Bratobójca/XL
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bratobójca |
Pochodzenie | Romans i Powieść |
Wydawca | Józef Unger |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Caïn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Daniel głęboko się zamyślił nad niespodziewanem nieszczęściem.
Myślał o Ryszardzie Verniere, o jego córce, jak również i o Robercie, bracie przemysłowca.
Inspektor Berthaut i naczelnik policyi wyrwali Daniela z zadumy.
Berthaut wyszedł po chwili, dla dania rozkazów podwładnym agentom, ażeby zbierali wiadomości w okolicy.
Daniel pozostał sam z naczelnikiem policyi.
— Znam doskonale pańską przenikliwość — rzekł do niego. — Powiedz mi więc pan szczerze, co myślisz o tej sprawie?
— Szczerze mówiąc, tylko same ciemności. Brak nam wszelkich wskazówek... Oby Bóg pozwolił Weronice Sollier odzyskać mowę, bo ona mogłaby nam dać nić przewodnią... Zeznanie kasyera, jakkolwiek zapewne mniej doniosłe, może nam też dopomódz.
W tejże chwili drzwi od izdebki odźwiernej otworzyły się i wszedł jakiś człowiek blady, o rysach zmienionych i oczach błędnych.
Był to Prieur, kasyer Ryszarda Verniere.
Daniel poznał go odrazu.
— Pryncypał zamordowany!.. fabryka spalona!.. Weronika ranna!.. — wyjąkał Prieur głosem, zdławionym od wzruszenia — tylko co dowiedziałem się o tych strasznych nowinach!.. Mój Boże! mój Boże!!. to straszne!.. to potworne!..
— Uspokój się pan — rzekł Daniel — ja oczekiwałem pana z niecierpliwością, ażeby otrzymać od pana różne wiadomości, mogące się przyczynić do wyświetlenia tych wszystkich zbrodni, siadaj pan, proszę.
Kasyer padł na krzesło z płaczem.
— Przedewszystkiem — zapytał sędzia — w jakiem towarzystwie ubezpieczony był pan Verniere? Musimy je zawiadomić o katastrofie...
Prieur wzniósł ręce do sufitu i rzekł jęcząco:
— Niestety!.. nie był już ubezpieczony...
Daniel skoczył z miejsca.
— To niepodobna! — zawołał.
— Niestety! niestety! — powtórzył kasyer.
— Jakto, nieruchomości, warsztaty i machiny nie były ubezpieczone?..
— To fatalność, panie sędzio! Fatalność tak dziwna, tak nieprawdopodobna, że trudno w to uwierzyć... Zupełna ruina dla panny Alicyi, córki mego drogiego pryncypała.
— Wytłomacz mi, panie Prieur... Ja pana nie rozumiem... O jakiej pan mówisz fatalności?..
— Pan Verniere ubezpieczony był na dwakroć pięćdziesiąt tysięcy franków w towarzystwie amerykańskiem. Termin polisy upłynął 31-go grudnia 1893 roku, w ostatnią niedzielę, onegdaj. Pryncypał nie chciał odnawiać kontraktu z tem towarzystwem, uprzedził je w odpowiednim terminie i udał się do towarzystwa jeneralnego, ażeby ubezpieczenie w tem towarzystwie datowało od 1 stycznia 1894 roku.
— Więc?
— Otóż w ostatniej chwili inspektor towarzystwa jeneralnego zaczął robić trudności z powodu ryzykownego sąsiedztwa fabryki farb i lakierów... I dziś dopiero miano przynieść polisę do podpisania.
— Tak więc żadnej polisy niema?
— Żadnej. A czy przynajmniej uratowano kasę, książki rachunkowe?
— Nie..
Twarz kasyera wyrażała niewysłowioną rozpacz.
— Nie — powtórzył głosem tak zdławionym, że zaledwie wyraźnym. — Więc katastrofa jest jeszcze okropniejsza i ruina jeszcze jest większą... Więc kasa ogniotrwała?..
— Pogrzebana w zwaliskach — odpowiedział Daniel Savanne.
— Co za nieszczęście! mój Boże! co za nieszczęście!
— Czy dużo w niej było pieniędzy?
— Cały fundusz pana Verniere, cały majątek!
— Cały majątek?
— Tak... Z wyjątkiem kilkunastu tysięcy franków, pozostałych w banku Lyońskim... Najwyżej dwadzieścia sześć tysięcy.
— A jak wielka była suma w kasie?
— Pięćset pięćdziesiąt dwa tysiące dwieście dwadzieścia siedm franków piętnaście centymów.
— Czy to możliwe?
— To cyfra dokładna... Sam w sobotę wieczorem oddałem te pieniądze panu Verniere... zainkasowanie dało duże wpływy...
— To jesteś pan pewien, że Ryszard Verniere zamknął te wszystkie pieniądze w kasie?
— Przy mnie, panie sędzio.
— O której to było godzinie?
— O siódmej wieczorem.
— Ależ to niedorzecznością było trzymać w fabryce tak znaczną sumę.
— Pan Verniere nie mógł postąpić inaczej, gdyż w niedzielę i poniedziałek, z powodu dwu dni świątecznych, w banku Lyońskim biura były zamknięte. Dziś dopiero zrana pryncypał miał zanieść tam swe pieniądze.
— Prawdziwa fatalność w tym zbiegu okoliczności — wyszeptał naczelnik policyi.
Daniel Savanne namyślał się.
Nagle, po chwili milczenia, zapytał:
— Czy kto mógł wiedzieć, że w kasie znajduje się taka suma w niedzielę i w poniedziałek, dnia 31 grudnia i 1 stycznia?
— Nie, panie — odpowiedział Prieur — wiedział o tem tylko pryncypał i ja.
— Jesteś pan tego pewny?
— O! najzupełniej!.. Sam byłem z panem Verniere, kiedy mu oddałem rachunki zeszłoroczne.
Zacny kasyer zapomniał, że, rozmawiając z Klaudyuszem Grivot, powiedział mu, o inkasie około pół miliona franków.
— Czy pan miałeś drugi klucz od kasy? — podchwycił Daniel Savanne.
— Nie, panie... klucz był tylko jeden u pryncypała... nosił go zawsze przy sobie.
— Czy szukano w kieszeniach pana Verniere? — zapytał sędzia śledczy inspektora policyjnego.
— Nie wiem — odrzekł Berthaut — ale ani mnie, ani moim agentom nie kazano tego uczynić.
— Łatwe zapomnienie wśród takich okoliczności... Idź pan do pokoju, gdzie leży ciało Ryszarda Verniere i, co znajdziesz w jego kieszeniach, przynieś pan tutaj...
Inspektor wyszedł.
Prieur pozostał milczący, zgnębiony.
Pan Savanne i naczelnik policyi rozmawiali z sobą pocichu.
Berthaut powrócił.
Przyniósł pugilares i pęk kluczy, które położył na stole przed sędzią śledczym.
Na zapytanie sędziego, kasyer wskazał klucz od kasy.
— Czy pan nie zanotował numerów wszystkich biletów bankowych? — zapytał sędzia.
— Nie, panie... To robota bardzo długa przy takiej sumie i wydawała się panu Verniere zbyteczną.
— Jeżeli więc przypuścić, że kasa nie została wyłamaną i że ogień w popiół zamienił banknoty — co jest niemożebne — musimy w niej znaleźć bądź w monecie, bądź w kruszcu, sumę, podług pańskich obliczeń, równą około ośmnastu tysięcy franków?
— Tak, panie... bo kasa nie mogła być naruszoną.
— Dlaczego?
— Bo zamek opatrzony jest sekretem...
— Zatem bez znajomości tego sekretu nikt jej nie mógłby ogołocić?
— Chyba musiałby rozsadzić dynamitem.
— Albo przepiłować — zauważył naczelnik policyi. — Szukamy właśnie bandy złoczyńców, która to czyni z zadziwiającą zręcznością...
— A może ta banda tutaj była czynną — rzekł pan Savanne.
Poczem zapytał kasyera:
— Czy pan wiesz, kto wykonał tę kasę ogniotrwałą?
— Zrobiona była tutaj na miejscu, w warsztatach pana Verniere — odpowiedział kasyer.
Urzędnicy drgnęli.
Ta sama myśl jednocześnie przebiegła im przez głowę.
Skoro kasa ogniotrwała pochodziła z warsztatów fabrycznych, czy to niejeden z robotników, poznawszy jej sekret, nie zużytkował tej wiadomości, ażeby ograbić kasę?..
— Ryszard Verniere był znakomitym wynalazcą i pierwszorzędnym mechanikiem — rzekł pan Daniel Savanne. — Czy to podług jego planów została zrobiona kasa?..
Tak sądzę — odparł Prieur. — Ale najlepiej pana objaśni Klaudyusz Grivot, majster...
— Klaudyusz Grivot? — powtórzył Daniel.
— To jemu pan Verniere powierzył wykonanie tej roboty...
Sędzia śledczy i naczelnik policyi zamienili z sobą spojrzenia, poczem pierwszy rzekł do Berthauta:
— Idź pan poszukać Klaudyusza Grivot i natychmiast go tu przyprowadź...
Berthaut wyszedł dla wykonania rozkazu sędziego śledczego.