Anioł Pitoux/Tom II/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Anioł Pitoux
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Ange Pitou
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XV
MEDEA

Po strasznych wstrząśnieniach moralnych i politycznych, któreśmy przed oczyma czytelnika stawili, nastąpił pewien spokój w Wersalu.
Król rozmyślając nad tem, jak bohaterska jego duma cierpiała w podróży do Paryża, pocieszał się odzyskaną popularnością — którą tymczasem pan de Necker tracił powoli.
Szlachta zaczynała przygotowywać opór.
Lud czuwał i czekał.
Królowa skupiona w sobie, przekonana, że jest celem wszystkich nienawiści, siedziała cicho.
Od podróży króla zaledwie raz widziała Gilberta.
Pewnego razu spotkała go w przedsionku gabinetu monarchy.
I pierwsza rozpoczęła rozmowę.
— Dzień dobry panu, idziesz do króla?... rzekła — a zaraz potem z ironją dodała:
— Czy jako doradca, czy jako lekarz?
— Jako lekarz, Najjaśniejsza Pani — odrzekł Gilbert. — Mam służbę na dzisiaj wyznaczoną.
Dała znak, aby szedł za nią. Gilbert usłuchał.
Weszli do saloniku poprzedzającego gabinet królewski.
— No i cóż, mój panie — powiedziała — widzisz, żeś mnie zwodził mówiąc, iż król nie był zagrożony w podróży do Paryża.
— Ja, Najjaśniejsza Pani? — odrzekł Gilbert zdziwiony.
— No, czy nie strzelano do Jego Królewskiej Mości?...
— Kto mówił?
— Wszyscy, a przedewszystkiem ci, co widzieli nieszczęśliwą kobietę, padającą pod kołami królewskiego pojazdu. Mówił pan de Beauveau i pan d‘Estaing, mówili...
— Najjaśniejsza Pani!
— Kula tak dobrze mogła zabić króla, jak tę nieszczęśliwą kobietę, bo przecież nie pana i nie tę kobietę chcieli dosięgnąć mordercy.
— Nie wierzę w zbrodnię, Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert z wahaniem.
— Ale ja wierzę — rzekła królowa nie spuszczając oczu z Gilberta.
— W każdym razie zbrodni tej ludowi przypisywać nie należy.
Królowa bystrzej się patrzeć poczęła.
— Komuź ją zatem przypisywać? — spytała.
— Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert, spuszczając głowę, od niejakiego już czasu przyglądałem się ludowi i studjuję go bardzo uważnie. Lud, kiedy morduje podczas rewolucji, zabija własnemi rękami, jest wściekłym tygrysem, jest lwem rozdrażnionym. Tygrys, tak jak i lew, nie używa pośredników między siłą a ofiarą, zabija aby zabijać, aby zatapiać w ofierze zęby i pazury.
— Dowodem Foulon i Berthier, nieprawdaż? Ale czy nie od strzału padł Flesselles? A może to nieprawda?... — dodała królowa ironicznie — my, głowy koronowane, jesteśmy otoczeni tylu pochlebcami.
Gilbert zkolei utkwił wzrok w królowej.
— W to, że nie lud zabił Flessella, wierzysz, Najjaśniejsza Pani, tak dobrze jak i ja. Byli ludzie w jego śmierci interesowani.
Królowa się zamyśliła.
— W rzeczy samej — oświadczyła — i to możliwe.
— A więc? — rzekł Gilbert, kłaniając się, jakby z zapytaniem, czy odejść może.
— Zaraz panie — powiedziała, zatrzymując go Maria Antonina gestem prawie przyjacielskim. — Cokolwiek bądź, muszę uprzedzić pana, że nie ocalisz króla nauką, jak ocaliłeś go piersiami trzy dni temu.
Gilbert skłonił się po raz drugi, a widząc, że królowa została, pozostał i on.
— Powinieneś pan był zobaczyć się ze mną po powrocie — zaczęła po chwilowej pauzie.
— Wasza Królewska Mość już mnie nie potrzebowała.
— Jesteś pan zanadto skromny.
— A nie chciałbym, Najjaśniejsza Pani.
— Dlaczego?
— Bo nie będąc zbyt skromnym, umiałbym lepiej służyć moim przyjaciołom, a szkodzić wrogom.
— Dlaczego mówisz pan: moim przyjaciołom, a nie mówisz wyraźnie moim wrogom.
— Bo nie mam wrogów osobiście, a raczej bo nie chcę wiedzieć, że ich posiadam.
Królowa spojrzała zdziwiona.
— Chciałem powiedzieć — objaśnił Gilbert — że moimi wrogami są ci, co mnie nienawidzą, ja zaś nie nienawidzę nikogo.
— Ponieważ?...
— Ponieważ nie kocham już nikogo, Najjaśniejsza Pani.
— Jesteś ambitny, panie Gilbert.
— Kiedyś miałem nadzieję stać się ambitny.
— I...
— I ta namiętność — jak wszystkie inne, spełzła na niczem.
— Pozostała ci jedna jeszcze, jednakże, zauważyła królowa z ironją.
— Jaka... Najjaśniejsza Pani?...
— Patrjotyzm...
Gilbert skłonił się nisko.
— O, to prawda, uwielbiam ojczyznę i gotów jestem poświęcić dla niej wszystko.
— Niestety! — zawołała królowa z nieopisanym wdziękiem melancholijnym — minął czas, w którym dobry francuz — nigdyby tej myśli w takich słowach nie wyraził.
— Jakto, Najjaśniejsza Pani?... — spytał Gilbert z uszanowaniem.
— W tamtych czasach, niepodobna było kochać ojczyzny, nie kochając króla i królowej, odpowiedziała Marja Antonina.
Gilbert zaczerwienił się i uczuł w sercu owo drgnienie, jakby prądu elektrycznego, jakie w chwilach pewnych szło od królowej.
— Nic mi pan nie odpowiadasz na to — odezwała się królowa.
— Najjaśniejsza Pani!... rzekł Gilbert — kocham monarchję nadewszystko.
— Żyjemy w czasie, w którym słowa nie wystarczają, czynów potrzeba...
— Ależ, Najjaśniejsza Pani — odparł Gilbert zdziwiony, — niechaj Wasza Królewska Mość raczy wierzyć, że wszystko, co rozkaże król lub królowa...
— Chętnie pan spełnisz, nieprawdaż?...
— Z pewnością, Najjaśniejsza Pani.
— Ale spełnisz — rzekła królowa nabierając mimowoli zwyczajnej wyniosłości — spełnisz jako obowiązek swój jedynie...
— Najjaśniejsza Pani...
— Bóg, dając królom wszechwładztwo — ciągnęła królowa — uwolnił ich od wdzięczności za sam tylko obowiązek.
— Niestety!... niestety!... Najjaśniejsza Pani — odpowiedział Gilbert — zbliża się czas, w którym słudzy wasi zasłużą na coś więcej niż na wdzięczność, jeżeli wypełnią swój obowiązek choćby tylko...
— Co to znaczy, mój panie?...
— To znaczy, Najjaśniejsza Pani, że w dniach zaburzeń, napróżno szukać będziecie przyjaciół w tych których za sługi swoje uważacie. Proście, proście Boga, Najjaśniejsza Pani, aby wam zesłał inne usługi, inne podpory, innych przyjaciół...
— Znasz pan tych innych?...
— Znam, Najjaśniejsza Pani.
— Wskaż mi ich zatem...
— Ja, Najjaśniejsza Pani, byłem wczoraj waszym nieprzyjacielem.
— Nieprzyjacielem!.. a to dlaczego?...
— Bo kazaliście mnie uwięzić.
— A dzisiaj?...
— Dzisiaj, Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert z ukłonem — jestem sługą Waszej Królewskiej Mości.
— A cel?...
— Najjaśniejsza Pani...
— W jakim celu zostałeś pan sługą moim? Zmiana zdania i uczucia, nie leży bynajmniej w charakterze pana. Masz wiele wspomnień, panie Gilbert i urazy długo pamiętasz. Powiesz mi pan, skąd zaszła ta zmiana w tobie?..
— Najjaśniejsza Pani wymawiała mi przed chwilą, że zanadto kocham ojczyznę...
— Nigdy nadto tej miłości, idzie tylko o to jak się kocha. Ja kocham moją ojczyznę... (Gilbert uśmiechnął się). O!... bez fałszywych tłumaczeń, mój panie, ojczyzną moją jest Francja. Niemka z krwi, sercem jestem francuską. Kocham Francję; ale kocham ją przez króla, przez miłość ku Bogu, który nas namaścił. Na pana kolej teraz...
— Na mnie, Najjaśniejsza Pani?...
— Tak, na pana. Rozumiesz to, nieprawdaż?... Pan kochasz Francję tylko dla Francji.
— Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert z ukłonem — nieszczerość dowodziłaby braku szacunku dla Waszej Królewskiej Mości.
— O!... — zawołała królowa — straszna to, straszna epoka, w której ludzie uczciwi rozdzielają dwie rzeczy nie znoszące rozdziału, dwie zasady zawsze dotąd w parze chodzące: Francję i jej króla. Czy nie znasz pan jednej tragedji któregoś z poetów, w której królowa opuszczona przez wszystkich, na pytanie: Kto ci zostaje?... odpowiada: Ja!... A więc!.. ja jestem Medeą, sama zostaję i zabaczymy.
I odeszła gniewna pozostawiając Gilberta w zdumieniu.
Uchyliła przed nim w przystępie gniewu, róg zasłony, pod którą wyrabiało się całe dzieło kontr-rewolucyjne.
— Aha! — pomyślał Gilbert, wchodząc do króla — królowa coś zamyśla.
— Aha! — powiedziała królowa powracając od siebie — na tego człowieka wcale liczyć nie można. Jest silny, ale poświęcić się nie potrafi.
Biedni książęta!... poświęcenie bywa u nich równoznacznikiem służalstwa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.