Śpiewacy (Zimorowic, 1857)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Śpiewacy |
Pochodzenie | cykl Sielanki ze zbioru Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów |
Wydawca | Nakładem Michała Dzikowskiego |
Data wyd. | 1857 |
Miejsce wyd. | Przemyśl |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dokąd się kwapisz, proszę, nadobna Lidychno?
Aza nie wiesz? izalić nie powiedział Michno?
Nie wiem zapewne.
Pełne sioło tej nowiny,
Że Bertyn, młody pasterz rosyjskiej krainy,
Stara się o Pałachnę; a żeby to jawno
Sąsiadom z pokrewnemi uczynił, nie dawno
Widziałam, kiedy w wieńcu przechodził ulice,
Przed nim Menalka w włoskie przygrawał skrzypice;
Za nim niesiono serby i cymbały dęte,
Fujary wystrugane, kornety nagięte,
Także, których ja nazwać nie umiem, piszczele
Trefne dosyć.
Tą rzeczą musi tracić wiele;
Jednak ja mniemam, że go nadzieja omyli,
Albowiem gdy się na pół w zalotach przesili,
Poślą Amaryllidę do niego sąsiadę
Nie w dziewosłęby, ale żeby mu tę wadę
Zadała, że to nie jest najwyższego wola,
Aby katolikowi rzymskiego kościoła
Greckiej wiary dziewicę dawano za żonę.
Co się ma stać na potem, puśćmy to na stronę,
Gdyż to nie naszej głowy, tajemnice zgadać
Przyszłe, albo o skrytych przypadkach się badać;
Słuchajmy raczej pieśni, które głos muzyczy
Z śpiewakami przed sienią na dobrą noc krzyczy.
Róże, ucieszne róże, ognie samorodne,
Szkarłatne me opony i gwiazdy ogrodne!
Dotąd was rana zorza krwią swą napawała,
Dotąd Wenus letniemi łzami omywała,
Pókiście w ogrodzeniu mej Fillidy rosły —
Teraz z siedmi tryonów gdy was zimna doszły,
Zniszczałyście ach marnie! któż wam teraz przyda
Latorośli, ponieważ umarła Fillida?
Dla czegom ja rozmaryn z gorącego kraju
Na pokucie zaniosłszy, według obyczaju
Auzońskich ogrodników po grzędach rozpłodził?
Dla czegom go co wieczór jędrną wodą chłodził?
Przeczem go jako ziele z daleka przewoźne
W lochach niezaziębionych trzymał w czasy mroźne?
Czemum około niego całe lato robił?
Żeby czoło Pałachny urodziwej zdobił;
Jednak jeśli Pałachna próg mój niski minie,
Dobra noc ci powiadam wdzięczny rozmarynie!
Oready rękami na Ismarze kleszczą,
Nereidy w głębokim Erydanie pleszczą,
Dryady pod jaworem rozłożystym grają,
Hymnidy się tańcami w polach zabawiają;
Ale skoro Hebroni siadłszy u fontany
Z lekka zaczyna śpiewać zalotne padwany,
Ledwie uczonym palcem trąci stróny sforne:
Zaraz wodne Najady i śpiewaczki górne
I z leśnemi drużkami tanecznice polne
I insze Nimfy kniemu garną się swawolne.
Na Japurtowej skórze, który nad wąwozem
Wisi, na wiosnę ten rym wyrzezałem nożem:
Młoda Halina na tey wsparłszy się jabłoni
Płakała rzewnie, gdy ją pożegnał Hebroni;
Toż drzewo raz przez lato tylko jabłka rodzi,
Miłość kilkakroć na dzień gorzki owoc płodzi.
Przeczytawszy ten napis Amintas pieszczony
Wyrysował takowe rytmy z drugiej strony:
Młoda Halina przy tej stanąwszy jabłoni
Śmiała się, gdy ją z drogi przywitał Hebroni;
To drzewo na jeden smak co rok jabłka rodzi,
Miłość pod różnym smakiem owoc codzień płodzi.
W pasiece Lebedowej, kędy stare sośnie
Stoją, kędy winograd listorodny rośnie,
Wtenczas, gdy poczynają okwitać ogrody,
Wypatrzywszy na trześniach skoroźre jagody,
Obiecałem je zerwać i oddać Halinie;
Lecz zaledwie poranek ukwapliwy minie,
Oskubł je chytry Klimek i dał w upominku
Tejże młodej Halinie; prędkiego uczynku
Do prędkiej myśli trzeba, a kto z myślą leży,
Drugi go bez rozmysłu długiego ubieży.
Febus w złotym kagańcu wywozi płomienie,
Cyntia śrebrem bladem zdobi swe promienie,
Jutrzenka nosi warkocz ogniem przeplatany,
Hesper chodzi czerwonym szkarłatem odziany —
Ni Cyntia, ni Hesper z jutrznią się rumieni,
Kiedy im nie użyczy Apollo promieni.
Halino! Nimfo śliczna, Nimfo okazała!
Widzę ja, że twe czoło przyjemnością pała;
Oczy jasne goreją równo z Cynozurą,
Wargi się okrywają wstydliwą purpurą;
Lecz jeżeli cię wierszem gładkim nie ozdobię,
Żaden w odległym wieku nie wspomni o tobie.
Spiewaczko Mohilowska! kędy się zabawiasz?
Po której teraz łące białe nożki stawiasz?
W którym kącie swe lata trawisz Ukrainy?
Powiedz, oto cię pola i wielkie doliny
Podolskie chrzęstem kłosów pochyłych wzywają,
Oto cię pochodziste góry wyglądają;
Ty na wszystko niedbała wolisz Aleksemu
Temi czasy w dąbrowie przygrawać lubemu.
Skowrónek w czystem polu, łabędź wedle wody,
Słowik w zielonym gaju krzyczy słodkie ody —
A ja na każdem miejscu wdzięcznej Symnosymie
Ogłaszam równym rymem twe wesołe imię,
Że tych pieśni łabędzie krzykliwi się uczą,
Że je już skowrónkowie i słowicy nucą.
Tobie można Wenero! i twemu dziecięciu
(Bym zupełny zostawał w świętem przedsięwięciu)
Dawałem w upominku bogate objaty:
Często przed twym ołtarzem pysznym cap brodaty
Upadał zarzezany, często na ofiarę
Przynosiłem grzywaczów wychowałych parę,
Codzień pod twym tytułem zrobione filary
Świeżem mlekiem z bukowej napawałem czary;
Ale żeś mię miłością nową zarzuciła,
Żeś mi gładką w zalotach Greczkę naraiła,
Tej, jako zbiór mój, tak sam ofiaruję siebie,
Tę darunkami błagam znacznemi, nie ciebie.
Ucieszne ogrodniczki, moje Podolanki!
Gotujcie śliczne wieńce i wonne równiaki,
Rwijcie młodziuchne róże, przynieście barwinku,
Oddajcie wszystkie kwiaty wdzięczne w upominku
Nadobnej Pelagii, żeby przy tem zielu
Dowiedziała się o mnie swoim przyjacielu.
A jeźli ją te błahe nie zbłagają dary,
Bierzcie na pomoc gusła i niezbyte czary —
Temi abo przełomcie krnąbrność jej srogości,
Albo ulżyjcie we mnie bolu złej miłości.
Hiola flołeczki użyna na łące,
Rozyna zrywa róże czerwono gorące,
Amarynta rozmaryn szmaragdowy lubi,
Maryna rozsadzonym majrunem się chlubi —
Lecz gdy piękna Pałachna nad wstydliwem czołem
Zwiesi wieniec z wasiłku wity równem kołem,
Jako sama dziewice urodą przodkuje,
Tak przy niej insze zioła wasiłek celuje.
Pomnisz Pałachno! kiedyś do sadu przybiegła,
Żebyś prześcigających wiśni pilno strzegła.
Ilekroć ja w chrościnie odbieżawszy trzody
Usiłowałem smacznej zakusić jagody,
Zawsze zabraniałaś mi; przeto je też szpacy
Świegotliwi i leśni obzobali ptacy.
Fortuna przyjaciela, bóg fortunę dawa,
Przy kim bóg, przy tym szczęście nieomylne stawa.
Jaskółka przed świtaniem zwykłe żale kwili,
Skowrónek równo ze dniem śpiewaniem się sili,
Zezula pod południe głuszy głośne gaje,
Świercz polny przed wieczorem słyszeć się nie daje —
Lecz słowik z pierwszym mrokiem siadłszy na topoli
Nie może nieszczęśliwej opłakać swej doli,
Żałuje lichych dzieci, do których się skradła
Sztuczna wiewiorka, aby oraz je pojadła;
Patrzy smutna maciora, jako zbójca krwawy
Karmi płodem niewcześnym gardziel niełaskawy,
Tymczasem to skrzydłami daremnie trzepiece,
To polatując zewsząd rzewliwie szczebiece,
Aż też nie mogąc skwierku znosić biednych dzieci;
Z krzykiem nieutulonym na topolą leci,
Tam zupełną noc świtu porannego czeka,
A nigdy nie przestając rzewliwie narzeka.
I ty Bombiko! słusznie płaczesz, twe dziewoje
Uwiedzione niewolą cierpią w Nahajowie.
Jużem był pogardziwszy kutnarskie piszczele
Począł przy serbskich gęślach śpiewać, jako wiele
Kantymir z hordyńcami znajomej drużyny
Nagle z Pokucia zagnał w tatarskie dziedziny,
Kiedy przed czwartem latem wypadłszy bez wieści
Kuczmańskim szlakiem wpadło zagonów trzydzieści.
Z żalem mi przychodziło rzuciwszy piszczałkę
Dumać, jako z Dametą siwego Menalkę,
Także Wontona z Tyrsym w niewolą pojęto,
Jako Melibeusza z Tytirusem ścięto,
Tem więcej, gdym wspominał czarną Likorydę,
Przy niej skrępowanego męża jej Licydę —
Alić coś za dziecina skrzydlasta w leszczynie
Zaczęła padwan krzyczeć o mojej dziewczynie;
Ja melodyjne słysząc dzieciny śpiewanie,
Odłożyłem na stronę niewesołe granie
Rozumiejąc, że lepiej o zalotach nucić,
Niżeli się z upadku sąsiedzkiego smucić.
Już przestają.
Czy nie czas?
Zapewne, nie pomnię,
Abym kiedy muzyki słuchała tak skromnie.
Bowiem ci smakowały wierzę nowe dumy.
Pójdźmyż, kiedy ustały już muzyckie szumy.