Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Henryk Rodakowski

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Piątkowski
Tytuł Henryk Rodakowski
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1903
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Indeks stron
Henryk Rodakowski.
(*1823 — †1894.)
separator poziomy
W

Wkażdej dziedzinie pracy twórczej, a przedewszystkiem na polu sztuk plastycznych można natrafić na jednostki wyjątkowe, które pojawiają się w pewnych momentach, nieoczekiwane i niczem na pozór nie związane z epoką, która je wydała i przez żywiołowy, że się tak wyrażę, impuls, wywołany siłą ich talentów, w zakresie swej działalności przyczyniają się najbardziej do postępu.

Jedną z takich jednostek był Henryk Rodakowski. Nazwisko jego nazawsze pozostanie związane ze wspomnieniem pierwszego tryumfu malarstwa polskiego na wszechświatowej arenie. Otrzymując najwyższe odznaczenie jakie przyznają za wyjątkowe dzieła sztuki, pojawiające się w Salonie Paryskim, Rodakowski w hierarchii malarskiej wszedł odrazu na pierwszoplanowe stanowisko, dotarł do wyżyny niedostępnej przed nim żadnemu polskiemu artyście.
Nietylko więc znalazł się wielki polski malarz, lecz równocześnie świat artystyczny Europy za takiego go uznał darząc sławą i uznaniem. Malarstwo polskie dzięki Rodakowskiemu weszło do ogólno-europejskiej sztuki, zyskując oficyalną sankcyę, jakby chrzest otrzymany w najznakomitszym i najżywotniejszym ognisku cywilizacyi.
Nie brak nam było wielkich talentów w epoce poprzedzającej pojawienie się Rodakowskiego; pokaźny ich szereg z zaszczytem zapisał działalność swoją na kartach młodocianej sztuki naszej. W pierwszym stadyum rozwoju idei piękna na naszym gruncie, widzimy tej miary artystów, co: Konicz i Czechowicz, dalej znów pierwszy może rdzennie swojski, talent, Michał Stachowicz. Równocześnie prawie pojawiają się Wojniakowski, Płoński i Orłowski, z których dwaj ostatni sławą swą przekraczają granice kraju. Mamy następnie znakomitego rysownika o klasycznym kierunku w Antonim Brodowskim, a doskonalego per spektywistę w Marcinie Zalewskim. Posiadamy wreszcie Piotra Michałowskiego niezwykle zjawisko talentu i wiedzy, artystę, który wpływ wywarł nawet na sztukę francuską. Nazwiska te znał kraj, znała zagranica, znali ci wszyscy, którzy bądź w sztuce pracowali, bądź jej mecenasami byli. Rodakowskiego pierwszego z polskich malarzy uznaje świat cały, zdobywa bowiem odrazu sławę pierwszorzędnego malarza, dzięki wrażeniu, jakie zdołało wywrzeć dzieło przez niego w Salonie wystawione.
Było to w 1852 r. Data ta pozostanie epokową w dziejach malarstwa polskiego, jako początek okresu, w którym na silniejszym, bo narodowym stając gruncie, zaczęło się rozwijać i wzmacniać coraz to nowymi talentami. Okres, który rozpoczął Rodakowski, szczyci się w niedługim po tem czasie: Kossakiem, Matejką, Grotgerem, Maksem i Aleksandrem Gierymskimi, Brandtem, Chełmońskim, Pruszkowskim, Malczewskim i tylu innymi.
Henryk Rodakowski urodzony we Lwowie na początku 1823 r., pochodził z ogólnie szanowanej szlacheckiej rodziny osiadłej w Galicyi. Początkowe nauki pobierał w rodzinnem swem mieście, w latach jednak młodzieńczych wysłał go ojciec do Wiednia, gdzie ukończywszy gimnazyum, wstąpil na wydział prawny tamtejszego uniwersytetu. Ojciec pragnął widzieć w nim przyszłego adwokata; pragnienia te jednak nie ziściły się, gdyż nie ukończywszy nawet kursów prawnych, młody Rodakowski, otrzymawszy wprzód pozwolenie rodzica, wyjechał w r. 1846 do Paryża. Chęć zostania malarzem była mu bodźcem do gorączkowej pracy, ogólne wyższe wykształcenie pracę mu tę znacznie uprościło. Przybywszy do Paryża zapisał się do szkoły słynnego naówczas Leona Cogniet’a i pod jego kierunkiem zabrał się do malowania studyów z natury. W jak szybkim tepie szła nauka i jakie musiał czynić postępy, dowodzi fakt, że już w 1849 r., t. j. we trzy zaledwie lata po przybyciu do Paryża, nadsyła «stęsknionej za nim rodzinie» do Lwowa własny swój portret. «Wszyscy, pisze Gwalbert Pawlikowski[1], tak artyści, jak i ci, którzy podobne zagranicą widywali dzieła, z poszanowaniem o tym mówili obrazie». Portret ten znajdujący się obecnie w czytelni Biblioteki Ossolińskich we Lwowie, choć znać, że początkowy artysta go tworzył, nosi cechy sumiennych studyów. Studyom tym oddawał się Rodakowski w pracowni Cogniet’a przez lat pięć, t. j. do połowy 1850 r. W tym czasie opuszcza chwilowo Paryż, aby zawitać do rodzinnego gniazda, uściskać ukochanego ojca, namalować jego portret i przez kilka miesięcy rodzinnem odetchnąć powietrzem.
Ciekawym jako materyał historyczny epoki i artysty, jest wzmiankowany wyżej artykuł Gwalberta Pawlikowskiego, pisany w styczniu 1851 przytoczymy z niego wyjątek: »Przed kilku tygodniami rozeszła się po Lwowie wiadomość, że Rodakowski wrócił z Paryża, a jak zwykle w małem mieście, wszyscy się z początku tą wiadomością zabawiali, tak też i wkrótce nikt o tem nie wspomniał, zwłaszcza, że wyjechał był na wieś. Teraz, gdy się z kim zejdziesz, nie usłyszysz innego pytania tylko to: czy widziałeś roboty Rodakowskiego? i tem to jednem, ciągle powtarzanem pytaniem, wyszedłszy po długiej słabości pierwszy raz z domu, byłem witany. Wielkie to nieszczęście, pomyślałem i prawdę powiedział w swej akademickiej mowie nasz Stattler, że u nas pochwałami młodych psują artystów. Mieliśmy niestety kilka tej prawdy dowodów. Otóż to nowe pochlebstwo a pochlebstwo szanowanej u nas i zamożnej niesione rodzinie. Pomimo takiego uprzedzenia, nie mogłem sobie odmówić odwiedzenia pracowni p. Rodakowskiego. Wchodzę; powitał mię młody, nieznany mężczyzna, pełen naturalnej grzeczności, bez żadnego z tych powierzchownych odznaczeń niby to artystowskich, w które się zwykle wracający do kraju ustrajają artyści. Po pierwszych przemowach, prosił, bym usiadł naprzeciw kończącego się portretu znanego mi dobrze ojca artysty. Uderzony zostałem nadzwyczajnem podobieństwem; długo nie mogłem uporządkować myśli moich. Portret — przedstawia osobę siedząca, którą prawie po kostki widać. Osoba ku widzowi zupełnie obrócona siedzi, trzymając rękę w ręce na kolanie wsparte, nieco naprzód pochylona, a każda część jej ciała, stosownie do oddalenia oka wpatrującego się, tak mocno z ciemnego tła wychodzi, tak łudząco i zwodniczo, iż gdyby obraz był bez ram, o ścianę tej samej barwy jak jego tło oparty, każdy by mniemał żywą widzieć osobę. Co do podobieństwa, nietylko rysy twarzy są najdokładniej oddane, ale cały charakter duszy, wyrażający się w twarzy i charakter ruchu ciała zupełnie uchwycony, co tem więcej ujmuje, że koloryt bez wszelkiej pretensyi jest najnaturalniejszy, a cała natura osoby przedstawionej nie naśladowana, ale oddana ze swoimi pięknościami i wadami, zupełnie jak jest w istocie bez najmniejszej przesady, bez żadnego wymysłu. Czuł artysta swą siłę i nie szukał w potocznych ozdobach okrasy, pojął godność i moc swej sztuki. Wszystko tu tchnie prostotą ale wszystko pełne prawdy, pełne życia. Krzesło z gładką drewnianą poręczą i osoba w czarnej sukni, oto już wszystko, ale to tyle mówiące, tyle do namysłu nastręcz przedmiotów, że długo się nie pojmiesz, a pamięć tego coś widział zapewne przez lata zajmować cię będzie. Ależ bo też to nie jest portret, lecz to raczej obraz życia, a gdy już nie będzie tych, których osoba przedstawiona bliżej obchodzi, będą się obcy za tym obrazem ubiegać i pewnie go więcej jak teraz, we względzie sztuki oceniać«.
Przytoczyłem umyślnie nieco dłuższy urywek z artykułu Pawlikowskiego, gdyż on doskonale charakteryzuje rodzaj talentu Rodakowskiego i wrażenie, jakie prace jego wywierają. Cechy oryginalnego jego temperamentu, występujące z taką siłą i precyzyą w dziełach uznanego mistrza, widoczne już były w utworach, rozpoczynającego zaledwie swą karyerę młodego malarza. Słusznie, patrząc na ten portret ojca, rzuca Pawlikowski wykrzyknik: »i my mamy artystów i sztuki». Tak, mieliśmy już wtedy niepospolitego malarza i wytkniętą dla przyszłego rozwoju drogę sztuki.
Wspomina również Pawlikowski o dwóch szkicach kompozycyjnych Rodakowskiego: «Bitwa Franków Rzymianami» i «Rewolucya w Paryżu» natchniona widocznie niedawno przed tym zaszłymi wypadkami 1848 r. Oba te jednak pomysły pozostały w pierwotnej swej formie szkiców.
Powróciwszy do Paryża w r. 1851, przystępuje Rodakowski do olbrzymiego portretu generała Dembińskiego w całej postaci. Dzieło to wykończone w początkach 1852 r., posłane przez jego twórcę na Salon, zawieszone w miejscu honorowem, od dnia otwarcia wystawy gromadzi przed sobą tłumy publiczności. Dość wziąć do ręki krytyki paryskich sprawozdawców, aby przedstawić sobie w umyśle wrażenie jakie musiał wywrzeć utwór polskiego artysty. Sława Rodakowskiego powstała z dnia na dzień: nazajutrz po otwarciu Salonu, powtarzano nazwisko jego jako fenomenalne zjawisko, potrafił on zaimponować społeczeństwu, przesiąkniętemu poczuciem piękna, pełnemu tradycyi wielkiej i czystej sztuki.
Utwór, który odrazu zwrócił na siebie oczy świata artystycznego, dziwnym trafem, jak na tamte czasy, nie był kompozycyą o historycznym lub literackim wątku — był tylko dziełem sztuki, a przemawiając wyłącznie zaletami malarskiemi zaćmił swe otoczenie.
Wybrana do portretu postać generała, był to piękny typ starca o marsowym wyrazie twarzy, o brwiach krzaczastych, spadających nie ledwie na oczy. Młody mistrz z nadzwyczajnym talentem potrafil wydobyć na portrecie duszę, którą widz mógł odczuć wpatrując się w zadumane, skierowane przed siebie spojrzenie. W portrecie tym odrazu zarysowała się silna indywidualność Rodakowskiego w umiejętnym, pełnym prawdy układzie, w harmonijnym kolorze i w owej stronie psychologicznej, w której uwydatnieniu nie wielu dotychczas jeszcze mieć może rywali.
Kto zna stosunki artystyczne Paryża, kto zna drażliwość patryotyczną francuzów, szowinistycznie zawsze zapatrujących się na własną produkcyę, a lekceważącą zagranicę — ten tylko może odczuć znaczenie niebywałego w kronikach dorocznych Salonów tryumfu cudzoziemca. Cały skład sędziów jednogłośnie przyznaje uczniowi Cogniet’a medal pierwszej klasy, w instytucyi, gdzie zaszczytna wzmianka jest już wielkim dowodem uznania dla zagranicznych wystawców, i to bardzo rzadko rozdawaną.
Niezwykłe powodzenie pierwszego występu, zmusza poniekąd naszego artystę do pozostania na czas dłuższy w Paryżu. Urządza w nim wspaniałą pracownię, przez którą cały modny świat ówczesnej stolicy świata, zacząwszy od monarchy, przechodzi kolejno. W 1853 r. już jako hors concours dorocznych Salonów wystawia »portret matki«, w r. 1855 »portret p. Villot«, bardzo chwalony przez krytykę, w 1857 roku portrety ks. Adama Czartoryskiego i Adama Mickiewicza, wr. 1859, zdaniem krytyki, jeden z najlepszych swych utworów »portret Rogera Raczyńskiego«, w r. 1863 portret pani S., w 1865 r. pułkownika R., w rok potem znane swe studyum kostiumowe p. t. »Kaznodzieja«, w 1872 r. portret panny B., wreszcie w 1875 portret brata swego generała Rodakowskiego i hr. J. D. W ciągu tego czasu zgromadził kilka swych prac na »wystawie powszechnej 1855 r.« gdzie mu przyznano medal III klasy, i wymalował kilka historycznych obrazów, jak: »Chłopi galicyjscy w kościele« (1857 r.). »Hr. Wilczek prosi Sobieskiego o pomoc dla Wiednia« (1861 r.), »Bitwa pod Chocimem« (1865 r.) i »Wojna kokosza« (1872 r.) które jednak lubo wystawiane publicznie, wrażenia głębszego nie robiły. Wymalowawszy portrety marszałków: Pellissier’a i Mac-Mahon’a dla galeryi marszałków na zlecenie Cesarskiego rządu w 1861 r. otrzymał kawalerski krzyż legii honorowej.
Opuściwszy w 1874 r. Paryż, wraz z rodziną przeniósł się Rodakowski do Lwowa. Kilkoletni pobyt w tem mieście, zapełnia on malowaniem portretów galicyjskich magnatów i szkicowaniem bądź większych kompozycyi dekoracyjnych, jak »Dobrodziejstwa kultury«, bądź typów ludowych, które akwarelą z życiem i maestryą z natury malował. Wezwany obstalunkami do Wiednia przenosi się z kolei do stolicy Austri i tu znowu zakłada pracownię portretową. W roku 1893, u schyłku swej karyery powraca do kraju i osiada tym razem w Krakowie. Ostatnią jego pracą malowaną w r. 1890 jest doskonały portret córki zamężnej, znany z wystawy Retrospektywnej w Warszawie z 1898 r. W 1870 r. odbył dłuższą podróż do Włoch, studyując pilnie mistrzów odrodzenia, których przywykł wielbić od dawna.
Osiadłszy w Krakowie wypuścił prawie zupełnie pendzel z ręki, sztuką jednak do końca życia nie przestawał się zajmować. Wybrany po ks. Marcelim Czartoryjskim na prezesa Towarzystwa przyjaciół sztuk pięknych, sprawiał wzorowo swój urząd, zaprowadzając ład i porządek i tchnieniem sztuki odświeżając tradycye instytucyi.
Europejskiej sławy artysta, niezwykle był kochanym i szanowanym przez ogół malarzy. W grudniu 1893 r. deputacya wybrana z ich łona wręczyła sędziwemu jubilatowi w 40 rocznicę jego pierwszego odznaczenia w Paryżu, adres, kończący się temi słowy: „Jak niegdyś nawiązałeś stosunki pomiędzy naszą sztuką a Europą, tak siałes potem pośród nas posiew zachodniej kultury. Wyrozumiały dla młodych, świadom nowych pragnień, czujący stale tętno świeżych dążeń nietylko artystyczną indywidualnością ale i wpływem zająłeś znamienite miejsce w dziejach polskiej Sztuki“.
Zmarł w grudniu 1894 r. po krótkiej, bo 4 dni zaledwie trwającej chorobie. Miał zostać w niedługim czasie dyrektorem Krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, nominacya podobno była już podpisaną. Żywo zajmował się przyszłymi swymi obowiązkami, zmarł jednak przed otrzymaniem stanowiska, na którem po Matejce, nikt godniejszymby nie był. W artykułach, które drukował w Tygodniku Ilustrowanym o istocie sztuki, w pobieżnej i przystępnej formie, pozostawił ślady dużego naukowego wykształcenia i wielkiej miłości dla idei piękna, której wiernie tyle lat służył.
Nie mogę właściwiej zakończyć biograficznego szkicu Rodakowskiego, jak cytując urywek z pracy dra Stanisława Tomkowicza[2].
„Była to natura dziwnie prosta i subtelna zarazem, interesująca i ujmująca. Postać zewnętrzna szlachetna i pociągająca. Wzrostu był nizkiego lecz budowy proporcyonalnej. Ubierał się starannie. W pokoju lubił mieć na głowie czapeczkę aksamitną, przyzwyczajenie pracowniane, za które zawsze przepraszał interlokutora. Włosy nosił krótkie, brodę szerokim półkolem przystrzyżoną i utrzymywaną troskliwie, was gęsty i obfity przysłaniał trochę długą wargę górną. Rysy miał regularne, prawie piękne, choć niezbyt delikatne, czoło wysokie środkiem ściągnięte w parę wyniosłości i koło nich kilka lekkich zmarszczek pionowych, śladów wymownych, że dużo skupial myśli. Wyraz przez to marsowaty, dalekim był jednak od surowości. Owszem, obok powagi była to pewna dobroduszność. Główny urok leżał w oczach małych, ruchliwych i bystrych nadzwyczajnie. Spoglądały one uważnie i mądrze, czasem przenikliwie, a tak przychylnie i łagodnie przytem: istne oczy czujnego spostrzegacza, oczy, którym nic nie uszło, ale przez które patrzała dusza pełna pobłażliwości i miłości bliźniego. Odpowiadały one doskonale usposobieniu wywnętrznemu. Wrażliwy i czuły na wszystko Rodakowski, nigdy się nie żalił, nigdy o nikim źle nie mówił. Nie było w nim ani dźbła goryczy, bo nigdy nie myślal o sobie, nie miał żadnych pretensyi. Życzliwość rad okazywał każdemu, nawet tym, którzy mu przykrość zrobili. Wszystko widział i wszystko pamiętał ale o doznanych urazach nie myślał, umiał nie tylko przysługę wyświadczyć, ale co trudniej nawet uprzejmym, delikatnym i naturalnym być wobec tego, kto sobie z nim niezbyt ładnie postąpił. Słowem natura szlachetna nawskroś, a doskonale zrównoważona, wyrobiona długą pracą duchową nad sobą samym“.
Tyle o człowieku. Jako artysta, pozostanie on w historyi sztuki na stanowisku, które wstępnym bojem zdobywszy, przez całe życie zachował. Prace, które w puściznie po sobie zostawił, są tego rodzaju, że ani chwilowe zmieniające się prądy, ani gusta i mody kolejno rządzące, nie są w stanie zaćmić ich rzeczywistej wartości. Pozostanie on zawsze niedoścignionym malarzem psychologiem, oddziaływającym środkami czysto malarskiemi, szukającym swych celów w odzwierciadleniu prawdy duchowej i zewnętrznej, przedstawionych przez siebie postaci.

Henryk Piątkowski.








  1. „Pracownia p. Henryka Rodakowskiego, malarza we Lwowie“, art. zamieszczony w „Pamiętniku Sztuk Pięknych“ Podczaszyńskiego, str. 160.
  2. »Henryk Rodakowski« wspomnienie pośmiertne. Kraków, 1895 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Piątkowski.