Żebrak murzyn/Wychodząc z domu gry
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebrak murzyn |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Ruben Rafałowicz |
Data wyd. | 1852 |
Druk | Drukarnia Gazety Codziennej |
Miejsce wyd. | Warszawa, Wilno |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le mendiant noir |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Panowie! rzekł Komisarz, radzę, abyście byli roztropni. Na pierwszem piętrze wypełniłem już mój obowiązek. Najmniejszy opór pogorszyłby jeszcze położenie wasze.
Straż miejska stoi u drzwi.
Ksawery odwrócił się zdumiały. Mowy tej nie pojmował całkiem, bo nie sądził, aby prawo mogło coś postępowaniu jego zarzucić, i dla tego dziwiło go ogólne przerażenie.
— Dla czego mi nie płacą? zapytał po raz drugi, poruszając machinalnie kupy złota.
— Stawki pochwycone stają się własnością skarbu. Nie dotykaj się pan tego złota, rzekł tonem rozkazującym komisarz.
— Ale to jest własność moja! odrzekł Ksawery.
— Milcz! zawołało kilka głosów razem.
— Panowie, przerwał Komisarz, będziecie łaskawi powiedzieć mi wasze nazwiska i wskazać mieszkania, aby Prokurator królewski mógł was przywołać w właściwym czasie i miejscu.
— Prokurator królewski! powtórzył Ksawery, a to po co?
— Milczenie! rzekło całe zgromadzenie, które, ze względu na własny interes, powolnem okazać się chciało.
Pan Moutet, właściciel zakładu, pierwszy nazwisko swoje zapisał, uczynił to wszakże z wielkim bólem serca.
Potem przyszła kolej na innych graczów, lecz ci wskazali nazwiska i mieszkania fałszywe, przyzwyczajeni będąc do scen podobnych.
W tej chwili dopiero Ksawery o Carralu sobie przypomniał i mocno się zdziwił, iż go nie widział.
— Umknął, pomyślał sobie, tem lepiej!
— Jakże się pan zowiesz, rzekł Komisarz zwracając się ku niemu.
Ksawery idąc za przykładem innych, powiedział nazwisko swoje, było to może na liście jedyne prawdziwe. Komisarz wszakże, badacz biegły, nie dowierzał jego autentyczności.
— Nie można się zwać Ksawerym!.. Czyż pan nie masz innego nazwiska?
To mówiąc rzucił wzrokiem na właściciela zakładu, który przez złość, czy też przez przyzwyczajenie mrugnął okiem.
— Panie, odrzekł obojętnie młody człowiek; nie wiem co dla mnie z tego wszystkiego wyniknąć może. Uległem żądaniu twemu, bo szarfa biała wskazała mi urząd jaki wypełniasz; ale szarfa ta nie nadaje ci prawa znieważać mię! Życzenie pańskie spełniłem, teraz racz mi zrobić miejsce, abym wyjść mógł.
— Obchodzić się w ten sposób z Komisarzem Policyi! pomruknął pan Moutet.
— Mówisz bardzo głośno młodzieńcze, rzekł Komisarz, a żadnej nie masz racji, ale to żadnej zgoła!... Znajduję cię w domu podłym, w szulerni pokątnej i potajemnej....
Jakżeż poniża zakład mój! pomyślał pan Moutet.
— Znajduję cię samego przy rulecie, mówił dalej Komisarz, jedyna stawka znajdująca się na stole jest twoją własnością, sam to przed chwilą zeznałeś! Zdarzenie to jest niedobrem, wątpliwem, i aby uniknąć sprawiedliwych poszukiwań, dajesz mi nazwisko...
— Moje własne, mój panie.
— To być może... w ostatnim razie... Ale ja powątpiewam, a korzystając z prawa, jakie mi nadaje urzędowanie moje, wzywam cię, abyś poszedł ze mną do Prokuratora królewskiego.
— Oskarżony! rzekł pan Moutet, zacierając sobie ręce.
— Co zaś do ciebie, powiedział urzędnik zwracając mowę do tego ostatniego, bądź gotów na wszelkie zawołanie.
— Sprawiedliwość zna mię dobrze, odpowiedział pan Moutet.
Ksawery zbladł usłyszawszy nazwisko Prokuratora. Gorączka przeszła, i zaczynał się obawiać skutku tego nieszczęsnego wypadku; ale sumienie nic mu nie wyrzucało, a znajomość prawa wskazywała, iż zejście w podejrzanem miejscu nie dowodzi jeszcze występku. Nie przewidywał bynajmniej okropnego ciosu, który mu zagrażał.
A1e pani Rumbrye go przewidziała. Czytelnik nadto dobrą ma zapewne opinię o rozumie tej nadobnej kobiety, by mógł sądzić, iż tyle zadała sobie pracy dla wyświadczenia tylko psotv kochankowi swej przybranej córki. Postanowiła go zgubić, to jest shańbić, spodlić, postawie w niemożności podniesienia czoła; zamiar jej, równie zręcznie jak szybko ułożony, dotąd udał się stosownie do jej życzenia. Biedny Ksawery dalekim był jeszcze od końca swych zgryzot.
Komisarz policji sprowadził go po kręconych schodach, a pan Moutet cieszył się w nieszczęścia swojem iż nie zwidzono trzeciego piętra jego zakładu.
Kiedy Ksawery wyszedł z domu gry, żebrak siedział na schodach i czekał. Od pół godziny widział wychodzących pod eskortą szulerów. Jeden tylko Ksawery się nie pokazywał.
— Spodziewam się, rzekł młodzieniec wychodząc na ulicę, iż mnie uwolnisz od eskorty, od tej zupełnie niepotrzebnej hańby?
— Pójdziemy sami, odpowiedział Komisarz; ci dwaj panowie towarzyszyć nam będą.
Wskazał na swego Sekretarza i Adjunkta.
Ksawery pogrążony w smutku, postępował ku pałacowi sprawiedliwości, zdawało mu się iż hańba jego na czoło wielkiemi literami wyrytą była.
Żebrak Murzyn zdala szedł za nim.
— Więźniem! poszepnął z rozpaczą.
I męczył się okropnie, aby dojść przyczyny, dla jakiej mulat zastawił mu te nikczemne sidła.
Mniej jeszcze od Ksawerego przewidzieć mógł skutki tego aresztu; ta niewiadomość, nie tylko że go spokojniejszym nie czyniła, ale obawę jeszcze zwiększała. Jedną rzecz pojmował, to jest wdanie się policyi, a wiedział, iż ta władzy swej używa dla zapobieżenia występkowi, lub ukarania jego sprawcy.
Jakiegokolwiek rodzaju było oskarżenie Ksawerego, żebrak w sercu swojem uznawał go niewinnym, ale zdrowy rozsądek wskazywał mu, iż obecność młodzieńca w podejrzanym domu na naganę zasługiwała. Zresztą Ksawery sam jeden znajdował się na świecie, a żebrak, mimo swoich małych wiadomości, wiedział, że nie łatwo tych uwalniają, których nikt bronić nie przychodzi.
Ksawery przybywszy do urzędu publicznego, natychmiast zaprowadzonym został do gabinetu Prokuratora. Komisarz złożył raport i wyszedł.
Gra w karty publiczna zakazaną została w roku 1816. Potajemne szulernie uważane były, bardziej jeszcze niż dzisiaj, za haniebne i niebezpieczne schadzki. Oko rządu bacznie je śledziło, pragnąc je do szczętu wyniszczyć. Te, które skrycie utrzymać się zdołały, napełnione były najpodlejszemi tylko graczami.
Oskarżenie zatem tego rodzaju okropnem i haniebnem było. Raport Komisarza policyi nadmienił jeszcze, iż Ksawery ukrywał swoje prawdziwe nazwisko i że miał przed sobą bardzo znaczną wygraną.
Prokurator królewski odszedł od pracy i wlepił w młodzieńca wzrok surowy i badawczy.
— Pan Ksawerym się zowiesz? zapytał.
— Tak jest, odpowiedział tenże.
— Tylko Ksawerym?
— Tylko Ksawerym.
— Jakież jest twoje zajęcie?
— Nie mam żadnego, wyjąkał młody człowiek; teraz dopiero spostrzegł przepaść nad jaką stał.
— Pan nie masz żadnego zajęcia! powtórzył z wolna urzędnik. Jakiż więc masz sposób do życia?
Ksawery przewidywał to zapytanie, na które żadną miarą odpowiedzieć nie umiał. Odwaga go opuściła, a rozpacz ogarniała.
— Panie! rzekł wszakże, podobne zapytania występnym tylko czynią!
— Czy to mam za odpowiedź uważać? odrzekł obojętnie Naczelny Prokurator.
— W imię nieba, nie żądaj Panie innej odemnie! zawołał Ksawery. Są rzeczy, które zdają się być zupełnie niepodobne, a jednakże miejsce mają. Ileż to dziwacznych napotykamy rzeczywistości.
— Sprawiedliwość wszystkiego dojść może, powiedział patetycznie urzędnik.
— Czy będzie mogła wyśledzić to, czegom ja sam nigdy dojść nie był w stanie?.... Nie śmiem powiedzić ci Prokuratorze...
Prokurator królewski wyjął zegarek.
— Wysłuchajże mię panie! zawołał Ksawery. Boże dozwól, abyś mi uwierzył.
Poczem w krótkości opowiedział o szczególnem wsparciu, które co miesiąc odbierał.
Uśmiech szyderczy i niedowierzający powstał na ustach poważnego urzędnika.
— Nie jest to zupełnie niepodobnem, lubo mało z prawdą zgodne.
— A jednakże to jest prawdą, przysięgam panu!....
— Czy może kto zaświadczyć w tym względzie?
— Wspomniałem o tej okoliczności jednemu tylko z przyjaciół moich?
— Zowie się?
— Juan de Carral.
— To jest cudzoziemskie nazwisko, rzekł Prokurator królewski; czemże się zajmuje?
Ksawery wahał się przez chwilę. Czuł, iż każda jego odpowiedź niepodobieństwem nacechowaną była.
— Nie śmiem odpowiedzieć panu na to, odrzekł nakoniec. Nigdym go się o to nie pytał.
— Aha! przerwał urzędnik. Jeden człowiek zaufanie twoje posiada, a nie znasz go dosyć, abyś wiedział.... To trudno jest pojąć.
Odsunął krzesło i powstał.
— Panie, powiedział z zimną obojętnością Prokurator wszystko to być może prawdą, ja temu wszakże nie wierzę.
— Panie!...
— Przestań mówić!... Twierdzisz, ii co miesiąc otrzymujesz 300 fr. Mając 300 fr., nie stawia się na jedną stawkę ani; 3000, ani 4000.
— Alboż ja to zrobiłem? zawołał Ksawery, dla którego wypadki tego poranku snem były.
— Jakże do tego stopnia śmiesz udawać. Z resztą obecność twoja w domu podejrzanym, nadaje sprawiedliwości prawo badania cię. Jestem zatem zmuszony aresztować cię.
W tej chwili drzwi gabinetu zwolna się uchyliły i czarna twarz żebraka ukazała się, okryta włosami i brodą białą.
Ani Prokurator królewski ani Ksawery nie spostrzegli Murzyna.
Młodzieniec stał nieruchomy, cios tak nieprzewidziany pognębił go zupełnie.
— Litości! litości twojej wzywam Panie! zawołał nareszcie. — Jestem niewinny... Wydarzyło mi się to raz pierwszy...
— Zawsze to ma miejsce raz pierwszy, przerwał urzędnik. Zresztą obowiązek mój przedewszystkiem! Żaden zarzut dotąd dowiedzionym ci nie został, boś na żadne zapytanie odpowiedzieć nie chciał. Życie twoje śledzonem być musi...
— Ale więzienie panie! Jakiż będzie termin tego szczególnego przytrzymania? Dokądże?....
— Dopóki sprawiedliwość nie dowie się o sposobie twego utrzymania... albo póki jaka wiarogodna osoba nie zaręczy za ciebie.
Nazwisko pana Rumbrye przyszło na myśl Ksaweremu ale wstydził się i nie chciał żądać litości od tego, dla którego dotąd był prawie równym; w końcu nie miał czasu wymienić go. Bo zaledwo usta zamknął Prokurator Królewski, czarny żebrak drzwi otworzył; i wszedł nagle.
— Jakimże sposobem wejść tu zdołałeś? Kto jesteś? Czego żądasz? zapytał brwi marszcząc urzędnik.
— Moje bose nogi nie czynią hałasu, odrzekł Murzyn jestem czarny żebrak, pragnę ocalić to dziecię.
Ksawery spojrzał na niego z powątpiewaniem i zadziwieniem zarazem.
— Słyszałem wszystko, mówił dalej Murzyn. Zapytujesz pan, jakie ma środki utrzymania? Wyjawię ci takowe. Żądasz, aby człowiek uczciwy zaręczył za nim; otóż jestem.
To mówiąc, Murzyn wyprostował się i założył na pierś ręce. W jego szlachetnej twarzy malowała się duma z godnością połączona. Prokurator Królewski, który z początku złośliwym na niego spoglądał uśmiechem, poważną przybrał postawę, zasiadł powtórnie na krześle i rzekł:
— Mów zatem!