Życie Buddy/Część pierwsza/XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czyste wody rzeki Nairandżany płynęły przez żyzną, bogatą krainę. Rosły tam bujnie drzewa wokoło wiosek i mnóstwo było pastwisk. Bohater pomyślał:
— Zaprawdę, piękna to miejscowość i dobra dla medytacji. Może tu właśnie znajdę drogę mądrości. Zamieszkam tutaj.
Zapadł w tak głębokie rozmyślanie i tak pilnie śledził myśl swoją, że przestał oddychać. Pewnego dnia padł zemdlony, a bogowie, patrzący na czyny jego, sądzili, że zmarł, i jęli wyrzekać:
— Czyż istotnie zmarł syn Sakjów? Czyż zmarł, zostawiając świat w cierpieniach?
Maja, matka bohatera, żyła pośród bogów i słysząc wokół żale, zatroskała się o życie syna. Otoczona apsarami, zstąpiła na brzeg Nairandżany i zapłakała, widząc, że syn leży sztywny i bezprzytomny.
Maja rzekła:
— O, synu mój! Kiedy się urodziłeś w ogrodzie, zaręczano mi, że odnajdziesz prawdę. Potem prorokował Asita, że oswobodzisz świat. Wszystko było nieprawdą. Nie zasłynąłeś zwycięstwami, jako król, i nie osiągnąłeś wiedzy najwyższej. Oto leżysz martwy w pustkowiu, któż ci pospieszy z pomocą, kto do życia przywróci? Nosiłam cię w łonie przez dziesięć zmian księżyca, o klejnocie mój, a teraz żal mi jeno pozostał!
Rzuciła kwiat na leżącego, on zaś poruszył się i przemówił słodkim głosem:
— Nie bój się, o matko moja, i wiedz, że wszystko, co przeszłaś, nie było daremne. Asita nie skłaniał. Nie umrę, choćby strzaskaną została ziemia, choćby Meru pochłonęły fale morza, a gwiazdy spadły z nieba. Sam jeden z pośród ludzi przetrwam zagładę świata! Nie płacz, matko moja. Bliski jest czas, kiedy posiędę wiedzę najwyższą.
Uśmiechnęła się Maja na słowa syna, oddała mu pokłon potrójny i przy dźwiękach lutni boskich, wstąpiła w niebo.
Bohater spędził sześć lat nad brzegiem rzeki, nie chroniąc się przed wiatrem, słońcem, ni ulewą, a kłuły go bąki, komary i węże. Przechodzący węglarze, pasterze, młodzieńcy i dziewczęta obrzucali go często kurzem i błotem, lub szydzili zeń, on jednak nie czuł tego i nie dostrzegał. Nie jadał prawie nic, poprzestając na jakimś owocu, czy paru ziarnkach ryżu, lub słonecznika. Schudł bardzo, żebra wystąpiły mu, ale pośrodku wyschłego czoła gorzały, jak gwiazdy, oczy jego.
Mimo to jednak nie objawiła mu się jeszcze prawda ostateczna. Uczuł, że siły go opuszczają i jeśli tak dalej żyć będzie, nie osiągnie zamierzonego celu. Postanowił tedy żywić się lepiej.
W pobliżu miejsca, gdzie dumał Sidharta, leżała wioska Uruvilva. Naczelnik jej miał dziesięć córek, które uwielbiały bohatera i przynosiły mu w jałmużnie owoce i ziarno. Zazwyczaj kosztował zaledwo pożywienia, jednego dnia spostrzegły atoli dziewczęta, że zjadł wszystko. Nazajutrz przyniosły wielką miskę gotowanego ryżu, a on ją opróżnił. Dni następnych, każda sporządzała inną potrawę, a bohater spożywał wszystkie. Nabrał trochę ciała, niebawem zaczął chodzić do wioski, w celu żebrania, a mieszkańcy prześcigali się w jałmużnie, tak że odzyskał siły i piękność.
Ale towarzyszący mu uczniowie Rudraki powiedzieli sobie:
— Posty, jakim się poddawał, nie doprowadziły go do wiedzy najwyższej. Oto porzuca je teraz, jada obficie i żyje wygodnie, nie myśląc o świątobliwości. Niemożliwe, by w ten sposób osiągnął wiedzę prawdziwą. Biorąc go za mędrca, popełniliśmy omyłkę, to jeno głupiec i człowiek szalony.
Potem opuścili go i odeszli do Benaresu.