Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia/Kazimierz Deczyński i jego pamiętnik

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Deczyński, Marceli Handelsman
Tytuł Kazimierz Deczyński i jego pamiętnik
Pochodzenie Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia
Wydawca Jakób Mortkowicz, G. Centnerszwer i Ska, Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1907
Druk Drukarnia Narodowa, Kraków
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


II. Kazimierz Deczyński i jego pamiętnik.

Proces psychiczny, jakiemu podlega cała grupa społeczna, odbija się równolegle i na duchowym życiu jednostek, przeżywających ten rozwój wraz z całą grupą. Zbadanie ewolucyi psychicznej jednostki przyczynia się wtedy do wyjaśnienia przemiany gromadnej. Powstawanie poczucia świadomości klasowej wśród włościaństwa rozwijało się w duszach włościan, to też ewolucya psychiczna chłopa polskiego może dla zrozumienia ewolucyi włościaństwa posiadać znaczenie zjawiska typowego.
Kazimierz Deczyński był »inteligentem« chłopskim. Syn chłopa ze wsi Brodnia, należącej do dóbr narodowych, otrzymał on początkowe wykształcenie u znajomego proboszcza i w szkole, następnie został nauczycielem we własnej wsi — nie przestając ciągle pozostawać w ciągu dwudziestu kilku lat w najbliższych stosunkach z otaczającym włościaństwem. Jako część tego otoczenia żyje ich troskami i smutkami, ich nadziejami i rozpaczami, ale jako jednostka już napół »inteligiencka« zdaje sobie prędzej sprawę z tego, co się naokoło niego i w nim dzieje, i prędzej dochodzi do jasnej świadomości, do jasnego zrozumienia tego, co dla innych pozostaje przeważnie w sferze uczucia. Od najmłodszych lat jest świadkiem nadużyć i gwałtów samowoli szlacheckiej, jest widzem okropnej niewoli chłopów. Poczucie niesprawiedliwości w nim i w jego otoczeniu rozwija się tym silniej, gdyż ogół włościański wie, że mu jakieś przysługują prawa, wie, że się może udać do jakichś władz, że może gdzieś szukać sprawiedliwości. Deczyński z biegiem czasu coraz lepiej rozumie znaczenie »legalnej walki«. Zbiera materyały, dotyczące położenia prawnego włościan i bezprawi, jakie na nich ciążą. On chce na tym gruncie prowadzić walkę, bo rozbudziło się w nim poczucie solidarności wiejskiej. Krzywda, jaka się dzieje jego ojcu i jego krewnym do głębi duszy go oburza, on chce tę krzywdę usunąć. Ale życie nawet wiejskie jest zbyt powikłane: interesy ojca jego są zbyt związane z interesami całej wsi, aby je można osobno wystawiać. Deczyński występuje zatym w obronie całej wsi, nawet dwu wsi, które stanowiły wspólnie jedną posiadłość. Występuje w imię interesów pewnej gromady wiejskiej, jako reprezentant jej potrzeb.
Człowiek ostrożny, wyrachowany i oszczędny, ale naiwny i prosty, nie myśli się narażać dla włościan z obcych wsi. Niema w nim jeszcze poczucia łączności włościańskiej, poczucie jest lokalizowane w ściśle określonym miejscu. Charakter jego i otoczenia zmienia się dopiero na skutek rezultatów, osiągniętych przez całą jego działalność. Wieś się skarżyła na dzierżawcę, a na sędziego jej dają znowuż tegoż dzierżawcę. Zatraca się więc wiara w możliwość wszelkiej sprawiedliwości, niechęć do danego szlachcica — przemienia się w nienawiść do szlachty wogóle, uogólnia się. Włościanie i ich trybun zrozumieli, że tam, gdzie decyduje sąd szlachecki, tam o sprawiedliwości dla chłopa mowy być nie może; zwracają się tedy do króla. Niemożność zdobycia sprawiedliwości u króla przypisują działalności tej samej siły »arystokracyi szlachty polskiej«. Odtąd — zdawało się Deczyńskiemu, że odnalazł klucz do zrozumienia wszelkich krzywd i wszelkich niesprawiedliwości, jakie spotykały jego i jego gromadę. Ale wraz z uogólnieniem sił nieprzyjacielskich następuje również uogólnienie własnych szeregów. Deczyński zaczyna wyraźniej odczuwać krzywdy, które się dzieją całemu włościaństwu. Obecnie już chce walczyć, rzuca więc ostrożność, ale warunki się zmieniły.
Szlachcic umie swojego przeciwnika obezwładnić, Deczyński jest pozbawiony urzędu nauczyciela i na skutek istniejących przepisów o służbie wojskowej[1], jako chłop oddany do dyspozycyi wójtowi, tj., temuż samemu dzierżawcy. Przeciwnik jego używa wszystkich środków, aby się tylko pozbyć nieprzyjemnego sąsiada, i oddaje Kazimierza do wojska. Proces oddawania zmienia się dla «chłopskiego syna« w długie pasmo niedoli. Wszędzie poprzedza go wieść o jego zatargach z panem Czartkowskim, wszędzie znajduje sidła, nastawione ręką pana dzierżawcy, wszędzie znajduje jego krewniaków, którzy go szykanują, chcąc przypodobać się panu Czartkowskiemu, bądź też tylko dla sztuki. Wolnoć panu — pokazać swoją wolę. Deczyński uczuwa to nazbyt boleśnie. Jego poprzednie uogólnienia zostały aż nazbyt stwierdzone: pan jest w każdej postaci wrogiem chłopa, a co za tym idzie, rodzi się w nim uczucie nienawiści ostrej i zemsty do wszystkich panów. Uczucie to może nie było nieuzasadnione, ale było w każdym razie jednostronne. Wszędzie i zawsze widzi on intrygi szlachty, nawet wtedy, kiedy ks. Konstanty z właściwym sobie sposobem czynienia naprzekór wszystkim ludziom skazuje go na odbywanie służby lokajskiej. Deczyński przypisuje ten wyrok Potockiemu, najniesłuszniej zresztą.
Po długich tarapatach znalazł się wreszcie w wojsku nasz Kazimierz. Oddano go do najsurowszego dowódcy, z tego tytułu, że był człowiekiem znanym z «burzliwego umysłu«. Pomimo ciężkich warunków przetrzymał 6 miesięcy. Jakże wielkiem było zdziwienie dowódzcy, który nie mógł się dopatrzyć w spokojnym »chłopku« żadnych śladów buntu. Po upływie pierwszych najcięższych czasów Deczyński potrafił przekonać swego kapitana o błędności zarzutów, przeciwko niemu czynionych: położenie jego w wojsku polepszyło się ogromnie.
Tymczasem okoliczności miały się znowu zmienić. Jak poprzednio wbrew swojej woli, wbrew przyrodzonym właściwościom umysłu i charakteru Deczyński stał się rewolucyonistą społecznym, tak teraz miał się stać politycznym rewolucyonistą. Wybuchła rewolucya 29 listopada, i Deczyński wraz z swoim pułkiem miał brać udział we wszystkich pochodach wojennych. W początku pochodu był już sierżantem starszym. Miał nim pozostać przez cały czas trwania wojny. Kiedy on i jego towarzysze — chłopi, prości żołnierze, znosili wszystkie niewygody żołnierskiego życia, kiedy spali na gołej ziemi i karmili się prostym pokarmem, inne było zupełnie położenie żołnierzy z pośród szlachty. Najczęściej wstępowali do wojska z gotową nominacyą na oficera w tornistrze, i po dwóch tygodniach rozpoczynali wyższe funkcye wojskowe. A żołnierz, który znał służbę, który od roku albo i dwóch pełnił swoje obowiązki, pozostawał wciąż w tej samej randze. Nic się nie zmieniało bez względu na jego waleczność, bohaterstwo, męczeństwo i oddanie. — Nic dziwnego, że wśród wojska zaczyna potęgować się nienawiść do tych protegowanych i uprzywilejowanych, dla których droga wszędzie była otwarta. Żołnierz, który ubóstwiał swoich surowych nawet oficerów, ale prawdziwych wojaków, nienawidził tę całą sforę, robiącą interesy na powstaniu.
Doświadczenie wojskowe spotęgowało dawniejsze uczucia Deczyńskiego. Nienawiść do szlachty sformułowała się w jasne oskarżenie ich, jako winowajców niedoli całego ludu polskiego, a w szczególności jako jego wrogów.
Tymczasem wojna miała się już ku końcowi. Po zdobyciu Warszawy pułk 2 liniowy cofał się wraz z innemi. W tym czasie (4 października 1831) w przeddzień jak gdyby przejścia granicy Deczyński został mianowany podporucznikiem[2].
Zaczęła się emigracya.
I Deczyński poszedł na emigracyę, przepełniony uczuciem żalu i nienawiści do szlachty. Zniechęcony i zrozpaczony wałęsał się po Francyi, aż wreszcie w r. 1833 osiadł w Вгіve dep. Corrèze. Początkowo życie jego płynęło spokojnie. Nauczony doświadczeniem trzymał się zdaleka od spółrodaków. »Niewierny Tomasz — nikomu nie wierzy, każdego się obawia, każdego się lęka, każdego sądzi być swym nieprzyjacielem«. Ostrożność taka była tym bardziej na miejscu, że na emigracyi stosunki były ciężkie, ciasne, małostkowe. Lada nie właściwe słowo, lada giest, który by się nie spodobał otoczeniu, urasta do znaczenia wielkiego zdarzenia, i może w skutkach przynieść najfatalniejsze rezultaty.
Dalsze losy «chłopskiego syna« świadczą o tym najlepiej. W kraju życie Kazimierza — było przeciętnym wyrazem chłopskich stosunków, poza granicami miało się stać przeciętnym również wyrazem intryg emigracyjnych.
Pomimo ostrożności i odosobnienia w zakładzie Brive posiadał Deczyński szacunek Polaków, tam zamieszkałych. Nieszczęście jednak chciało, że w tym samym zakładzie mieszkał niejaki p. Rzążewski Stanisław, również podporucznik z 2 pułku liniowego. Awanturnik, przedsiębiorczy duch, człowiek przebiegły, nie przebierający w środkach, trochę intrygant szukający łatwego zarobku, i umiejący zawsze coś wytrzasnąć tam, gdzie inni z głodu umierali, niedostępny dla rodaków, z których nie mógł nic wydostać, natomiast uprzejmy i przyjazny dla tych, na których liczył, że osiągnie korzyści, takim był jeden z mieszkańców Brive, kolega Kazimierza z wojny. Na swój sposób uczciwy — w momencie niebezpieczeństwa lub powikłania zrzucający maskę i otwarcie narażający się na przykrości, Rzążewski zwrócił uwagę na Deczyńskiego. Jeszcze w Brive zbliża się do niego. W ciągu sześciu miesięcy pobytu w tym mieście nie rozstają się zupełnie. W początku roku 1837 przenoszą się do Mâcon. Tam znajdują trzech emigrantów Mostowskiego, Skorutowskiego i Żylińskiego, którzy od pierwszej chwili zajmują nieprzychylne względem przybyszów stanowisko. Podejrzenie wzbudził ten fakt, że przybysze mieli się udać do Autun, że zatrzymali się i osiedli w Mâcon, że wydawali się mieć jakieś stosunki z biskupem hr. d’Hericourt. I rzeczywiście stosunki takie istniały.
Jeszcze w Brive Deczyński rozpoczął pisać swoje pamiętniki. «Temoin oculaire depuis six ans de tant de bonheur que joui le peuple français par l’extension de son droit, contemplant du fond ses usages, que la plupart sont déjà transformés en lois, son amour pour ce saint noeud de la societé, alors de la hauteur de cette position faisant mes aperçus, combien de fois je fus consterné par la comparaison même de ce peuple malheureux, que vous apellez vos fréres et qui par les oppressions innombrables gemit jusqu’ à present dans la misère morale et materielle«. Względy te skłoniły go do zajęcia się wyłożeniem historyi swojej nędzy i nędzy całej «familii» swojej. A pobudka? tej nie zbrakło w sercu, w którym zebrało się tyle goryczy w ciągu całego szeregu lat uciemiężeń. Deczyński, jak powiadają jego nieprzyjaciele, »niczem nie żyje tylko jedną zemstą i że na wszystko się targnie«. Zemsta więc podobno skłoniła go do napisania pamiętnika. Ale, pisząc go nie potrzebował dopiero zbyt czarnych barw dobierać, nie potrzebował zaciemniać obrazu. Życie, wspomnienia pozostawiły zbyt wiele cieniów w jego niepromienistym życiu. »Przez traf nieszczęśliwy dzierżawca wsi, w której urodziłem się, był człowiek najzłośliwszego charakteru, przeto ustępy w mym dziele byłyby nieco cierpkie, chociaż jeszcze nie w całym świetle prawdy wydane«. Ale zemsta, którą był przejęty była skierowana li tylko przeciwko szlachcie, nie miał on najmniejszego zamiaru «szkodzenia w czemkolwiek w sprawie naszego narodu«, raczej przeciwnie myślał tym przysłużyć się sprawie ludu polskiego.
Rzążewski zrozumiał odrazu, że człowiek taki, jak Deczyński był świetnym dla niego nabytkiem. Nie wiadomo w jaki sposób wszedł w porozumienie z biskupem w Autun i otrzymał od niego zapewnienie poparcia przy wydawaniu pamiętnika Deczyńskiego. Ale ani jeden ani drugi nie otrzymali ani grosza zasiłku, nie przyjęli go. Wszelkie posądzanie tych ludzi o przekupstwo było bezzasadne. Rzążewski przewidywał świetny interes i z góry obliczał wiele mu to przyniesie zysku, jeżeli biskup poleci wszystkim proboszczom swej dyecezyi nabycie tego dzieła. Ani on jednak, ani Deczyński nie posiadali dostatecznie języka francuskiego. Poznawszy Mostowskiego, który władał świetnie francuskim, upatrzył go sobie Rzążewski na spółpracownika, zwierzył mu się na pół przebiegle ze swego planu, w istocie odkrywszy całą treść swoich pomysłów, a tym tylko wzbudził przeciwko sobie słuszne podejrzenia mieszkających w Mâcon Polaków.
Rozpoczyna się okres ciągłego śledzenia, badania, dochodzenia. Rzążewski, chcąc zepchnąć z siebie wszelką odpowiedzialność, zaczyna bardzo ryzykowną grę na dwie strony. Przed Mostowskim i jego towarzyszami udaje człowieka, do głębi duszy oburzonego na niecne zamiary Deczyńskiego. Oczernia go w najokropniejszy sposób, nie przebiera w wyrazach. Swoje bliskie stosunki z Deczyńskim objaśnia tym, że jedynie miłość do ojczyzny, wzgląd na dobro publiczne zmusza go do pilnowania Deczyńskiego. Miłość sprawy ogólnej zmusza go nawet do tego, że zamieszkał w jednym pokoju z autorem pamiętnika, ażeby używając swego wpływu osłabiać zbyt ostre tony w jego dziele. Na coraz to częstsze i ostrzejsze podejrzenia, rzucane na siebie, odpowiada, że niemożliwym jest wpłynięcie na Deczyńskiego, żeby się zrzekł myśli wydania swego dzieła, że natomiast on się właśnie podejmie skorygowania całego pamiętnika — i nadania mu mniej ostrych form. Z drugiej zaś strony przed Deczyńskim udawał wroga pozostałych obywateli, starał się go skłonić do wejścia w porozumienie z Mostowskim, jeżeli nie bezpośrednio, to przynajmniej pośrednio do pokazania mu swej pracy i t. p. Pomimo swej podejrzliwości i nieufności naiwny chłop, jakim Deczyński nie przestał być do końca życia, uległ miodopłynnym słowom swego towarzysza i zgotował sobie nowe ciężkie przejścia, uległ w tej sprawie tak, jak ulegał w wielu innych, np. zmieniając treść i charakter swego pamiętnika. »Zbijając owszem moje twierdzenia dawał mi słuszne uwagi, że istotnej prawdy wszędzie pisać nie można przez wzgląd na okoliczności, nam towarzyszące« — powiada Deczyński o korygowaniu swoich wspomnień.
Przebiegłość Rzążewskiego nie pomogła, ale zaszkodziła biednemu podporucznikowi. «Fanatyzm polityczny fałszywy, intrygi i zazdrość« były tylko wciąż podsycane. Rozwinęły się tym bardziej, że pozory i zachowanie się Rzążewskiego zdawało się wciąż nowe dowody przeciwko Deczyńskiemu zbierać. Koniec marca i początek kwietnia miał być okresem największego rozwinięcia się tych lilipucich zapasów. Za radą swego wrzekomego przyjaciela Deczyński postanowił ograniczyć się w opisie udręczeń chłopów tylko do swojej wsi, «skreślić obraz obchodzenia się ojcowskiego bądź przez dziedziców bądź przez dzierżawców w przyległych wioskach dla złagodzenia rzeczy«, rozwiązać sprawę wybuchem rewolucyi, «każdy ukończony rozdział oddać pod ich (polaków w Mâcon) rozbiór i uwagę«.
Mostowski, będąc któregoś dnia u Rzążewskiego, odczytał w oryginale ustępy z pamiętnika Deczyńskiego świadczące o jego nieświetnej znajomości historyi, upoważniające jednak do przypuszczenia, że chce sobie zyskać łaski Mikołaja[3]. Ustępy te były faktycznie kompromitujące. Intryga otrzymawszy takie silne poparcie rozwija się teraz znakomicie. Sprawa Deczyńskiego zbliża się do ostatecznego rozwiązania. Przypuszczenie mogło się wydawać tym prawdopodobniejszem, że Adama Gurowskiego dzieje tkwiły w pamięci wszystkich ówczesnych emigrantów zbyt świeżym przypomnieniem hańby. Po naradzie ze swemi przyjaciółmi postanawia zatym Mostowski, że należy Deczyńskiemu odebrać manuskrypt i przesłać go wraz z całym opisem historyi podejrzeń do Komitetu Narodowego Emigracyi Polskiej w Londynie, a w tym celu zwraca się do Rz. o spółdziałanie. I znowu zbyt przebiegły p. Rzążewski miał być tym, którego wystrychnięto na dudka. Rzążewski wydostał rękopis francuski od Deczyńskiego.
Rękopis ten przez autora podzielony na dwanaście rozdziałów, przedstawiał z bardzo niewielkiemi zmianami to samo, co mieści w sobie redakcya polska. Jedyną znaczniejszą zmianę spotykamy w rozdziale pierwszym. — Mamy tu najoczywistszy dowód dobrej woli Deczyńskiego. Wszystkie bardziej hańbiące czyny szlachty, nadużywanie władzy przez urzędy i t. d. zostały skreślone. Pozostało bardzo niewinne opowiadanie o dzieciństwie autora. W ten sposób Deczyński wypełnia radę Rzążewskiego, »żeby takowe (dziełko) zupełnie na nowo było zredagowane«.
Następnie Rzążewski miał przynieść ze sobą przez siebie wykonaną kopię pierwszego rozdziału: korektor rozwinął nieco i rozszerzył to, co zostało przez autora pozostawione po wykreśleniu.
»Godzina 7 wieczorem nadeszła«, opowiada Mostowski, «przyszedł obywatel Skorutowski i Żyliński do stancyi obywatela Mostowskiego, przybył nareszcie i Pan Rzążewski z wielkim pośpiechem, przepraszając nas, że kilka tylko minut ma wolnych, bo pewna osoba czeka go w jednym miejscu; że jednakże przybył, aby nam dotrzymać słowa, lecz prosi nas, abyśmy go długo nie zatrzymywali, że w parę minut można przejrzeć rozciągłość tych kilku rozdziałów, co przyniósł, a jutro nam odczyta pierwszy rozdział rękopisu, gdy więcej czasu mieć będzie. Natenczas ob. Mostowski wziął do rąk swoich część tę rękopisu, oświadczając, że nam się nigdzie nie śpieszy, a kiedy ob. Rzążewski ma potrzebę udania się, gdzie go interes pilny powołuje, więc może iść, a my to sami odczytamy. Tu widząc się nieco Pan Rzążewski zaskoczony odpowiedział, »że tu obywatel Mostowski nie decyduje, ja się odwołuję do grzeczności innych kolegów, na którą liczę«. Gdy obywatel Skorutowski i Żyliński powtórzyli, że są zdania w tym względzie obywatela Mostowskiego, Pan Rzążewski nie tracąc rezonu rzekł pokornie: »To przynajmniej pospieszmy się z odczytaniem pierwszego rozdziału ...ja wam go później pokażę... dam«. Tutaj ob. Mostowski zamknął na klucz drzwi swej stancyi, dając za przyczynę, aby kto nie nadszedł i nieprzeszkodził nam. Po tym ob. Mostowski zabrał się do czytania w mowie będącego rozdziału. Pan Rzążewski chciał, aby on sam go czytał, mówiąc, że lepiej mu jest pismo znajome, lecz ob. Mostowski już nie chciał go wypuścić ze swych rąk. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału ob. Mostowski przeszedł do drugiego; pan Rzążewski wyciągnął rękę natychmiast, chcąc wziąść pismo z rąk jego, lecz obywatel Mostowski powiedział, że prosi pięknie, aby Pan Rzążewski pozwolił mu dalej czytać, zaspokoić jego ciekawość, bo to pismo zdaje się piękne rzeczy zawierać. — Poparli zaraz w tym guście żądanie obywatela Mostowskiego, obywatele Skorutowski i Żyliński — Pan Rzążewski tłumaczył się, »że nie ma czasu, że musi zaraz iść etc.« Proszono więc grzecznie Pana Rzążewskiego, aby zostawił to pismo, a zresztą może się oddalić. — Nie chciał Pan Rzążewski na to przystać, mówiąc że zostawić go żadnym sposobem nie może, że ono będzie zaraz potrzebne Panu Deczyńskiemu, więc byłby za to odpowiedzialny etc. Gdy Pan Rzążewski nie dozwalał dalej czytać i gwałtownie domagał się oddania pisma, natenczas obywatel Mostowski zamknął do komody te 12 rozdziałów, które trzymał w swym ręku, oświadczając Panu Rzążewskiemu, że zabranie tego pisma nie jest w chęci przywłaszczenia bynajmniej onego, ale celem ściągnienia z takowego kopii dla przesłania go Komitetowi Narodowemu, abyśmy razem pracowali nad zapobieżeniem złemu«.
Tego było za wiele nawet dla dyplomatycznie usposobionego Rzążewskiego, który wobec takiej samowoli uniósł się i oświadczył, »że to wszystko, co dzieło zawiera jest najczystszą prawdą, że Deczyński nie jest potwarcą, ale człowiekiem pełnym cnoty i honoru«.
Gwałt ten był tym bezczelniejszy, a krzywda tym większa, że był nowym zamachem na Deczyńskiego. Parę dni przed tym nie wiadomo pod jakim wpływem, ulegając prawdopodobnie namowom swego przyjaciela, zjawił się Deczyński pod wieczór w mieszkaniu Mostowskiego. Nieśmiały, jak zawsze, wydał się gospodarzowi «pomieszanym niezmiernie«, tym bardziej, że zjawił się nie w porę, ponieważ Mostowski jadł obiad. Deczyński «skłoniwszy się usiadł na krzesełku i czekał spokojnie końca wieczerzy. Poczym tak się Pan Deczyński odezwał:
— Czy wiadomo jest koledze, że ja dzieło wydaję?
— Tak — odpowiedział ob. Mostowski — wiadome są nietylko mnie, ale i innym ziomkom tu mieszkającym te piękne ich zamiary.
Tu przerwał Pan Deczyński, mówiąc:
— Czy Rzążewski komunikował panu mój rękopis?
— Tak widziałem tę niecnotę, i w oryginale czytałem jej nawet kawałek«.
Nie zbyt zachęcająco przedstawiał się dla Deczyńskiego początek tej rozmowy. Już sam fakt zjawienia się u człowieka, o którym wiedział, że go śledzi i o nim złe rozpuszcza wieści, zjawienia się w tym celu, ażeby pomówić o swoim pamiętniku, świadczył o dobrej woli Deczyńskiego.
— Chciałem słuchać ich rady — powiada o Polakach, zamieszkałych w Mâcon — i nie obstawałem za tym, abym wspomniane dziełko chciał dać wydrukować w całem brzmieniu, jak mój rękopis obejmuje, czego tym widoczniejsze jest przekonanie, że przyjmowałem radę ziomków, kiedy pierwszy rozdział tegoż rękopisu już jest na nowo zredagowany. Krok ten zwierzenia się współziomkom i chęć słuchania ich rady sądziłem być korzystniejszym, bo uczucia moje, jakie kreśliłem, unosząc się o dobro nieszczęśliwych chłopków, nie przewidywałem, żebym je taić powinien nawet przed własnemi ziomkami, jeszcze tu na ziemi wolnej, gdzie opinia tolerowaną być winna.
Inaczej zapatrywał się najwidoczniej na tę sprawę Mostowski. Po tak przychylnym dla gościa początku rozmowa miała się w tym samym tonie toczyć, przybierając tylko gorętszy koloryt. »Tutaj ob. Mostowski« jak sam o sobie opowiada: »wszystkiemi sposobami, jakie tylko siły jego moralne mogły mu dostarczyć, starał się przemówić do duszy P. Deczyńskiego, aby ten uczuł zgrozę, jakąby był przejęty każden dobrze myślący człowiek«. Nie zbyt wielkie musiały być te siły moralne, kiedy ostatnim, ale za to najsilniejszym argumentem miał być gwałt; Mostowski »w zapamiętaniu się bez względu na godność powołania naszego chciał... uderzyć w głowę stołkiem w przytomności francuzów swych gospodarzy z okazyi nie podobania mu się opinii«, poczym kazał Deczyńskiemu »wyjść za drzwi od siebie i nie postać nigdy nogą w jego mieszkaniu«. — Deczyński opuścił gościnne progi pana hrabiego, zamierzając żądać od niego zadośćuczynienia z bronią w ręku. Ale i tu los miał się dlań okazać nieprzychylnym. Zamiast znaleść obecnie w Rzążewskim oparcie, znalazł tylko wielce dyplomatyczne plany. Przyjaciel nie chciał sekundować, nie życząc sobie narażać na szwank dobrych stosunków z Mostowskim, którego się jeszcze bał. Deczyński zmuszony był szukać pomocy u i obcych i znalazł ją u niejakiego Mullera, emigranta włoskiego, który zjawił się u Mostowskiego »z propozycyą pojednania się z nim sposobem przeproszenia go lub dania mu satysfakcyi pojedynkowej za ubliżenia mu uczynione«. Mostowski satysfakcyi odmówił i natychmiastowo posłał odpowiedni list, w którym donosi, że satysfakcyi »mu odmawia z przyczyny, że uważa w mowie będącego Pana Deczyńskiego za człowieka bez cnoty i honoru z powodu oszczerczego czernienia narodu naszego. Sądzę przeto, że z człowiekiem takowe piętno hańby na sobie noszącym w rozprawy honorowe wchodzić byłoby dla mnie krzywdzące« i zapowiada, że całą sprawę odda do rozsądzenia Komitetowi narodowemu. Ale dopóki nie nastąpi decyzya Komitetu nie może dać żadnej satysfakcyi Deczyńskiemu. Było to najłatwiejsze załatwienie sprawy. Zasłonięcie się puklerzem dbałości o dobro publiczne jest znanym zdawna sposobem postępowania. Ale nie dość zasłonić się, należało jeszcze działać, to jest — zdobyć dowody »zdrady« Deczyńskiego. Zrana 3 kwietnia dał Mostowski odpowiedź odmowną, wieczorem w jego mieszkaniu odegrała się scena, wyżej opisana. Mostowski główny aktor całego przedsięwzięcia postarał się i tu znaleść wyjście i dla uzasadnienia dokonanego gwałtu Żyliński i Skorutowski wydali 4 kwietnia rewers, w którym całą odpowiedzialność za gwałt biorą na siebie.
Położenie Deczyńskiego było aż nazbyt trudne. Mostowski «wydarł mu rękopism, w którym różne myśli i notatki nie zebrane jeszcze w pewien sens znajdują się i tym aktem łupieży straszy... wytoczeniem sprawy przed Komitetem«; obraził go w ciężki sposób, odmówił satysfakcyi, i w dodatku rozsiewał wieści o jego zdradzie, o stosunkach z rządem rosyjskim i t. p. «Znękany nieszczęściami, jakiemi wichrzyciel nie przestaje« go otaczać Deczyński po upływie dwuch dni widząc, że wszelkie pośrednictwo Rzążewskiego pozostaje bez skutku, udaje się do prokuratora miejscowego, żądając rozpoczęcia sprawy w celu wydobycia gwałtem zabranego rękopisu. 7 kwietnia otrzymuje Mostowski wezwanie, zjawia się do prokuratora i przekonywa go, ażeby nie rozpoczynał kroków, dopóki nie nadejdzie decyzya Komitetu. Argument, którym walczy Mostowski, jest słowo: szpieg moskiewski. Jednocześnie Deczyński postanowił się udać i do rodzimej władzy, za jaką uchodził w owych czasach Komitet emigracyjny w Londynie. Dnia 8 kwietnia 1837 roku pisze list do Londynu, w którym opowiada w najkrótszych wyrazach całe zajście, nie wymienia jednak nazwiska Mostowskiego, jak powiada »z powodu: jeżeli zaniechał kroków oszczerstwa, jakiemi mi groził, usunę jego nazwisko od wiadomości, jeżeli zaś je poniesie na mnie do szanownego Komitetu, sam się wyjawi«. Zobowiązuje się nie wydawać pamiętnika we Francyi, »dopóki pierwej egzemplarza na piśmie w języku francuskim moim kosztem nie przeszlę do przejrzenia pod sąd Szanownego Komitetu Narodowego, a ten jeżeli go uzna być godnym druku, pozwolenie jego na pierwszej stronicy dzieła zamieszczę«; i prosi, ażeby Komitet położył »tamę oszczerstwu temu, przez zamknienie tej sprawy w Akta Emigracyi, a może nam zaświta czas błogi, gdzie będę mógł na ziemi naszej uzyskać sprawiedliwość, albo też przybycie do niej uleczy mych nieprzyjaciół z tego fanatyzmu politycznego, który w głowach na półotwartych waży tylko niezgodę, a tem samem intrygi i oszczerstwa«. Do listu tego dołączył Deczyński protestacyę przeciwko oszczerstwom.
Pomimo gorących próśb »zmartwionego« Komitet po odebraniu listu tego (16 kwietnia) nie zabrał się do rozwikłania tej sprawy. Takich spraw było zbyt wiele. Wszystkie jednakowe i wszędzie oskarżenie opierało się li tylko na tym, że fanatyzm w półotwartych głowach tworzył oszczerstwa, dla których podstawą było zawsze »nasze moralne przekonanie, że ci panowie jestto odłamek gniazda moskiewskiego, zaszczepionego, uwitego w łonie emigracyi naszej, z którego mają wyjść gady jadowite nurtujące wnętrzności trupa Matki naszej«. Ale dla Deczyńskiego sprawa ta była kwestyą pierwszorzędnej wagi. Napróżno usiłował on «uniknąć rozlania wszelkiej potwarzy« na jego honor uderzającej, już w samym Mâcon wzbudziła ona powszechne zainteresowanie. A przytym Mostowski z towarzyszami nie zasypiał sprawy. Zawiadomił o rzekomej zdradzie dawnych towarzyszów Deczyńskiego w Brive, napisał list do biskupa d’Autun, i wygotowawszy olbrzymi memoryał w tej sprawie wysłał go wraz z odpowiednim listem do Komitetu w Londynie dnia 29 kwietnia.
Dotychczas nieokreślone, ale wielce znaczące luźne uwagi zostały zebrane razem, i oskarżenie skrystalizowane w ostrej formie. »Po odczytaniu tej sprawy daj zdanie swoje generale o dziele i jego autorach. Obudź nim czujność Emigracyi na dostrzegać się dające ajentostwo moskiewskie. Niech groźną siłę moralną widzą podli służalce despotyzmu, niech drżą na wspomnienie przyszłości i hańby wiecznej ich czekającej«.
Cóż miał robić Deczyński? Odpowiedzi nie otrzymał. A tymczasem oszczerstwo nabierało w oczach ogółu znaczenia, i on «zraniony intrygami« nie mógł im nic przeciwstawić. Wiedział o wysłaniu listu przez kompanię Mostowskiego, nie znał jednak jego treści. Domyślał się dobrze, to też on, który jak sam mówi: »nie mam innego ducha, innych uczuć serca, innych zamiarów i postanowień, tylko takie i te same, jakie miałem jeszcze w Polsce przed Rewolucyą, którego dałem dowody nienawidzenia despotyzmu, za co byłem prześladowany, cierpiałem przykrości i szyderstwa, zostałem destytuowany z posady nauczyciela szkoły parafialnej, krępowany powrozami, jako złoczyńca i do wojska za karę na żołnierza w r. 1829 odesłany, abym nie podnosił głosu mego przeciwko ciemiężcy nieszczęśliwej mej famili wieśniaków, abym nie używał pióra mego na żądanie wymiaru sprawiedliwości za czynione im gwałty«, on musi teraz na obczyźnie bronić siebie od zarzutów uległości wobec despotyzmu. 4 maja pisze znowu list już na ręce Dwernickiego, jako prezesa Komitetu, broni w nim przed zarzutami nie tyle siebie, ile Rzążewskiego i uprasza przedewszystkim, aby przedstawiono sprawę odmowy na jego wyzwanie na Zgromadzeniu ogólnym Polaków, chodzi mu bowiem o to, ażeby nie pozostawał w fałszywym położeniu człowieka shańbionego.
Odpowiedź przyszła, ale przyszła późno bardzo i dziwny bardzo posiada charakter. Do Mostowskiego Komitet Centralny pisze: »Considérant 1) que les chapitres de cet ouvrage que vous nous-avez communiqué contiennent des assertions et des faits faux, en un mot des mensonges historiques nuisibles à la cause polonaise.
Considérant 2) que Deczyński par sa déclaration, sous mentionné s’est engagé solennellement de nous faire рагѵепіг le manuscript et obtenir notre consente ment à sa publication
Considérant en dernier lieu 3) que vu les faussetes y contenues nous n’aurions jamais pu lui accorder ce consentement et que sans celui-ci le manuscript ne pouvait être publié et perdait ainsi toute sa valeur que Deczyński y pouvait attacher.
Le comité a resolu que le manuscript, de l’ouvrage de Deczyński, qu’il avait intitulé »Description de la vie d’un villageois polonais« est une production mensongère nuisible à la cause polonaise et qu’en consequence de sa déclaration le comité se croit en droit de retenir le manuscript qui lui a été communiqué pour en empêcher la publication«.
W kwestyi pojedynku Komitet dał odpowiedź wymijającą, twierdząc, »że rozpoznanie podobnych kwestyi już dziś do żadnej władzy, a zatym i do Komitetu należyć nie może«, pozostawiając jej rozstrzygnięcie rozsądkowi Mostowskiego. Początkowo miano zamiar napisać coś z powodu samowolnego odebrania rękopisu, ale — ustęp odpowiedni został następnie usunięty z bruljonu.
Odpowiedź Deczyńskiemu wysłana, datowana 22 sierpnia, brzmi już zupełnie inaczej. Komitet nie chce rozpoznawać sprawy pomiędzy Deczyńskim i Mostowskim, nie chce wchodzić »w pobudki i cele, jakie P. Deczyńskiego do napisania pamiętnika swego życia skłaniać mogły«, jednakże »nietylko na ogłoszenie drukiem potwarzy i kłamstw przystać nie może, ale nawet... wzywa go, aby zaniechał druku tego manuskryptu«, wreszcie nakazuje odstąpić od sprawy rozpoczętej. Komitet — wydał dziwny wyrok: nie potępiając Deczyńskiego pozostawił zawieszoną nad nim mgłę podejrzenia; nie rozwiązując kwestyi jego honorowości, uchyla się zupełnie świadomie od odpowiedzi w tej sprawie, korzystając z oświadczenia Deczyńskiego zatrzymuje jego manuskrypt. Zakazując dochodzenia sądowego pozostawia Mostowskiemu furtkę do niedawania mu satysfakcyi. Szlachecki wyrok znowu spadł niesprawiedliwie na plecy «chłopskiego syna«. Bez dowodów winy, bez dochodzenia prawdy pozostał on w podejrzeniu, pod zarzutem, pozbawiony przez najwyższą przez siebie uznawaną władzę prawa stwierdzenia swej niewinności[4].
Jakie były dalsze koleje stosunku Deczyńskiego do jego towarzyszów nie wiemy. Myśli jednak, która powstała w jego głowie, nie zarzucił. Pozbawiony rękopisu francuskiego, pozbawiony możności wydania po francusku swej pracy, przez zobowiązanie własne i wyrok Komitetu, nie przestawał pracować nadal nad pamiętnikiem. Zabrano mu tekst francuski, ale nie pozbawiono go polskiego, który był właściwym autentycznym dziełem. Deczyński zabrał się do pracy i raz jeszcze całość zredagował. Ale nowa redakcya nie wiele czym się różnić miała od pierwotnej. Wyrzuciwszy tylko ustęp, który był początkiem tak zaciętej przeciwko niemu kampanii, uporządkował cały materyał, wprowadzając korektę literacką.
Nie sądzonem mu jednak było oglądać swej pracy w druku. We Francyi drukować nie mógł, gdzie indziej go nie stać było również na to. Zbrakło środków, brakło sił do życia. Wkrótce śmierć uniosła tego nieszczęśliwego prawdziwie człowieka, który się na próżno borykał z falą życia, ażeby zawsze tonąć wpół drogi, przed dopłynięciem do brzegu. Umarł 27 grudnia roku 1838[5] w tym samym departamencie, w którym stoczył ostatnią ciężką walkę życiową.




Postanowienie Komitetu nie może w nas wzbudzać zbyt wielkiego zdziwienia i psychologicznie jest zupełnie zrozumiałe. Nie należy zapominać, że w owym czasie wciąż jeszcze szlachta polska w sobie tylko i wyłącznie widziała przedstawicieli narodu. Wszelki zarzut najsprawiedliwszy, rzucony w stronę szlachty, wydawał jej się potwarzą przeciwko narodowi, zdradą względem ojczyzny. »Czułość« klasowa pod tym względem rozwinęła się szczególnie po upadku rewolucyi. Początkowo powstanie używało powszechnej sympatyi w Europie, ale kiedy na sejmie 1831 r. egoizm szlachecki wystąpił zbyt ostro, zaczyna się zmieniać usposobienie uczciwej opini publicznej. Zachariae mówił np. na wykładach swoich w Heidelbergu: »rewolucya polska była rewolucyą arystokracyi i dla arystokracyi, a nie dla ludu, jak tego dowodzi postępowanie sejmu warszawskiego w sprawie wyzwolenia włościan i z tego powodu nie mogłem zupełnie interesować się powodzeniem tej rewolucyi[6]« i, chociaż mowę tę przyjęto oburzeniem, nie była ona już odosobnionym głosem. Krytyka rewolucyi z tego właśnie stanowiska staje się coraz ostrzejszą, tymbardziej, że już z szeregów polskich podnoszą się głosy potępienia. — T. Krępowiecki w świetnie, choć nieco stronniczo napisanej mowie w »Tribune politique et litteraire« (w r. 1832) — rzuca pierwsze zarzuty bezwzględne. Historyczne wywody jego nie są wszędzie wolne od błędów, ale wynik rozumowania aż nazbyt sprawiedliwy: »Hélas! l’illusion de ce rêve est tombée. Les flots de sang coulèrent, les victimes tombèrent et au lieu du soleil animant tous les germes de cette terre enceinte de tant de victimes, dans cette solitude de la mort, une femme éplorée, assise sur un rivage, suit des yeux les cadavres flottant dans le sang: c’est la liberté contemplant ses malheurs«.
Mowa powyższa wywołała straszne oburzenie wśród emigracyi. Szlachta uważała ją za najgorszą, najstraszniejszą zniewagę, uważała, że należy dać odprawę — »oszczercy«. Podjął się tego T. Morawski, człowiek uczciwy, który od początku rewolucyi zajmował w sprawie włościańskiej stanowisko, nie mogące podlegać najmniejszym zarzutom. W odpowiedzi swej[7] stara się obalić jakoby niesłuszne zarzuty Krępowickiego, idealizuje w sposób nieco karykaturalny stosunek obywatela polskiego do włościanina, daje świetny obraz nieszczęśliwego położenia chłopów pod władzą rządu rosyjskiego i — również popełnia cały szereg błędów historycznych. W tej rozprawce jak gdyby streszcza pogląd ówczesnej emigracyi na nietykalność przeszłości, pogląd, który zakazywał wszelkiej krytyki, który zwłaszcza nie pozwalał tykać kwestyi włościańskiej. »Mais quel est le Polonais, qui voudrait attribuer à ses compatriotes les conséquences de l’oppression étrangère? quel est celui qui par des descriptions des scènes des bourreaux et d’infamie des tyrans moscovites désirerait marquer les fronts des fils de la Pologne du stygmate de l’humiliation. Ce procédé seul ne le ferait-il pas reconnattre pour un mercennaire soudoyé par le czar...«[8].
W tej polemice najjaśniej streszcza się stanowisko emigracyi. Był to pogląd nie tylko Morawskiego, ale wszystkich Mostowskich, Skorutowskich, a nawet Komitetu Londyńskiego. I dlatego wystarczyło, że Deczyński opisał prawdziwie życie włościan polskich, ażeby on sam uległ ostracyzmowi, a jego dzieło — uchodziło za pracę, w której autor-potwarca »rzuca oszczerstwa« »na ojczyznę nawet«. To był zasadniczy ton panujący w emigracyi. — W takich warunkach nie mógł się Deczyński spodziewać sprawiedliwego, bezstronnego sądu nad sobą, nie mógł otrzymać wyroku, zgodnego z zasadami elementarnej sprawiedliwości. I z mocy tego wyroku pamiętnik Deczyńskiego nie został ogłoszony.
A jednak posiada on dla nauki poważne znaczenie. Nikt dzisiaj badając stosunki robotnicze nie zatrzymuje się tylko na danych, jakie udzielają fabrykanci, ponieważ doskonale rozumie, że subjektywizm, jeżeli nie wprost fałszowanie, musi zabarwiać wszelkie ich sprawozdania. Uczciwy badacz musi wysłuchać stron obu. Zupełnie to samo dotyczy stosunków historycznych. — Tymczasem jesteśmy w dziedzinie historyi chłopów przeważnie w położeniu owego badacza stosunków ekonomicznych spółczesnych, któremu pozostawiono tylko możność korzystania ze sprawozdań fabrycznych. To też nic dziwnego, że oświetlenie jest zawsze jednostronne, dla panów bardzo przychylne. Znajdziemy od czasu do czasu jakąś «Biografię włościanina« pisaną przez pana polskiego, który, będąc nawet życzliwym dla chłopa, widzi w nim tylko dziecko «nowonarodzone i przybyłe do dawnej uprzywilejowanej właścicieli familii, której nie tylko się porucza, ale ma ona najbliższy swój interes w wyborze środków wychowania i usposobienia go do przyjęcia tak znakomitego obywatelstwa daru[9]«.Ale pan ten, rozumie się na siebie chce wziąć obowiązki wychowania i podług swoich potrzeb tym nauczaniem kierować, chociaż wyprowadza zasady nauczania z «prawdziwej biografii stanu włościanina«, chociaż usiłuje trzymać się przedewszystkim gruntu rzeczywistości. I tu dochodzi wkrótce do jasnych obrazów, do zjawisk, które mogły istnieć ale jako wyjątkowe: »zamiarowa robota wytrąciła z rąk ekonomskich znamionujące ich dostojność narzędzie bizun, ustały powody, znikła przed zamiarem potrzeba przygonu i nacisku, upadła przez się moc i władza chłostania i popędzania[10]« powiada, ale dodaje jednocześnie — bardzo przezornie — że stan ten we wsi, którą bada, jest lepszy, niż gdzieindziej. Pomimo to nie ogranicza się w swych wywodach i uogólnia je, idealizując, jak zwykle, sytuacyę: »Do interesu osobistego, który miał właściciel, aby włościanin jego był majętnym, dołączmy, szlachetny narodowy charakter, okaże się, że Pan w swojej włości więcej był ojcem, opiekunem, aniżeli samoistnym Panem[11]». Tak pisze człowiek, który zdaje sobie sprawę dokładnie ze stosunków, jakie panowały w Polsce. Cóż więc mówić o tych, którzy pisali w jakimś specyalnym celu, żeby dowieść np. mylności przeciwnych poglądów, jak Morawski, albo w celu rozbudzenia wśród szlachty dążności reformatorskich, dla uniknięcia zbliżającego się socyalizmu, jak autor książeczki »O chłopach« (1847). Zawsze interes swojej klasy, świadomie lub nieświadomie, staje się punktem wyjścia dla zrozumienia teraźniejszości i kreślenia planów na przyszłość.
Brak ten, tę jednostronność można usunąć jedynie przez zestawienie z materyałem, pochodzącym z drugiego obozu, od bezpośrednio zainteresowanych. — To też wielkie znaczenie mieć musi »Opis życia wieśniaka polskiego« skreślony ręką Deczyńskiego w ostatecznej postaci w końcu 1837 lub na początku 1838. Rękopis wielkości 11, 6 ✕ 17 c., złożony z 31 kartek, z których 30 jest zapisanych ręką Deczyńskiego (jedna kartka niezapisana), znajduje się w bibliotece polskiej w Paryżu. Rękopis ten miał w swoim czasie w rękach K. Sienkiewicz, który zanotował na nim »Przez Kaźmierza Deczyńskiego Pporucznika 2 P. Piech. Lin.«, ale nie korzystał zeń, nie chciał korzystać w swoich studyach z materyału, w nim zawartego, zadawalając się li tylko tym, co podaje Morawski[12]. Wydając pamiętnik powyższy podajemy do wiadomości publicznej źródło nadzwyczaj ciekawe[13]. Jak wszelki pamiętnik, tak i ten nosi na sobie silne ślady subjektywnego zabarwienia, ale i ten subjektywizm, będący odbiciem wewnętrznego stanu autora, nie jest bez wartości dla badacza. Pozwala bowiem pochwycić stopniową psychiczną ewolucyę Deczyńskiego, dla nas tym cenniejszą, ponieważ, jakeśmy już mówili, jest ona typową, jest przeciętnym wyrazem tej ewolucyi, jakiej uległa w tym czasie równolegle do autora »Opisu« cała masa włościaństwa. Ewolucya ta tak dalece jest, że użyjemy tego wyrażenia, bezosobową, iż obejmuje nawet te błędy (zaznaczone i sprostowane przez nas), jakie się wytworzyły i w drobnej mierze istnieją dzisiaj nawet jeszcze wśród niektórych części włościaństwa naszego. Błędy te, oparte na fałszywych wiadomościach, wchodziły w owym momencie w skład światopoglądu chłopów, a w pamiętniku Deczyńskiego zostały jedynie utrwalone.
Jako aktor ciężkiego dramatu, który był normalnym życiem włościan polskich, jako człowiek, który pomimo wysiłków nie mógł się wydostać z nędzy, do której go stale spychał egoizm szlachecki, Deczyński widzi w tym egoizmie zjawisko jedyne w swoim rodzaju. Faktycznie, jest ono powszechnym, od zachodu aż po »Ordy Nohajca«. Nieco lepsze warunki życia chłopów we Francyi tym jedynym kraju, który się potrafił oczyścić z plugawych przeżytków przeszłości przez święty ogień rewolucyi, przez krew ofiarną, wydały mu się zjawiskiem normalnym. Niestety normą w Europie był straszny ucisk chłopów, położenie takie, jak w Polsce. Poddaństwo pruskie, niewola chłopa pomorskiego u swoich panów, brutalność junkrów pruskich przed reformą, a nawet długie lata po reformie Steina i Hardenberga[14] — stanowią godne towarzystwo dla wyzysku, stosowanego w Polsce. Cóż dopiero mówić o Rosyi, w której panowały najokropniejsze stosunki jeszcze w drugiej połowie w. XIX, stosunki, opierające się nietylko na bezwzględności właścicieli ziemskich, ale również na barbarzyńskim prawie[15]. Rozkładowy wpływ stosunków rdzennie rosyjskich odbił się także i na Litwie, po jej wcieleniu do Rosyi. Na Litwie zjawiają się takie zjawiska, jakie w dawnej Polsce były zupełnie niemożliwe, które wydają się w Polsce Kongresowej ówczesnej — potwornością, jak wypożyczanie ludzi przedsiębiorcom itp.[16]. Ucisk, nędza, bezprawność włościan nie były jakąś specyalną cechą społeczeństwa polskiego: były zjawiskiem ogólnym, w Europie środkowej, do połowy XIX w., we wschodniej o wiele jeszcze dłużej. Deczyński nie rozumie tego, że cechą spółczesnego ustroju jest wyzysk jednej klasy przez inną, a nędzę polskiego chłopa odczuwa silniej i goręcej, ponieważ sam w tej nędzy wyrósł. Ale właśnie dlatego, że dla niego położenie chłopa polskiego jest zjawiskiem jedynym w swoim rodzaju, opis tego położenia nabiera więcej sił, więcej ścisłości i dokładności, a przez to jego pamiętnik zyskuje więcej znaczenia, jako źródło do poznania stosunków włościańskich u nas.









  1. Dzien. Praw. K. P. I, 150; 363 i n.; II, 135 i n.
  2. Z arch. sztabu głów. Księga kontroli, nr. 10, 42 — w bibl. pol. w Paryżu.
  3. Ustęp ten mieści się w tekście francuskim. Tekst polski go nie posiada. C’est bien visible, que ce n’est pas l'Empereur de Russie qui m’a fait tort, ce n’est pas l’Empereur de Russie qui a fait à mes parens et aux paysans des Villages à Brodnia et Brzeg, parceque ces villages étaient oppressés par les seigneurs depuis longtemps et jamais ils ne pouvaient pas obtenir la justice.
    Depuis l’аппéе 1807 jusqu’à l’année 1815 ce n’etait pas sous la Domination de l’Empereur de Russie; c’était le temps du Duché de Varsovie pourtant le seigneur Jabłkowski qui possedait ces villages nationaux Brodnia et Brzeg, il a fait tort aux paysans de ces villages plus que pour 20000 florins, plus tard le Seigneur Czartkowski a fait tort a ces mèmes paysans 20000 florins et le gouvernement 40000 florins, qui est done la cause que ces malheureux paysans n’ont pas pu obtenir ni un florin le dedommagement pour ces dommages immenses, c’est la faute des Seigneurs de Pologne parcequ’ils posedaient les plus hautes dignités et gouvernant le pays ils protegaient encore ces barbares ces infracteurs crueles au lieu de les damner et ils punissaient les paysans quand’ ils se plaignaient des cruautés de ses seigneurs. Ce n’est pas la faute de l’empereur de Russie que les paysans des villages Brodnia et Brzeg gémissent sous le joug de la corvée et selon leur privilège ils supportent doublement le fardeau de cette corvée, comme ils ne sont pas obligés de s’accomplir.
    La noblesse de Pologne devrait avoir honte de sa conduite envers les paysans parceque ces Monarques qui ont partagé la Pologne et qui sont le Roi de Prusse, l’Empereur de l’Autriche et l’Empereur de Russie, ils ont fait plus de bien pour les paysans de Pologne dans un an comme la noblesse de Pologne dans tous les anciens temps jusqu’à l’année 1795 ou dans le temps du Duché de Varsovie depuis l’année 1807 jusqu’à l’année 1812 et même après la dernière Revolution depuis le 29 Novembre 1830 jusqu’au premier octobre l’année 1831.
  4. Cała historya znajduje się w »Aktach Komitetu Ogółu Emigracyi Polskiej w Londynie, tyczących się korespondencyi 1836 r.« w bibl. polskiej w Paryżu.
  5. Lista alfabetyczna oficerów. Z archiw. sztabu główn. Nr. 5 str. 27 w bibl. polsk. w Paryżu.
  6. Revue encyclopédique, 1832, wrzesień, str. 617.
  7. Quelques mots sur l’état des paysans en Pologne, par un Polonais. Paris 1833.
  8. ib. str. 42.
  9. Ig. Lachnicki. Biografia włościanina nad brzegami Niemna, powyżej Łosośnej mieszkającego. Warszawa 1815, str. 5.
  10. ib. 21.
  11. ib. 38.
  12. Prace historyczne i polityczne, 1862, str. 143.
  13. Pamiętnik podajemy w pisowni zmodernizowanej.
  14. Knapp. Die Landarbeiter in Knechtschaft und Freiheit 1891, str. 33, str. 80 i n.
  15. Mackenzie Wallace, Russia (1877), II str. 260 i n.
  16. O chłopach, Lipsk, 1847, str. 23, 161. B. Zaleski, Zniesienie poddaństwa na Litwie, Paryż, (1868) str. 4 i n.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Marceli Handelsman, Kazimierz Deczyński.