Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część pierwsza/Rozdział X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żyd wieczny tułacz |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | "Oświata" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Juif Errant |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Czytał więc ksiądz d‘Aigrigny co następuje:
„Trzy dni temu, ksiądz Gabrjel de Rennepont, który nigdy nie postał u panny Cardoville, przybył do jej pałacu o wpół do drugiej po południu; pozostał tam aż do godziny piątej. Prawie zaraz po odjeździe księdza, dwóch służących wyszło z pałacu; jeden udał się do marszałka Simon, dragi do Agrykola Baudoin, czeladnika kowalskiego, a potem do księcia Dżalmy. Wczoraj, około południa, marszałek Simon z córkami przybył do panny Cardoville; wkrótce potem udał się tam ksiądz Gabrjel, w towarzystwie Agrykoli Baudoin. Między temi osobami a panną Cardoville odbyła się długa narada; pozostali u niej aż do godziny wpół do czwartej. Marszałek Simon przybył powozem, a odszedł pieszo z córkami; wszyscy troje wydawali się bardzo ucieszeni, i nawet widziano, jak marszałek w bocznej alei pól Elizejskich ucałował swoje córki z wielkiem wylaniem i rozczuleniem. Ksiądz Gabrjel Rennepont i Agrykola wyszli ostatni.
„Ksiądz Gabrjel wrócił do domu, jak się później o tem dowiedziano; kowal, na którego, z wielu ważnych powodów, szczególniejszą dawano baczność, poszedł do pewnego handlu win przy ulicy la Harpe. Udano się tam za nim krok za krok; żądał, aby dano butelkę wina, i usiadł w osobnym pokoju, po lewej ręce; nie pił jednak i zdawał się być żywo czemś zajęty; domyślano się, że kogoś oczekuje. W rzeczy samej, po pół godzinie przyszedł mężczyzna, około trzydziestu lat mający, brunet wysokiego wzroku jednooki, ubrany w surdut koloru kasztanowatego i czarne pantalony; przybył z gołą głową jak się zdaje z sąsiedztwa. Ten mężczyzna zasiadł u stołu razem z kowalem. Dosyć żywa rozmowa wszczęła się między nimi, ale nieszczęściem nic z niej rozumieć nie można było. W pół godziny przeszło, Agrykola Baudoin dał w rękę mężczyźnie jednookiemu pakiecik, który, jak się zdaje zawierał złoto, gdyż mała była jego objętość a jednooki był nader wdzięczny.
„Nazajutrz, bardzo rano udano się w okolicę handlu win przy ulicy la Harpe, czekano tam aż do wpół do pierwszej; kowal przybył. Ponieważ udano się tam z wszelkiemi ostrożnościami, żeby nie być poznanym, można więc było, podobnie jak wczoraj wejść do pokoju i usiąść dość blisko kowala, nie dając mu jednak powodu do podejrzenia; niebawem przybył mężczyzna jednooki i oddał mu list, zapieczętowany czarnym lakiem.
„Na widok listu, Agrykola Baudoin zdawał się być tak wzruszony, iż wprzód nim go przeczytał, widziano wyraźnie łzę, spadłą mu na wąsy. Obaj wyszli z handlu.
„Udano się za nimi w ślad, zdaleka; jak wczoraj, mężczyzna jednooki wszedł do wiadomego domu przy ulicy Vaugirard. Agrykola szedł z nim aż do bramy, potem długo słaniał się koło murów, jak się zdawało, chcąc rozpoznać miejsce; kiedy niekiedy coś sobie zapisywał w notesie.
„Potem kowal spiesznie się udał ku placowi Odeon, gdzie wziął dorożkę. Toż samo uczyniono, idąc za nim śledzono go; udał się on na ulicę Anjou do panny Cardeville. Szczęśliwem zdarzeniem, w chwili gdy wdziano Agrykolę, wchodzącego do pałacu, powóz z liberją panny Cardoville wyjeżdżał z bramy; był w nim koniuszy tej panny z człowiekiem bardzo licho ubranym i któremu bardzo źle patrzyło z oczu, był przytem bardzo blady.
„Konjuszy panny Cardoville wysiadł z powozu z owym bladym mężczyzną; obaj weszli do biura ajentów policyjnych; w pół godziny, koniuszy panny Cardoville sam wyszedł i, wsiadłszy do powozu, kazał się wieźć do pałacu Sprawiedliwości, udał się do biura królewskiego prokuratora; tam zabawił blisko pół godziny, poczem wrócił do pałacu panny Cardoville przy ulicy Anjou.
„Dowiedziano się z najpewniejszego źródła, że tegoż samego dnia około ósmej godziny wieczorem, pp. d‘Ormesson i Valbolle, znakomici adwokaci i sędzia instrukcyjny, który odebrał wniesioną przez pannę Cardoville skargę na doktora Baleinier, mieli z tą panną w pałacu Cardoville konferencję, która przeciągnęła się aż do północy, a której przytomny był Agrykola Baudoin i dwaj inni rzemieślnicy z fabryki pana Hardy.
„Dziś książę Dżalma był u marszałka Simon; zabawił u niego półczwartej godziny; potem marszałek z księciem udali się, według wszelkiego prawdopodobieństwa, do panny Cardoville, gdyż ich powóz zatrzymał się przed bramą jej pałacu, przy ulicy Anjou; nieprzewidziany wypadek nie dozwolił uzupełnić tej ostatniej wiadomości.
„W tej właśnie chwili dowiedziano się, że wydano rozkaz zatrzymania niejakiego Leonarda, dawnego totumfackiego barona Tripeaud. Mają podejrzenie na tego Leonarda, że on jest sprawcą pożaru w fabryce pana Franciszka Hardy: Agrykola Baudoin i dwaj jego towarzysze wskazali człowieka, uderzająco podobnego do Leonarda.
„Z tego wszystkiego wykazuje się oczywiście, że od kilku dni pałac Cardoville jest ogniskiem, gdzie się schodzą i stamtąd rozchodzą najczynniejsze, najliczniejsze kroki, a które zdają się zawsze krążyć około marszałka Simon, jego córek i około pana Hardy, kroki, których panna de Cardoville, ksiądz Gabrjel i Agrykola Baudoin są niezmordowanymi sprawcami; lękamy się też ich, jako najniebezpieczniejszych“.
Łatwo sobie wyobrazić, jak okropne sprawić musiała wrażenie nota i na księdzu d’Aigrigny i na Rodinie... na Rodinie, cierpiącym, przykutym do łoża boleści i nic działać nie mogącym, właśnie wtedy, kiedy widział walącą się swych intryg budowę.