<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Brytan-Bryś
Rozdział Akt IV
Pochodzenie Dzieła Aleksandra Fredry tom X
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1880
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom X
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT IV.


SCENA I.
Kilka dni później.
Lis, Borsuk.
Borsuk.

Coś na kicie siedzisz Lisie,
Jakiś smętny zdajesz mi się.

Lis.

O bynajmniej, moczę nogi;
A poranku oddech błogi,
Do tęsknoty, do dumania
Serce moje zawsze skłania.
„Te brzóz kilka, ten bieg wody
Jak mi wiele przypomina,
Tum przeigrał wiek mój młody...“

Borsuk (kończąc.)

„Tu niegdyś była zwierzyna.“

Lis.

Tu, tu z nad brzegu strumyka
Słuchałem nieraz słowika...
A Waszmość lubisz słowika?

Borsuk.

Djable chudy... i na drzewie.

Lis.

Ależ ja mówię o śpiewie.

Borsuk.

A, tak — ptaszyna to luba.
Ale Waści łapka gruba;
Czyś się zakłuł w radzie stanu?

Lis.

Nie lepiej coś i Waćpanu.
Pysk na bakier jakby czapka,
Czy przypadkiem jaka łapka
Nie zapadła w radnem kole.

Borsuk.

Atrytyczne to me bole...
I pod duszę szedłem właśnie.

Lis.

Ej! Co obwijać w bawełnę...
Niechaj Osła piorun trzaśnie
Za kopyto zdrady pełne!
Dwóch ministrów w jednej dobie!
Mnie stłukł nogę, mordę tobie.

Borsuk (z westchnieniem.)

I ząb wybił.

Lis.

Tam do kata!
Może ten... ten... obosieczny?

Borsuk.

Nieinaczej.

Lis.

Wielka strata!
Wielka szkoda i żal wieczny!..
Więc już w jedną tylko stronę
Będziesz ciąć mógł panie bracie?
W jedną tylko, w jedną stroną!
Można skapieć po tej stracie.
Wprawdzie będziesz logiczniejszy,
Ale ci się zysku zmniejszy.

Borsuk.

Na zaczepkę, na obronę
Znajdę jeszcze ząb w potrzebie;
Ale bardziej żal mi ciebie
Biedny Lisie kuternogo.
Kurki teraz piać ci mogą,
Kogut z Lisa śmiać się będzie,
Kurcze nawet na grzbiet siędzie.
Otóż to skutki twojej przebiegłości;
Osioł u steru bez nas sobie gości,
Bo nigdy rozum głupstwa nie przekupi;
Lepszy wróg mądry niż przyjaciel głupi,
A cóż dopiero, gdy przy władzy stoi!?
Wiesz ty, gabinet jaki się dziś roi?
Torbę finansów syn Świni otrzyma,
Bo na przysłowie argumentu niema,
Że zrób się Świnią, a będziesz bogatym
A we finansach cała sztuka na tem.

Lis.

On wszystko zeżre.

Borsuk.

Ale się upasie.

Lis.

Któż pieczęć bierze?

Borsuk.

Téj niema w tym czasie.
Jeleń przy sprawach zagranicznych staje,
Osioł to Łani jak wet za wet daje.
Muł ma wziąć wojnę jako blizki krewny,
A Wilk policyą... lecz swego nie pewny,
Bo oprócz Osła nikt go nie popiera;
Ponoś po Jeża wysłano kuryera.
Cap oświecenie, Baran handel bierze;
Tak wiec zwycięża beczące przymierze.





SCENA II.
Lis, Borsuk, Pudel.
Pudel.

Co? Lis i Borsuk, jak stare czeczotki
Sklejają dawne, niedorzeczne plotki?
Kiedy tymczasem nowowzrosła siła
Jakby piorunem skład cały zmieniła.

Lis.

Wiwat! Niech żyje!

Pudel.

Kto?

Lis.

Ten, co na górze,
Ten, co ujarzmił rozprzęgniętą burzę,
Co mądry, wielki...

Borsuk (do Pudla.)

Powiedz kto na dole,
Niech na nim skarcę ucisk i swawolę.

Pudel.

Słuchajcie! Kiedy zgromadzona Rada
Danym rozkazom powagi dokłada,
A wszystkich cieszy wypadek przyjemny,
Że już kark skręcił gabinet podziemny...

Lis.

Niewdzięczni!.. my... my...

Pudel.

Promotory Osła...
Ale słuchajcie jak ta burza wzrosła.
Kiedy więc drzemie zgromadzona Rada
Chart z depeszą nagle wpada,
A Tchórz mężnie ją ogłasza,
Że dziś Zając bitwę stoczył
I wiwat! wygrana nasza.
Biegły Zając ledwie zoczył,
Że przy jednej długiej dzidzie
Mandarynów siedmiu idzie,
Obces z kapusty wyskoczył.
Takim manewrem skończył bój zacięty,
Sześciu uciekło — a jeden ujęty.

Borsuk.

Jeden? Zająca oskarżę o zdradę.

Pudel.

Wieść ta wpływ inny wywarła na Radę.
Baran z kolei prezydując wtedy,
Baran, co ledwie zabeczał niekiedy

I ciągle dzwonił, sam na co nie wiedział,
Bo Wilk figlarny z tyłu za nim siedział,
Baran wnioskuje a Rada stanowi
Wieniec jarmużu posłać Zającowi.
Rejent zaś krzyknął: wieniec to za mało,
Ja go chcę moją zaszczycić pochwałą.
A na to Niedźwiedź: Co z pochwały oślej?
Lepiej półmacek jarzyny mu poślij.
Na te wyrazy Osioł uszy ściska,
A prezes, który już był zwietrzył zblizka
Torbę ministra, czemprędzej się zrywa,
Dzwoni i mowcę do porządku wzywa.
Powstał rozgardyasz jak na ludzkim sejmie,
Próżno do zgody Kot skłania uprzejmie,
Gdy szczęściem w górze wrzasnęły gawrony,
I hufcem starych Królików wiedziony
Wstąpił Mandaryn i stanął przed nami;
Wszyscy bez dzwonka umilkliśmy sami.
Mandaryn długi, giętkiego pacierza
Trzy razy nosem kolano uderza,
I głosem drżącym w rozmaite trele
Zaczął, że Ludzie zwierząt przyjaciele;
Że nie wie czemu wzięto się do boju,
Gdy właśnie przybył z konceptem pokoju.
To niesłychanie ucieszyło Osła,
Że w Mandarynie mógł powitać posła.
Sapie i dmucha, rośnie na trzy piędzi,
Mandarynowi każe dać żołędzi,
I na północny przegląd go zaprasza,
Po którym koncert, bal i wielka pasza.
Taką grzecznością Mandaryn ujęty
Zgiął się we troje, ścisnął obie pięty,

Nos utarł, krząknął i śmielej tym razem,
Takim, mniej więcej rozpoczął wyrazem:
Panowie Bestye! Panowie rogaci
I nierogaci! Imieniem mych braci
Żal za niewdzięczność oświadczyć wam muszę,
Że właśnie teraz zrywacie sojusze,
Kiedy patentem dla Rzeszy zwierzęcej
Pod liczbą milion pięć kroć sto tysięcy
Wyłączne prawo zniesione zostanie,
I wszystkim teraz wolne polowanie.
Precz z polowaniem krzyknęły zwierzęta,
Albo wet za wet człowiek popamięta.
Precz z polowaniem! — Ależ za opłatą —
Woła Mandaryn — bo zważajcie na to,
Że nam potrzeba futra i zwierzyny.
Drgnął Jeleń — Niedźwiedź poprawił czupryny,
A jakby jeden wszyscy razem wstali,
Lecz Ambasador kichnął i rzekł dalej:
Handel ucierpi, podatku ubędzie...
„To niech ubędzie i nigdy nie będzie!“
Groźno zagrzmiało wszędzie.
Pobladł Mandaryn i spojrzał ukradkiem,
Czy który z Ludzi nie słyszał przypadkiem.
A gdy ucichło groźne wszystkich słowo,
On się ukłonił i zaczął na nowo,
Jak polowaniu na stałej zasadzie
Kodeks olbrzymi inną formę kładzie.
Zaczął cytować dekreta, uchwały,
Patenta, księgi, oddziały, rozdziały,
A wszystko z datą, a wszystko z numerem,
Tak, że jak gdyby zakadził eterem,
Głowy nam zwisły, w oczach czarne płatki,

Niby Mandaryn, strzelby i podatki,
I koniec końców taki wir zaszumiał,
Że się sam siebie nikt już nie rozumiał.
Ale Odyniec mniej w nerwach drażliwy
Tak się odzywa najeżywszy grzywy:
„Cicho Człowieku! cicho bo cię płatnę;
Prawo polowań płatne czy nie płatne
Jest zawsze prawem do skóry zwierzęcej,
My go już znosić nie będziemy więcej,
I każde teraz wasze polowanie
Wojną i wojną okropną się stanie.“
Nareszcie w końcu krzyknął nieroztropnie
Parlamentarskie przekraczając stopnie:
„Rozumiesz Ośle!“ Tym głośnym wyrazem
Osioł zbudzony i zwiedziony razem
Że z jego nazwą i jego posada
Mandarynowi w dziedzictwo przypada,
Wierzgnął i kopnął człowieczego posła;
Kot chciwy steru wyskoczył na Osła,
A wilk nie wchodząc w dalsze interesa,
Wilk już na piękne wziął się do prezesa.
Wtem Byk, co dawno pogrzebywał nogą,
Co dawno ryczał głucho ale srogo,
Rozprawą znudzon, znudzon głupstwem całem,
Nareszcie walki pochwycony szałem,
Rogi swe nagle na walczących zwrócił
I wszystkich pięciu w powietrze wyrzucił.
Saltum mortale pamiętne na wieki,
Osioł bez oka, Wilk runął bez szczeki,
Baran bez uda nie wiem czy nie kona
Kot padł na nogi, ale bez ogona,
Mandaryn w bagno wleciał aż po uszy;

Ale Mandaryn nieugiętej duszy,
Pośrodku błota jeszcze się ocucił
I jeszcze trzysta paragrafów rzucił.
Byk zatem Panem, Byk staje przy sterze,
I Brytan-Brysia za doradcę bierze.
Wszystko to piękne, ale mnie już nudzi,
Bywajcie zdrowi — ja wracam do ludzi.

Borsuk.

I my tu bawić już czego nie mamy,
Wiesz kumie Lisie, ot wróćmy do jamy.





SCENA III i ostatnia.
Lis, Borsuk, Pudel, Byk, Brytan-Bryś, Zwierzęta.
Byk (do Lisa i Borsuka.)

Dokąd spieszycie?

Lis.

Winszować ci Panie.

Byk.

Pana tu niema — Byk Bykiem zostanie,
Chciwy porządku, pragnący pokoju
Ale w potrzebie i silny do boju.

Brytan-Bryś.

Jadł pies Zająca, Wilk wypleniał trzody,
Lis dusił kury...

Lis.

Byłem bardzo młody.

Brytan-Bryś.

Borsuk...

Borsuk.

Jabłuszka, ja tylko jabłuszka.

Brytan-Bryś.

O wy szlachetne, niewinne serduszka!
Ale już o tem niech nie będzie mowy,
Nową myśl nieśmy do nowej budowy.
I gdy pośród nas nieprzyjaźń zacięta
Człowiecze na nas przyciągnęła pęta,
Spróbujmy teraz, czyli nasza zgoda
Od ich ucisku tarczy nam nie poda.
Ja dobre oko — Byk ma dobre rogi,
Obadwa staniem na pośrodku drogi.
Niech Sępy, Dudki, Gawrony i Sowy
Wrzeszczą i gwiżdżą po nad nasze głowy,
Niech Węże, Żmije, Ropuchy, Szkorpiony
Pod nasze stopy wloką jad spodlony;
My idąc silnie i prosto przed siebie,
Potrafim bronić i karcić w potrzebie,
Potrafim wzmacniać wolności szczep młody
Siłą porządku i potęgą zgody.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.