Żmija/Pieśń druga

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Żmija
Podtytuł Pieśń druga. Płaczka.
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEŚŃ DRUGA.

PŁACZKA.

Z tentenem konia leci przez wrzosy,
To pan nasz, Żmija, Hetman na Niżu.
Bielą się wzbite tumany rosy,
Z pod kopyt konia spłoszone wrony
       5 Stadem się zbiły, siadły na krzyżu.
W burzanie miga kołpak czerwony,
Stalowa zbroja miga w burzanie:
— „Witaj Hetmanie! witaj Hetmanie!...“ —

— „Zdrowia drużyno — co słychać w Siczy?
       10 Czy szumią żagle? — czajka gotowa?
Czy nam złą wróżbą wrona nie krzyczy?
Czy zawsze nasza fala dnieprowa
Tak jak płynęła — płynie do morza?
Ha! tak? — to dobrze... Nim błyśnie zorza
       15 Być w pogotowiu... Teraz niech czara
Zaszumi miodem: — pieśń grzmi wesoła...
Lecz gdzie mój ogar? puścić ogara!
Gdzie jest mój sokół? — puścić sokoła.“

Stróż psów hetmańskich, ptasznik Hetmana,
       20 Dzieci nieletnie, wyszli z drużyny;
Pobladli oba uczuciem winy,
I wyczytali gniew w oczach pana.
Potém rzekł starszy „Nieszczęsne łowy

Na nasze łowy ktoś rzucił czary.
       25 Gdzie niegdyś leżał sumak stepowy,
Dzisiaj okryte zbroją Tatary,
Trudzili charty i skrzydła ptaków.
Od strzał tatarskich, sześciu kozaków
Pośród stepowych padło wądołów.
       30 I sześć ogarów, — i sześć sokołów.
Tatar ci zabił psa i sokoła“. —
— „Kłamstwo! to kłamstwo!“ Hetman zawoła,
„Gdy w polach jęczą wasze cięciwy,
Smycz moja pada, a Tatar żywy...
       35 Umiém wybadać prawdę za mgłami
Uwitą w słowa krzywoprzysiężne.
Znacie tę obróż? pierścień z dzwonkami?
Śmiercią wam biją dzwonki mosiężne.“
Snadź że obróżę charta poznali,
       40 Pieśń śmierci w głosie dzwonków odgadli;
Oba zadrzeli. — oba pobladli,
Łza im błękitne oczy krysztali...

— „Parę kłamliwą, co razem wzrosła,“ —
Rzekł srogo Żmija „polecić Bogu,
       45 Wsadzić do czajki, w czajce bez wiosła,
Niech z dnieprowego spływają progu“. —

Już odszedł Hetman... Powstały gwary,
„Skądże wié Żmija o naszych łowach?
Czy mu przynieśli pierścień Tatary?
       50 Czy gdzie ukryty sam był w parowach? —
W różnych domysłach zabrzmiały stróny.
Jako żurawi nóta wędrowna,
Pieśń przez srebrzyste płynie piołuny,
Miesza się z echem, — dzika, czarowna,
       55 Bo kiedyż kozak o czarach nieśni?...
Może domysły rozkwitną z pieśni? —





POWIEŚĆ KOZACKA.
RUSAŁKA.
I.

Nad mogiłą w mgłach wysoko:
Krąży sokół, siadł na krzyżu.
Pod tym grobem spi głęboko,
Niegdyś Hetman pan na Niżu.

       60 Jeszcze sława Zaporoża,
Jako miesiąc blady, nowy,
Nie przebyła w czajkach morza,
Nie wzleciała nad ostrowy.

Na ostrowach rosły głogi,
       65 I samotna róża bladła.
Zapienione skalne progi,
Mgliły błękit wód źwierciadła.

Przy Rusałce, wysp Hetmana
Widać było w blask miesiąca.
       70 Jego luba z mgły uwiana,
Z mgły dnieprowej, zimna, drząca.

Choć mroziła mglistą dłonią,
Zapaliła czarném okiem...
„Luby“ rzekła... „tam się płonią
       75 Polne róże nad potokiem,

„Dzwonki barwą lśnią błękitną;
Uschną dzwonki na pokosach,
Lecz z różami, gdy przekwitną,
Roskwitają w moich włosach.

       80 „Duchem zmarłych na tym świecie
Żyję, kwitnę jak mogiła.

Cóż po łąkach? cóż po kwiecie?
Niechaj uschną — bym ja żyła...“

— „Czarna duszo! precz odemnie,
       85 Już miłości nie ocucę.“ —
— „Wyrzekasz się? lecz daremnie!
Znów zawołasz, — znów powrócę.“ —


II.

Rusałka się w mgłę rozpływa.
Nocą blady miesiąc świeci.
       90 I po łodziach lśnią łuczywa,
I do Dniepru toną sieci...

Hetman smutny i ponury,
Płynie zwolna łódź Hetmana;
Przed nią postać z mglistéj chmury,
       95 Płomieniami malowana:

Taka piękna, ponad falą,
Gdy się o nią blask rostrąca.
Wpół się ogniem lica palą,
Wpół się srebrzą w blask miesiąca.

       100 W zachwyceniu, nieprzytomnie,
Choć to może duszy zguba,
Hetman wołał: „Chodź tu do mnie!
Chodź tu do mnie moja luba!“ —


III.

Odtąd zawsze, zawsze razem.
       105 Hetman w więzy lgnął widziadła,
Choć jej dusza zimnym głazem,
Na twarz różne barwy kładła.

Zawsze piękna... z polnych głogów
Róże, złote włosy wieńczą. —
       110 I kradzioną z nad porogów
Mgliste szaty złoci tęczą.

Gdzie zarastał gaj odludny,
Jedném słowem — jednym rankiem,
Wzniosła z wyspy zamek cudny
I obwiodła złotym gankiem...


Z koralowéj zamek cegły.
Wieża druga, trzecia, czwarta,
Na skinienie w niebo biegły.
Lud go nazwał zamkiem czarta.

       120 W zamku, jak kładzione kosą
Powiązała róż szkarłaty;
Brylantami jakby rosą
Poiskrzyła jasne kwiaty.

Hetman patrzał na kobierce,
       125 Okiem blask brylantów ścigał;
Ciągle patrzał — stygło serce;
Dla Rusałki już ostygał...

Ta choć zimna pod obłokiem,
Zimne serce wnet odgadła;
       130 Szybko, szybko, czarném okiem,
Brylantowe blaski kradła;

Kwiaty brała do warkoczy. —
Hetman spojrzał — wzrokiem tonął,
Nad brylanty skrzą jéj oczy!
       135 I znów kochał — i znów płonął. —

— „Luba! ty masz blask anioła...“ —
— „Więc mi nagródź, jeślim warta?
Daj sokoła — daj mi charta,
Zabij charta i sokoła.“ —

       140 — „Czarna duszo — precz odemnie!
Sercem się z szatanem kłócę.“ —
— „Znów zawołasz? lecz daremnie!
Przyjdziesz do mnie — ja nie wrócę...“ —


IV.

Odpłynęła... Hetman kroczy
       145 Zamyślony po komnatach...
„Co! — nie wróci?... a jéj oczy
Takie cudne, włosy w kwiatach...“

Myślał... Z oczu łzy ogromne,
Po niemęskiéj płyną twarzy.
       150 Rzekł do siebie: „Już nie wspomnę!“
Nie wspomina ale marzy...

„Nad zamglone chmur błękity,
Oto miesiąc już się płoni;

Już mój sokół, chart zabity,
       155 A jéj niéma?... pójdę do niej...“ —

Jakże miłe tchnienie wiosny?
I woń fali świeża, chłodna?
Nad porogiem, czarne sosny
Szronem bieli mgła nadwodna.

       160 Pod skałami ciągłe burze,
Łamią w falach blask xiężyca;
Nad falami w mglistéj chmurze,
W blasku srebrnych tęcz dziewica.

Przy jéj stopach chart bladawy,
       165 Niespokojny i ponury:
Na ramieniu sokół mgławy,
Nastrzępiony, patrzy w chmury.

— „Jakżeś piękna!“ hetman woła,
„Któż ci może ujść bezkarny?
       170 Chodź tu luba — spłosz sokoła,
Chart niech leci gonić sarny.

Tu pod moich ust płomieniem,
Twe się blade mgły rospłonią.
Jak tu miło! pod sosen cieniem!“
       175 Prosi — błaga — okiem, dłonią.

Lecz dłoń jego, ciężka wina!
Czy przypadkiem, czy po myśli,
Na krzyż srebrną mgłę rozcina,
Znak zbawienia święty kryśli:

Przed krzyżem się mgły rozpierszchły
       180 Jak złamane wód błękity;
I Rusałki rysy zmierszchły,
Obraz zniknął w mgłach rozbity... —


V.

Znikła... słychać tylko burze
       185 W głębi Dniepru — i szum piasków. —
Lecz mgła spływa, — spływa w chmurze
Zabłąkanych kilka blasków;

I rozbite mgły zwierciadła,
Wiatr przybliża... zmniejsza, — zmniejsza,
       190 Lśni Rusałka, lecz pobladła,
I pobladła — i smutniejsza...


Potém rzekła... „O mój miły
Żegnam ciebie, ginę, — ginę,
Jak mnie z wiatrem mgły rozbiły,
       195 Tak w uściskach się rospłynę.

„Prosisz — błagasz nadaremno,
Próżno czekasz na téj skale:
Lecz chodź zemną! lecz chodź zemną!
Droga do mnie przez te fale.

       200 „Mgły tu zimne ale jasne;
Gdy i ciebie mgła okryje,
Patrz mój luby — teraz gasnę,
W twych uściskach znów ożyję.

„Sokół żywy, — chart twój żywy.
       205 Z tobą razem jak z sokołem,
Pójdę błądzić nad te niwy,
Nad dymiących chat padołem;

„Pójdę z tobą — tak w mgłę ciemną
Osłoniona jak w krysztale.
       210 O chodź zemną! o chodź zemną
Droga do mnie przez te fale“. —

Hetman kochał — obłąkany,
Hetman kochał — ogniem płonął;
Z progu spojrzał w Dniepru piany,
       215 Padł do fali — i zatonął...

Gdy go skryły burz odmęty,
Potrzaskały w proch granity:
Duszę zbawił obraz święty,
Krzyż na piersiach miał wyryty.

       220 Od grzechowéj zmazy czysty,
Już ulata w nieba stropy;
Za nim wzleciał sokół mglisty,
Chart Rusałki rzucił stopy,

A Rusałka, nad ostrowy
       225 Sama jedna — we łzach woła:
Krzyż! kiedyż Hetman nowy
Da mi serce, psa, sokoła. —

Pieśń kona z echem — i wnet jałowe,
Dzikie domysły urosły w gminie:
       230 Więc Hetman kocha fali królowę?
Na oślep leci w przepaść i ginie.

Zawsze samotny — zawsze nie z nami;
Gdzieś na cmentarzach, nad mogiłami. —

Ciszéj!... tam zachód krwawy, ponury,
       235 Ozłocił stepy, jary i chmury.
Zagasa słońce — słychać jak zdala,
O brzegi bije spieniona fala.
Ciszéj!... tu smutne mogił wybrzeże.
Oto ostatnie zachodu blaski,
       240 Złocą wichrami burzone piaski:
Złocą trzy cerkwi posępne wieże,
Co nad brzeg Dniepru wybiegły stromy.
I tysiąc grobów, gdzie przez wyłomy
Posępne trumien wielka świeciły.
       245 O! dzika Siczy! twoje mogiły
Z piasku uwiane, — a grób tak kruchy
Gdy pod przechodnia zapadnie nogą:
Potém w mgłach srebrnych płynące duchy,
Wczorajszych mogił znaleść nie mogą.

       250 Tam białą postać słońce oświéca.
Łatwo z wybladłéj odgadnąć twarzy,
Że to posępna mogił dziewica,
Że to siczowych płaczka wyspiarzy.
Stała na wieku spruchniałéj truny,
       255 A wiatr jéj czarne unosił włosy,
I wzruszał wianku srebrne piołuny,
I róże wianku lśniące od rosy.
Mówią że niegdyś płaczka ta miała
Czoło wesołe, lica różane;
       260 Lecz przymuszona płakać, płakała —
I dzisiaj zmysły ma obłąkane
Zmyślonym płaczem — i we łzach oczy.

To Hetman Żmija na cmentarz kroczy.
Stanął na grobie, rzekł... „Witaj Xeni!
       265 Witaj o sławna płaczko pogrzebu!
Ty nas modlitwą polecasz niebu

Przez ciebie pieśnią w grobie uspieni,
Sen mamy cichy, gdy zbroja rdzawa
Zimną się rosą ziemi napawa.
       270 Straciłem dzisiaj ptaka i charta,
Wierni mi byli — i tym boleśniéj:
Jeżeli zgraja twych pieniów warta,
Chart mój i sokół wart także pieśni:
Spiéwaj nad niémi.“ — „Bluźnisz mój miły!
       275 A ja do takich proźb się nie zniżę.
Czujesz to zimne tchnienie mogiły,
Słyszysz! jak skrzypią spróchniałe krzyże,
Jak z dzikim wrzaskiem rybitwa biała
Ponad błękitną falą się wiesza;
       280 Pieśń moja smutna, gdybym spiéwała,
Wszystkie te dzikie głosy pomiesza.
Ciszéj!“ Lecz Hetman nie słuchał mowy,
Wzrok miał ponury... Pomiędzy trzciny
Lśni Dniepru fala i próg dnieprowy.
       285 Wśród skał posępnych fale się zwarły,
Na skałach dzikie rosły kaliny,
I mech czerwony i sosny karły.
Na progi czajka z falami leci,
I już zawisła po nad urwiska,
       290 A w czajce dwoje płynęło dzieci.
Łódka z pianami w głazy się wciska,
A pod nią otchłań pieni się, burzy.
Te dzieci połkną dnieprowe fale.
Młodsze chwyciło za kwiecie róży,
       295 Co się po nagiéj zwieszała skale;
I padło w przepaść z gałązką kwiatu.
Starsze po sosnach pnie się na głazy,
Napróżno ręce podaje bratu,
Słyszy huk fali i obłąkane
       300 Mając na ustach modlitw wyrazy,
Rzuca się z krzykiem w przepaść i pianę. —

I nic nie wyszło z fal tajemnicy,
Nic, z głębokiego serca Hetmana.
Dłoń swoją oddał w ręce dziewicy,
       305 Ta zachmurzona i pomięszana,

Wiodła go w cerkiew... W cerkwi tak ciemno,
Pośrebrza szyby xiężyc na nowiu;
Serce przenika trwogą tajemną,
Szyba brzęcząca w ramach z ołowiu;
       310 I przez otwarte dachu szczeliny,
Wglądały z kwiatem drzące kaliny.
„Xeni“ rzekł Hetman — „co to się znaczy?
Słyszę jęk smutny i płacze rzewne:
Czy to jest nocne pienie puhaczy?
       315 Czy ty chorągwie wzruszasz cerkiewne,
Że się bez wiatru smutnie kołyszą?“

— „Luby! chorągwie spokojnie wiszą,
Może je wzrusza tchnienie mogiły.
Czego się lękasz — czego? mój miły!
       320 Chodź za mną.“ Zdjęła lampę z ołtarza,
Weszli w podziemnych lochów zakręty.
O! jak tu głucha cisza przeraża!
Tu połamane Turków okręty;
W spruchniałych deskach, w zbroje przybrani
       325 Leżą dokoła spiący hetmani.
A jako kazał obyczaj grecki,
Każdy miał w ręku święte obrazy,
Na nich tajemne modlitw wyrazy.
Usta przymknięte, w nich piastr turecki.
       330 Xeni do małéj zbliża się truny;
I strasznie drzała ręka dziewicy,
Gdy podnosiła czarne całuny,
Splamione gęsto łzami gromnicy.
O! nieba, dziécie pod całunami
       335 Piękne i żywe... Xeni pobladła,
I przed Hetmanem zalana łzami
Klasnęła w dłonie — do nóg upadła.
„Mój luby“ rzekła — „to dziécie — dziécie!
Teraz się w ciemnych grobach ukrywa.
       340 Luby, niech pop nas połączy skrycie,
Pop moim ojcem... Ja nieszczęśliwa!
Łzy moje płyną na wzgardę światu.
Gdy plotę z polnéj róży zawoje,

Wnet drzące liście padają z kwiatu.
       345 Wszystko usycha, wszystko — co moje.
Świat mi szyderczym smiéchem przygania.
Zlituj się luby...“ Lecz próżne słowa,
Już wyszedł Hetman... smiéch obłąkania
Połknęła w ziemi cisza grobowa.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.