Świat kobiety/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Świat kobiety |
Rozdział | Jak być szczęśliwym, choć samotnym |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Waleria Marrené Teresa Prażmowska |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jeżeli można znaléźć szczęście w małżeństwie, jak staraliśmy się to pokazać w poprzedniéj książce[1], można je także znaléźć w życiu samotném.
Ludzie mogą być zwolennikami stanu małżeńskiego, a jednak miéć powody do celibatu. Pod poduszką umierającego Washingtona Irvinga znaleziono pukiel włosów i miniaturę. Ludzie, przechowujący podobne pamiątki, myślący ciągle o tém, co być mogło, żenićby się powinni. Niektórzy jednak nigdy nie znaleźli swéj drugiéj połowy, albo téż okoliczności nie pozwoliły im się z nią połączyć, a wtenczas lepszém jest życie samotne, niż bezmiłosne małżeństwo. Są inni, co własne szczęście poświęcili dla spełnienia jakiego miłosiernego uczynku, albo téż dla rodziców lub rodzeństwa. W takim razie należy im się pochwała.
Ponieważ w saméj Anglii jest 500,000 więcéj kobiet niż mężczyzn, jest rzeczą niemożebną, by wszystkie szły za mąż. Czy jednak dlatego zbywające kobiety są niepotrzebne? Nie. Jest niezawodnie pełno zbytecznych kobiet i mężczyzn także, ale niekoniecznie pomiędzy nieżonatymi i niezamężnemi; zbytecznemi są kobiety, oddane próżnym zabawom, chorobliwym zachciankom, gardzące pracami wieku, w którym się zrodziły, a tak pozbawione zasad, iż poślubiłyby każdego bez wyjątku, czy to starca, czy idyotę, czy nikczemnika, byle był bogaty, — lub téż takie, co posiadając miłość rozumnego męża, otoczone jego staraniem, zamykają się w samolubstwie i czynią z życia szaloną gonitwę za modą i zabawą. Kobieta powinna być cenioną jedynie według swéj rzeczywistéj wartości. Jeśli nie przedstawia jéj jako kobieta, nie będzie jéj miała jako żona i matka. Potrzeba ją tak wychować, by, samotna lub zamężna, miała wyrobiony charakter, potrafiła sobie radzić i godność swą zachować. Wówczas wzbogaci ona społeczeństwo, a czy zostanie żoną i matką, czy téż starą panną, nigdy nie okaże się zbyteczną.
Są panny, które uważają małżeństwo jako powołanie, a nigdy się nie zastanowiły nad jego obowiązkami, sądzę zaś, iż ta, co nie potrafi dobrze utrzymać i szczęśliwym dom swój uczynić, dozna gorszego zawodu, niż gdyby wcale za mąż nie wyszła. Jeśli zaś niektóre mężatki wyśmiewają stare panny, to jeszcze lepiéj jest być niesłusznie wyśmianą z powodu braku męża, niż nigdy nie módz się roześmiać z powodu nieszczęśliwego małżeństwa. Raz w Irlandyi sędzia pytał więźnia, czy był żonaty. „Nie” — odparł zagadniony. „Jakże to szczęśliwie dla twojéj żony” — wyrzekł sędzia.
Nikt nie nazwie spokojnéj, słodkiéj, wspaniałomyślnéj kobiety starą panną, nie nazwą jéj téż w ten sposób, jeśli będzie prowadziła jaki interes, lub będzie przełożoną szkoły. Jest wiele kobiet, pracujących w cichości, czasem w tajemnicy, do których można zastosować słowa, wyrzeczone przez Karola Dickens’a do uczniów jednéj ze szkół amerykańskich. „Róbcie tyle dobrego, ile możecie, i nie miéjcie się z tego powodu za cóś nadzwyczajnego.” Ileż to niepospolitych imion niezamężnych kobiet wymienićby można, począwszy od Hanny More i jéj pięciu sióstr, Florencyi Nightingale, Maryi Carpenter, Emilii Faithfull i stu pomocnic Oktawii Hill, które niosą światło ciemnym milionom Londynu i innych miast wielkich.
Któż nie zna starych panien, będących pociechą domów osmuconych nieszczęściem? Ciocie są zwykle ukochane przez swych siostrzeńców i siostrzenice, jeśli, zapominając o sobie, zajmują się tylko dobrem innych, jeśli, zamiast kwaśniéć, rozlewają na wszystkich wkoło siebie słodycz i łagodność mądrości. Nie ma ona wprawdzie własnego ogniska, ale, tak jak Wesley, uważa świat cały za swą parafię, a za bliźnich tych wszystkich, co potrzebują pomocy. W takich warunkach życie będzie zawsze pełne i piękne.
Zamiast badać, lepiéj pono
Żyć, pracować, iść swą drogą,
Słabszym zawsze być obroną,
Nie prosić o nią nikogo.
Życie — piany to kropelka,
Dwa w niém kamienie węgielne;
Nad smutnymi — litość wielka,
W smutku własnym — męztwo dzielne.
Życie wielu osób niezamężnych jest smutne, gdyż nie wytknęły sobie w niém celu; ale jeśli go znalazły, jeśli zużytkują swą działalność i siłę uczucia, może być ono wówczas miłe i pożyteczne, jeśli np. poślubią jaką sztukę lub pracę, albo téż, zamiast ukochać jednego, ukochają wszystkich. W tym razie schodzą do cierpiących, nie szczędzą dla nich sami pracy, ani pieniędzy. Zajęcie jest wiekuistém źródłem szczęścia — i kto je znajdzie, nigdy nie poczuje samotności. Jeśli celibat jest złem, pamiętajcie o tém, co o niém mówi Jean-Paul: „Jest ono podobne do zmory: znika w chwili, gdy zaczynamy się poruszać.”
Zapewne nie zawsze łatwo jest znaléźć pracę, któraby nam miłą była, ale téż taka praca nie zawsze jest dla nas najlepszą, a ci, co przenoszą jakąkolwiek, byle uczciwą, nad bezczynność, znajdą ją zawsze. Lepiéj jest zadowolnić się pracą, jaka nam jest daną, i spełniać ją wiernie, niż próżno wzdychać do tego, co leży poza obrębem naszéj możności, a czemu może nie potrafilibyśmy podołać. Im więcéj Bóg opróżnia nasze ręce ze zwykłéj roboty, tém więcéj spodziewać się możemy, że nam jakąś szczególną przeznacza.
Nie urodził się jeszcze ten, czyjaby praca
Wraz z nim na świat nie przyszła, — bo dla chętnych nigdy
I pracy nie zabraknie i narzędzi do niéj;
A dłoń trudem stwardniała jest błogosławiona.
Spoglądając na wielką liczbę bezobowiązkowych niezamężnych kobiet, przychodzi myśl, iż te wiersze stosują się jedynie do mężczyzn. Ale tak nie jest.
Snując swą powieść Kawanagh, Longfellow pisze o pannie Amelii Hawkins, która za mąż nie poszła, a „posiadała talenta domowe niemal równające się geniuszowi.” Uważam sobie za szczęście, iż w ciągu życia spotkałem kilka podobnych. Życie ich poświęcone było nauczaniu, pielęgnowaniu chorych, opiekowaniu się ubogimi, słowem matkowaniu dzieciom i tym wszystkim, co potrzebowali pomocy. Sądzę, iż kobiety, które najłatwiéj wynajdują sobie cel życia poza małżeństwem, są te właśnie, co byłyby najlepszemi żonami i matkami, gdyby im to przeznaczoném było.
Miłość, gdy w lutnię życia uderzyła siłą całą,
Ja nieśmiałe i drżące, ja dźwięczeć wkrótce przestało.
Jest wprawdzie chwila gorzkiego cierpienia, przez którą przejść trzeba, potém jednak serce zmartwychwstaje i rozpoczyna się życie użyteczne zapomnienia o sobie. Każda kobieta, jeśli tylko chce, może uczynić cóś dobrego, cała rzecz w tém, ażeby punkt ciężkości przenieść z saméj siebie na innych. Na barki samotnéj kobiety spada cała praca niewieścia, jaką wśród społeczeństwa żony i matki chyba w bardzo wyjątkowych razach mają czas wykonywać. Macierzyństwo leży w uzdolnieniach kobiety, czy pójdzie, czy téż nie pójdzie za mąż, dlatego to serce jéj jest schronieniem dla znużonych i smutnych, dlatego jest ono tak silne, gdy idzie o dźwignięcie upadłych.
Samotna kobieta znów psuje innych i saméj sobie krzywdę wyrządza, jeśli pozwala składać na swoje barki to wszystko, co się innym zrobić nie podoba, co im się wydaje ciężkiém i niemiłém. Powinna sama wybierać sobie pracę i téj poświęcić swoją energię i zdolności.
Stara panna powinna być niesamolubną, równego usposobienia, miéć takt i smak dobry, żyć dla innych. Ogół nie ma wyobrażenia o wartości dobroci. Przyjemność jest często rzeczą odbitą — odczuwamy ją sami dając innym, a nieraz odczuwamy w dwójnasób. Czasem stara panna staje się niemiłą z powodu zaniedbania w stroju; zapomina ona wówczas, iż tak samo, jak kobieta zamężna, powinna starać się o miłą powierzchowność. Głos przykry, szorstkie obejście, zapomocą których kobiety chcą czasem naśladować mężczyzn, nigdy nie pozyskują takiego wpływu, jak słodycz i wdzięk, będące właściwością niewieścią, a które mogą być tak samo udziałem samotnéj, jak zamężnéj.
W starym numerze Girl’s own paper znalazłem list, w którym młoda szczęśliwa żona dziękuje wydawcy za dostanie dobrego męża i wygodnego własnego domu, uczy przykładem, jak unikać zgryźliwości i śmiesznych staropanieńskich narowów. Oto co pisze:
„Kochany panie wydawco! Kiedy trzy lata temu ukazało się twoje pismo, miałam lat dwadzieścia pięć i nigdy nikt się o mnie nie oświadczył. Ponieważ nauczono mnie uważać małżeństwo jako pierwszy obowiązek kobiety, łatwo pojąć, w jakim byłam stanie umysłu. Dzięki jednak twemu pismu i jego naukom, powieściom, a szczególniéj odpowiedziom od redakcyi, odmieniłam zdanie i za łaską Boską postanowiłam pracować dla jego miłości. Wzięłam się znowu do nauk, które od pewnego czasu zaniedbywałam, prosiłam o opiekę nad pewnym wydziałem ubóstwa i otrzymałam ją, chcąc, jeśli mam zostać starą panną, być użyteczną i przyczyniać się do szczęścia innych. Pismo pańskie podtrzymywało moje postanowienie. Przestałam już zupełnie myśléć o małżeństwie, gdy otrzymałam propozycyę od człowieka, będącego w położeniu wiele wyższém ode mnie. Powiedział mi on, iż uczyniłam na nim wrażenie pogodnym, zadowolonym wyrazem twarzy i zupełnym brakiem chęci zwracania uwagi. Widzisz więc pan, iż powinnam być wdzięczną twemu pismu, gdyż prawdopodobnie gdyby nie ono i jego nauki, nigdybym nie powzięła lepszego wyobrażenia o życiu, nigdy nie próbowała stać się choć trochę użyteczną, a zatém byłabym zachowała zniechęcone spojrzenie i zapewne stała się nieznośną, zgryźliwą starą panną. Przyjm moją podziękę.
W tym samym dzienniku znajduję dwa następujące wizerunki: „Któż nie spotkał w angielskich lub zagranicznych hotelach smutnego typu samotnéj kobiety? Wychowano ją według dawnego systemu i pozostała mu wierną, zatrzymała się w miejscu, choć świat poszedł swym torem, tak, iż na każdym punkcie jest mu już obcą. Nie interesuje jéj już ani literatura, ani sztuka. Mogłaby wprawdzie zająć się polityką, ale wniosłaby do niéj gorycz swego usposobienia. Ulubionym tematem jéj rozmowy są przykrości otoczenia, tak dalece, iż dziwić się należy, dlaczego w niém pozostaje. Ale gdziekolwiek się uda, znajdzie zawsze to samo. Najlepsze miejsce w salonie lub przy stole jest celem jéj nieustannych zabiegów, a jeśli ktokolwiek je zajmie, uważa się za ciężko pokrzywdzoną. Płaci regularnie, ale biada przewodnikowi lub właścicielowi hotelu, któryby żądał grosza nad to, co mu się prawowicie należy. Niech przypadkiem dostanie zimną kawę, będzie poruszoną, — ale najpiękniejsze widoki szwajcarskiéj natury nie uczynią na niéj żadnego wrażenia, jakkolwiek zwiedza je zwyczajowo. Ma krewnych, o których mówi niekiedy, iż zdają się nią bardzo mało zajmować, zapewne radzi są, skoro jest od nich daleko. Biedna, biedna istota, zimna, niemiła, nic nie kochająca. Budzi ona głęboką litość; patrząc na nią, mówi się bezmyślnie: „To skutek samotnego życia.” Czy słusznie jednak? Spojrzyjmy na drugi wizerunek:
„Oto kobieta, która dawno pozostawiła za sobą wiosnę życia, a niezmierna słodycz jéj wyrazu łączy się z odcieniem smutku. Mówią, iż twarz ludzka stanowi obietnicę lub wspomnienie; jéj twarz jest wspomnieniem. Na gładkiém czole, w głębokiém spojrzeniu jest cóś, co zdaje się mówić: „cierpiałam, ale zwyciężyłam.” Twarz ta zawsze gotowa rozjaśnić się szczerym uśmiechem przy powitaniu młodych i pochylić się z miłością ku tym, co spowiadają się ze swych smutków. Ta kobieta roztacza wkoło siebie samym swym wpływem pociechę, pomoc i ułagodzenie.”
Są więc stare panny i stare panny; są takie, które porównać można do kłójącéj pokrzywy, i takie, co przypominają woń listków róży, rozrzuconych w trawie. Pierwsza nienawidzi swych zamężnych siostrzyc, stara się je poróżnić z mężami, mówiąc półprawdy, szkodliwsze od kłamstw najszkodliwszych. „Czy nie słyszeliście? Ale ja tego nie powinnam powtarzać” i t. p. Nie czyni tego jedynie ze złéj natury, więcéj z ciasnoty umysłu i uczuć. Pozwoliła sobie stawić własną osobę za cel jedyny i jeśli nie jest z gruntu samolubną, myśli tylko o sobie. Mówią, iż w młodości była kokietką i dlatego jest teraz tak sztywną i przestrzegającą form.
Jak chorągiewka w swe czasy
Kręci się w wiatrów podmuchu;
Dziś — pordzewiały zawiasy,
I stoi biedna bez ruchu.