Życie Buddy/Część druga/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na drugi dzień kroczył Mistrz ulicami miasta i, chodząc od domu do domu, żebrał pożywienia. Poznawszy go rychło, mówili sobie mieszkańcy Kapilavastu:
— Oto dziwny widok. Sidharta, syn królewski, dawniej lśniący od szat wspaniałych, teraz chodzi w żebraczej szacie zakonnika, prosząc jałmużny.
Jedna, ze służebnych Gopy, wyszedłszy z pałacu, dowiedziała się, o czem mówi miasto, i zawiadomiła panią swoją co prędzej, mówiąc:
— Oto mąż twój, książę Sidharta, chodzi po mieście, żebrząc.
Gopa zadrżała.
— Ach! — rzekła sobie. — Ten, który błyszczał dawniej wspanialej od złota szat jego, chodzi teraz w zgrzebnej odzieży, za całą przyozdobę mając jeno boską światłość swoją. O jakże piękny być musi!
Wstąpiła na terasę pałacu i dostrzegła w tłumie Mistrza, od którego biły promienie. Przeniknęła ją radość niezmierna i jęła śpiewać żarliwie :
— O jakże piękne, jak lśniące są włosy jego! Wydaje się, że ma słońce na czole, a spojrzeniami miota promienie uśmiechnione i dobroczynne. Zaprawdę, lew oto kroczy, oblany złotą falą.
Pobiegła do króla.
— Panie! — zawołała. — Syn twój, piękniejszy jeszcze, niż dawniej chodzi po ulicach Rapilayastu, żebrząc, a tłumy podziwiają go.
Zbliżył się wzburzony król do syna i rzekł mu:
— Co czynisz, o synu? Nacóż ci żebrać jałmużny? Wiesz przecież, że czekam w pałacu, byś przybył na ucztę, wraz z uczniami swymi.
— Muszę żebrać, muszę czynić wedle prawa! — odparł Mistrz.
— Nie było dotąd żebraków w rodzie Sakjów! — powiedział król.
— Twoim jest ród Sakjów, o ojcze, ja zaś, poszukując wiedzy, przez rozliczne wcielenia żebrałem zawsze, rad, że mogę dawać samego siebie. W dawnych czasach byłem synem Darniapali, a królowa, matka moja, zajęta igraniem ze mną, zapomniała niebacznie złożyć ukłon przechodzącemu ojcu memu, Bradmadacie. Wiedząc, że dotyka ją cierpienie moje gorzej, niż jej własne, kazał za karę obciąć mi ręce. Daremnie błagała, wykonano srogi rozkaz niezłomnego króla. Uśmiechałem się, a ona, widząc to, uśmiechała się także. Ojciec kazał mi obciąć nogi, a gdy to czyniono, uśmiechałem się dalej. Ogarnięty złością rozkazał:
— Ściąć mu głowę!
Matka padła na kolana, błagając kornie.
— Weź moją! Szczędź syna, o królu!
Król zaczął już mięknąć, gdy zawołałem dziecięcym głosem:
— O matko, za zbawienie twoje oddaję głowę moją! Niech po śmierci nabiją ciało moje na włócznię, ptakom niebieskim ku pożywieniu! — kat chwycił mnie za włosy, ja zaś dorzuciłem jeszcze: — Ach! Pragnę zostać kiedyś Buddą dla wyzwolenia istot, które rodzą się i umierają! — I oto królu, Sudhadano, zbudziłem się dla mądrości. Jestem Buddą i odkryłem drogę zbawienia. Nie przeszkadzaj mi w tem, co czynię. Ten, który czuwa i czynny jest duchem, ten kto zna tajemne ścieżki cnoty, śpi spokojnie w nabożności na tej ziemi i w innych światach!
Załkał król Sudhadana ze wzruszenia i podziwu, a Budda rzekł mu jeszcze:
— Od cnoty fałszywej odróżnić należy prawdziwą, od drogi złej, drogę dobrą. Śpi spokojnie mąż nabożny na tej ziemi i w innych światach!
Król ucałował kolana syna swego i uwierzył weń, a Błogosławiony uśmiechnął się łagodnie i wszedł do pałacu ojca swego, by głód nasycić.