Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Sylla

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Sylla
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


SYLLA.

Sylla liczył między przodkami swemi konsula : następcy zyskanej sławy utrzymać nie umieli : on ją wzniósł.
Gdy Maryusz wydarł Metellowi ostatni zaszczyt zwycięzkiej wyprawy, miał Syllę Kwestorem. Wydawała się już w nim naówczas nieustraszona waleczność, sprawność rzadka, w pracy stałość; i to mu serca współtowarzyszów ujęło : a gdy w wyprawie owej zdarzyło mu się obcować z Bochusem, królem Numidyi, pozyskał jego przyjaźń i szacunek. Zamyślając on w dalszym czasie wydać Rzymianom zięcia swojego Jugurtę, przeniósł nad innych Syllę, i jemu go oddać postanowił.
Przyszedł czas umówiony. Stawił się Sylla : ale Bochus przewlekał uskutecznienie obietnic zastanawiając się nad skutkami, które z takowego postępku wyniknąć mogły. Usilne Sylli nalegania, a bardziej bojaźń rzymskiej przemocy, podała w ręce Sylli nieszczęśliwego Jugurtę. Wiódł go potem Maryusz w tryumfie; Sylla chełpliwy, iż był wykonaczem okazałego dzieła, kazał wyrżnąć na kamieniu drogim owe Jugurty wydanie, a wprawiwszy w pierścień użył na pieczątkę. Zrazu chełpliwość młodego rycerza mniej uderzała w oczy; ale gdy wzrastać w wziętości począł, obeszło to Maryusza, iż młody namiestnik śmiał się czynić wspólnikiem jego sławy. Że jednak wówczas Sylla nie był się jeszcze własnemi dzieły wsławił, wzgardził płochą dumą Maryusz, i przebaczył zwykłą młodemu wiekowi porywczość. Używał go i owszem częstokroć do spraw wojennych, i będąc potrzeci raz konsulem, poruczył mu władzę nad częścią wojska, którem zawiadował; naówczas zwyciężył naród Marsów, i do zawarcia przymierza pożytecznego Rzymianom przymusił. Gdy się znowu przeciw Tektosagom wyprawił, odniosł nad nimi zwycięztwo, i wodza w niewolą dostał. Nie zjednały mu jednak te dzieła przyjaźni Maryusza, umysł dumny cierpieć nie mógł wspołecznika. Widząc tedy, iż wstrętu wodza swojego od siebie przezwyciężyć nie mógł, odstąpił go, i złączył się z Katulem, który razem wówczas z Maryuszem urząd konsula sprawował. Byłto mąż wielkiemi przymiotami zaszczycony, ale je opieszałość kaziła : przyjął z wielką radością garnącego się do siebie Syllę, upatrując w nim sprawnego namiestnika, na którego mógł się spuścić, a przeto dogodzić lenistwu swemu. Uiścił powziętą o sobie nadzieję przybrany Sylla, i wojsko tak dobrze opatrzył w żywność, iż gdy na niej Maryuszowi brakło, musiał się do Katula po wspomożenie udać. O tem namienia sam Sylla w pismach swoich, i dodaje, iż takowa okoliczność zmartwiła wielce Maryusza, i zwiększyła dawniej już powziętą jego przeciw niemu nienawiść.
Gdy do Rzymu powrócił, pierwsze kroki jego o dostojeństwa były nieskuteczne : kilkakrotnie w staraniu usilnem zawiedziony otrzymał nakoniec urząd Pretora. Wysłany potem do Kappadocyi utrzymał na tronie przeciw zbuntowanym poddanym Aryobarzana, zwyciężywszy wprzód złączonych buntowników z Armenianami, którzy znaczne im byli posiłki przywiedli. W tymże czasie zawarł przymierze z Partami, i było to pierwsze, które z tym narodem Rzymianie ustanowili.
Bochus król Numidyi od dawnych czasów sprzyjający Sylli, gdy się o jego powrocie do Rzymu dowiedział, słał kosztowne posągi, które w Kapitolium złożone być miały; wyobrażały zaś oddanie Jugurty w ręce Sylli. Nie mógł ścierpieć takowej, jak mniemał, dla siebie obelgi Maryusz, i gdy gwałtem je znieść i zabrać odgrażał się, uzbroił przyjaciół Sylla na odpór, i byłoby przyszło do krwi rozlania, gdyby właśnie naówczas nie była zaszła wojna Pizymian przeciw rozmaitym narodom włoskim.
Wyznaczony Maryusz na takową wyprawę oddalił się z Rzymu, ale w ciągu tej wojny nie utrzymał sławy nabytej. Objął po nim rządy Sylla, i tak szczęśnie rzeczy poszły, iż ją zakończył nadspodziewanie, ze sławą dla siebie i wielkim dla Rzymu pożytkiem : jak zaś sam zeznawał, więcej był winien w całem tem działaniu szczęśliwemu losowi, niż własnej pracy. Nie wstydził się albowiem jawnie opowiadać, iż zawsze mu to najlepiej wyszło, co losowi bez rozmysłu powierzył, niżli największa usilność i najstarowniejsze przygotowanie.
Wydawało się w całem życiu jego jakoweś osobliwe igrzysko sprzyjającego losu : nie znał odporu zamysłom swoim, i mimo największą przeciwnych usilność, i prawie niepodobieństwo dojścia do tego, czego żądał, wszystko, co przedsięwziął, zyskał. Najprzeciwniejsze rzeczy w nim razem były zebrane : łączył z chciwością rozrzutność, podłość z dumą, pracowitość z lenistwem, ze wstrzemięźliwością rozpustę i zbytki, a niepojętą przemianą, tenże, co wielkością przymiotów i dzieł zadziwiał, podłością i skażeniem obyczajów godzien był wzgardy. Łagodny niekiedy i pobłażający, tak iż zdał się być zniewieściałym, mścił się w innych czasiech i srożył zapamiętale. Niekiedy ledwo raczył rzucić okiem na tych, co go otaczali, a przed temiż samemi winnych okolicznościach zniżał się i ledwo nie czołgał : zgoła zbiórto był tego wszystkiego, na co się zle i dobre zdobyć może.
Twierdzili jednak niektórzy, co mu się dokładniej przypatrzyli, iż w tych jego działaniach był kunszt ukryty, i takowe dziwactwa umyślnie były działane, aby tym sztuczniej mógł się ukrywać przed oczami chciwie na siebie patrzących, i że mając za cel jedyny nienasyconą chęć pierwszeństwa, zwrotnie ulegał okolicznościom aby tylko dostąpić mógł, czego żądał.
Po zakończonej wojnie z włoskiemi narodami, mianowany był konsulem. Następowała właśnie wtenczas wyprawa przeciw Mitrydatowi, żądał jej chciwie i otrzymał : ale lubo już pracami i laty stargany, chciał mu ją wydrzeć Maryusz. Dobrawszy sobie Sulpicyusza Trybuna, usiłował gwałtem odjąć przeciwnikowi władzę, i ledwo go życia nie pozbawił : unikając oczywistego niebezpieczeństwa Sylla, oddalił się z Rzymu, tymczasem Maryuszowi rządy wojska mającego iść przeciw Mitrydatowi, oddano.
Udał się był Sylla do blizkiego Rzymu obozu, gdzie wojsko zgromadzone było, i gdy Maryusz słał posły, aby mu rządy dotąd trzymane oddał, zaufany w sprzyjaniu sobie żołnierstwa, posły na śmierć skazał.
Gdy wieść takowa doszła Maryusza, wywarł zemstę przeciw sprzyjającym Sylli, i zaczęły się wówczas owe morderstwa niesłychane, które zwano proskrypcyami stąd, iż według przepisów sobie danych pastwili się oprawcy nad rzymskimi obywatelami, bez względu na lata, dostojność i zasługi. Niedługo jednak trwać mogła takowa rzeź : zbliżał się Sylla na czele wojska ku Rzymowi, a Maryusz widząc, iż mu odporu dać nie może, wyniósł się z miasta kryjomo, i błąkał w okolicach, tając się, ile możności, aby śmierci uszedł.
Zbliżenie groźne Sylli do Rzymu strwożyło obywatelów; pozostali senatorowie wysłali do niego posłów, żądając aby się wstrzymał, i zbrojno do miasta nie wchodził : ale nadaremne były choć i powtórzonego poselstwa usiłowania. Wszedł jak zwyciężca na czele wojska, i gdy się lud opierać chciał, sam porwawszy rozgorzałą pochodnią domy palić rozkazał, a rozpędziwszy sprzeciwiające się wnijściu swojemu tłumy, zwołał senat do kościoła Bellony, i rozkazał zgromadzonym potępić na śmierć Maryusza.
Obraził takowy postępek wszystkich; pospólstwo okazując nieukontentowanie, odmówiło synowcowi Sylli urząd, o który się starał : umiał znieść takową urazę, i chytrze niby się z tego cieszył, że lud rzymski okazał przywilej swobody swojej; chcąc się zaś przypodobać, a razem pokazać, iż się szczególnemi względami nie uwodzi, największego przyjaciela Maryusza, Cynnę mianował konsulem, i wkrótce potem wyprawił się na wojnę przeciw Mitrydatowi.
Monarcha ten opanowawszy królestwa Bitynji i Kappadocyi, stolicę państw swoich założył w Pergamie, a wypędziwszy z Azyi Rzymiany, coraz rozszerzał granice swoje. Starszy syn jego królował w Poncie, młodszy Aryarates wiódł naówczas wojnę w Macedonji i Tracyi. Archelaus wódz floty podbił wyspy Cyklady i inne pobliższe, a opanowawszy Ateny rozpościerał w Grecyi panowanie monarchy swojego. Zawiadujący Macedonią prokonsul Sentyus przez namiestnika swego Brucyusza dawał odpór waleczny; zwyciężywszy ten w potrójnej bitwie Archelausa przymusił go do wyjścia z kraju, i byłby odniosł znamienite korzyści ze zwycięztwa swojego, gdyby mu do dalszego działania przyjazdem swoim Sylla nie przeszkodził.
Skoro przybył do wojska, okoliczne narody słały do niego posłów z oświadczeniem wiernego sprzyjania : jedno tylko Ateny ze wszystkich miast greckich, ile w ręku nieprzyjacielskich zostające, nie uczyniły takowego kroku. Szedł więc tam nieodwłócznie, i obiegł port Pirejski; że zaś tak znamienitego miasta zdobycie wyciągało znacznych wydatków, pobliższe świątnice bez względu żadnego zrabował, nawet Delfów nie oszczędził. A że doniesiono mu, iż dźwięk jakowyś, który w wieszczbiarni Apollina słyszano, wstręt czynił posłanym od zabrania złożonych tam bogactw. « I owszem rzekł : znak tojest, iż Apollo z chęcią nam skarbów udziela, kiedy się z muzyką odezwał. » Takowemi łupami zasilony, po wielu szturmach nakoniec Ateny zdobył; wkrótce potem i port Pirejski posiadł : okręty, które tam znalazł, spalił. A że od Mitrydata nad Atenami przełożony Arystyon w zamku się był zawarł, zdał zdobycie jego na Kuryona swojego namiestnika, sam zaś szedł przeciw Taxylowi, który wiódł sto tysięcy wojska Mitrydatowego Atenom na odsiecz, i złączył się z Archelausem.
Nadto zuchwałe zdawało się być takowe zaufanie w szczęściu swojem Sylli, nie miał albowiem więcej nad piętnaście tysięcy wojska pieszego, a jazdy tysiąc pięćset.
Przybywszy pod miasto Patronidę, znalazł tam Hortensyusza, który mu znaczne posiłki przywiódł z Tessalji, i lubo w drodze wielokrotnie był od nieprzyjaciół zaczepiany, wstępnym bojem przedarł się przez górę Parnassu. Złączone razem wojska rozłożyły się obozem na polach Elatei. Widząc nieprzyjaciele zbyt szczupłą według siebie wyprawę, lekce ją ważyli, żołnierze zaś Sylli tak z pierwszego wejrzenia zastraszeni byli wielością i ogromnością zgromadzonych narodów, iż Sylla lubo chciwy boju nie śmiał do razu natrzeć. Opatrzywszy więc obóz, upatrywał pory sposobnej, i przyzwyczajał swoich do strasznego widoku. Jakoż gdy dnia trzeciego objeżdżał stanowiska, dał się ze wszystkich stron słyszeć odgłos rzezkiego żołnierza, aby ich wiódł na bitwę. Zastanowiwszy się więc tak do nich mówił : « Może nie chęć zwycięztwa, ale niesmak nudność, iż zamknięci w obozie zostajecie, tych okrzyków jest przyczyną : ale jeżeli boju tylko prawdziwie żądacie, oto plac, gdzie sławy żniwo. » i pokazał im pobliższy wierzchołek skały, na którą darli się właśnie wówczas nieprzyjaciele. Skoro mówić skończył, rzucili się ochotnicy, i tak śpieszno się pomykali, iż ubiegli żołnierzy Mitrydata, i opanowali wierzchołek. Widząc się być uprzedzonym Archelaus ruszył z obozu i udał się ku Cheronei. Znajdujący się w obozie Sylli niektórzy z tamtejszych obywatelów prosili go, aby im dozwolił iść na ratunek ojczyzny; skłonił się na ich prośby i przydał im z niemałym pocztem Gabiniusza Trybuna, który miasto osłonił od napaści nieprzyjacielskiej. Wkrótce sam Sylla stanął pod murami Cheronei, gdzie gdy i Archelaus wojska swoje przyprowadził, przyszło do bitwy, w której mimo waleczny odpór licznego nieprzyjaciela, Sylla zwycięzcą został, a jak wieść powszechna niesie, tak była wielka klęska barbarzyńców, iż ledwo się ich potem dziesięć tysięcy zebrać mogło.
Gdy się to w Grecyi działo, odebrał z Rzymu wiadomość, iż nieprzyjaciel jego Waleryusz Flakkus konsulem zastał, i na czele wojska szedł przeciw Mitrydatowi, a raczej, jak pospolicie rozumiano, przeciw niemu. Już się był ruszył Sylla, gdy go wieść doszła o zbliżającym się ku sobie drugim wodzu Mitrydata Dorylauszu : ten ośmdziesiąt tysięcy wojska przywiódłszy z Archelausowem złączył, i mimo odradzanie zwyciężonego wodza, jak najśpieszniej kwapił się za Syllą. Nie ustraszył się on wiadomością o zbliżeniu nieprzyjaciela; chciwy coraz większej sławy zwrócił krok, i na polach Orchomenu spotkały się wojska.
Zeszli byli niespodzianie pierwsze straże rzymskie barbarzyńcy, i rozproszyli je; widząc Sylla ucieczkę swoich zabiegł im w oczy, a wyrwawszy z ręku zbiegowi jednemu proporzec, sam pierwszy skoczył wśród nieprzyjaciół wołając : « Miło mi będzie tu zginąć dla ojczyzny : powiedźcie, iż na polach Orchomenu straciliście wodza. » Zwróciły testowa Rzymian, wszczął się bój z taką z obustron natarczywością, iż przez czas niejaki nie wiedzieć było, gdzie padnie zwycięztwo : przeparli nakoniec Rzymianie, i większe jeszcze było to powtórne od pierwszego.
W Rzymie tymczasem Cynna i Karbon przyjaciele dowodni Maryusza, wywierali zemstę z niesłychanem okrucieństwem przeciw obywatelom, którzy Sylli sprzyjali. Ochraniając więc życia opuszczali siedliska własne, i garnęli się do niego : wkrótce więc licznym orszakiem najznakomitszych obywatelów otoczonym został. Przybyła nakoniec żona jego Metella, i przywiodła ledwo uratowane z pośrodka Rzymu własne dzieci.
Widok takowy wzruszył go wskroś, i lubo bolał na to, iż szczęśliwie zaczętej wojny z Mitrydatem dokonać nie mógł, potrzeba jednak ratunku Rzymu i ocalenia swoich i siebie przemogła miłość sławy, i nadzieję tryumfów dalszych. Zawarł więc pokój z Mitrydatem takowy, iż co gwałtownie w Azyi opanował, dawnym dzierżycielom odda, Paflagonią opuści, Bitynią własnemu jejże monarsze Nikomedowi przywróci, Kappadocyą Aryobarzanowi, za koszta wojenne dwa tysiące talentów Rzymianom wyliczy, i siedmdziesiąt zbrojnych okrętów przystawi; a za to przy reszcie państw zostanie, i sprzymierzenie Rzymu zyska.
Znajdował się w Laryssie Sylla, gdy przybyli do niego posłowie od Mitrydata, oświadczając imieniem monarchy swego, iż inne obowiązki na siebie włożone przyjmie, ale nie może ustąpić Paflagonji, i siedmdziesiąt okrętów przystawić. Odrzucił dumnie nieroztropne, jak twierdził, żądania zwyciężca, i mienił to być godną kary zuchwałością w Mitrydacie, iż zamiast wdzięczności za to, że go do reszty Rzymianie nie zgnębili, śmiał się opierać ich woli jedynowładnej. Przydał i to do przegróżek, iż sam gotów wkroczyć do Azyi i nauczyć śmiałka, jak rozkazy rzymskie szanować należy.
Zmiękczył pokorą zapalczywość Sylli Archelaus, i obwieścił, iż sam Mitrydat pragnie się z nim widzieć. Przyzwolił na żądanie jego, i udał się do Dardanu miasta Troady, gdzie też wkrótce z licznym pocztem Mitrydat przybył : Sylla cztery półki z sobą przyprowadził.
Pierwszy szedł odwiedzać Syllę Mitrydat, a gdy zapytany, czy chce dotrzymać, co imieniem jego Archelaus przyrzekł? niejaki czas zostawał w milczeniu : rzekł więc Sylla : « Czyż nie wiesz o tem, iż proszącym zaczynać, a zwycięzcom odpowiadać należy? » Zaczął więc Mitrydat, jak był wymowny, rozwodzić się szeroce nad pierwiastkami tej wojny, a usprawiedliwiając działania swoje zwykłym trybem krasomowstwa, składał wszystko na los przeciwny i zagniewane bogi. Sprzykrzyły się Sylli takowe wyrazy, przerywając mu więc gadanie, rzekł : « Poznaję teraz, com o tobie słyszał, żeś wymowny, umiesz albowiem złym rzeczom dać dobrą postać. » Zwięzle mu zatem wyliczać począł nieludzkość i okrucieństwo, o które był obwiniony, a wracając się do pierwszego zapytania, powtórzył : czyli przestaje na przyrzeczeniu Archelausa? Gdy przyrzekł Mitrydat, ścisnął go Sylla i wziął za rękę, a okazując królów Nikomeda i Aryobarzana, których był z sobą przywiódł, pogodził go z nimi.
Nie w smak żołnierzom rzymskim szło przymierze z Mitrydatem, ile że widzieli odjętą sobie porę do zemsty nad tym monarchą, który w dniu jednym sto pięćdziesiąt tysięcy obywatelów rzymskich z życia wyzuł : i to ich obchodziło, iż z bogactw jego niezmiernych korzystać nie mogli, a widzieli, jak je ładował na okręty wynosząc się z krajów, które był dawniej gwałtownie posiadł. Ale Sylla usprawiedliwiał swój postępek niemożnością prowadzenia dalszej wojny, ile że się posiłków z Rzymu spodziewać nie mógł, a następował przeciw niemu Fimbrya, który zabiwszy Waleryusza konsula, wojsko jego objął, i zwyciężywszy kilkakrotnie Mitrydata wodzów, mimo pokój zawarty, przeciw niemu wojował. Uprzedził zamysły przeciwnika swojego Sylla wchodząc z Mitrydatem w przymierze. Szedł zatem z wojskiem swojem przeciw nowemu nieprzyjacielowi, a znalazłszy go w Tyatyrze mieście Lidyi, gdy obóz rozłożył, natychmiast przeciwnej strony żołnierze do niego przeszli; Fimbrya opuszczony sam sobie życie odjął.
Los szczęsny rzadkim przykładem ukazał stateczność swoję względem niego; wzmocniony nowem wojskiem wrócił do Grecyi, zabawił tam przez czas niejaki, a złupiwszy Azyą, z niezmiernemi bogactwy płynął do Rzymu.
Nie dowierzał w takowym kroku trwałemu sprzyjaniu losu, i w wielkiej zostawał bojaźni, iżby od swoich opuszczonym nie został. Widok własnego kraju mógł sprawić w ich umysłach chęć spoczynku. Obawiał się tej pory, ale oświadczyli żołnierze, iż wdzięczni wodzowi nie opuszczą go, dopókiby mu zdatnemi być mogli. Wzmogło go takowe oświadczenie, a gdy nawet oddawali mu ku użyciu własne zdobycze, ucieszony szczodrobliwością, daru nie przyjął.
Dwa wielkie wojska, gdy przybywał do Włoch, wywiedli przeciw niemu syn Maryusza i konsul Norbanus, ale je za pierwszym swoim wstępem zniosł. Sam to pisze w życiu swojem, iż zwycięztwo takowe prawie się samo zdziałało : pierwsze żołnierzy jego natarcie rozproszyło odpornych, a ta łatwość zwyciężenia, którą zawsze szczęsnemu losowi swojemu przypisywał, utwierdziła dobrą wolą sprzyjającego mu żołnierza, i była szczeblem wielkości, do której doszedł.
Siedm tysięcy z wojska Norbana legło, on sam schronił się do Kapuy, i tam się, z resztą żołnierzy swoich zamknął.
Maryusz młody obrany konsulem, z daleko liczniejszem wojskiem, niż było Norbanowe ruszył się z Rzymu przeciw niemu. Zeszli się przy mieście Sygnium : los Sylli przemógł, dwadzieścia tysięcy Rzymian w owej walce na placu legło, a szczęsny zwycięzca pokonawszy jeszcze Telezyna wszedł do Rzymu, właścizny już swojej.
Sześć tysięcy z wojska Telezynowego pozostałych Samnitów i Lukańczyków, właśnie wówczas, gdy senat zwołał, kazał w pień wyciąć w miejscu przyległem : a gdy jęki i wrzaski ginących przerażały zgromadzonych, tak do nich mówił : « Nie dawajcie baczności na to, co słyszycie : jestto kara tych, których ukarać należało. » Pierwszy takowy odgłos dał się usłyszeć w owym senacie, który niegdyś losem narodów władał, pierwszy takowy odgłos był hasłem zgubionej, i już nieodzyskanej wolności.
Poznali Rzymianie, iż przywołując Syllę nie znieśli tyranji, ale zamienili tyrana. Maryusza umysł i postać okazywały, czem był w istocie; ale Sylla gubił chytrze, i tym nieznośniej, im bardziej krył jadowitość swoję. Zanurzony w rozpuście i zbytkach, obrońca i naczelnik Patrycyuszów, zrazu przystępny i ludzki, i tę resztę względów i czułości odrzucił, już pewen pierwszeństwa.
Wszczęła się zatem w Rzymie rzeź, której i zapamiętałego w dzikości Maryusza słabe początki wydały się zczasem. Nie tylko przeciwnych sobie Sylla wygładził, nie tylko wywarł jad przeciw tym wszystkim, których znamienitość, cnotę, wziętość, ród, dostatki mógł uznać sobie za podejrzane; ale dogadzając domownikom, pochlebcom, najpodlejszej nawet rzeszy tych, którzy go w rozpuście otaczali, kogo tylko który z nich żądał, na śmierć skazywał, i majątek skazanych dawał w nagrodę podłych usług, które mu czynili.
W pierwszej swojej proskrypcyi ośmdziesiąt najznakomitszych obywateli na śmierć wskazał : nazajutrz dwóchset dwudziestu tenże los spotkał; a mając rzecz do ludu śmiał powiedzieć; iż potępił tych tylko, których sobie naprędce mógł przypomnieć, ale (rzekł dalej) którzy mi zczasem przychodzić będą na pamięć, wszyscy karę odniosą.
To nawet sądził być przestępstwem godnem śmierci, gdy kto osobę potępionego przechował, ukrył, lub pomógł do ucieczki i schronienia. Przyszło zatem do tego stopnia okrucieństwa, iż nie tylko przyjaciół za przyjacioły, powinowatych za powinowate, ale rodziców za dzieci : te za rodzice karano. Majętność znaczna, dóm piękny, lub ogród, przysparzały śmierć właścicielom. Jakoż gdy jeden z obywatelów zwany Kwintus Aurelius człowiek prawy, spokojny, i do niczego się nie mięszający wyszedł rano z domu, a czytając imiona wskazanych na śmierć i siebie znalazł : « Dóm mój w Albie zabija mnie. » I ledwo te słowa wyrzekł, znalazł zabójcę.
Gdy się to w Rzymie działo, młody Maryusz, który się był w Preneście zamknął, widząc iż się tam osiedzieć nie mógł, dobrowolnie z życia się wyzuł. Sylla o wzięciu miasta uwiadomiony, wszystkich tamtejszych mieszkańców w pień wyciąć kazał. Że zaś jeden był między nimi, z którym miał zachowanie, i w domu jego niegdyś gościł, dał rozkaz, aby był ocalonym : ale ten wspaniały mąż odrzucił ze wzgardą dar życia, i wolał zginąć, niż przeżyć ojczyznę.
Jakby nie był dość nasycony wywarciem okrucieństwa, chciał być morderstwa nie tylko przywódcą, ale i świadkiem. Przynoszono przed niego ucięte głowy, a on się wśród uczt i biesiad takowemi widoki najczulej bawił.
Wskrzesił nakoniec już od lat stu dwudziestu zapomniany urząd dyktatora, i sam się nim ogłosił : a nie dość mając na tej władzy, przymusił lud, iż dał wyrok, jako wolno mu było rozrządzać według upodobania majątkiem każdego obywatela, miasta burzyć, stawiać, lub dawniej zburzone wznawiać i osadzać, przymierza zawierać, wypowiadać wojnę, królestwa nadawać, lub odbierać; zgoła bez nazwiska króla, zyskał jedynowładztwo.
Wiodł zatem tryumf z niewidzianą dotąd okazałością z podbitej Azyi, Grecyi, Pontu i zwyciężonego Mitrydata : przybrani w wieńce szli za nim obywatele rzymscy, których był Maryusz wygnał. Po tym odprawionym szedł do zgromadzonego ludu, i wyliczywszy prace i niebezpieczeństwa, które dla ojczyzny podjął, zwycięztwa które otrzymał, kraje które podbił, wziął na się przydomek szczęsnego. Że zaś w tymże czasie powiła mu żona syna i córkę, tego Faustem, córkę Faustą mianował.
Gdy więc panował w Rzymie, zwołał jednego razu lud i z niewypowiedzianem wszystkich zadziwieniem, ów tyran zrzekł się wszystkiej swojej powagi i mocy. Zszedł zatem z pierwszego miejsca, i wmieszawszy się wśród zgraje, które go otaczały, bez najmniejszej w twarzy odmiany przywdział na siebie postać równego innym obywatela, i wpośród zaniemiałych z zadziwienia współziomków, bez wstrętu i bojaźni, owszem z łagodną i wypogodzoną twarzą przechodził się po rynku, i ze wszystkimi rozmawiał, jakby go najmniej nie obchodziło, cokolwiek dopiero był zdziałał. Nikt takowego kroku pojąć nie mógł, i tak wielkiego czyli w sławie, czyli w dobroci Rzymian zaufania. Los który go pieścił, zdał się nakoniec wysilać w zdarzeniach względem niego; ten tak go osłonił, iż w dalszem życiu żadnej przykrości nie doznał : i jakby heroizmem ostatniego czynu wszystkie życia przeszłego wady zmazał, powszechnie był odtąd poważanym.
Śmierć Metelli małżonki, którą statecznie poważał i kochał, niezmiernym żalem przejęła serce jego; sprawił jej obchód z wielką okazałością, a chcąc ulżyć bólowi swojemu i wybijać z myśli tak wielką stratę, udał się do biesiad ustawicznych, w których że się i przedtem nie oszczędzał, osłabił siły, i wpadłszy w chorobę, sam tylu zamięszań sprawca, spokojnie życia dokonał.
Charakter swój sam oznaczył w nagrobku, który sobie wkrótce przed śmiercią napisał : « Nikt mnie w dobrze czynieniu przyjaznym, w zemście nad nieprzyjaciołmi nie przeszedł. »



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.