Bratobójca/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bratobójca |
Pochodzenie | Romans i Powieść |
Wydawca | Józef Unger |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Caïn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Nie omyliłem się w swojej rachubie — pomyślał majster.
Tymczasem Prieur wypłacił Grivotowi całą sumę, przypadającą do rozpłaty jego podwładnym współpracownikom, i majster się oddalił.
Wkrótce potem wszedł Ryszard Verniere.
Przywitawszy się z kasyerem, zapytał:
— Byłeś pan w towarzystwie ubezpieczeń?
— Byłem.
— Cóż panu powiedziano?
— Że pisano już do pana...
— Rzeczywiście, otrzymałem ten list... Ale objaśnienie wydaje mi się niedostatecznem. Może panu co dodano w biurze?
—Że ze względu na niebezpieczeństwo pożaru, wynikające z sąsiedztwa fabryki farb, muszą panu podwyższyć opłatę asekuracyjną, zanim jednak tę wysokość oznaczą, przyjdzie inspektor, dla oględzin na miejscu.
— Rzeczywiście zapowiadają mi wizytę inspektora na przyszły wtorek... Wszystkie te jednak, zwłoki przeszkadzają w podpisaniu polisy. Szkoda, żem się nie zajął tem wcześniej.
Ryszard Verniere opuścił kasyera i udał się do gabinetu, ażeby się zabrać do roboty i ze swej strony ukończyć rachunki z końcem roku.
Jakób przyniósł mu światło.
Gazu używano w fabryce tylko na zewnątrz.
Warsztaty i biura były oświetlane lampami naftowemi.
O szóstej dało się słyszeć wesołe wychodzenie robotników.
Tylko biuro i kasa pozostały oświetlonemi.
Pracowano w nich jeszcze.
Wreszcie i tu za pół godziny ukończono zajęcie.
Kasyer zabrał papiery, naładował worek złotem, pugilares banknotami i poszedł do Ryszarda Verniere do gabinetu i zdał mu rachunki, oraz przedstawił inwentarz ogólny na dwóch stronach.
— Doprawdy to wspaniałe! — zawołał pryncypał uradowany — nigdy dotąd nie osiągnęliśmy takiej cyfry w interesach!..
— I wpływów pięćset pięćdziesiąt dwa tysiące dwieście dwadzieścia siedm tysięcy franków piętnaście centymów, które pan zechce ze mną przeliczyć.
Jednocześnie kasyer rozłożył na biurku Ryszarda Verniere paczki banknotów, rulony złota, pięciofrankówek i drobnej monety.
Pryncypał sprawdził, lecz tylko dla zasady; pewien był, że znajdzie sumę, oznaczoną przez kasyera.
— We wtorek, zawiozę to wszystko do Kredytu Lyońskiego — rzekł.
Potem otworzył kasę ogniotrwałą, stojącą za nim i przymocowaną do muru, i przy pomocy Prieura schował do niej pieniądze.
To uczyniwszy, zamknął kasę kluczem, którego nigdy nie opuszczał i popchnął sprężynę potajemną, wynalezioną przez Klaudyusza Grivot, którą trzeba było nacisnąć, ażeby wprowadzić w ruch olbrzymi zamek.
Kasa ta kuta była z żelaza i stali, ze ścianami grubemi na dziesięć centymetrów. Drzwi obracały się bez hałasu na niewidzialnych zawiasach.
Ażeby otworzyć dwa rygle wewnętrzne, kiedy się znało sekret zamku, dość było odkręcić z prawej strony ku lewej, a potem z lewej ku prawej, małą rozetkę mosiężną, niczem się nie różniącą od dwudziestu innych podobnych, służących za ozdoby kasy.
Ten sekret, prawdziwe arcydzieło mechaniki, obmyślony i wykonany został również, jak wiedzą czytelnicy, przez Grivota.
Przemysłowiec podał rękę kasyerowi.
— Jutro — rzekł — zjesz pan ze mną i Klaudyuszem Grivot śniadanie, mój drogi panie, chcę wam obu dać kolendę.
Kasyer uścisnął serdecznie rękę pryncypała i oddalił się z tem zadowoleniem, jakie daje poczucie spełnionego obowiązku.
∗
∗ ∗ |
W dniu i godzinie oznaczonej Gabryel Savanne udał się do swego notaryusza, ażeby podnieść znaczną sumę, której znamy przeznaczenie.
Opuścił kancelaryę, unosząc tę sumę, stosownie zawiniętą i tworzącą gruby pakiet, jak zwyczajny tom księgarski.
Teraz pozostawało mu tylko udać się do Saint-Ouen, do swego przyjaciela Ryszarda Verniere.
Nadeszła noc.
Kapitan okrętu wsiadł do dorożki i kazał się zawieźć na ulicę Hordouin.
Ryszard Verniere, mając jeszcze przed sobą poważną robotę, powiedział Magdalenie, swej służącej, ażeby przygotowała obiad dopiero na godzinę ósmą.
Wewnątrz fabryki, jak i z zewnątrz w pobliżu, panował najzupełniejszy spokój.
Weronika Sollier przyrządzała wieczerzę w swym pokoju, mając przy sobie drogą swą Martę, która już kochała czule babkę.
Obie zasiąść miały do stołu, gdy dał się słyszeć turkot powozu.
Powóz zatrzymał się nagle i w kilka sekund odezwał się dzwonek.
— To ktoś z wizytą do pana Verniere, babciu — rzekła mała Marta.
— Zapewne; moja pieszczoszko — odpowiedziała Weronika i, pociągnęła za sznur, otworzyła drzwi izdebk i stanęła w progu dla przyjęcia gościa.
W półświetle, roztoczonem przez lampę gazową u muru, rozróżniła mundur marynarski.
Przybyszem nowym był kapitan Gabryel Savanne — uwodziciel Germany — ojciec Marty!..