Anioł Pitoux/Tom I/Rozdział IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anioł Pitoux |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Ange Pitou |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Szczegóły podane powyżej, konieczne były dla najdomyślniejszych nawet czytelników. Pozwolą im one lepiej zrozumieć całą grozę położenia w jakiem znalazł się Pitoux, bardzo a bardzo zamyślony, osłupiały prawie.
Ale po pewnym czasie rozjaśniło mu się w łepetynie i wykrzyknął kilka słów, zdradzających o czem tak dumał głęboko.
— Jezus, Marja!... moja ciotka!...
— Rzeczywiście, co powie panna Aniela na to zniweczenie wszystkich jej nadziei?
Anioł jednak zamiary swej ciotki odgadywał tylko o tyle, o ile sprytne psy odgadują myśli panów po wyrazie twarzy. Instynkt, cennym jest przewodnikiem i nigdy nie myli.
Wykrzyknik, który wyrwał się Aniołowi Pitoux, pomimo jego woli, był tylko zrozumieniem niezadowolenia starej panny, po otrzymaniu niepomyślnej wiadomości.
Tym razem wielkość tego niezadowolenia dochodziła do rozmiarów dotąd niebywałych i skutki więc musiały być niebywałe.
Oto pod jak strasznem wrażeniem przyszedł Pitoux do Pleux.
Prawie cały kwadrans stracił na drogę, a jednak odległość nie była większa nad trzysta kroków.
W tej chwili zegar miejski wybił godzinę pierwszą. Anioł Pitoux zauważył teraz dopiero, że rozmowa z ojcem Fortier i powolność z jaką szedł, opóźniły go o całą godzinę, że od pól godziny było już u ciotki Anieli po obiedzie.
Jak już mówiliśmy o tem — niedawanie chłopcu obiadów miało być zbawiennym hamulcem na jego opieszałość i swawolę, a przedewszystkiem w dobry czy zły rok, pozwalało oszczędzić na sierocie z jakie sześćdziesiąt obiadów.
Tym razem jednak nie skromny obiadek ciotki niepokoił spóźnionego ucznia. Pomimo, że śniadanie nie było sute, nie czuł, że ma pusty żołądek, bo miał za wielkie zmartwienie.
Największą karą dla wypędzonego ucznia jest pobyt w pobliżu szkoły, rekreacja z której z musu korzystać trzeba, to, że trzeba patrzeć, jak koledzy przechodzą obok codziennie podążając z książkami do zajęć.
Szkoła poprzednio nienawidzona, teraz staje się upragniona.
Z tego powodu właśnie Pitoux, w miarę jak się zbliżał do domu ciotki, pobyt w niej wydawał się okropnym.
Z tego powodu także, Pitoux po raz pierwszy w życiu, wyobrażał sobie, że szkoła jest rajem ziemskim, że z tego raju ojciec Fortier, anioł egzaminator, wygnał go przed chwilą dyscypliną niby mieczem ognistym.
Pomimo, że szedł tak powoli, iż co dziesięć kroków urządzał przystanki coraz dłuższe w miarę przybliżania się, musiał przecie dojść raz do strasznego domu.
Stanął też nareszcie na progu, trąc machinalnie rękę o szew ubrania.
— O!...jestem bardzo chory, ciotko Anielo — rzekł, aby przeszkodzić wszelkim żartom i wyrzutom, a może, aby litość wzbudzić.
— Wiem... wiem.... powiedziała panna Aniela, znam ja dobrze tę chorobę, możnaby ją zaraz uleczyć, gdyby tylko cofnąć zegar o półtorej godziny.
— Ależ!... Boże drogi — odpowiedział gorzko Pitoux — nie chce mi się wcale jeść.
Ciotka Aniela zdziwiła się i prawie zaniepokoiła.
Choroba niepokoi zarówno matki jak i macochy, dobre matki z powodu niebezpieczeństwa, na jakie naraża dziecko, macochy, z powodu kosztów, na jakie mogą być narażone.
— A więc, cóż ci jest?... powiedz zapytała stara panna.
Posłyszawszy te słowa, lubo wypowiedziane bez czułości, Anioł Pitoux zalał się łzami.
— Ol... kochana ciotko!... spotkało mnie wielkie nieszczęście, zawołał.
— Co za nieszczęście?... zapytała stara panna.
— Ksiądz proboszcz wypędził mnie — wykrzyknął Anioł Pitoux, łkając.
— Wypędził?... — powtórzyła, jakby niedobrze zrozumiawszy, panna Aniela.
— Tak, moja ciotko!...
— Skąd cię wypędził?...
— Ze szkoły.
Łkania Pitoux wzmogły się.
— Ze szkoły?...
— Tak, ciotko!...
— A więc przepadły egzamina, konkursy, stypendjum, seminarjum?...
Płacz Pitoux zmienił się w wycie.
Panna Aniela spojrzała przenikliwie, jakby chciała wyczytać w głębi serca chłopaka, przyczynę klęski.
— Założyłabym się, żeś znów opuszczał lekcje, żeś znów krążył koło chaty ojca Billota. Pfe!... przyszły proboszcz...
Anioł wstrząsnął głową na znak przeczenia.
— Kłamiesz!... zawołała stara panna, której złość wzmagała się w miarę tego, jak się upewniała, że położenie naprawdę jest groźne. Kłamiesz!... W niedzielę znowu widziano cię w alei z Billotówną.
Właściwie panna Aniela kłamała w tej chwili, ale dewotki przekonane są, że mogą kłamać z tej racji, iż: „wolno jest uprawiać fałsz, gdy ma posłużyć do wykrycia prawdy“.
— Nie widziano mnie w alei — odpowiedział Anioł — nie prawda, nie widziano mnie tam, bo spacerowaliśmy w okolicy oranżerji.
— A!... nieszczęsny!... a widzisz, że byłeś z nią!...
— Ależ moja ciotko — rzekł czerwieniąc się Anioł — nie o pannę Billot tu chodzi.
— Nazywaj ją sobie panną, rozpustniku, nazywaj... Zawiadomię zaraz o tem spowiednika tej bezwstydnej dziewczyny.
— Ależ moja ciotko, przysięgam ci, że panna Billot, nie jest wcale bezwstydną dziewczyną.
— A!... bronisz jej, gdy sam potrzebujesz obrony. Dobrze, dobrze, rozumiecie się zatem. Coraz lepiej idzie... Do czego to nie dochodzi mój Boże!... szesnastoletnie dzieci!..
— Moja ciotko, wcale nie jestem w żadnem porozumieniu z Katarzyną, zawsze mnie owszem wypędza!...
— A, widzisz, że się zdradzasz, nazywasz ją po prostu Katarzyną. Rozumiem... wypędza cię hipokrytka... wtedy jak na nią patrzą.
— Masz tobie — powiedział Pitoux, jakby naraz objaśniony — to prawda, nigdy o tem nie pomyślałem.
— A widzisz!... — rzekła stara panna, korzystając z naiwnego wykrzyknika siostrzeńca, aby go przekonać, że jest w zmowie z Billotówną, no zostaw mnie to wszystko — dodała — ja to naprawię. Ojciec Fortier jest spowiednikiem bezwstydnicy, poproszę go, aby cię wsadził do kozy o chlebie i wodzie na dwa tygodnie, a co do panny Katarzyny, jeżeli jej potrzebny klasztor, aby ostygła w zapałach miłosnych, to ją poślemy do Saint-Remy.
Stara panna wypowiedziała ostatnie zdanie z taką powagą i przekonaniem, że Pitoux zadrżał cały.
— Moja ciotko — rzekł składając ręce — przysięgam ci, że się mylisz, jeżeli sądzisz, że panna Billot jest przyczyną mego nieszczęścia.
— Nieczystość jest matką wszelkich występków!... przerwała sentencjonalnie ciotka Aniela.
— Moja ciotko — powtarzam ci, że ksiądz proboszcz, nie wypędził mnie dlatego, żem jest nieczysty; wypędził mnie za to, że zrobiłem w ćwiczeniach kilka barbaryzmów i solecyzmów, i dlatego, że, jak utrzymuje, niema możności, abym otrzymał stypendjum do seminarjum.
— Nie ma możności — powiedziałeś?... A więc nie dostaniesz stypendjum, nie będziesz proboszczem, nie będę u ciebie ochmistrzynią?...
— Niestety, nie będziesz nią, moja ciotko!...
— A cóż się z tobą stanie?... — zapytała przerażona stara panna.
— Czy ja wiem. Tu Pitoux wzniósł oczy w górę i dodał — stanie się, co się Opatrzności podoba.
— Opatrzności?... Aha, wiem co to znaczy — zawołała panna Aniela — widocznie nabili ci głowę nowemi ideami, nowemi zasadami filozofji.
— Nie, nie... moja ciotko, nie można przejść na filozofję, dopóki się nie było na retoryce, a ja do niej nigdy dojść nie mogłem.
— Żartuj sobie, żartuj. Ja wcale nie o tej mówię filozofji. Mówię o tych mędrkach nieszczęsnych — o filozofji pana Monet, o filozofji pana Jana Jakóba, o filozofji pana Diderot‘a, który napisał „Zakonnice“.
Panna Aniela przeżegnała się trzykrotnie.
— „Zakonnice“ — zapytał Pitoux — co to jest moja ciotko?...
— Czytałeś to nieszczęsny?...
— Nie — przysięgam ci moja ciotko.
— Dlaczego więc nie chcesz kościoła?...
— Jakto nie chcę, moja ciotko, mylisz się właściwie to mnie kościół nie chciał.
— Ależ to wąż doprawdy z tego dziecka. Zbija wszystko co ja mówię.
— Nic nie zbijam, moja ciotko, tylko ci odpowiadam.
— Zgubiony, zgubiony!... zawołała panna Aniela, padając na fotel z oznakami wielkiego przygnębienia.
To, zgubiony!... nie znaczyło nic innego jak: — ja jestem zgubiona......
Niebezpieczeństwo było wielkie. Ciotka Aniela powzięła więc natychmiast postanowienie: zerwała się, jak gdyby podniesiona przez sprężynę i pobiegła do ojca Fortier, aby go poprosić o objaśnienie, a nadewszystko, aby go przebłagać.
Pitoux przeprowadził ją wzrokiem aż do progu, następnie, kiedy już znikła, wyjrzał za nią i zobaczył, że z niebywałą chyżością podążała w stronę Soissons. Nie wątpił o zamiarach panny Anieli, przekonany był, że udawała się do nauczyciela.
Miał więc przynajmniej kwadrans zapewnionego spokoju.
Pomyślał, że potrzeba jest zużytkować ten czas, zesłany mu przez Opatrzność.
Pozbierał resztki z obiadu ciotki, nakarmił jaszczurki, złapał kilka much dla żab i mrówek; następnie otworzył dzieżę i szafę, i zajął się nakarmieniem samego siebie, bo wraz z samotnością powrócił mu apetyt.
Potem powrócił na próg, aby nie być zaskoczonym przez niespodziany powrót ciotki.
Panna Aniela nazywała się drugą matką Anioła.
— Podczas gdy wystawał na czatach, piękna młoda dziewczyna ukazała się w uliczce, prowadzącej przez Pleux ku Saissons i Ormet.
Siedziała na grzbiecie konia, obładowanego dwoma koszykami: jeden z nich napełniony był kurczętami, drugi gołębiami. Była to Katarzyna. Spostrzegłszy Pitoux‘a na progu domu ciotki Anieli, zatrzymała się.
Chłopak zaczerwienił się po same uszy i otworzywszy usta, patrzył, a raczej zachwycał się, bo panna Billot była dla niego ideałem piękna ludzkiego.
Katarzyna ukłoniła się Aniołowi i pojechała w swoją drogę.
Pitoux odpowiedział ukłonem na ukłon, trzęsąc się z radości.
Krótka ta scena trwała jednakże dosyć długo, aby biedny uczeń zapatrzony w piękną dzieweczkę, nie spostrzegł ciotki, powracającej od ojca Fortiera — i dał się chwycić za rękę pobladłej ze złości.
Zbudzony z rozkosznego marzenia dotknięciem panny Anieli, obrócił się, spojrzał w twarz ciotki, a później na swoją rękę, zbrojną w kawał chleba grubo posmarowany świeżem masłem i nałożony serem.
Dewotka wydała okrzyk oburzenia, a Pitoux przestrachu. Stara panna podniosła wychudłą rękę, Anioł zwiesił głowę; Aniela porwała za drąg od szczotki; Pitoux upuścił chleb i drapnął, nie powiedziawszy ani słowa.
Dwa serca, serce ciotki i siostrzeńca, doskonale się odrazu zrozumiały — pojęły że wszystko pomiędzy niemi skończone.
Panna Aniela weszła do pokoju i zamknęła drzwi za sobą na dwa spusty.
Pitoux, na którym skrzypnięcie klucza zrobiło wrażenie dalszego ciągu burzy, podwoił szybkość biegu.
Scena miała skutek, którego nie przewidywała panna Aniela, a Pitoux także się nie spodziewał.