Bogaty — Biedny
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bogaty — Biedny |
Pochodzenie | Prawidła życia |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Są nawet ludzie, którzy myślą, że dzieci nie powinny wiedzieć o pieniądzach i że im pieniądze niepotrzebne. Dowiedzą się, gdy dorosną, a otrzymując wszystko od rodziców, kupują rzeczy zbyteczne i psują się tylko.
Zwykle pieniądze daje się od czasu do czasu, jako nagrodę, i wtedy, kiedy ojciec albo mama są w dobrym humorze. — Bardzo rzadko rodzice wyznaczają pensję tygodniową i mówią:
— Kup, co chcesz.
Raz tylko pewien ojciec co tydzień dawał 50 groszy. Powiedział:
— Jeżeli będziesz nieposłuszny albo dostaniesz w szkole zły stopień, także dostaniesz 50 groszy na różne wydatki swoje. Chcę, żebyś się nauczył wydawać pieniądze.
No tak: trzeba umieć zarabiać, ale i wydawać też.
Znałem takich: co ma, zaraz musi wydać na byle co. Nawet pożyczą i wcale nie myślą, żeby oddać. Czasem starszy jest lekkomyślny, a młodszy właśnie uważny.
Dziesięć lat prowadzę kasę pożyczkową, i jeżeli się okaże, że młodzi chcą czytać książki naukowe, napiszę książkę, jak kto pożycza, jak oddaje i na co wydaje, albo oszczędza, składa:
Żeby kupić coś jednego, co drogo kosztuje, naprzykład łyżwy, zegarek, rower, albo na podarunek dla ojca i mamy.
Znałem chłopca, który pół roku zbierał pieniądze na futbol i trepki, a potem oddał 12 złotych mamie, bo zachorowała.
Wiele zmartwień mają biedni w szkołach, bo nawet bezpłatne szkoły dużo kosztują.
Wygodnie uczniowi, któremu na początku roku rodzice kupują wszystkie potrzebne książki i zeszyty, i pantofle gimnastyczne i teczkę, — i chętnie płacą składki.
Bo przykro prosić, jeżeli rodzice nie mają.
Jeden wyrywa stronice zeszytu, a zaplamiony zeszyt wyrzuci, i nawet nikt nie wie; nie obchodzi go, że zgubił ołówek. Drugi pisze małemi literami, żeby na dłużej starczyło.
Są tacy, którzy mają własny pokój, albo przynajmniej stolik z szufladką na kluczyk, albo półkę. Mogą spokojnie odrabiać lekcje. Są tacy, którzy zmarzniętą ręką przy ciemnej lampce na kiwającym się stole piszą niedobrą stalką, bladym atramentem na tanim, lichym papierze.
Niekażdy przed pójściem do szkoły jadł śniadanie. Może nawet nie głodny, bo się przyzwyczaił, ale zmęczony jakiś, senny, i głowa go boli.
Czasem jeden ma wszystko, a niechętnie się uczy, drugi chce się uczyć, a rodzice mówią, że dosyć, że już czas zabrać się do pracy zarobkowej.
Długo myślałem, że każdy uczeń chce być starszy; dopiero się przekonałem, że nie. — A jeżeli chcą być duzi, to żeby zarabiać i pomagać rodzicom, żeby się mama nie męczyła.
Mówi się:
— Nędzarz, biedak, ubogi, niezamożny, zamożny, bogacz, magnat.
Różne są stopnie nadmiaru i braku. — Ale można inaczej jeszcze podzielić ludzi: na takich, którzy mają, ile potrzeba, i takich, którzy wydają więcej, niż zarabiają.
Może ojciec zarabiać 10 złotych dziennie, i rodzina spokojnie sobie żyje, a mogą być nieszczęśliwi, chociaż wydają 50 złotych na dzieci. Rodzice mogą być ubodzy, a weseli i mówią o rzeczach przyjemnych, mogą być zamożni, a nerwowi, rozdrażnieni, zagniewani i skłopotani.
Zupełnie jak jeden dostaje 5 groszy na cukierek i rzadko chodzi do kina, a drugiemu nawet złotówka za mało, i myśli, skąd wziąć więcej.
Może dlatego dorośli niezawsze chętnie chcą wytłumaczyć, bo myślą, że to za trudne, i młodzi zrozumieć nie mogą.
Mylą się. Dziecko chce wiedzieć i ma prawo wiedzieć, bo zmartwienie rodziców nawet więcej je boli. — Zresztą w rodzinach ubogich wiedzą dzieci, dlaczego raz jest cały obiad, a raz tylko chleb i herbata mało cukrzona, wiedzą ile kosztuje zelówka i nowa czapka. Wiedzą, że lepiej, gdy ojciec nawet mniej zarabia, ale zarobek jest pewny.
Bo najwięcej smutku, gdzie raz uda się dostać nawet więcej, a potem długo już — nic i nic. — Bezrobocie — to wielkie nieszczęście.
Nieprzyjemnie, jeżeli się umie lekcję, a nauczyciel nie wywoła, ale gorzej, gdy się umie i chce pracować, a tymczasem gorszy pracownik znajdzie zajęcie, a ty siedź bez roboty.
Daję teraz ważne prawidło życia.
— Miły, dobry chłopcze, nie pij wódki, nie pij tej trucizny przeklętej.
Czytałem, że szatan wódkę wymyślił. Chyba tak.
Wódka nietylko pieniądze zabiera, często ostatnie; wódka odbiera siły, zdrowie, rozum, zabija w człowieku wolę i honor, truje dzieci, wyrzuca człowieka z pracy, znieprawia duszę.
Kiedy się długo żyje, widzi się wiele strasznych nieszczęść: człowiek aż oczy przymyka, żeby nie patrzeć, serce się ściśnie — i chciałby uciec i nie myśleć o tem.
Trzy wojny widziałem. Widziałem pokaleczonych, którym rękę urwało, brzuch przebiło, że kiszki wyszły nawierzch, widziałem rany twarzy i głowy, — rannych żołnierzy, dorosłych i dzieci.
Ale wam mówię: najgorsze, co można zobaczyć, to — pijak, który bije bezbronne dziecko; kiedy dziecko prowadzi pijanego ojca i prosi:
— Tatusiu, tatusiu, chodź do domu.
Wódka pełza cicho, jak wąż: zaczyna się od kieliszka, potem więcej i więcej. Czasem nawet nie od wódki, a od papierosów zaczyna młody chłopiec.
I ja palę papierosy. Żałuję, że się przyzwyczaiłem. Trudno: nie ludzi się wstydzę, bo prawie wszyscy palą, ale siebie się wstydzę, że nie mogę się odzwyczaić. — Ale nie tracę nadziei.
Wstydzi się dziecko za pijanego ojca, jakby biedactwo winne było, i wstydzi się, że głodne, że w domu wielka bieda. — Nie wiem, dlaczego tak jest, nie mogę zrozumieć, dlaczego. Czasem na złość żartują ze swoich podartych butów i zniszczonej sukienki, a w sercu ukrywają smutek i żal.
Daję jeszcze jedno prawidło życia; są chłopcy, którzy lubią się zakładać. Byle co, zaraz:
— Załóż się.
Wiele zmartwień i oszustwa wynika z zakładów. Przegra, a potem nie ma, żeby oddać.
Zauważyłem, te jeśli młody często się zakłada, to potem w karty gra. A jak się do kart przyzwyczai, wtedy już nie patrzy czy ma, czy nie ma pieniędzy, czy przegrywa własne, czy cudze.
Przez wódkę i karty najwięcej ludzi dostaje się do więzienia.
Przez chorobę najwięcej ojców nie może pracować. Więc też ciągle myślą ludzie, jak się przed chorobami bronić.
Jest już szczepienie ospy, są różne lekarstwa i jest kasa chorych.
Dawno żyję na świecie i dużo widziałem.
Widziałem biednych, którym się dobrze powiodło i stali się bogaci, ale więcej widziałem zamożnych, którzy zbiednieli. I właśnie przez choroby.
— Dopóki ojciec był zdrów, dobrze nam było.
— Kiedy ojciec zachorował i nie mógł pracować...
Tak się zaczynają smutne opowiadania dzieci.
Na tem właśnie polega różnica między bogatym i ubogim, że nietrwała jest pomyślność biedaka. Nie ma żadnych zapasów, i jedna choroba, jedno niepowodzenie odrazu zwala z nóg całą rodzinę.
Wiem, że na kasę chorych się skarżą, wiem, że kasa chorych niezupełnie dobra. Ale nawet taka jest ważna i pożyteczna.
Kasa chorych — to najmądrzejsza rzecz, jaką ludzie wymyślili, — ważniejsza od aeroplanów.
Człowiek zdrowy płaci podatek, żeby miał doktora, lekarstwo i pomoc, gdy zachoruje.
Zdrowie — to najważniejsze dobro życia, chory bogacz jest biedakiem; więc pomyśl, jakim skarbem dla ubogiego jest zdrowie. A bez kasy chorych musiał chorować, ale nie miał prawa. Więc marnie ginął. Z małej choroby bez pomocy robiła się zaraz choroba śmiertelna.
Młodym zdaje się, że łatwo zrobić, żeby nie było biednych, żeby nie było niesprawiedliwości i krzywdy.
Bo dlaczego nie drukują więcej papierowych pieniędzy, co to są podatki, co robi minister finansów, jak jeden kraj pożycza drugiemu? — Jabym chciał nawet wytłumaczyć, ale sam dobrze nie wiem. Zresztą niewielka pociecha wiedzieć, jeżeli nie można nic poradzić, bo nie od nas zależy.
Ale od nas zależy, żeby w szkole lubieć się, poznać się i pomagać sobie wzajemnie. A nie znają się i niebardzo się lubią biedni i bogaci.
Są tacy, których mało obchodzi, czy kto ma więcej pieniędzy, czy ładnie chodzi ubrany, ale inni biedni nie lubią bogatych kolegów, a bogaci nie lubią biednych.
Biednym zdaje się, że wszyscy bogaci są zarozumiali, nie mają dobrego serca i są paniczyki i modne paniusie, udają delikatnych i myślą o przyjemnościach. A znów bogatym się zdaje, że biedni są zazdrośni, fałszywi i źle wychowani.
Ja wiem, dlaczego tak właśnie.
Bo prędzej pozna się porządny a biedny z bogatym rozporządzalskim i stawiakiem i prędzej spotka się porządny bogaty z biednym lizuchem i pętakiem. Bogaty stawiak szuka biednych, żeby się chwalić, a biedny pętak szuka bogatych, żeby coś wymanić. A porządni stronią od siebie.
Porządny a biedny myśli:
— Poco mam z nim rozmawiać? Jeszcze pomyśli może, że chcę, żeby fundował. Będzie mu się zdawało, że mi łaskę robi.
Boją się niesłusznych podejrzeń, złośliwych kolegów, wstydzą się, że nie tak ładnie ubrani.
A porządny bogaty myśli:
— Może on zły na mnie, że wszystko mam. Może się gniewa, że mu się chciałem przysłużyć?
Często słyszę, jak ludzie mówią:
— Oni wszyscy tacy.
Naprzykład:
— Wszyscy chłopcy — łobuzy i brudasy.
Albo:
— Wszystkie dziewczynki — beksy i skarżuchy.
Nieprawda — każdego osobno trzeba poznać i osobno oceniać. I poznać trzeba nie powierzchownie, a gruntownie. Nietylko ważne to, co człowiek mówi, ale co myśli i co czuje, i dlaczego jest taki a nie inny.
Tylko leniwy człowiek, który nie lubi myśleć, mówi: „oni tacy wszyscy“.
Ja byłem bogaty, kiedy byłem mały, a potem już biedny, więc znam i to i to. Wiem, że można być i tak i tak porządnym i dobrym, że można być bogatym i bardzo nieszczęśliwym.
Trzeba dużo wiedzieć i dużo samemu myśleć, i nawet wtedy myli się często człowiek i nie wie wszystkiego.