[110]
Sielanka ośmanasta.
Żeńcy.
Oluchna, Pietrucha, Starosta.
OLUCHNA.
Już południe[1] przychodzi, a my jeszcze żniemy;
Czy tego chce urzędnik, że tu pomdlejemy?
Głodnemu, jako żywo, syty nie wygodzi:
On nad nami z maczugą pokrząkając chodzi,
A nie wie, jako ciężko z sierpem po zagonie
5
Ciągnąć się: oraczowi insza[2], insza wronie,
Chociaj i oracz chodzi za pługiem, i wrona:
Inszy sierp w ręce, insza maczuga toczona.
[111]PIETRUCHA.
Nie gadaj głosem[3], aby nie usłyszał tego.
Abo nie widzisz bicza za pasem u niego?
10
Prędko nas nim namaca: zły frymark[4], za słowa
Bicz na grzbiecie, a jam nań nie barzo gotowa.
Lepiej złego nie draźnić; ja go abo chwalę,
Abo mu pochlebuję i tak grzbiet mam w cale[5].
I teraz mu zaśpiewam, acz mi nie wesoło:
15
Nie smaczno idą pieśni, gdy się poci czoło.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Nie jesteś ty zwyczajow starosty naszego:
Ty wstajesz, kiedy twoj czas; jemu się zda mało:
Chciałby on, żebyś ty od pułnocy wstawało.
20
Ty bieżysz do południa zawsze swoim torem;
A on by chciał ożenić południe z wieczorem.
Starosto, nie będziesz ty słoneczkiem na niebie,
Inakszy upominek chowamy dla ciebie:
Chowamy piękną pannę, abo wdowę krasną.
25
Źle się u cudzych żywić, lepiej mieć swą własną.
STAROSTA.
Pietrucho, nie rada ty robisz, jako baczę,
Chociaj ci nic młodego w pieluchach nie płacze.
Pożynaj, nie postawaj, a przyśpiewaj cudnie;
Jeszcze obiad nie gotow, jeszcze nie południe.
30
PIETRUCHA.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Nie jesteś ty zwyczajow starosty naszego.
Ty dzień po dniu prowadzisz, aż długi rok minie;
A on wszystko porobić chce w jednej godzinie.
Ty czasem pieczesz, czasem wionąć wietrzykowi
35
[112]
Pozwolisz i naszemu dogadzasz znojowi;
A on zawsze: Pożynaj, nie postawaj, woła,
Nie pomniąc, że przy sierpie troj[6] pot idzie z czoła.
Starosto, nie będziesz ty słoneczkiem na niebie!
Wiemy my, gdzie cię boli; ale twej potrzebie
40
Żadna tu nie dogodzi, chociajby umiała:
Siła tu druga umie, a nie będzie chciała,
Bo biczem barzo chlustasz[7]. Bodaj ci tak było,
Jako się to rzemienie[8] u bicza zwiesiło.
STAROSTA.
Pożynaj, nie postawaj! I tybyś wolała
45
Inszego bicza zażyć; tylkobyś igrała;
Zażywaj teraz tego! Barzoć widzę śmieszno!
Pociągaj za inszemi, i zażynaj[9] śpieszno.
PIETRUCHA.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Nie jesteś ty zwyczajow starosty naszego.
50
Ciebie czasem pochmurne obłoki zasłonią,
Ale ich prędko wiatry pogodne rozgonią;
A naszemu staroście nie patrz w oczy śmiele:
Zawsze u niego chmura i kozieł[10] na czele.
Ty rosę hojną dajesz, poranu
[11] wstawając,
55
I drugą także dajesz.dajesz wieczor zapadając,
U nas post do wieczora zawsze od zarania:
Nie pytaj podwieczorku, nie pytaj śniadania.
Starosto, nie będziesz ty słoneczkiem na niebie!
Ni panienka, ni wdowa nie pojdzie za ciebie:
60
Wszędzie cię, bo nas bijasz, wszędzie osławiemy.
Babę, boś tego godzien, babęć narajemy,
[113]
Babę o czterech zębach. Miło będzie na cię
Patrzyć, gdy przy niej siędziesz, jako w majestacie,
A ona cię nadobnie będzie całowała,
65
Jakoby cię też żaba chropawa lizała.
OLUCHNA.
Szczęście twoje, że odszedł starosta na stronę:
Wzięłabyś była pewnie na boty czerwone
Abo na grzbiet upstrzony za to winszowanie.
Słyszysz? jakie Maruszce tam daje śniadanie!
70
A słaba jest nieboga: dziś trzeci dzień wstała
Z choroby, a przedsię ją na żniwo wygnała
Niebaczna gospodyni. Takci służba umie:
Rzadko czeladnikowi kto dziś wyrozumie.
Patrz, jako ją katuje: za głowę się jęła
75
Nieboga: przez łeb ją ciął, krwią się oblinęła[12].
Podobno mu coś rzekła; każdemu też rada
Domowi[13]: Tak to bywa, gdy kto siła gada.
Dobrze mieć, jako mowią, język za zębami:
I my mu dajmy pokoj, choć żartuje z nami.
80
Żart pański stoi za gniew i w gniew się obraca.
Ty go słowkiem, a on cię korbaczem[14] namaca.
PIETRUCHA.
Dobrze radzisz. Mnie się on, widzę, nie przeciwi,
Ale lepszy z nim pokoj: co się często krzywi,
Złomić się może; przyjdzie jedna zła godzina,
85
A częstokroć przyczyną bywa nie przyczyna.
Dobry on barzo człowiek, by go nie psowała
Domowa swacha; ta go właśnie osiodłała,
I rządzi nim, jako chce, a on się jej daje
Za nos wodzić. Pod czas mu ledwie nie nałaje.
90
[114]
Na kogo ona chrap[15] ma, może i od niego
Spodziewać się, że go co potka niesmacznego.
Więc mu nie wierzy: to już zawsze fasoł[16] w domu;
I przemówić do niego nie wolno nikomu.
OLUCHNA.
To prawda. Nie dawnosmy len w dworze czosały
[17],
95
On stał nad nami, tam się z nim coś rozmawiały
Dwie komornice: ona kędyś podsłuchała
Za ścianą; jako jędza do nas przybieżała.
Ni z tego, ni z owego poczęła bić one
Komornice: sam zaraz ustąpił na stronę.
100
Potym wszystkim łajała, drugie rozegnała;
Nam, cośmy pozostały, jeść przedsię nie dała.
PIETRUCHA.
By też co było, coby ludźmi nazwać słusza;
Ale też siostra nasza, także w ciele dusza.
A już jej brozdy dobrze lice przeorały,
105
I przez włosy gęsto się przebija śron biały:
A przedsię wymuskać się, przedsię z pstrocinami[18]
Czepczyk na głowie, przedsię fartuch z forbotami[19].
Naśmieszniejsza, gdy owo chce się pieścić z mową:
Świni krząkać, a babie przystoi trząść głową.
110
A psow nie syta, dosyć jej bywa każdemu,
Nie wybiegać się przed nią parobku żadnemu:
Nie dawno dla jednego tylko nie szalała,
Aż ją Czarnucha nasza w zielu obmywała.
Widzi to i starosta, a widząc, nie widzi:
115
Pod czas przymowi, ona jawnie z niego szydzi.
Czary wszystko zmamiły; bo ona z czarami
Wstanie i leże, wszystka djabłowa z nogami.
[115]OLUCHNA.
Jest tak, a nie inaczej; i samam widziała,
Kiedy na wschodzie słońca nago coś działała.
120
Kto z tym mistrzem nakłada[20], nigdy pociesznego[21]
Końca nie dojdzie: i ją toż potka od niego.
Na przodku[22] to kęs[23] płuży[24]: potym oraz[25] padnie
Wszystko o ziemię; z Bogiem wszystko idzie snadnie.
Bez Boga wszystko śliźnie
[26]: Nie masz nic gorszego
125
Nad djabła, i coż może on zrządzić dobrego?
PIETRUCHA.
I koniec i początek z tym mistrzem nie spory.
Tak rok poodchodziły[27] na głowę obory,
Teraz powyzdychały[28] świnie i prosięta,
Ani się gęsi, ani się klwały
[29] kurczęta.
130
Wszystko ginie i w chlewiech, ginie i w komorze:
Ani biednej kokoszy obaczysz we dworze.
OLUCHNA.
Z komory ręka nosi, djabeł tam nie bierze,
A z strony gospodarstwa więcej ja w tej mierze
Winuję zaniedbanie, niźli gusłowania,
135
Bo o czym pilnej pieczy niemasz i starania,
Bez szkody tam nie bywa; przy Bogu i ręki
Potrzeba: pilnej ręce Bog daje przez dzięki[30].
Tak rok bydła, oczy na to nasze patrzały,
Za własnym zaniedbaniem powyzdychywały.
140
Ani ich od powietrza[31] ochronić umiano,
A ledwie, gdy zdychały, o tym wiedzieć chciano.
Gdzie chłop w głowie, już się tam rząd dobry nie zmieści:
Zawsze w tym błędzie rozum szwankuje niewieści.
Co mi za gospodyni? Jako żywo krowy
145
[116]
Ręką swą nie doiła; gadać o tym słowy
Tylko umie, a stroić po domu fasoły,
Kucharkom łajać: z pustej nie wyjdzie stodoły,
Jedno sowa. Ogorki wczora kwasić chciała;
Tak to robiła, że się wszystka czeladź śmiała.
150
A w karczmie, abo w tańcu ptak jej nie doleci,
Gdy podołek rozpuści, wymiecie i śmieci.
PIETRUCHA.
Rzadka to rzecz na świecie dobra gospodyni,
Zwłaszcza bez męża rzadko ktora nie łotryni.
I lata nie uskromią: zarowno szaleje
155
I ta, co na świat idzie, i ta, co siwieje.
Niemasz, jako przy mężu małżonka cnotliwa:
Ta i mężowi wierna, i panu życzliwa,
Ta i czeladkę, i dom porządnie sprawuje,
Ta i dostatki wszystkie wcześnie opatruje.
160
Nie idzie nic na stronę, bo się Boga boi;
Pamięta, że nad nią sąd, i kaźń boża stoi.
Ućciwy stan przynosi ostrożne sumnienie:
Za tym Bóg błogosławi, za tym dobre mienie,
Za tym spokojne życie i wszystko się wiedzie.
165
Kto bez Boga chce wskórać, sadzi się na ledzie.
OLUCHNA.
Nie wiedziałam, Pietrucho, abyś tak zabrnęła
Głęboko w rozum, i tak mądrością pachnęła.
Musiałaś kędy bywać miedzy żaki w szkole
I ciebie w oczy młody parobek nie kole.
170
PETRUCHA.
Jam sługa: insza sługa, insza gospodyni;
Ja sobie grzeszę, ona nie na swoj karb czyni;
[117]
Ale wszystek dom gubi; i jabym życzyła,
Abym nigdy płochego nic nie popełniła.
Ale starosta do nas znowu przystępuje,
175
Kwaśno patrzy, z nahajką na nas się gotuje.
Zaśpiewam ja mu przedsię, rad on pieśni słucha:
Patrzy na nas i stanął, i nadkłada ucha.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Naucz swych obyczajow starostę naszego:
180
Ty piękny dzień promieńmi swojemi oświecasz,
I wzajem księżycowi noc ciemną polecasz;
Jako ty bez pomocy nie żyjesz na niebie,
Niechaj i nasz starosta przykład bierze z ciebie.
Na niebie wszystkie rzeczy dobrze są zrządzone;
185
Księżyc u ciebie żoną; niech on też ma żonę.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Naucz swych obyczajow starostę naszego:
Gdy ty na niebo wchodzisz, gwiazdy ustępują,
Gdy księżyc wschodzi, z nim się gwiazdy ukazują.
190
Siła gospodarz włada, siła w domu czyni;
Ale czeladka lepiej słucha gospodyni.
Niechaj ma żonę: będzie się domu trzymała
Czeladka; nie będzie się często odmieniała,
I nam do dwora będą otworzone wrota.
195
Wszystkich do siebie wabi przyjemna ochota.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Naucz swych obyczajow starostę naszego:
Ty nas ogrzewasz, ty nam wszystko z nieba dajesz,
Bez ciebie noc, z tobą dzień jasny, gdy ty wstajesz;
200
Niech i on na nas zawsze patrzy jasnem okiem;
Niech nas z pola wczas puszcza, nie z ostatnim mrokiem.
[118]STAROSTA.
Pietrucho, prawieś mi się sianem wykręciła:
Ta nahajką mocno się na twoj grzbiet groziła.
Kładźcie sierpy, kupami do jedła
[32] siadajcie,
205
W kupach jedzcie, po chrostach się nie rozchadzajcie.