę i słucha)
Woda szemrze: mru, mru, mru: umrę, nie umrę — — — — (śpiewa)
Woda śpiewa, — ptaszę śpiewa; (wierzba koroną gałęzi opada we wodę)
Wieniec, — mój wieniec! (osuwa się we wodę)
kochanku — — — Mości Książę. (woda ją zalewa, dusi się wodą, ginie pod falą).
WOLTAIRE’A: ZAIRA.
AKT PIĄTY.
OSOBY:
Rzecz dzieje się w Jeruzalemie w pałacu Orosmana za czasów wojen krzyżowych.
SCENA I.
OROSMAN, KORASMIN, NIEWOLNIK.
OROSMAN (do Niewolnika)
Ostrzeżono ją, — wkrótce nadejdzie, niewdzięczna. lub słowem, które rzeknie, niepomna na ciebie. (do Korasmina)
Pójdź, przyjacielu wierny.
SCENA II.
ZAIRA, FATIMA, NIEWOLNIK.
ZAIRA
Któż mnie to przyzywa? NIEWOLNIK
Oto pismo, — — a mojej zawierzysz wierności. ZAIRA
Podaj. FATIMA (ręce składa we trwodze)
ZAIRA (do Niewolnika)
Chcę z tobą mówić. FATIMA (do Niewolnika)
Oddal się, bądź gotów.
SCENA III.
ZAIRA, FATIMA.
ZAIRA (przeczytawszy)
Czytaj pismo; — powiadaj, co ja mam uczynić? FATIMA
Chciałabyś raczej słuchać, jaki jest głos Boga. ZAIRA
Wiem ja to, — i nie przeto jestem nieszczęśliwa. FATIMA
Nie o nich tobie chodzi, — lecz on, ukochany; ZAIRA
Cóż ja mu wymówię? FATIMA
Co inne winno zająć myśl, — gdy pora sprzyja... ZAIRA
Rozpacz sama przedemną w otchłań myśl mą wiedzie. Wiem, że stąd wyjść nie mogę, chociaż rwie się dusza; FATIMA (oddala się).
SCENA IV.
ZAIRA (chwilę sama).
SCENA V.
ZAIRA, NIEWOLNIK.
ZAIRA
Pospiesz donieść te słowa chrześcijaninowi,
SCENA VI.
OROSMAN, KORASMIN, NIEWOLNIK.
OROSMAN
Nieszczęsna chwilo, (do niewolnika)
Coć mówiono? — Mów prędzej, — wyszczekaj! NIEWOLNIK
Zadrżała. OROSMAN
Oddalcie się. — To starczy. (do Korasmina) Zostaw mnie samego.
SCENA VII.
OROSMAN (chwilę sam)
Wracaj Korasminie!
SCENA VIII.
OROSMAN, KORASMIN.
OROSMAN
Czemużeś mnie porzucił w straszliwej samotni? KORASMIN
Nikogo niema. OROSMAN
Niema jeszcze nikogo. — — — O nocy okropna. KORASMIN
Co zamierzasz uczynić, władco, w tej żałości? OROSMAN
Słychać krzyk...? KORASMIN
Nic nie słyszę. OROSMAN
Słychać krzyk straszliwy... KORASMIN
Nikt się nie zbliża. Seraj śpi spokojnie. OROSMAN
Patrz, zbrodni straszydła KORASMIN
Wy płaczecie panie... OROSMAN
Pierwsze to łzy w mych oczach. Kalam się we wstydzie. KORASMIN
Drżę na słowa... OROSMAN
Precz ty moja miłości, — zemsta już gotowa. — KORASMIN
Ktoś idzie w istocie. OROSMAN
Pochwyć Nerestana!
SCENA IX.
OROSMAN, ZAIRA, FATIMA
(obie kobiety idą w głębi).
ZAIRA
Pójdź, zbliż się Fatimo. OROSMAN
Jej głos. — Niewierna. — Sądzisz o jej losie (dobywa sztyletu)
Zairo! — Boże. — Nóż wymknął się z dłoni... ZAIRA (do Fatimy)
Oto tu tędy droga. — Co mówisz? FATIMA
On idzie. OROSMAN
(czołgając się po dywanach za nożem)
Zairo! — Boże. — Nóż. — Ginę we wstydzie. ZAIRA
Drżę cała, — serce moje bije silnie bardzo. OROSMAN (nagle powstając)
Ja, ja, to ja, — nieszczęsna, przez ciebie zdradzony! (przebija Zairę)
Leż u mych nóg. ZAIRA
Umieram, Boże! — OROSMAN
Ja!! — — Pomszczony!!
SCENA X.
OROSMAN, ZAIRA, KORASMIN, NERESTAN.
FATIMA, NIEWOLNICY.
OROSMAN (do Nerestana)
Zbliż się, wydzierco szczęścia, przeklęty w twym czynie; (do Korasmina)
Dan już rozkaz stracenia? KORASMIN
Tak panie. OROSMAN
Gadzino! NERESTAN
Co mówisz, straszliwy?! — Umarła!! OROSMAN
Siostra!!? NERESTAN
Siostra!! OROSMAN
Twa siostra!!! NERESTAN
Niech noc cię pochłonie! OROSMAN
Siostra jego, — o Boże, — któż ofiary żąda? — — NERESTAN
Poganie, zbyt jest prawdą. Wyssaj z mego boku Lusinian był jej ojcem; skonał na mem ręku. OROSMAN
Kochała mnie! — Czy prawda? — Siostra jego — moja?! FATIMA
Zabójco. OROSMAN
Zamilcz. — Wiem. — O niebiosa, ja byłem kochany! NERESTAN
Chcesz nasycić twą zemstę? Otom jest jedyny Lecz czyli w twej wściekłości twe serce zamarło? OROSMAN
(biegnąc do ciała Zairy)
Zairo! KORASMIN
Monarcho. NERESTAN
Daj rozkaz, poganie. OROSMAN
Jakoby z okrutnego snu dusza się budzi: KORASMIN
Jednak panie... OROSMAN
Posłusznym bądź! żądam po tobie. (do Nerestana)
Szczęśliwszy odemnie, nieszczęśliwszy żołnierzu, — rzuć krwawe leżysko. (przebija się)
(do swoich, wskazując Nerestana) Szanujcie bohatera i bądźcie mu strażą. (umiera).
NERESTAN (do Korasmina)
Prowadź mię. (stając nad ciałem Orosmana)
Wielki Boże, — nie władam już sobą. (uklęka)
Z „KRONIKI POLSKIEJ“.[26]
KRÓL
KAZIMIERZ JAGIELLOŃCZYK. CZĘŚĆ PIERWSZA.
W KALISZU.
Lipiec — 1447.
KRÓL
(sam)
MICHAŁ
(upada kolanami przy królu)
KRÓL
Kto owo? (obraca się)
(patrzy zaniepokojony). MICHAŁ
Jamci jest —KRÓL
(chwyta za rękowicę noża)
MICHAŁ
Nie godzę na żywot twój — bracie mój a o miłosierdzie jeno błagam, — czegoć i brat twój gotowie litował się przydać. KRÓL
Szlachtę tyś z nożem przygonił na mnie, wiernika mego przekupiwszy, — nie szukaj jego losu — nie masz ci u mnie dla ciebie innego końca twej prośbie. MICHAŁ
Ojcowiznę mi wróć, bym rówien był do łaski twej przypuszczony — który cię uznaję panem, bym jeno mógł z ręki twej miłosierdzia tego zaznać, — w czem żyli ojcowie moi. KRÓL
Byś był jak rodzic, jabłko z tej jabłoni. — Wy trujący dech niesiecie wszędy. MICHAŁ
Ojca mi zakłóto okrutnie i nie wiń syna, że ojcu wiarę chowa, — alić i tego jestem gotów przepuścić i dla twej miłości, której ze serca twego chcę przebaczeniem dobyć — i mordownikom onym odpuszczę, — w oczy twoje przysięgam się na głowę moją. KRÓL
Trudnoć przysięga płynie — ani jej żądam, jeno mówię to — byś zszedł mi z oczu — bo jakożem rzekł — im dłużej w oczy twe poglądem, tak w nich nie widzę nic ponad nienawiść. MICHAŁ
Nienawiść w tobie jest — męczysz mię srodze, chociażem kolany wrył się w ziemię pod cię, ty przedsię nie chcesz pojrzeć okiem brata. KRÓL
Jakieć braterstwo taka i zapłata, MICHAŁ
Kusicie bracie mnie — niepomny doli co w ręku Tego jest, co nami rządzi. KRÓL
Radź się czarownic — krwi utocz serdecznej MICHAŁ
nie wypominaj KRÓL
To jedno mówię: idź raz precz. MICHAŁ
(wstaje)
(patrzy w króla z pogardą) (odchodzi). W NOWEM MIEŚCIE KORCZYNIE.[27]
Lipiec — 1451.
ZBIGNIEW KARDYNAŁ
(do króla)
Widzisz to i poznajesz, najjaśniejszy królu, że wszystkie dzieła twoje i sprawy, z jakąkolwiek bacznością i usilnością przedsiębrane, są złe i na stratę wychodzą. KRÓL
Cóż rozumiesz — czy jestem pod zaklęciem jakiej winy? KARDYNAŁ
Tak jest. KRÓL
Powiedzże mi, — jaka to ciąży na mnie wina? KARDYNAŁ
Między sprawami ludzkiemi, a zwłaszcza u chrześcijan, nie masz nic ważniejszego nad — przysięgę. KRÓL
Nie spodziewałem się nigdy z ust twoich słów tak przykrych usłyszeć. KARDYNAŁ
(podniósłszy ręce do nieba)
Kiedy nieubłaganym i nieczułym jesteś na moje przestrogi, mające na celu dobro twoje i sławę, wzywam przeciw tobie Boga Wszechmogącego i świętych Jego Wybrańców, niebo i ziemię i wszystkie ich mocy, w mojem i całego królestwa imieniu, na świadectwo, że cię po wielokroć upominałem, chcąc duszę twoją ratować od pomsty Bożej i zatraty. W KRAKOWIE.
Czerwiec — 1452.
(PO PROCESYI BOŻEGO CIAŁA).
W IZBIE DŁUGOSZA
DŁUGOSZ
Co za Signum Królestwa! KARDYNAŁ
(w gniewie)
Jakie signum — namaściliśmy go w kościele z Bogiem. Takiego ot kułysa małego znałem — tuliło się to do mnie jak szczenię — a przyrosło mu zębów, że dzisiaj jest jako ta wilczyca w Romie na krakowskim zamku rozpanoszony.DŁUGOSZ
Co za nieszczęście dla Rzeczypospolitej. KARDYNAŁ
Jakie nieszczęście — gdzie tu asan widzisz, mości kanoniku, przyjacielu, dziecię od serca — jakie nieszczęście? — Uparty — powiedziałem uparty — zakuty Litwin — jak cały ten ród litwiński i syneczek jak ojciec — — DŁUGOSZ
(żegna się)
Świętej pamięci. KARDYNAŁ
(żegna się)
Świętej pamięci — godny człowiek — jakich dziś mało, jedyny człowiek — — a ten wyrodek — gubi, Boże święty, kraj miły i nas krakowian ma za piąte koło u wozu. — — Usunę się święty Boże, Najświętsza Panienko — że mnie na oczy nie zobaczy — nigdy, skoro nie słucha rad sercem mówionych — niech zazna — niech zazna — popamięta. Mości kanoniku, wspomniecie moje słowo — że popamięta. DŁUGOSZ
Wasza Miłość zerwiesz z królem Jegomościem wspólność wszelką. KARDYNAŁ
Niemasz nic wspólnego między mną a tym kacerzem, bowiem heretyk jest, jeźli przysięgi nie chce dotrzymać, a łamać — przysięgę — słowo zaprzysiężone — — DŁUGOSZ
Słuszność i Sprawiedliwość w słowach Waszej Miłości — wyrodna to dusza — oporna Bogu i Waszej Miłości i tę musimy złamać dla pozyskania jej Bogu i prawej Ojczyźnie. KARDYNAŁ
Wypiszesz to acan w księdze — wygowor na króla w dniu... DŁUGOSZ
(zaczyna pisać)
(wchodzi) (dworzanin kardynała) KARDYNAŁ
He, co? — (Dworzanin)
(szepce) KARDYNAŁ
Puścić! — puścić! — czego chce — DWORZANIN
(wychodzi)
KARDYNAŁ
Nachodzi mnie — o tu śle mi jakowychś przepatrywaczów, którzyby na łzy moje patrzyli — czyli nie płaczę.DŁUGOSZ
Wasza Miłości będzie nieugięty. KARDYNAŁ
(kończąc)
Jak zawsze! — nieugięty! — Przenajświętsza Panienko, mocny Jezusie. — W puch go zetrę i jego Belialowe posły. DWORZANIN KARDYNAŁA
I KRÓLEWSKI DWORZANIN (wchodzi)
(chce się zbliżyć) KARDYNAŁ
Stój tam — sługo Beliala — Czego chcesz od kościoła Bożego. — Czystą masz duszę? Kiedy spowiadałeś się? czarci pachołku. — (patrzy nań)
Uszanowanie! — — (wskazuje by klęknął)
DWORZANIN KRÓLEWSKI
(zarumieniony klęka)
KARDYNAŁ
Czego chcesz biedna duszo — mów pacierz! DWORZANIN KRÓLEWSKI
Ave Maria. — —KARDYNAŁ
Gadaj, z czem cię przysłano? Pacierz zmówisz kiedyindziej — wstawaj. DWORZANIN KRÓLEWSKI
Król miłościw KARDYNAŁ
(wzrusza ramionami)
DŁUGOSZ
(piorunującym wzrokiem patrzy w dworzanina)
DWORZANIN KRÓLEWSKI
— — — kiedy nie śmiem. — KARDYNAŁ
Gąska. — Co za gąska. — — DWORZANIN KARDYNAŁA
Uląkł się Majestatu. KARDYNAŁ
(w złości)
Gadaj — bo cię każę oćwiczyć. DWORZANIN KRÓLEWSKI
(zrywa się)
Nie masz Wasza Miłość prawa! KARDYNAŁ
To mi zuch. (wystawiając mu rękę do pocałowania) DWORZANIN KRÓLEWSKI
(całuje Kardynała w rękę)
KARDYNAŁ
(usiada)
(Dworzanin schyla się do nóg) (prostuje się) Król powołuje Waszą Miłość do siebie na Radę, abyś natychmiastowie szedł dostojny książe. DŁUGOSZ
(wstaje z marsem na czole)
KARDYNAŁ
(się zrywa)
Ruszaj — rzekniej, że biegnę. — DŁUGOSZ
Jakoż — Wasza Miłość — ? KARDYNAŁ
Czekałem tylko na to — nie rozumiesz duszo kochana. — DŁUGOSZ
Wasza Miłość idziesz w Belialowe objęcia!? KARDYNAŁ
Co Acan mówisz o Belialach — król ci mój jest i tegom winien słuchać, — jeżeli chcę, aby mnie słuchano. — Sprawiedliwy Pan jest i Bóg wspierać go będzie — — Amen. DŁUGOSZ
Amen. — To już nie pisać wygoworu? KARDYNAŁ
A owszem — owszem dla pamięci potomnych zapisz Acan. DŁUGOSZ
Wasza Miłość wielkiego serca. — KARDYNAŁ
Sercem się rządzę — prowadź Mości gładyszu. (wychodzi)
(za nim dworzanin królewski) DŁUGOSZ
(sam)
O Boże, czyżby ten olbrzym chwiał się? Czyżby na glinianych nogach stał człowiek ten żelazny? NA RADZIE KRÓLEWSKIEJ.
ZBIGNIEW
(do króla)
Nie dosyć dbasz o dobro i pomyślność królestwa. JAN Z TĘCZYNA WOJ. KRAKOWSKI
(do króla)
Ciężką, Miłościwy królu, zadałeś nam ranę. Ziemię Łucką, odwieczne dziedzictwo Królestwa Polskiego, oderwałeś od Polski. A kiedy kraje Litwy i Rusi połączone są z Królestwem i do niego wcielone, ty usiłujesz przenosić do Litwy te ziemie, które nie przez twego ojca ale od dawnych królów naszych nabyte, Polska najsłuszniejszem prawem posiada. JAN Z OLEŚNICY WOJ. SANDOMIERSKI
Pięć lat temu spełna, jak z tobą Miłościwy królu ucieramy się o potwierdzenie praw królestwa.
W IZBIE DŁUGOSZA.
KARDYNAŁ
W prawdzie swojej — królowa słuszność jest. DŁUGOSZ
Wasza Miłość — ustępuje ze swego? KARDYNAŁ
Jako żyw nie ustępuję — ino go wyrozumiałem, bo mię oto prosił a na klęczkach błagał, abym go wyrozumiał. — Tak tedy wyrozumiałem. DŁUGOSZ
i — ? KARDYNAŁ
i nie ustąpimy. Przenajświętsza Panienko. DŁUGOSZ
nigdy! KARDYNAŁ
do zjechania w Sieradzu — duszo kochana. DŁUGOSZ
Wasza Miłość pojedziesz do Sieradza. — I cóż będzie w Sieradzu — ? KARDYNAŁ
Co?! co będzie? — Do Sieradza nie pojadę. —DŁUGOSZ
Nie ustępujemy! KARDYNAŁ
Ja nie ustąpię — a król nieustąpi — a i tak dobrze będzie. Wiesz Asan, jak się to nazywa? DŁUGOSZ
wojna domowa, — rozlew krwi — zachowaj Boże. KARDYNAŁ
Cicho Asan bądź, — — kopiją nie umiesz się złożyć ino piórem skrobiesz — to się nazywa polityka — włos nam z głowy nie spadnie. Scientia — jest. DŁUGOSZ
Wasza miłość przyczyną jesteś — nie pohamujesz się KARDYNAŁ
zobaczysz jako (.....) się ubiorę i będę cichy jako
baranek DŁUGOSZ
nie może to być KARDYNAŁ
(pięścią w stół)
zobaczysz — mówię. (miarkuje się)
Złota duszo.DŁUGOSZ
Gdybyś Wasza Miłość widział owych italskich dostojników — jacy są, KARDYNAŁ
Faryzeusze — Boże odpuść — Bóg różne ma sługi. Polak jestem; — więc nie dziw że lepiej niż drugi Bóg z Najświętszą Panienką, serca mi pilnuje — przyjacielu — i krzywdy znieść nie pożałuje; swoją się myślą rządzę — i Bogiem się rządzę, a Bóg słudze przebaczy — jeźli kiedy zbłądzę — cudzej mi nie potrzeba nauki, mój bracie i wy coście (.....) — sami z siebie macie. (po chwili)
ino żem niespokojny, mości kanoniku, bo tu spraw tyle — głowa trzęsie się — od liku — zajęcia — a doglądać trzeba a pilnować. Przeczytaj dla spokoju duszy powieść twą (.....) DŁUGOSZ
(czyta)
(opis bitwy) (wchodzi król) (dzwonek na Anioł Pański) (w południe) (klękają) KARDYNAŁ
(wstaje) (daje znak królowi)
Grzeszniku powstań. — KRÓL
(wstaje)
KARDYNAŁ
(zbliża się do króla)
KRÓL
(całuje kardynała w rękę)
KARDYNAŁ
(całuje króla w ramię)
Pokorny ja sługa wobec pomazańca Bożego. KRÓL
Przychodzę prosić Waszą miłość posiłek ze mną przyjąć, — raczej przyjmiecie chęć naszą łaskawie KARDYNAŁ
Weźmiesz nas na stół swój z dziećmi mojemi z przyjacioły mojemi — KRÓL
Prosimy, sercem, prosimy zacni ojcowie. KARDYNAŁ
Bodaj się to syn w ojca wdał — ot patrzysz Wasza miłość, a czyli przeszłość tę widzisz? jakeśmy kopię kruszyli z krzyżaki. —KRÓL
Z wolna muszę. KARDYNAŁ
A w tem niezgoda rośnie — wszystko co złe za nią idzie. KRÓL
Nie upominaj miłości — księże, bom nie rad. KARDYNAŁ
A co nasze, dać trzeba a nie pod (.....) zagarniać i pchać w jeden wór. KRÓL
Waszym chcecie być ojcem a onym macochą. KARDYNAŁ
a wy onym ojciec a macochą naszym. KRÓL
Malowany nie będę — jako ojciec nie był ani brat i tym mnie znajcie — i nie ustąpię i nie jedna spadnie głowa, niźli mnie kto przełamie. KARDYNAŁ
I takiem słowem-że Wasza miłość mnie darzysz poczęstunkiem — gorzkie to wino. KRÓL
z winnicy to tej ziemi — a więc waszej — mości księże — ojcze dostojny — zobaczysz po czasie. Daję to, co połączy — i słońce to jasne — połagodzą dusze nasze, że mir znajdziem.KARDYNAŁ
Przy Bożej ręce. DWORZANIN
Kuraki stygną KARDYNAŁ
Co ty będziesz nosa wściubał do spraw majestatu. Kurakom podlewaj sosy. (do króla)
Idziemy z Waszą Miłością.
SAMUEL ZBOROWSKI.[28]
26 maja 1584.
AKT I.
SAMUEL
Mój Benedykcie, wyjrzyj po za kraty — (Benedykt idzie do okna)
SAMUEL
Zdawałoby się, że płakać mam straty BENEDYKT (od okna)
Nie płaczesz, prawda. Przyrzecz tylko słowo SAMUEL
Więcej mnie słowo twe współczucia truje Jeśli pogardził Bóg mojem ramieniem, BENEDYKT
Nie wspominaj, wspomnienie nazbyt Cię rozżala. SAMUEL
Rozżala? i na kogo? — Chyba mnie samego, (wstaje)
BENEDYKT
(odstąpił od okna widząc wzburzenie Samuela) (stara się go ująć za ręce). SAMUEL (wskazując okno)
Choćby tu, w tem podwórzu — toporem — stracono!
ZAMOJSKI
Ciężka ta na was godzina. SAMUEL
Godzina wyłącznie moja ZAMOJSKI
Grzech wszystek się wypomina. SAMUEL
Klęskami hartowna zbroja. ZAMOJSKI
Sąd twarde żelazo złamie. SAMUEL
A jeźli skarga w czem kłamie? ZAMOJSKI
Wasze przywtórzy zeznanie. SAMUEL
Pocznijcie pytać, hetmanie. ZAMOJSKI
Czyście onego Ościka SAMUEL
Ten niech Wam powie. ZAMOJSKI
Zeznał, że byliście w zmowie,
AKT III.
(Sień pierwsza zamkowa).
ANDRZEJ ZBOROWSKI
(patrząc w pismo królewskie, które otrzymał Zamojski).
„Canis — drżą przed oczyma wyrazy ogniste — KRZYSZTOF ZBOROWSKI
Szatanie — patrz — ANDRZEJ ZBOROWSKI
(patrząc na podpis królewski)
Król Stefan?! KRZYSZTOF ZBOROWSKI
Król z waszej przynęty ANDRZEJ ZBOROWSKI
Z jego tyrańskiej woli dziś Samuel ścięty! KRZYSZTOF ZBOROWSKI
Śmierć za śmierć! ANDRZEJ ZBOROWSKI
Czarne pismo na oczach mi pląsa JAN ZAMOJSKI
Rex dixit: STANISŁAW ŻÓŁKIEWSKI
„Zdechły pies nie kąsa“. —
AKT V.
SAMUEL
Skąd wiesz, czyli świat w ręku Boga czy szatana; BARTOSZ
Szedłem na potępienie. (wybiega)
SAMUEL
Świat dziś we mnie cały — jedynie z jego woli może być zabrane.
(słychać huk)
BENEDYKT
Co to? SAMUEL
(który zrozumiał)
to zapadł odłam owej skały, BENEDYKT
Teraz wszystko stracone. SAMUEL
Wyżej jeszcze stoję, (wchodzi Bartosz ze strażą)
BARTOSZ
Niech mnie w żelaza skują, — (patrząc ogłupiały w Samuela)
Jezusie! Maryo!
SAMUEL (klęcząc)
O Boże! przyjmiesz dzisiaj moją duszę. bym przez ofiarę krwawą, którą ludzie wiodą, (wstaje)
Mości kanclerzu, — ta przedemną droga KANCLERZ
Przestańcie mówić — słowa te straszliwe. SAMUEL
(głosem wielkim)
Kanclerzu! Ja — pozywam — Was — tam — przed — Sąd — Boga!
BISKUP
Przychodzę, Samuelu, by zjednać was z Bogiem SAMUEL
Wiem, biskupie, iżeście w więzienie tu przyszli BISKUP
Woli bożej poddany, nie królewskiej służbie. SAMUEL
Przedsię chcecie, bym ja się pokorzył przed wrogiem BISKUP
Będziesz się modlić ze mną? Starczy by słów parę — SAMUEL
Jakież słowa myślicie, umocnić mnie mają?
SAMUEL
Jak-to dobrze żeś przyszedł w te ostatnie chwile BENEDYKT
Samuelu! jesteścież wy tacy prawdziwie? SAMUEL
Zapóźno.
U FEAKÓW.
I. SPOTKANIE Z NAUSIKAĄ II. U ALKINOOSA III. POWRÓT NAUZYKI.
ALKINOOS
Jeżliś uczciwy, czysty i szlachetny, nawę z przyborem ludzi — i sprzętami (zastanawia się w mowie)
ODYS
(patrzy weń)
ALKINOOS
Jeżeli zaś (urywa)
(patrzy w Odysa) Cóż to jest tobie? ODYS
(w złości)
Chcesz badać — co jest Bogów czyn — i Bogów dary (wskazuje niebiosa)
za Niemi! ALKINOOS
Rozumiesz twoje słowa; — ODYS
(porywa się do miecza)
ALKINOOS
(gestem zatrzymuje go)
Ot patrzaj. — (wstrzymuje gestem swoich)
(by puścili Odysa) takie twoje miano — (wskazuje na drzwi)
bierz z rąk moich dary, (rozkazująco)
tu zegnij czoła — i tu w proch upadaj złe twoje — — kłamstwo — kłamstwem zwij i (patrzy w Odysa)
ODYS
(stoi nieporuszony)
(patrzy) (wyzywająco w Alkinoosa) ALKINOOS
A nie, — to idź — i wstępuj w naszą nawę świętą, WSZYSCY
(zwracają ręce wskazując okręt)
ALKINOOS
Masz-li — ty czoło — serce masz — wstąp w nawę świętą. WSZYSCY
(wskazując okręt)
Masz-li ty czoło — serce masz — ODYS
(wychodzi) (idzie) (ku wybrzeżu) WSZYSCY
(patrzą za nim zdala)
(oczekują) OKRĘT
(odbija od brzegu)
(zrywa się burza) BURZA
(błyskawice)
(piorun) (rozbija okręt) BURZA
(olbrzymie skały dźwigają się z głębi morza i przesłaniają horyzont i przesłaniają morze).
HEDVIGIS[30]
UNA DIES — 23 SIERPNIA 1385 r.
(w dzień po oktawie Matki Boskiej Zielnej we wilią św. Bartłomieja).
[OSOBY DRAMATU]
AKT I.
GNIEWOSZ
Oskarżać muszę te krakowskie pany, DYMITR.
Więc, że miłości tobie trza matczynej, choćby i królem zwano, Miłościwy;
AKT II.
RAFAEL
Pan na Tarnowie; (zamiata czapką podłogę)
A to oświadcza, że z mieczem gotowie (nadziewa czapkę z piórami na głowicę miecza)
(podniesionym głosem:) Książę Rakuski, gdy w cenie ma życie, (patrzy ostro we Wilhelma)
(zaczerwieniony) Jesteś spłacony! HEDVIGIS
(zaniepokojona)
RAFAEL
(patrzy we Wilhelma)
Rodzic grosz twój zgarnie (skończył i teraz dopiero ujrzał królową) (i patrzy się w nią bez pamięci) WILHELM
(do Jadwigi)
Cóż on tak niezdarnie RAFAEL
Tak się we mnie serce tłucze;
[AKT III].
DYMITR
Słusznieście rzekli, nie wam trza korony JADWIGA
Stracony — ?! Jako?! DYMITR
Przez Rakuskie śluby. JADWIGA
Jeźli nią jestem, — to mam swoją wolę. DYMITR
Bo młode dziewczę — nie widzicie toni, JADWIGA
Godny, cny Panie — a toż wam wiadomo, DYMITR
Król Lois kreślił myśl taką na wodzie to jednak — ledwo przystanął u granic JADWIGA
Alem ja winna ojca słuchać jeno DYMITR
Ja tam nie byłem przy tym onym ślubie JADWIGA
A wy takiej mowy DYMITR
Któż wam powiedział, że przemoc wam ciąży? (klęka)
Czyliś jest wnuką wielkiego pradziada, JADWIGA
Mówicie, — stary — łzy dławią wam mowę, będzie pamiętać nieletnia królowa, DYMITR
Któż was to, dziewczę, uczył takiej mowy, twego uporu sercem mem i łzami (powstaje)
JADWIGA
Więc chcesz mnie więzić...? DYMITR
Złej woli — niewola. JADWIGA
Chcesz mnie niewolić?! DYMITR
Ocalić! JADWIGA
Zaprzedać! DYMITR
Ślubuję, panno, — niemcowi cię nie dać!! JADWIGA
Precz z moich oczu — przekupny rajfurze, przez waszą pychę znajdę własną siłę,
AKT III.
HEDVIGIS
O wstydzie! cóżem jest? o cóżem winna?
[SCENA Z III AKTU].
ANGELUS NUNTIUS
Bądź pozdrowiona Słowem Wiary. HEDVIGIS[31]
Sam przyszedł do mnie Anioł Boży. ANGELUS NUNTIUS
Niechaj się serce twe nie trwoży. PROLOGUS
WYGŁOSZONY PRZED UKAZANIEM NA
SCENIE „CYDA“.[32] W sali w zamku, w Warszawie ale niejedno ciąży;
|
requiem aeternam dona nobis Domine,
wieczny odpoczynek racz im dać...
Znalezienie się i poczucie na cmentarzu... upragnione oddalenie od trosk, zgiełku, wrzasku, zatargów, odgłosy spokoju, odgłosy obojętne cudzych obojętnych ruchów — (kolej — świst) — stworzenie pojęcia czasu — godziny, lata, wieki. — — —
przychodzą znajomi, a to są zwierzęta — ptaki —
a ja będę myśli, że to przyjaciele lub nieprzyjaciele, że to dzieci, że to krewni, że dalsi lub bliżsi (a to jeszcze [.....] pamięć) — to płazy tylko — zwierzęta, spadłe liście, — gady — cmentarny dziad: (Bóg — Pan — Surowy Sędzia)...
..................
Zbiegowisko ludzi: Sąd ostateczny — a to pogrzeb, — — mowa pogrzebowa słyszana przez grób — głos Archanioła: wstawajcie,
powstajcie....
za ręce się uściśniemy silniej —
przebudzenie.
Rozbudzenie fantazyi, twórczości, imaginacyi, — szereg zmieniających obrazów: dyalogów, które kolejno o pierwszeństwo walczą, aż wytwarza się las dziki, fantazyjny — las wyobraźni. — Wszelkie sztuki — szereg kompozycyi — plastyka. —
Poematy: Piekła.
Dzień piękny, — chodźmy odwiedzić dzieci, mieszkanie, zajęcia, prace, znajomych, krewnych, przyjaciół, wrogów — (niewyzwolonych). — Niepokojące uczucia. — Kościół, sądy... muzyki — Powrót na cmentarz — słota, śnieg — — błoto okropne — długa droga — śpiewy — korowody, — brama — ścisk — strach, gromnice łamane (.....)...
Przebudzenie...
Wolne gnicie w ziemi — gady — robactwo, płazy, wierciaki, wszelakie twory, jedzą ciała — — rośliny kwitną w tych sokach — kał ziemski kurzący do słońca — — wrzask ziemski ponad ciałem — — swobodność, samowolność — rodzenie — (przygotowanie do rodzenia).
Przygotowanie do terenu twórczości dla myśli, — idea bytu, idea egzystencyi, prawo do egzystencyi — zwalczanie, przygnębienie poezyi, filozofii, pognębienie tego, co było — — przyszłość, oczy na przyszłość — zapomnienie tego, co było — (.....) własnego terenu i walka — walka wspólna — wrogowie — największym wrogiem własna sztuka i poczucie piękna plastycznego, które wymaga poświęcenia życia, — zaparcia życia — rzut do dzieła! — —
Dzieło — kompozycya, pomysł, rzut — idea, chwila, moment twórczy — — ból — męka — rodzenie — chwila przed rodzeniem — omdlenia, — energia — siła, — dopełnienie — — wyczerpanie — sen — dokonane jest.
Tumba grobowcowa — kostnica — w starym kościele — katedrze — mury zarosłe pajęczynami, resztą figur, resztą ołtarzów, resztą śpiewów — resztą muzyk, — echa wewnętrzne wypróchnienie ciał, wysuszenie aż do szkieletów — rozpryśnięcie się szkieletów — grom — — świątynia się wali, zawali — groza. Przebudzenie się.
(Św. Krzyż — Św. Katarzyna).
Czyn żywy — poszukiwanie słów — mowy — dźwięku — tonu, nastrój organizacyi duchowej... inwokacya — — (Ducha).
tryumfalna — żałobna muzyka — pochód tryumfów wszystkich czasów —
— wieczność tryumfująca.
i my szczęśliwi, zapomnieni
w tym tryumfie wieczności —
który coraz ogromnieje i coraz maleje — i coraz ogromnieje.
Pośpiech — cały dzień czynności ruchliwej, dążąc do celu, któremu wiele, wiele przeszkód stanęło w poprzek — — — i tak oboje — —
aże wieczorem w oczekiwaniu dnia innego, ale bez nadziei dnia innego idziemy, aby się uśpić. —
Spotkanie.
— Groszowe zabieganie, odporność, obojętność, — widmo wzbudza litość — dziecko, staruszka, kaleka — maska jej odpada i strój (Tybet), — kule rzuca i uznaje w nas Litość.
Przez waszę wolę — wyzwolę —
i giną na których spojrzymy z litością wyzwolenia —
dziecko umiera znajomej kobiecie,
niewartej dziecka,
umiera dziad przydrożny —
przejeżdżamy bo gore — —...
..............
a Ta za nami wciąż idzie —
i tak rządzi —
aż nas żegna —
my nie podajemy rąk, ale ukłonem się żegnamy —
i ona ukłonem —
— i idzie coraz ogromniejąc
— aże olbrzymie widmo nad miastowe. — —
Przechadzka po Cmentarzu Wielkości. — Olbrzymie grupy posągów i ludzie w skałach — zastygłe, zamierzone w ruchach, gestach nakazujących, (a drzewa przed nimi pierzchają) — niszczących siebie — z upadłych pod jarzmem pocisków — (a drzewa ręce łamią i płaczą i żałują)—
pół-występujących z grobów i pół do grobów schodzących — z dziwnymi wyrazami twarzy — — w okropnych maskach rzeźbionych —
i mali, maleńcy i jakieś walki, pochody — zamierzone — zastój
a światło księżyca (gwiazdy) płynie przez nich jak woda, jak płyn. —
Kraków, 1901.
(ARES) MARS skarży się przed Zewsem, że nie mogąc zdobyć nowej sławy, nie może zyskać miłości i oświadcza, że nie zezwoli na uprowadzenie Kory (Prozerpiny) dla Plutusa, jeżeli sam syty nie będzie.
(Zews powołuje Pallas i poseła ją do Polski, Pallas staje w Warszawie).
Boginie Zwycięstwa rozbiegają się po całej Warszawie. ARES gromadzi wojska, wyprowadzając je z koszar.
Drzewa skarżą się, że je Kora (Persefone) opuszcza. Dzieci Eola donoszą o tem matce Kory i Demeter błaga Korę, by pozostała.
Eumenidy rozbiegają się po całej Warszawie, szukając Kory (Persefony), która się ukryła w pałacu łazienkowskim.
Kery gromadzą około Kory (Persefony) w pałacu i Persefone każe im krew poległych wyssać i przynieść do pałacu, aby pełnić tą krwią spichrze zasobowe.
Eumenidy gromadzą się przed pomnikiem Sobieskiego: posąg rusza w galopie.
Trwać będzie 20 minut, muzyki nie będzie żadnej, publiczność może wyjść.
Satyry, znalazłszy się na ulicy, mięszają się w tłum. Plutus, by przyspieszyć swoje gody z Korą (Persefoną), wysyła Hermesa, by położyć kres walce. Hermes staje w Warszawie i szuka Pallady.
ARES na czele wojsk polskich i rosyjskich idzie przez miasto na Belweder. Boginie Zwycięstwa gonią za nim i razem z nim wszystkie lecą.
Plutus i Persefone święcą gody w pałacu łazienkowskim. Piją krew poległych, którą przyniosły Kery, jako dar ślubny dla Kory (Persefony).
Gody odbywają się w ciemności w pałacu zamkniętym. Plutus zstępuje do podziemia nasycony. Kora (Persefone) zapoznaje się ze swojem nowem królestwem, zanim za małżonkiem zestąpi.
Trwać będzie 20 minut, muzyki nie będzie żadnej. Publiczność może wyjść.
Charon wiedzie Łódź przed pałac łazienkowski, gdzie śpią w przysionku Boginie Zwycięstwa. Hermes występuje z łodzi i wężownicą na śnie odbiera im moc władczą, poczem stuka we wrota pałacu. Ares i Joanna (Venus) budzą się. Ares widzi się oszukanym, że uwierzył w zwycięstwo. Gdy Joanna chce go zatrzymać, odpycha ją. Woła na Boginie Zwycięstwa, ale te nie mają już mocy i są senne, odpoczywające na laurach. Hermes i łódź przepadają.
Ares rozpacza, rozwala drzwi pałacu i porzuca Joannę, by wrócić na Olimp.
Dzieci Eola w szumie drzew i spadłych liści zawodzą skargi za Persefoną (Korą) i wieszczą jej matce Demeter, że Kora znów z wiosną wróci.
Pochód wojsk wśród wichru, trąb, dzwonów z Warszawy.
Dnia 23-go lipca 1904.
Wyobraźmy sobie miasteczko całe murem niskim opasane; dokoła rozległego podwórza szpitalne wąskie, długie budynki; widać szeregi małych okienek celek zakonników-duchaków; jest wielki pielgrzymowski dom, osobne domki dla oddziału kobiecego pod dozorem duchaczek; są warsztaty wszelkie dla rzemiosł, kuźnie, stolarnie, kilka browarów, młyn, może i pralnie nad wodą bieżącą Rudawy, bo i Rudawa skądziś tam się brała, tuż pod murami miejskimi płynąca. Kościół św. Ducha stał w środku, z przytykającą doń kaplicą; a dominował nad całością św. Krzyż z wieżycą o hełmie warownych turm miejskich. Rojno tam musiało być od nędzy i jej patronów, od przybłędów, pątników; zaciekawiające i dziwne życie, gdy to jeszcze wszystko trzymało się, a po świeżym pożarze roku 1528, zaczęło się wznosić trwalej i upiększać.
Stary, zrujnowany kościół św. Ducha i reszty dawnego szpitala skutkiem uchwały krakowskiej rady miejskiej zostały niedawno zburzone; przystąpiono jednak zeszłego roku do restauracyi kościoła św. Krzyża.
Gdy się rozpoczynało odnawianie kościoła św. Krzyża, zamierzone na bardzo szeroką skalę, nie można jeszcze było wiedzieć, co kryje wnętrze, napozór zbiedzone i brudem zeszargane. Obrazy, drewniane ołtarze i stalle niknęły pod grubemi warstwami kurzu, wnętrze posępne było, groźne, dzikie, pajęczyn pełne czarnych i mroku. Z barokowych volut zdjęte anioły złotoskrzydłe, porzucone na posadzkę, poopierane po kątach opustoszałego gmachu, płaczące w przesadnych gestach, lamentowały nad zamąconym spokojem i gasły w mroku czekające.
Jednego dnia o południu, gdy słońce jesienne padło na ścianę zeszarzałą, w świetle, z pod tynku świeżo odtłuczonego, zarysowały się na głębszym pokładzie ściany jakieś litery i linie i kolory blade, wiekowe. Stojąc na posadzce kościoła czytać można było wyraziście, kolisto pisany tęgi sześciowiersz humanisty. A więc pod tynkiem kryje się historya i pamiątki, więc nowe malowanie niepotrzebne, więc może wiele jest zachowane; może jest wszystko. — Łatwa kombinacya wystarczyła, żeby treść i rozkład przewidywanych starych malowań odgadnąć i szukać za konturami, bijąc młotem w ściany, odwalać z tynku mur a odsłaniać te blade kolory, te czarne linie szerokie, dalekie, śmiałe, wielkie, które wysoko ponad głowami robotników murarskich, wiązały się w zwoje draperyi, w sylwety olbrzymich figur pontyfikalnych.
Szybko rusztowania wzniosły podest drewniany do wyżyn, gdzie palmowe sklepienie się rozgałęzia; teraz już szukać wszędzie. Na sklepieniu ujawniły się floresy, zwoje fantastyczne, łby gryfów, ptaki, maskary, główki skrzydlate, kosze z owocami w barwach bladych, dalekich lat przynoszących do nas piękno i tchnienie. Sklepienia obydwa okazały się malowane, pełne ornamentów; dzień każdy szukania przynosi nową uciechę i radość; pokazało się, że nie brakuje ani jednego szczegółu do całości jednolitej; było wszystko autentyczne, rzeczywiste, ino przypruszone, bladością nikłe, odległe, bardzo może odległe, ładne wdzięczne, delikatne.
Ale jak dawne?
Odskrobane z wapna klucze sklepienne prezbyteryum jawią jakieś maski; widać wyraźnie lilię, węża z dzieckiem nagiem w paszczy, orzełka opasanego literą s, znak korabia z infułą i pastorałem, do popołudnia odskrobią resztę... popołudniu wołanie głośne i radośne prawie „jest rok, jest rok“. Na rusztowaniu, na górze, na kawale ściany zygzaki jakieś ledwo dostrzegalne, lekko wodą zwilżone zaczerniły się wyraźniej i stoi napisane mocno: hec estudo erecta est opera ac cura veneralibis domini itd. anno domini 1533.
Za Latalskiego, Tomicki właśnie umarł i przez
uszanowanie dano jego korabl na tarczę; żyje Zygmunt Stary, Bona jest młoda, pewien godny mieszczanin pisze się Boner, a poczciwy plebanus X. Teplar każe malować sklepienie prezbyteryum św.
Krzyża i kuzynka swego do malowania wzywa, też Stanisława Teplara, starszego podówczas w cechu malarskim krakowskim. W Krakowie Krzycki, a koło niego dwudziestoletni młodzieniec ukochany przez muzy latyńskie, pisze do starca w purpurze list poetycki, a Hozyusz uśmiecha się na wiersz Janickiego. Zygmunt August ma lat szesnaście. I my na to dziś patrzymy.
Zestawienia z aktami, porównania, rozpatrywanie szczegółowe i krytyczne, ocena stylów, wglądnięcie w charakterystyczne cechy pojedynczych części malatur pozwoliły wymiarkować ich różnolitość; określić dały się jasno czas i siły, jakie mogły brać w pracy udział i dzień każdy przynosił coraz więcej do charakterystyki i renesans prawdziwy, rzeczywisty, renesans wieku XVI-go, ten miniony, wstawał, ożywiał się, gadał ze ścian.
Po całodziennem rysowaniu miło tam było pod wieczór, o zmroku, gdy już cień jesienny szybko ogarniał wnętrze gmachu, siedzieć na tych wyżynach, pod sklepieniem na barokowym jakimś odwiecznym fotelu, i patrzeć jak na rozpięte baldachy cudnego sklepienia biły łuny z żarów koksowego pieca, rozświetlając strojną koronkę splotów włoskiej mody. — Luny, przy zmroku, biły na ściany mdławo i cienie figur biskupich patrzyły się wielkiemi oczami, pełne zadumy, grozy, ciszy; starców głowy wyraziste o zapadłych policzkach, brodate długiemi siwemi brodami Saturna... Patrzyły przez chwilę oczyma Hozyusza, Krzyckiego, Tomickiego; zgarbione pod ciężkimi zwojami płaszczów fałdzistych słuchały... jak w głosach wieczornego dzwonienia aniołów pańskich... doleci od Wawelu głos słumiony wielkiego tego dzwonu króla, co żył wtedy. Piec dogasał, łuny bladły a w zmroku ginęły cienie i mary tęgiego renesansu.
Niepodobna pojąć, czytając opisy gmachów poszpitalnych św. Ducha, zwłaszcza kościółka i kaplicy, że jednak je zburzono; rozglądnięcie się dokładne w Świętym Krzyżu, dopiero całą ich uwydatnia wartość, dopiero daje wskazówkę, jaka to całość mogła była być piękna, urocza, ba nawet z resztami miejskich baszt i murów i z barbakanem połączona, zrestaurowana i odtworzona umiejętnie; muzeum starożytności miałoby tam swoje najwłaściwsze pomieszczenie, ogród okratowany wprowadzałby malowniczość i spokój, gdzie przed wiekami tyle było ruchu i wrzawy i nędzy ludzkiej.
Restauracye, jakie się u nas prowadzą, za prędkie są, za pobieżne; nie mamy jeszcze dosyć ludzi, żeby z zadania wywiązać się mogli tak, iżby nas przed obcymi nie potrzebował ogarniać wstyd. — Nauczyliśmy się rozumieć zaledwo rzeczy kilka, nie umiemy jeszcze cenić wszystkiego porówno, co nam przeszłość zostawiła w sztuce. Ogół nie jest obowiązany wszystko wiedzieć i umieć, bo ogół w danym razie poinformowany może pojąć wszystko; ale ci, którzy się u nas podejmują wykonywać prace pomnikowe i ich wykonywaniem kierować, z podupadłości i wiekowości dźwignąć zamierzywszy monumenta naszej historyi, nie dorośli jeszcze do zadania, i w tem co robią, grube znać ręce, a uszy muszą mieć zalepione woskiem, przez co nie słyszą muzyk i harmonijnych grań, za któremi właśnie duszą iść powinni.
Porządnie i czysto zrobiono wszystko w architekturze, ale otwory w dachu zbyt sztywnego w liniach, winny być małe, jakby oka wpół przymknione; zakrystya ubrana nad pierwszem piętrem renesansową, lekką, fantazyjną attyką, a nie taka budynkowa, budowata jak obecnie, wieżyczka z krętemi schodami inaczej kryta i z dojściem od zewnątrz, bo przecież było; pogłębienie terenu bardzo szczęśliwie zamierzone, więcej mogło mieć życia, i szerokie ceglane schody dane dookoła prawie, byłyby usunęły wrażenie dołu, dziury, lochu, w której się kościół zapadł. Piękna arkada we fasadzie wieży otwarta; ale dawne oddrzwia barokowe w nią wstawione, można było umieścić jako bramkę w ogrodzeniu przed schodkami (podobnie jak w sadzawce św. Stanisława na Skałce) zamiast dwóch brzydkich klocków słupowych, na tem przecie nie polega styl, (takie do nich podobne stoją wzdłuż centralnego hotelu). Do wszystkiego oczy mogą nawyknąć, ale byłby czas odzwyczajać się od àu peu près, tam, gdzie gust nasz ma o czem świadczyć.
Dzisiejsze malowanie razi przedewszystkiem hałasem barw, tam gdzie delikatnie je zaledwo trzeba było zaznaczyć i rysunek podkreślając kolorem nie nie zagubić z oryginalnych linii starodawnych. Ściany pokryte surową barwą białą tem niechętniej przyjmują wzorzysty ornament z ordynarną zgrabnością kreślony. Ton, jakiby się przez wprowadzenie tła uzyskało, winien był uwydatnić inny gust w prezbyteryum (r. 1540) i jeszcze pewną skłonność do pietnastowiecza, zaakcentować pełny renesans (1568—70) w nawie, gdzie herb biskupa Padniewskiego.
Pod każdą z arkad w górnej części ścian wielkie postacie ojców kościoła i biskupów Iwona, Grzegorza, Hieromina, niestety porówno jak sklepienia w miejsce zeskrobanych starych, namalowane na nowo, i w rysach draperyi, ciągnięciu linii zatraciły styl, zbytecznem modelowaniem ociężałe, a o wyrazach twarzy, o wrażeniu nie może być dzisiaj mowy. Gdy twarz biskupa Iwona, (postać cała podobna układem do portraitów biskupów z krużganków franciszkańskich) tak rzewny, tak uroczysty miała nastrój i szlachetność z niej dziwna biła i spokojna. Albo ów starzec, niby człowiek cierpiący, homo reus, co bije się w piersi raniony tyloma mieczami cierpień, kar, pokus fatalizmu, zastraszony sądu bożego grozą, siedzący w archaicznem krześle nad grobem, nagi, potężny ramionami i w plecach, nędzny starością, co go zgarbiła, dziś brzydkim rysunkiem odległy od oryginału, przejaskrawiony w kolorycie. W prezbyteryum, z jakąże łatwością postacie apostołów dorobiono, te co ledwo je można było odgadnąć, ale jakże potwornie, bez cienia trudu i studyów. Całości ściany nie przedstawiają żadnej, wszystkie szczegóły luźno rozrzucone nie wiążą się zupełnie. Jedynie ocalały sceny męki Pańskiej pod chórem w nawie, oraz postać św. Rocha na ścianie w prezbyteryum pozostawiono nietknięte. Pomalowano obrzydliwe, nieudałe tarcze, biskupią i kasy oszczędności, oraz co już jest szczytem bezmyślności, tarczę malarzy, pytanie których, czy tych co malowali w wieku XVI i których dzieło zbrutalizowano, czy tych, co babrali świeżo.
Szanowny Panie Redaktorze!
Cóż milszego nad nic nieznaczącą paplaninę; czyżbyś mi odmówił szpalt dziennika twego, Szanowny Panie Redaktorze? Wierzę, święcie wierzę, że dyssertacyę moją retoryczno-satyryczno-koziołkującą zamieścisz w całej rozciągłości, pisać bowiem zamierzyłem o sztuce, a pisanie o sztuce wyobrażam sobie jako koziołkowanie na drucie powieszonym nad wód błękitną tonią. O tak. Wszak to jasne i bardzo jasne, że niema nic milszego nad pisanie o rzeczach tak pisania godnych, jak „Sztuka“, o rzeczach tak do pisania giętkich, jak „Sztuka“, o rzeczach tak nigdy nie nudnych jak „Sztuka“. Któż pisząc o sztuce nie byłyby w stanie w końcu znaleźć siebie w tej plątaninie słów, wyrazów, rzeczowników, przymiotników, które tak jakoś same gonią jedno drugie i same się składają w jakąś całość, którą doskonale można uznać za „coś“ i której tylko brakuje pseudonizmu za podpis, aby pozaludzkie jej pochodzenie narzuciło ją ogółowi, który ma respekt dla druku.
Oto wrażenie, przedewszystkiem wrażenie.
Wchodzę na wystawę, aha, zapomniałem rozpocząć, że wstałem około 9 rano, a raczej, że jeszcze śpiąc pół a pół marząc, około 8-ej, wyobrażałem sobie, że widok z okna mego pokoju (sąsiedniego sypialni) musi być cudowny wśród tych oparów rannych, ten ton kamienia szary i półmglisty i ten ruch (bo zapewne już był ruch o tej porze), ten więc ruch wzmagający się z każdą chwilą i te doróżki i te wózki i te i t. d.... Ale otóż wstałem, spojrzałem przez okno obok mego łóżka w sypialni, ale że spieszyłem się, więc nie pamiętam, co widziałem, potem ubierając się patrzyłem czas dłuższy przez okno przy biurku mojem w sąsiednim sypialni pokoju, ale również nie pamiętam co widziałem, potem poszedłem, a tak, potem zeszedłem na dół, mieszkam bowiem na piętrze, wyszedłem na ulicę, minąłem kilka ulic, rozumiesz Szanowny Redaktorze, że minąłem parę ulic i nie widziałem nic, patrzyłem bowiem w głąb duszy mojej i żądzy wrażeń, wrażeń, wrażeń, wrażeń.
Wstąpiłem do kawiarni. Śniadanie, parę gazet, jaknajwięcej gazet, jaknajszybciej, i dalej wybiegłem na ulicę i nie pamiętam czym co w kawiarni widział, chociaż być może, że widziałem coś, co już oglądałem na wystawach obrazów, o ile to malowano. Nie mogło więc być nic godniejszego uwagi, gdyż ja jestem wrażliwy, wrażliwy, wrażliwy — całkiem wrażliwy.
Potem biegłem na wystawę. Jak wchodzę, widzę, sala duża, wiele osób — jakaś pani z lornetką, jakiś pan w cylindrze, jakiś pan bez cylindra, jacyś młodzi panowie, jacyś starsi panowie, jeden pan z brodą, jedna pani w pelerynie, jakaś panienka, jakieś dziecko, zapewne z matką, albo z ciotką, tego oczywiście niewiem czy z matką czy z ciotką, bo cóż mnie to obchodzi — i obrazy — obrazy, ach obrazy.
Żyję tylko sztuką, ale pani tej nie pozwalam się opanować — o ile obraz oczy moje ciągnie, ani też Pani tej nie pozwalam ubliżać, o ile wydaje mi się, że obraz oczu moich nie ciągnie. Ach bo wobec sztuki, tej wielkiej Sztuki, zrozumiesz Szan. Panie Redaktorze, muszę mieć to drżenie kwiatów wiosennych wobec deszczu zapowiadanego zefirem, drżenie zefiru wobec tego faktu, że wypada mu potrącać wpółsenne kwiatów okiście, koniecznie wpółsenne, chociaż lepiej byłoby może rozbudzone i koniecznie okiście, chociaż możnaby napisać listowie, ale to już pozostawiam Twojej decyzyi, Szanowny Panie Redaktorze. Ach, więc o czemże to pisałem. Aha, obrazy! Tak, obrazy.
Rzeczywiście stanąłem pod obrazami. To jest, stanąłem przed jednym obrazem, potem stanąłem pod drugim obrazem, potem stanąłem pod trzecim obrazem.
I co powiesz, Szanowny Panie Redaktorze?
Co za wrażenie?!
Oto stoję, stoję i nic.
Tak jest: NIC.
Natychmiast przypomniałem sobie, że takiegoż samego wrażenia doznałem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem lokomotywę. Jest to niejako zasadnicze moje wrażenie. Później dopiero przychodzi refleksya i ta już mąci mój sąd.
Ale ten pierwszy moment momentalny, ten podtrzymuje życie moje i jego szarość, ten mnie upaja, ten mnie olśniewa, ten mnie unosi.
Stoję i — — — NIC.
Chciałbym co przesyłać o tych obrazach. Chciałbym usłyszeć co mówią, co mówią — i chciałbym w ocenie ich z mojem porównać wrażeniem.
Chociaż nie powinienem tego czynić, bo wszak powinienem moje wrażenie „vierge“ utrzymać, ale ot trzeba coś mówić, coś mówić, a mówić można tylko to, co się mówi. —
Przyjm Szanowny Panie Redaktorze wyrazy mego najgłębszego szacunku.
Ukończyłem właśnie czytać książkę Askenazego o księciu Józefie Poniatowskim. Jakże ogromna i tragiczna Dola rozwija się w tej księdze o wielkim rycerzu. Bez słowa krzywdy dla nikogo — w zamknionej piersi tłumiąc ból ducha — dla Polski tylko i na tej tylko Polski służbie wszędzie i zawsze dla Polski HONORU i SUMIENIA.
Można się było domyślać, można było zgadywać z portretów jego, z miłości narodu do jego imienia, z legendy jego rycerskiej i śpiewów o nim, że tajemnice w nim są i skarby w tej duszy wielkie i żar, — co ze śmiercią nie stygnie.
Ale dopiero po przeczytaniu tej książki wie się o tem, że domysł i przeczucie, to nowa dla niego krzywda i wielkiej jego rzeczywistej tragedyi przyćmienie. Tę tedy należy poznawać i czytać i znać dlatego czytać należy dzieło Askenazego.
Potocznie dzieje te księcia są opowiedziane. Szybko i mimo wielu szczegółów zwięźle i jasno. Że rys niepominięty żaden i ruch żaden, a całość ująć łatwo i do końca tchem jednym czytając, nie przyjdzie zaznać znużenia i jest się wszystkich księcia trosk i skąpych radości, tryumfów i rozpaczy i wyczekiwań nękających i błysków geniusza świadkiem i patrzy się w tę postać wielką z drżeniem i umiłowaniem, zapałem i trwogą przez czas czytania kart ostatnich o dniach kilku pod Lipskiem, — by — ostatnie czytając wiersze, — ujrzeć ją olbrzymią, zapadającą w mętną topiel wód wezbranych.
Mówiono i powiedziano już zapewne wiele, pięknie i czule o Poniatowskim księciu i pięknym jego zgonie, ale może nie dosyć powiedziano i nie wyraźnie zadość, za co ginął i czem żył.
Jaką to w sobie świętą miał moc, dla której i przez którą żył i dla której ginąć był gotów i walczył i dla której ginął.
Mówićby chyba kto nie umiał, gdyby nie znalazł słów dla księcia Józefa, a duszyby chyba nie miał, gdyby ku niemu ze wzruszeniem nie poglądał, gdy rycinę jego przedstawiającą lub portret gdzie dojrzy, — ale niechże książkę tę Askenazego czyta, to dowie się, jak i jak bardzo człowiek ten kochania godzien i godzien uwielbienia i jak dalece stał straszno samotny. To, co było jego tajemnicą, to SUMIENIE i HONOR, a jedyny ku temu cenzus znajdywał jedynie w sobie. O straszna dolo! Jedynie sam miarę sobie swoją mógł dawać i jedynie sam o SUMIENIU tem swojem i HONORZE wiedział. Wiarę miał wielką i stąd właśnie tę wiarę tak wielką i przez nią właśnie był jedyny.
Na rzecz jedną znamienną zwróciłbym w tej książce uwagę i wdzięczność należy się Askenazemu za to, że tak tę książkę ujął i objął. Od młodości aż po zgon żywot jest cały, a nareszcie raz nie spotykamy się z galeryą kochanek i miłostek katalogiem. A nareszcie raz nie dowiadujemy się nigdy, w kim się książe „Pepi“ kocha dziś, w kim kochał się wczoraj, miesiąc temu i t. d. Widocznie interesują te sprawy autora niniejszej książki tyle, co interesowały i samego księcia Józefa. Tu i owdzie jest wzmianka, ale właśnie dosyć, by ważność jej zrozumieć. Za to pominięto wszystko, co zgoła żadnej nie miało mieć wartości. Jest to zatem książę Józef odkryty i zrozumiany i poezya o księciu rycerzu prawdziwa.
Jakże wdzięczni bylibyśmy naszym pisarzom, historykom literatury, monografie piszącym i posągi usiłującym stawiać granitowe dla Słowackiego, Mickiewicza, Krasińskiego, — gdyby te posągi były mniej obwieszone kolekcyą pięknych co prawda miniatur niewieścich, — kolekcyą jednak zbyt liczną, że i często pierś i czoło monumentu obwieszonemi cackami przesłania.
O romansach tego bardzo romansowego księcia nie dowiadujemy się nic i widzimy odrazu, kim był książę Poniatowski i o czem to z życia jego powinniśmy PAMIĘTAĆ i WIEDZIEĆ.
O bo zaprawdę nie łatwo wziąć do ręki te książki, które rzeczy słusznie i prawdziwie przedstawią i które oczy nam mogą otwierać, abyśmy co naszą zdobyczą jest, poznawali i wiedzieli. A moc i mnogość wielka książek, które się czyta, a które psują naszego ducha i światło jego, ku któremu dąży, ćmą przesłaniają.
Wielką zaiste dla nas szkodą i stratą jest, że nie przedstawił nam FREDRO w dramacie swoim ZEMSTA, dramacie tak umiłowanym przez nas, jak też wyglądała ta ZGODA, która rękę Cześnika i Rejenta złączyła, ta zgoda, której błyskawicowa myśl rozeszła się po całym kraju i w sercach wszystkich miała już pozostać.
Nie na to bowiem pisał Fredro Zemstę, aby Mościpanowie i Jejmoście miały się zabawić i czynu ujawnionego rychle zapomnieć, ale na to, aby sercami przyjąwszy dar słowa, urastali ku temu uczuciu myślą.
Skoro to i takie jest słowo ostatnie dramatu Fredry, to to i miało znaczyć, że w słowie tem ROZKAZ myśli polskiej dawał.
A dając ten rozkaz, — zamykał usta wrogim sobie przeciwnikom, wiązał im ręce w spólności a zamykał im usta i temże samem otwierał im oczy, aby wroga wspólnego sobie dalej i indziej ujrzeli.
I aby nie widzieli wroga tego nigdzie u swoich, nigdzie na ziemi swojej w bracie rodzonym, — ale by go zobaczyli, że obcy jest i z obcych stron przyszedł i że nie prawo jego jest, ale bezprawie.
Ale ku temu, by oczy były otwarte, potrzebną i konieczną jest zgoda. I nie ta zgoda, która dwóch wiąże przeciw trzeciemu, trzech wiąże przeciw czwartemu, czterech przeciw piątemu, pięciu przeciw szóstemu, jeden tysiąc przeciw drugiemu tysiącowi, — ale ta zgoda, która umie upokorzyć język i dumę i pychę swoją własną i zamyka jej usta, — by dłoń zdziałać mogła Czyn wielki w zgodzie. CZYN WIELKI W ZGODZIE.
Będziecie się kłócić jutro, w dzień wywczasu, a niech zamilkną dziś waśnie wasze i chwalby i procesy i wasze instancye i sądy partyjne i sądy frakcyi.
Przecież ile w nich jest słuszności, i prawdy, tej prawdy i słuszności, jako że prawdą i słusznością jest, nikt w was nie zabije.
Miejcie te swoje prawdy i słuszności — jeno je miejcie dla siebie. A niech nam prawdy te w obecnej chwili w czasie obecnym nieprzesłaniają w niczem PRAWDY wielkiej, ku której naród sam chce spojrzeć!
Naród w sobie stworzycie tą chwilą milczenia, tą chwilą przemilczenia chęci swarów partyjnych i waśni pognębieniem.
Nie chcemy słyszeć was, woła wam naród. —
Znamy was — i nie chcemy słyszeć was — woła wam naród. Nie kłóćcie się i nie wszczynajcie co dnia waśni waszych — bo znamy waśń waszą i kłótnie — woła wam naród.
A niech to jedno serce będzie w was, które jest jedno serce w narodzie.
I niech ta myśl jedna, jedyna będzie w was, która jest jedna i jedyna w narodzie. —
Naród niech się w myśli tej przejrzy jedynej i niech siebie w niej uzna.
Wolność słowa macie i myśli wolność.
Wolność serc macie i uczuć swobodę.
Nie mówcież tedy o sobie i nie wskazujcie palcem brata ze słowem potępienia i zniszczenia.
Ale nienawiści i potępienia i zniszczenia słowo kierujcie tam, kędy dla żadnego z was przebaczenia nie będzie, — zwracajcie tam, kędy odwieczna zapora myśli waszej Trzeciego Maja, kędy odwieczna chytrość, złość i zdrada uczuciu waszemu i nienawiść jedności waszej.
Tam kędy strach przed jednością waszą i rąk zespoleniem.
I nie potrzebujecie się ku temu porozumiewać ani zbierać, ani zmawiać, — ale czynami wyraz temu dajcie a jutro prawdę wam waszą odsłoni!
Czujemy.
Widzieliśmy i czujemy!
DODATEK.
Die Sonne nie tak świeci jak słońce,[38]
choć jest równie parne i palące,
a heuszreki nie tak świerszczą jak dzwońce,
te nasze po ścierniach goniące.
diese ganze podsłoneczne wonne
drzewo ciche w upale stojące
sammt wiesen, weiden und sonne
są nudne i uprzykrzające.
dzwony z pfarkirchu bijące
też obcym językiem dzwonią — —
o Słońce, Słońce, o Słońce!
nad Krakowem Słońce i nad błonią!!
6-go sierpnia 1904.
Na ogłoszone w obecnym zbiorze pisma złożyły się:
a) utwory, drukowane już za życia Poety lub po jego śmierci, bądźto w czasopismach, bądź też w innych wydawnictwach;
b) utwory spoczywające dotychczas w rękopisie, udzielone przez samego Poetę znajomym, lub też przez nich ocalone. Stanisław Wyspiański był wobec swoich utworów niezmiernie bezwzględnym; niszczył wszystko, co nie wytrzymywało miary wysokiego artyzmu i jeszcze 9. listopada 1907, w przededniu przeniesienia się z Węgrzec do Sanatoryum krakowskiego, w którem miał życia dokonać, kazał spalić mnóstwo pomniejszych utworów poetyckich i urywków z dzieł większych; czyniła to pod naciskiem woli Poety pielęgnująca go p. Janina Stankiewiczowa, i tylko w rzadkich momentach osłabienia Jego kontroli zdołała pewne papiery od ognia ocalić.
Nie wszystkie pozostałe rękopisy zostały ogłoszone drukiem w obecnym zbiorze. Niektóre znajdują się w stanie urywkowym, iż nie zdołano utworzyć z nich jakiej takiej logicznej całości; specyalnego opracowania czeka obszerny fragment dramatyczny, napisany w r. 1905 — po niemiecku, na tle bytności Mickiewicza u Goethego w Weimarze; nie ulega też wątpliwości, iż wśród znajomych i obcych jest rozrzuconych mnóstwo utworów pomniejszych, które należałoby ogłosić: o jednych wiadomo, gdzie się znajdują, inne zginęły już po śmierci Poety (poezye francuskie, wiersze do Kochanowskiego, Szujskiego, prawie wykończony dramat na tle wypadków z r. 1846 etc.) i może z czasem się odnajdą — miejmy więc nadzieję, iż następne wydania zbioru obecnego będą znacznie obfitsze. Posiadacze rękopisów pisarza tej miary co Stan. Wyspiański, powinni uwzględnić, iż mogą mieć prawo do manuskryptu, ale nie do jego treści, która jest własnością całego narodu; spełnią tedy obowiązek publiczny, ogłaszając ją w poprawnej edycyi drukiem. Nareszcie należy dodać, iż drukowane dotąd tylko w czasopismach, lub pozostałe w rękopisie Rapsody, złożą się na osobny tom, którego wydaniem zajmuje się p. Adam Chmiel. Osobno zaś wyjdą „Listy“ Poety.
Ogłaszając utwory obecne, starałem się o jak najwierniejszą reprodukcyę tekstu oryginalnego, więc o ile możności z rękopisów lub wydań, korregowanych przez samego Poetę. Nie zawsze było to możliwem, wiele utworów musiałem przedrukowywać z czasopism, nie mogąc otrzymać oryginałów do przejrzenia od ich posiadaczy; nie mało też trudności nastręczył charakter pisma Stan. Wyspiańskiego, częstokroć zupełnie nieczytelny. Ustępy nieczytelne lub wątpliwe podane są w klamrach i wykropkowane (.....). Pisownię i formę ujednostajniono za wzorem ostatnich wydawnictw, ogłaszanych drukiem przez samego Poetę.
Rękopisy, które złożyły się na zbiór obecny, a należące do rodziny Poety, mają być złożone w Muzeum Narodowem w Krakowie, we formującym się Oddziale im. Stan. Wyspiańskiego. Tam powinno z czasem się skupić jak najwięcej pamiątek i wielostronnych utworów Wielkiego Artysty.
- ↑ Zawarte tu poezye powstały w Korabnikach pod Krakowem w jesieni 1888 i z początkiem 1889 r.; w marcu 1889 Poeta wyjechał zagranicę (do Wiednia i północnych Włoch). (Wiersze od Poszedłem błądzić w nieznane mi światy do Jak pomnę — przyp. Wikiźródła)
- ↑ Wiersz ten był ogłoszony w miesięczniku „Krytyka“ (zesz. II. Cz. II. r. 1910).
- ↑ Jestto druga połowa listu, pisanego przez kończącego gimnazyum Poetę do jednego z ówczesnych kolegów, w którym się dopatrywał równej miary towarzysza wyprawy na Parnas; część pierwsza opuszczona, jako zawierająca krytykę osobistą. Ogłoszony był ten wiersz w „Krytyce“ (zesz. I. r. 1908).
- ↑ Po powrocie z Paryża (1896) Poeta niejednokrotnie szukał dla swych uczuć wyrazu w języku francuskim. Opracowawszy wówczas w języku polskim obszerne dzieło: „Wielkie Katedry francuskie“ (o Notre Dame paryskiej, o katedrach w Reims, Dijon, Chartres), poprzedził je obszerną dedykacyą wierszowaną w języku francuskim. Jeszcze niedawno krążyło poezyj tych francuskich więcej.
- ↑ Wiersz powstał w r. 1902.
- ↑ Drukowane w „Krytyce“ (zesz. I. r. 1908).
- ↑ Wiersz, pisany do p. Leona Stępowskiego, artysty sceny krakowskiej, z którym chętnie rozmawiał Poeta o słowach onomatopeicznych w mowie polskiej, o symbolicznem ich znaczeniu i odczuciu słuchowem; stąd odpowiednie w tym wierszu zestawienia.
- ↑ Adresowane do p. Leona Stępowskiego, drukowane były te wiersze w „Nowej Reformie“, nry 185, 197, 203, z sierpnia-września 1903 r. (Wiersze od Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić do I ciągle widzę ich twarze — przyp. Wikiźródła)
- ↑ Wystosowany ten wiersz do ks. Czajkowskiego S. J., na pamiątkę wspólnego pobytu w Rymanowie w lecie 1903, kiedy Poeta pracował nad dziełem swem: Achilleis. Drukowany w krakowskim „Przeglądzie Powszechnym“ w r. 1908 t. XCVII. str. 4—5.
- ↑ List, pisany z Bad-Hall d. 6. sierpnia 1904 r. do p. Adama Chmiela; drukowany po raz pierwszy na programie Uroczystego Przedstawienia, danego przez Teatr krakowski po zgonie Poety d. 5. grudnia 1907 r. Porównać wiersze o artystach Teatru krakowskiego w Studyum o Hamlecie.
- ↑ Z listu do p. Adama Chmiela, pisanego z Bad-Hall w sierpniu 1904 r. pod wrażeniem rozmowy, mianej we Wiedniu z jakimś literatem niemieckim; ogłosił drukiem „Czas“ w nrze 296 z 24. grudnia 1907 r.
Por. list do dra Stan. Eliasza-Radzikowskiego na str. 226. - ↑ Wiersz ten ogłosił po raz pierwszy w „Czasie“, w nrze 296 z 24 grudnia 1907 r., prof. Tadeusz Estreicher, dodawszy następujące objaśnienie: Na kilka dni przed Bożem Narodzeniem r. 1904 byłem w Zakopanem wraz z prof. Wyczółkowskim, i d. 21. grudnia wysłaliśmy do Wyspiańskiego ze schroniska Burego nad Morskiem Okiem kartkę widokową z życzeniami Wesołych Świąt. W dwa dni wróciłem do Krakowa, a w dzień Bożego Narodzenia otrzymałem, jako odpowiedź, wiersz, który przesyłam. Dla objaśnienia niektórych aluzyj dodam, że z pracowni Wyspiańskiego przy ulicy Krowoderskiej Nr. 157 rozciągał się widok w kierunku kopca Kościuszki i Bielan, widok, znany z szeregu jego krajobrazów pastelowych. Wyspiański pisywał stale piórem gęsiem, nie zrażając się jego skrzypieniem, o czem z nim poprzednio rozmawiałem; rękopis „puchnący“ w robocie, to studyum o Hamlecie i pisany równocześnie „Powrót Odyssa“, który wedle jego planu miał być drugim dramatem, środkowym, trylogii o Odysseuszu; nie wiem, czy z tej trylogii, której plan mi wówczas opowiadał, pozostało co w spuściźnie rękopiśmiennej. Wreszcie co się tyczy wewnętrznego urządzenia pracowni Wyspiańskiego, to stół, na którym pisał, był przykryty czerwonem suknem, a cały pokój, wraz z sufitem, był pomalowany na jednostajny, ultramarynowy kolor“.
Z trzeciej części Trylogii o Odysseuszu, o której poniżej mowa, pozostał fragment, ogłoszony na stronicy 177. - ↑ Ogłoszony poraz pierwszy w „Chimerze“ (zesz. 25, str. 3.)
- ↑ Wiersz, pisany do p. Adama Chmiela w lecie 1905 z Bad-Hall pod wrażeniem ewakuacyi Wawelu; drukowany częściowo w warsz. „Świecie“.
- ↑ List do p. Chmiela, pisany w sierpniu 1905 z Bad-Hall w odpowiedzi na zapytanie o stan zdrowia, ogłoszony drukiem w „Czasie“, nr. 275 z d. 29. listopada 1907.
- ↑ Wyraz-to nastroju ducha w czasie pisania „Bolesława Śmiałego“ i komponowania dekoracyj i kostyumów. (Porównać „Świetlicę Bolesławowską“, meble i stroje w teatrze krakowskim, oraz „Lalki Bolesławowskie“, obecnie w Muzeum Narodowem). Poeta daje tu wyraz przekonaniu o naczelnem znaczeniu wolnej, z natchnienia wypływającej, twórczości artystycznej. Opierała się ona u niego na bardzo gorliwych studyach historycznych i archeologicznych, ale dawały one tylko podkład, materyał surowy.
Częściowo był ten wiersz drukowany w „Krytyce“, (nr. II. cz. II. 1910 r.) - ↑ „Hymn“ powstał z początkiem r. 1905.
Przyczyny prywatnej natury, spowodowały wstrzymanie druku, i „Hymn“ ukazał się dopiero w „Nowej Reformie“ z d. 2. czerwca 1906 w dzień Zielonych Świąt.
Szereg wierszy, pisanych pod wrażeniem wypadków w Królestwie z r. 1905, spalił Poeta w lipcu 1907 r. - ↑ Najdawniejszy ten ze znanych utworów dramatycznych Poety, pisany jeszcze na ławie gimnazyalnej, powstał pod wrażeniem obrazu Matejki. I co za zbieg okoliczności! Pierwszy swój utwór sceniczny młody autor kończy ugrupowaniem osób, „jak na obrazie Matejki“; prawie zaś ostatnie słowa, wyrzeczone przez St. Wyspiańskiego na łożu śmierci, zawierały wskazówkę, aby scenę Unii lubelskiej z dramatu „Zygmunt August“ ugrupować, „jak na obrazie Matejki“.
- ↑ Utwór ten pisany był w czasie pracy nad witrażem „Śluby Jana Kazimierza“, zamówionym dla Katedry lwowskiej. Witraż ten we Lwowie nie został przyjęty; poemat zaś, przesłany redaktorowi „Czasu“, również nie został zakwalifikowany do druku; umieścił go „Czas“ dopiero 18. kwietnia 1908 r.
- ↑ Trzy te sceny, usunięte z edycyj „Wesela“, drukowanych za życia Poety, znalazły się w papierach pośmiertnych i — ogłoszone w „Krytyce“, (nr. I. z r. 1908) — figurują, jako dodatek w wydaniu „Wesela“ z r. 1908 (str. 227—230).
- ↑ Rękopis „Męża“ składa się z 19 kartek średniego formatu, jednakiem pismem pisanych, zdaje się w r. 1902, ale numeracya stronic wskazuje na pewne przerwy bądź to w czasie pracy, bądź też w snuciu myśli; mamy więc kartki, numerowane 1—8, po nich następują kartki 1—3, 1—2 i 1—4; przerwy te są w druku zaznaczone.
- ↑ Fragment ten z dramatu, mającego należeć do zamierzonego (patrz str. 52 obecnego tomu) szeregu dzieł na tle dziejów Piastowiczów, był drukowany w „Krytyce“ z r. 1909, t. IV. str. 227.
- ↑ Ustęp ten znalazł się w rękopisie „Nocy Listopadowej“, na str. 151, odpowiadającej drukowanej str. 109, po słowach Mefista: „Gdy zechcesz, więcej dam“. Słowacki, który w czasie wybuchu powstania bawił w Warszawie, miał więc podług pierwotnego planu autora znajdować się w teatrze Rozmaitości i być niejako kuszonym przez satyra-szatana; odpowiedź Słowackiego: „Ileż to dusz chwyciłeś w kleszcz“ znajduje się już w tekście książkowym, ale włożona w usta Fausta. Drukowany był ten urywek w „Przeglądzie Powszechnym z r. 1908 T. C. str. 380—81.
- ↑ Patrz dzieło „Juliusz II“ Klaczki. Drukował ten urywek „Przegląd Powszechny“ z r. 1908, t. XCVI.
- ↑ Z końcem r. 1904 i początkiem 1905 St. Wyspiański, zamierzając starać się o kierownictwo Teatru krakowskiego, obmyślał i przygotowywał repertuar. Opracowywał tedy pewne dzieła, które miał zamiar grać, inscenizując je podług swoich pomysłów (Faleńskiego „Jadwigę“ i „Syna gwiazdy“, Norwida „Kleopatrę“, która miała być przedstawieniem inauguracyjnem), albo tłómacząc. Tłómaczenie zaś miało u Niego całkiem inne, niż pospolite, znaczenie: było indywidualnem przeżywaniem duchowem. W tym sensie tłómaczył nietylko z francuskiego, lecz także z polskiego: przerabiał Słowackiego (czytałem zniszczone potem sceny z „Balladyny“), a „z Paszkowskiego“ — Szekspira. Na ten czas przypadają studya nad „Hamletem“. Książka „Hamletowi“ poświęcona, mnóstwo zawiera ustępów, przetworzonych z polskiego przekładu Szekspira; miały one być uzupełnione i zlane w całość. Skończyło się na dodatkowem opracowaniu sceny śmierci Ofelii.
Scena ta była poraz pierwszy drukowana w „Nowej Reformie“. - ↑ W r. 1905 poeta powziął zamiar napisania rozległego utworu, zatytułowanego (tymczasowo?) „Kronika polska“. Tytuł ten, wraz z datą 1905, znajduje się na pierwszej stronie rękopisu, zawierającego podtytuły, spis osób, scenaryusz z adnotacyą odnośnej stronicy historyi (w tłómaczeniu polskiem) Długosza, z którego niektóre ustępy są dosłownie przepisane inne udyalogowane. Przytaczam te zapiskiw dosłownem brzmieniu, zaznaczając w nawiasie rzymską cyfrą kartkę rękopisu (obecnie ponumerowanego).
(I) Kronika Polska. (Sign. S. W. 1905).
(II) Król Kazimierz Jagiellończyk.
Część pierwsza.
(III) 1. W lasach na Litwie (str. 27).
Grudzień 1446. Suchta.
2.
W Krakowie. Koronacya. (str. 31).
W Katedrze na Wawelu. 15 maj
1447.
3. Na rynku krakowskim. 1447. (str. 32).
16 maj
4. W Kaliszu 1447. (str. 33).
Książe Michał.
(IV) 5. W Katedrze na Wawelu. Kardynał (str. 59).
Wręczenie kapelusza 1449.
6. W Piotrkowie 1449. (str. 63).
7. W Krakowie: Zapusty. (str. 66).
8. W Piotrkowie 1451. (str. 75).
9. W nowem mieście Korczynie
15 lipca 1451.10. Na Łysej Górze (Neptun). (str. 82).
11. W Samborze (str. 83) 1451.
(Długosz).
12. W Parczowie 1451. (str. 88).
13. W Kownie 1451. (str. 91).
14. W Opatowie 1452. (str. 95).
(V) 15. W Łucku 1452. (str. 97).
Śmierć Świdrygiełły.
16. W Sandomierzu 1452. (str. 99).
17. W Sandomierzu 1452. (str. 101).
18. W Krakowie 1452. (str. 101).
Procesya Bożego Ciała. (102)
(103)
19. W Kapitularzu (w Krakowie) (str. 104).
20. W Sieradzu 1452. (str. 106).
(107)
(108)
(VI) 1445. Michał z Krakowa lub z Kleparza, albo
Michał z Lipia, wychowaniec Akad. krak.,
mistrz i doktór filoz., wysokiego imienia
głębokiej pokory a nauki niesłychanej.
1. opat.
2. przeor
lasy jodłowe
3. podprzeor
(.....)
4. dziekan
jastrzębie
5. strażnik relikwi Krzyża Św.
rzeka: Słupia
6. zakrystyan
góry: Chełm.
7. prefekt chóru
Łysica
8. mistrz nowicyatu
Łysica
9. vice-magister
Królewska
10. rządca dóbr
Książęca
11. skarbny
Witosławska
12. prokurator
Jelenianka
13. proboszczowie: Słupski *),
Koniemłocki, wolnicki, Wierzbowski.
(VII) Król Kazimierz Jagiellończyk.
(Sign.) S. W.
1905.Tu rozpoczynają się teksty.
Na kartce tytułowej sceny „W Kaliszu“ (str. 148) dopisana data rozpoczęcia pracy: 7. maja 1905, i adnotacya: „Długosz str. 33“.
Monolog Długosza (str. 159) jest dopisany widocznie później, ołówkiem.
*) Bywał Przeorem. - ↑ Scena ta była drukowana w „Przeglądzie Powszechnym“ z r. 1908, T. C. (378—80).
- ↑ Z dramatu o Zborowskim zachowały się fragmenty, z których część ogłosiła „Nowa Reforma“, nr. 593 (Dodatek literacki) z d. 24. grudnia 1907. Podaję tutaj zestawienie odmienne, więcej odpowiadające logice dzieła, uzupełnione jeszcze według rękopisu przez p. A. Chmiela.
- ↑ Rzecz pisana w r. 1905, mająca należeć do cyklu, rozpoczętego „Powrotem Odysa“. (Por. objaśnienie do str. 42).
- ↑ Drukowane w „Przeglądzie Powszechnym“ z r. 1908 zesz. II., ze wstępem dra Adama Chmiela. Dramat o Jadwidze planował poeta oddawna, wracał do niego niejednokrotnie, ostatecznie skrystalizował się pomysł w jego fantazyi z początkiem r. 1905, kiedy (patrz objaśnienie do str. 125) przygotowując repertuar dla teatru krakowskiego, studyował i opracowywał „Jadwigę“ Faleńskiego. Wówczas napisał pierwszy fragment (dyalog królowej z Dymitrem z Goraja), inne dyktował w r. 1907 pani Stankiewiczowej.
- ↑ Fragment między królową a Aniołem zwiastującym powstał we wrześniu 1907: — Te strofy są ostatnim utworem napisanym przez Poetę własnoręcznie — dłonią chorą, okaleczałą, ołówkiem wetkniętym między tę dłoń a bandaż.
- ↑ Prolog ów napisany po wyjściu z druku przekładu „Cyda“, nie znajduje się w wydaniu książkowem. Drukowany był w czasopismach przed premierą w teatrze krakowskim.
- ↑ O pomysłach i motywach muzycznych Poety — patrz objaśnienia do „Daniela“.
- ↑ Drukowane w „Krytyce“, zesz. III. 1909 r.
- ↑ Drukowane w „Życiu“ krakowskiem, nr. 7. z 6. listopada 1897, i ilustrowane rysunkami, przedstawiającymi Kościół św. Krzyża w ciągu restauracyi, część boczną zaplecków ze stall barokowych w tymże kościele, i dwa ornamenta ze sklepienia nawy. Obszerniej, więcej naukowo, opracował Poeta ten temat w „Roczniku krakowskim“ t. I. z r. 1898. Rozprawa ta łączy się z innemi studyami naukowemi, szczególnie nad architekturą katedr francuskich, i o ile odnośne rękopisy się odnajdą, będą razem wydane w osobnym tomie.
- ↑ Drukowane w „Krytyce“ zesz. III. 1908 r.
- ↑ Drukowane w „Krytyce“, zesz. V. 1908 r. Tytuł dodany przez redakcyę.
- ↑ List, pisany do dra Stanisława Eliasza-Radzikowskiego w Zakopanem z Bad-Hall. Przedruk z „Tygodnia“, dodatku literacko-nauk. do „Kuryera Lwowskiego“, 1906, nr. 38 z d. 30. września 1906.