Braciszek i siostrzyczka (Grimm, 1931)
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Braciszek i siostrzyczka | |
Podtytuł | Bajka | |
Pochodzenie | Skarbnica Milusińskich Nr 67 | |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej | |
Data wyd. | 1931 | |
Druk | „Renoma“ | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Elwira Korotyńska | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.
BRACIA GRIMM
BRACISZEK i SIOSTRZYCZKA
BAJKA
Spolszczyła
E. Korotyńska
z ilustracjami
Z. Szyszko-Bohuszówny
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE Druk. „RENOMA“, Warszawa
|
Mały blady chłopczyk i młodsza od niego dziewczynka szli trzymając się za rączki wgłąb gęstego pachnącego żywicą lasu. Odeszli z domu, gdzie macocha prześladowała i biła, nie dając im na pożywienie nawet tego, co miały jej ulubione psy i koty.
— Patrz, — mówiła siostrzyczka do brata, wskazując na zbierające się chmury, — niebo płacze nad naszą dolą!
— Miejmy nadzieję — odparł chłopiec, — że będzie nam tu lepiej niż w domu, chodźmy jeszcze dalej.
Ale zmęczenie i głód nie pozwoliły iść dalej. Znalazłszy duży otwór w spróchniałym drzewie, skryli się tam przed deszczem i usnęli.
Rankiem, po przebudzeniu, uczuł braciszek silne pragnienie i prosił:
— Chodźmy, poszukajmy jakiej studni lub źródła, gdyż zamieram z pragnienia.
Wyszli z dziupli drzewa i rozpoczęli poszukiwania.
A niegodziwa macocha, która była czarownicą i widziała uciekające dzieci, pozatruwała czarem wszystkie źródełka i studnie w lesie.
Gdy dzieci natrafiły na małą studzienkę i chłopczyk miał się już schylić aby wody zaczerpnąć, usłyszała dziewczynka w cichym szmerze wody te słowa: — Kto mnie pije, stanie się tygrysem! Kto mnie wypije stanie się tygrysem.
Zrozpaczona powstrzymała braciszka od picia, wołając: — Uciekaj! uciekaj! jeśli wypijesz, staniesz się tygrysem i mnie zjesz!
Chłopczyk odstąpił i szedł dalej szukając źródełka.
Gdy nastąpili na takowe i chciał się napić, siostrzyczka usłyszała szmer wyraźny: — Gdy pić ze mnie będziesz, staniesz się wilkiem.
— Ach! nie pij! — zawołała przerażona dziewczynka, — staniesz się wilkiem i mnie pożresz.
Chłopiec cofnął się i poszli szukać wody, gdyż omdlewał z pragnienia.
— Teraz — mówił braciszek, — nie usłucham już ciebie i napiję się, gdyż umrę napewno, jeśli nie zaspokoję swego pragnienia.
Znalazłszy źródełko, rzucił się ku niemu i pomimo przestróg wydobywających się z wody, pomimo grozy zamienienia się w jelonka, nie mógł wstrzymać się od picia i wypił dużo wody ze źródła.
Ale w tej chwili po zaspokojeniu pragnienia znikł kształt chłopięcy i u nóg przerażonej dziewczynki leżał mały beczący żałośnie jelonek.
Płacz siostry rozdarł ciszę leśną i echem odbił się po wielkiej, głuchej przestrzeni.
Wraz z nią załkały mchy zielone i kwiecie, niebotyczne sosny i jagód pełne krzewy.
Zapłakały ptaszęta i żałośnie zakwiliły wilgi i zanuciły słowiki, gdy dziewczątko zdjęło z siebie pasek złocisty i zawiesiło jak obróżkę na szyi swego braciszka.
Ująwszy za koniec prowadziła dziewczynka jak na smyczy zaczarowanego chłopczyka, zatrzymując się przy najsoczystszych siołach i trawie.
Płynęły tak dni za dniami, dziewczynka wynalazła małą chatkę w głębi lasu stojącą i tam zamieszkali oboje.
Na miękkiem posłaniu z mchu układał się śliczny zaczarowany jelonek a obok niego, pilnująca go trwożliwie siostrzyczka.
Łebek jelonka tulił się ku główce dziewczątka i ciche żałośne westchnienia łączyły się wspólnie i przechodziły w sen cichy.
Rankiem budzili się oboje i szli na swą zwykłą całodzienną wędrówkę. I jeśliby nie ta smutna przemiana człowieka w zwierzątko, byliby bardzo szczęśliwsi, niż u macochy. Nikt bowiem ich nie bił i nie prześladował.
Przebyli tak lat parę w lesie, gdy naraz pewnego dnia od samego rana dał się słyszeć huk strzelb i głośne nawoływanie naganki.
Znak to był niezawodny, iż ktoś zjechał na polowanie.
I rzeczywiście, król z pobliskiej krainy przybył do lasu aby zapolować na sarny i zające.
Zaledwie rozległ się huk strzał i odgłosy myśliwych, zerwał się jelonek z posłania i chciał biedz naprzeciwko prześladowców.
Ale siostrzyczka zaczęła go błagać z płaczem, żeby nie narażał swego życia, aż uprosiła go, żeby trzymał się zdala od myśliwych i o ile go spostrzegą uciekał czemprędzej do chatki.
Wypuściła dziewczynka swego ukochanego jelonka, pobiegł w żwawych podskokach, ciesząc się, że zobaczy ludzi, że należeć będzie do zabawy myśliwskiej, chociaż niestety niespostrzeżony.
Z za gęstwy leśnej przyglądał się z podziwem zręczności myśliwych i szybkości jednocześnie nóg zwierzęcych. Jakżeż uciekały przed kulą, jak unosiły się prawie w powietrzu przerażone zające i sarny!
Las huczał od kul śmiercionośnych, od nawoływań i psów szczekania. Chwiały się gałęzie drzew, uciekały strwożone ptaki i kwiliły w gniazdach pisklęta.
Zdawał się być koniec wszelkiemu istnieniu, straszliwa nieunikniona zagłada.
Królewicz był rozradowany tą gonitwą. Wiodło mu się nadzwyczajnie. Leżał przebity jego kulą wspaniały rogacz, całe stosy zająców piętrzyły się na zabranym w tym celu wozie, a wesołe śpiewy myśliwskie rozweselały młodego królewicza.
„Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój!
Na łów, na łów, na łowy,
Do zielonej dąbrowy
Towarzyszu mój!“
Rozległ się śpiew rozochoconych powodzeniem myśliwych, a z głosem ich śpiewu łączyły się echa strzałów, i bieg szczekających zajadle psów.
Ach! jak cieszył się jelonek z tej ogólnej wesołości, jak radby należeć do tej szalonej gonitwy!
Wreszcie nie wytrzymał. Wysunął biały swój łebek, ogarnął wzrokiem całą przestrzeń zapełnioną myśliwymi i przyglądać się począł całej wyprawie.
Spostrzeżono go i wypuszczono psy, ale żwawy jelonek umykał, ile mu sił starczyło, wreszcie znikł niepostrzeżenie z przed oczu myśliwych.
Napróżno goniono za nim psy i przeszukiwano zarośla — nie spotkano nawet jego śladów.
Wkrótce znowu zwołano wielkie polowanie i znów prosił braciszek aby go wypuściła kochająca siostrzyczka na przyglądanie się łowowi.
Spostrzeżono go wkrótce i pomimo iż został zraniony umknąć zdołał do chatki.
Na trzeci raz, gdy polowanie zwołano, zapowiedział królewicz, iż chociażby przez cały dzień mieli się uganiać za owym jelonkiem, muszą go złapać żywym lub wreszcie dostarczyć go ranionego lub zabitego.
Przez cały dzień uganiano się za jelonkiem wreszcie jeden z myśliwych ranił go w nogę, przez co biedne stworzenie nie mogło biedz tak szybko, i myśliwy, zdążając za nim słyszał, co mówił do siostrzyczki przybiegłszy do chatki, widział jak mu drzwi otworzyła i wpuściła do środka i o wszystkiem tam powiadomił królewicza.
Nazajutrz, gdy jelonek znów puścił pomimo rany i płaczu siostrzyczki, sam królewicz zapukał do drzwi chatki i powiedział: — Wpuść mnie siostrzyczko, to jestem ja twój braciszek.
Drzwi się otwarły natychmiast i przed zdumionym królewiczem stanęła cudownej piękności dziewica.
Przerażona stała przed królewiczem i oczekiwała co się stanie... Ale nie miała się czego obawiać.
Król podał jej rękę łaskawie i spytał: — Czy chcesz jechać ze mną do mego królewstwa i być mą ukochaną żoną?
— Dobrze, — odpowiedziała na to zarumieniona dziewica, — ale nie odejdę stąd bez mego ukochanego jelonka.
— Ależ z najmilszą chęcią! — zawołał król — możesz go mieć przy sobie, dopóki życzysz. W jakiś czas potem odbyło się huczne wesele i przez całe lata żyli z sobą bardzo szczęśliwie.
Zła macocha jednak nie pozwoliła na szczęście nienawidzonej przez nią pasierbicy. Narazie sądząc, iż ją dzikie zwierzęta pożarły nie myślała o nieszczęśliwej dziewczynce, teraz jednak słysząc o jej powodzeniu postanowiła uczynić nieszczęśliwą.
Miała ona córkę bardzo brzydką i złą, która wciąż marzyła, żeby zostać królową.
— Ja, nie ona, powinnam być żoną królewską — mówiła ze złością — zrób tak matko, żebym została królową.
— Czekaj moje dziecko, — odrzekła czarownica, — wkrótce sposobność się zdarzy.
I zdarzyła się w rzeczywistości, gdyż piękna królowa urodziła ślicznego chłopczyka i podczas gdy leżała chora, macocha jej przybrała na siebie postać pielęgniarki i zaprowadziwszy ją do łazienki niby do potrzebnej kąpieli, zamknęła w niej, a wiedząc, iż w takim żarze biedna chora śmierć napewno poniesie, ułożyła swą córkę w łóżku królowej, dając jej postać pięknej pasierbicy.
W nocy, gdy wszyscy usnęli, niania siedząca przy kolebce małego królewicza zobaczyła otwierające się drzwi od łazienki i wchodzącą prawdziwą królowę, która wziąwszy dziecko na ręce i nakarmiwszy, rzekła: — Dwa razy już tylko tu przyjdę... Ach! cóż dzieje się z mym drogim jelonkiem? Niańka odpowiedziała o tem widzeniu królowi, który sam oczekiwał na to zjawisko w sypialni.
Doczekał się, że o północy weszła postać cudna jego ukochanej żony, widział, jak nakarmiła dziecko i rzekła: Cóż robi mój biedny jelonek? Przyjdę tu raz jeszcze a potem już nigdy! — I znikła.
Następnej nocy znów czuwał król w sypialni, a gdy chciała już odejść nazawsze, zatrzymał ją i rzekł: — Jestem pewny, żeś moją ukochaną żoną, a tamta jest kimś obcym dla mnie... — Tak, jestem twą prawdziwą żoną! — odrzekła królowa — cudem jakimś żyję i jestem zdrowa.
I opowiedziała królowi o swych przejściach i zaczarowanym braciszku. Złą córkę wygnano do lasu, gdzie ją rozszarpały dzikie zwierzęta, a czarownicę spalono na stosie.
Jak tylko popioły jej rozwiały się po świecie, czar opadł z jelonka i oto stał się prześlicznym młodzieńcem ku radości kochającej go czule do końca życia królowej.