Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom III/Część druga/Rozdział XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żyd wieczny tułacz |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | "Oświata" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Juif Errant |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Powiedzieliśmy już, że Garbuska długo w noc pisała w kajecie, odnalezionym i przejrzanym poprzedniego wieczora przez Florynę.
„Nocy dzisiejszej nie zakłócił mi żaden przykry sen; wstałam rano, nie przeczuwając nic smutnego.
„Byłam spokojna, swobodną miałam myśl, gdy przyszedł Agrykola. Nie wydawał mi się wzruszonym; był, jak zwykle, prosty, skromny i grzeczny. Mówił mi najprzód o wypadku dotyczącym pana Hardy, a potem bez żadnych poprzednich przejść, przygotowań, rzekł bez namysłu:
— „Od czterech dni jestem szalenie zakochany... To moje uczucie jest tak poważne, tak szczere, iż myślę żenić się... Przyszedłem poradzić się ciebie“.
„Ach! mój Boże... mój Boże... w głowę zachodzę...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
„Czuję, żem spokojniejsza... Nic, to nic, uspokój się, uspokój, biedne serce... Uspokój się; jeżeli znowu dręczyć mnie będzie smutek, odczytywać będę te wyrazy, pisane w najważniejszych chwilach i powiem sobie: Czemże jest zmartwienie obecne, w porównaniu z tem, jakiego doznałam? Agrykola żądał, abym poszła jutro zobaczyć młodą dziewczynę, w której zakochał się tak zapamiętale i którą poślubi, jeżeli mu tak doradzi domyślność mego serca... To małżeństwo... ta myśl najsroższa jest dla mnie ze wszystkich, jakie mnie dręczyć mogły...
„Rzecz dziwna, osobliwa! nigdy mi się nie wydawał Agrykola piękniejszym niż dziś rano... Jak w jego męskiej twarzy malowało się miłe wzruszenie, gdy mi mówił o niepokoju owej młodej damy... Gwałtownie biło we mnie serce, gdym go słuchała mówiącego o nieszczęściu kobiety, narażającej się na zgubę dla mężczyzny, którego kocha... ręce mi się rozpaliły... jakaś miękka niemoc całą mnie opanowała... zdawało się, że umieram... Rzecz godna śmiechu! Czyż ja mam prawo się rozczulać?
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
„Tak... co się stało dziś, stać się mogło i potem — prędzej czy później... wszystko jedno.
„Tak, i to jest pocieszające... dla tych, co lubią życie... owa myśl: że śmierć nie jest... straszną, że i tak prędzej czy później musi nastąpić. Wstrzymywało mnie zawsze od samobójstwa uczucie powinności... Nie o sobie tylko myśleć trzeba.
„I tak więc... dziś... już miałam chęć zakończyć życie... Ani Agrykola, ani matka jego... już nie potrzebują mojej pomocy... Tak... ale ci nieszczęśliwi, których mi poruczyła panna Cardoville?... Ależ sama nawet moja dobrodziejka, lubo ona mnie łajała w sposób uprzejmy za me uporczywe podejrzenia względem tego człowieka... Bardziej teraz niż kiedykolwiek... przeczuwam grożące jej niebezpieczeństwo... bardziej teraz niż kiedykolwiek wierzę, że moja obecność przy niej może być jej pożyteczna...
„Trzeba więc żyć...
„Żyć, aby pójść jutro zobaczyć tę młodą dziewczynę... którą Agrykola kocha.
„Ach, mój Boże!... dlaczegóż ja zawsze doznaję tylko boleści, a nigdy nienawiści?... Musi to być gorzka rozkosz w tej nienawiści!... Tylu ludzi nienawidzi!... Może i ja będę nienawidziła... tę dziewczynę... Anielę... jak on ją nazywa... mówiąc mi naiwnie: „Prześliczne imię... Aniela... nieprawdaż Garbusko?“
„Ja nienawidzę tę dziewczynę?... A za co? Czyż ona ukradła mi piękność, która uwodzi Agrykolę? Mogęż mieć jej za złe, że jest piękna?
„Lękam się tylko, abym się nie rozpłakała na widok tej dziewczyny, aby mi nie zabrakło sił do przezwyciężenia wzruszenia. Bo wtedy, o mój Boże! mój płacz jakążby był oznaką dla Agrykoli! Jemu... odkryć nierozsądną miłość, jaką we mnie wzbudził... O! nigdy... dzień, w którymby się dowiedział, byłby ostatnim dniem mego życia... Wtedy byłoby dla mnie coś wyższego nad powinność, dla uniknięcia wstydu, wstydu nieuleczalnego, któryby mnie piekł zawsze, jak rozpalone żelazo...
„Nie, nie, będę spokojna... A wreszcie, czyż niedawno nie wytrzymałam mężnie w obecności jego strasznej próby? Będę spokojna; trzeba zresztą, aby moja osoba nie zaćmiła mego wzroku, tak bystrego dla tych, których kocham.
„Gdy wspomnę na moje poświęcenie dla niego, ileż to razy, w największej skrytości serca, stawiałam sobie pytanie, czy też przyszło mu kiedy na myśl kochać mnie inaczej, aniżeli kocha się siostrę, czy też pomyślał kiedy, jak przywiązaną miałby ze mnie żonę?
„Ale cóż?... Mnie być jego żoną... Przebóg!... To marzenie równie niedorzeczne, jak trudne do opisania, tej niewymownej słodyczy myśli, w których zawierają się wszelkie uczucia, zacząwszy od miłości małżeńskiej, aż do miłości macierzyńskiej... te myśli i te uczucia dla mnie są wzbronione pod karą wystawienia się na pośmiewisko równie wielkie, jak gdybym ubrała się w piękne suknie, lub włożyła strój, którego nie pozwalają mi nosić szpetność i ułomność?
„A zresztą, chociażby Agrykola chciał, bym pozostała jego żoną... czyliżbym mogła być tak samolubną, iżbym na to zezwoliła...“
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Na tem kończył się dziennik. Widać było z licznych śladów, że często płakać musiała...
Garbuska znalazła jednak, w swem szlachetnem sercu dość sił, aby spełnić prośbę Agrykoli. Nazajutrz udała się z kowalem do fabryki pana Hardy. Floryna, dowiedziawszy się o odejściu Garbuski, ale zatrzymana przez część dnia na usługach przy pannie Cardoville, pewna będąc, że nikt jej nie spostrzeże, za nadejściem zmierzchu weszła do pokoju wyrobnicy... Wiedząc już, gdzie znajdzie rękopis, poszła do biurka, otworzyła skrytkę, potem, dobywszy z kieszeni zapieczętowany list, włożyła go w miejsce, z którego zabierała rękopis.
Odczuwała dobrze nikczemność swego postępku, lecz strach przed Rodinem przewyższał uczciwe głosy, odzywające się w niej. Schowawszy kajet pod fartuch, wyszła ukradkiem z pokoju Garbuski.