<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Achilleis
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W NAMIOCIE ACHILLESA.
PRIAM
(u stóp Achillesa)
ACHILLES

Gdyby na chwilę przedemną tu ożył,
raz bym go drugi tym mieczem położył.

PRIAM

Gdybyś na chwilę wskrzesić go był zdolny,
rzekłbym, że światem władasz, jak duch wolny.

ACHILLES

O władztwo się nie kuszę, nie głoszę się Bogiem.

PRIAM

Więc uznaj we mnie ojca, co kląkł przed twym progiem.

ACHILLES

Jesteś ojcem człowieka, co zabił mi brata.

PRIAM

Przed tobą gnę kolana, jak przed władcą świata.

ACHILLES

Chcesz ocalić od hańby syna.

PRIAM

A z nim ciebie.

ACHILLES

Coś rzekł?

PRIAM

Hektora sromem hańbisz siebie.
Wróć mu cześć bohaterską.

ACHILLES

Dam mu ją na stosie.
Na stosie Patroklosa pozyszcze dym chwały.

PRIAM

Tak-że okrutne chcesz mieć bawisko w tym losie,
który mu zdradne Bogi z dawna przeznaczały.
Wiedz, że jeźli zgon jego z ich woli się zdarza,
klątwa dosięgnie tego, kto zmarłych znieważa.
Znieważyłeś i wlokłeś.

ACHILLES

Jako psa włóczyłem.

PRIAM

Na mękę moich oczu sam z wieżyc patrzyłem.
Nasyciłeś twą zemstę.

ACHILLES

Niestety zbyt łatwo.
Chciałbym cię płaczącego widzieć nad twą dziatwą.
Wszystko, wszystko, co twoje, zaorać i złupić.

PRIAM

Przychodzę mego syna łzami memi kupić.
Ty sam przypomnij ojca i ludzkich dni koniec. —
Wiesz, jak jest szybki Śmierć, jak lotny goniec.
Nieszczęście nie zabiło mnie, ale mnie chowa
dla jeszcze większych gromów, które padną,
bym widział wszystko gruzem i popiołem
i poznał Śmierć jedyną wielką, siłowładną
i z tą straszliwą Panią do uczty siadł społem
wśród trupów, —... gdy już ciebie nie stanie mocarzu.

ACHILLES

Zabieraj twego trupa i idź precz nędzarzu!

PRIAM

Oddałeś!!! — — O ty wielki. O wielki, szlachetny.
Niech tobie Bóstwo stokroć czyn ten twój nagrodzi.
Daj ucałować rękę.

(ujmuje za rękę Achillesa i całuje)
ACHILLES

Ach... starcze. — Całuje.
To jest ręka mordercy twojego Hektora.

PRIAM

Budujesz jego sławę, któryś zabił wczora.

ACHILLES

Puść mi rękę, — ze wstydu krew bije do czoła.

PRIAM

Pójdziesz drogą, na którą Hektor cię mój woła!

ACHILLES
(rozchyla szeroko płócien namiotu)
(woła do swoich)

Niechaj mu dadzą ciało! — Królowi Iljonu
pokłońcie się do kolan! —

(do Priama)

Idź precz.

PRIAM

Godnyś tronu.
Dzisiaj tyś ponad innych wyrósł duszą Bogów.

(patrzy chwilę na Achillesa)
(wychodzi)
LUD
(zebrany przed namiotem)
(bije pokłony Priamowi)
ACHILLES

Niemam przyjaciół już i nie mam wrogów.

LUD
(zebrany przed namiotem rozstępuje się)
ATRYDZI
(wchodzą)
MENELAOS

Król królów cię odwiedza.

(wskazuje Agamemnona)
ACHILLES
(niepatrząc)

Przyszedłeś Atrydo.

AGAMEMNON

Przyszedłem — a po za mną inne króle idą,
w pokłon przed twoją dolą i żalem.

ACHILLES

Zapóźno.

(wchodzą wodzowie i rycerze mnodzy)
MENELAOS

Chcesz mówić, że ci ulgę niesiemy napróżno,
że ciężko twemu sercu do nas się przychylić
i widzieć naszą litość.

ACHILLES

Mógłbym się omylić.
Starcze — nie żądaj słowa, — bo słowo mnie pali

i ogień do lic wraca. — Wy jesteście mali.
Może wy i mocniejsi, — i ludy wam dane
może od mych liczniejsze, — ale wy za marni.
Wyście przyszli nasycić wzrok wasz tych męczarni
widokiem, które łzami mnie w gardło się cisną. —
O strzeżcie się, — bo jedna moja złość a miecze błysną.
Bom niezapomniał jeszcze mych krzywd i ucisku.
Ulga mi jedna: w spólnem cmentarzysku.

AGAMEMNON

Przyznaję, żem pobłądził; przebaczysz, mój drogi.

ACHILLES

Wy przyjaciele moi — jedyne mnie wrogi.

AGAMEMNON

Przecież z Troją nie pójdziesz, jeno pójdziesz z nami.

ACHILLES

Zginę, — bywajcie zdrowri, — ostaniecie sami.

MENELAOS

Pytałem się wróżbitów i znam wróżbę twoją.

ACHILLES

A wiesz, jakie lekarstwa są, co rany goją
serdeczne, — te, co dusza z nich wolna wieczyście
zapomina, — i ciało rzuca, jako liście
swe zrzuca drzewo za jesiennym chłodem:
Że mnie tęsknota prze ku Śmierci głodem —
za moim przyjacielem, jedynym mym druhem.
Jego pomnę — i z nim się połączę mym duchem.
Bądźcie zdrowi. — Oddalcie się, — widok wasz boli.
Oddalcie się... was nie chcę... na świadectwo doli.

WSZYSCY
(stoją nieporuszeni)
(przybywają coraz nowi rycerze)
ACHILLES

Walczyć z nikim niebędę. — Krwi już tyle piłem.
Nie chcę krwi. — Matko moja ty, — zadługo żyłem.
Być może, że na walkę wynijdę, — by zginąć.
Już wiem dziś, — że mym bólem najbardziej mi słynąć.
Tem co cierpię. Gdy los mię okrutny ograbił,
gdy najmilszego druha mego Hektor zabił;
śmierć zabójcy nie dała mi zemsty spragnionej
i dziś widzę, że druh mój napróżno pomszczony.
Że nie wróci już nigdy — i krew nic nie może,
gdy dusza raz w tajemne zestąpi bezdroże
nad ciemny Stygs. — O matko, — i ja tam pójść muszę.
Tu mi tęskno. — Hektorze, zbudziłeś mą dusze! —
Iljon w płomieniach zgore! — Dusza we mnie płonie.

(pokazuje po za namiot)

Hej! — Tam stos przyjaciela zbudowan wysoko!
Hej! — Atrydo! Mykeński lwie! wytęż wzrok, oko
i patrz! — Hej! sługi moje zaprządz konie!!

SŁUDZY
(zaprzęgają konie)
ACHILLES

Usługę oddam druhowi ostatnią
a was na ucztę tę dziś spraszam bratnią.
Co mam i co posiadam, wam to ostawuję.

(wskazuje po nagromadzonych w namiocie przedmiotach)

Podzielcie się, jak wartość swoją każdy czuje.

Mnie już tych rzeczy nie trza. Tęsknię za czemś w dali,
tęsknię, — tęsknota ta pierś moją pali...

(wóz zajeżdża)

Hej! Wóz po mnie zajeżdża, tam w piasek się ryje.
Konie rżą. — — Przyjacielu, kogóż ci zabiję?

AUTOMEDON
(gdy chce wstąpić na wóz, aby ujął lejce, jakaś siła nie da mu dostąpić)
(wybladły, wylękły przystępuje ku Achilesowi i całuje dłoń jego i uklęka...)
ACHILLES
(zwraca się i postrzega na wozie:)
PALLAS
(w czarnej zbroi ze srebrną egidą, z zapuszczoną przyłbicą)
ACHILLES

O Pallas! O Bogini. Tyżeś przyszła ku mnie.
Będziesz wóz mój wodziła. Powiedziesz rozumnie.
Ponad tłum polecimy, szybciejsi niż błyski.
Prowadź mię. Teraz czuję, żem Bogom jest bliski.

(głaska konie)

Ksantus drży. Lot to będzie! jak lot Apollina.
O matko, patrz ty na mnie, na twojego syna.

(wstępuje jedną nogą na wóz)

Żegnajcie!

(wstąpił na wóz, wesoły)

Patrzę na was półbogiem z wysoka.
Naprzód. — Już przed oczyma świetlna zawierucha.
Pallas!! — O Pallas, ponoś mego ducha!!

PALLAS
(zacina konie lejcami)
(wóz rusza)
WSZYSCY
(patrzą w przerażeniu, jak wóz pędzi; w szalonym biegu skręca kilka razy dokoła stosu i jak się rozbija).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.