Chata wuja Toma (Beecher Stowe, 1933)/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Harriet Beecher Stowe,
Elwira Korotyńska (opr.)
Tytuł Chata wuja Toma
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 82
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1933
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV

W kilka dni potem, Tom, pomimo ciężkich ran zmuszony był iść do roboty i znosić przeróżne katusze. Cichy, pokorny, zdawał się być nie z tego świata.
Zdarzyło się, iż uciekła jedna z zarządzających gospodarstwem, zabrawszy ze sobą ulubioną niewolnicę Legrego. Gdy nadszedł ranek, wszczął się krzyk i poszukiwania z brytanami, aby wywęszyły zbiegłe kobiety. Ale Bóg opiekował się nieszczęśliwemi. Nie wykryto dokąd uciekły.
Po wyprawie Legre złość całą zrzucił na znienawidzonego Toma.
Spostrzegł on u niego błysk radości, gdy dowiedział się o ucieczce dwóch kobiet i podejrzewał go o ułatwienie ucieczki.
Kazał zawołać do siebie i postanowił, jeśli nie wyzna prawdy — zabić.
Szedł Tom, przeczuwając, co go czeka i powtarzając słowa ewangelji: — Nie bój się tego, który ci może zabić ciało ale duszy twej nie zabije.
Legre wyszedł do niego i odchodząc ze złości od zmysłów zawołał: — Postanowiłem ciebie zabić, jeśli mi nie powiesz tego, o czem wiesz z pewnością...
— Nie mam nic do powiedzenia, panie, — odparł Tom.
— Wysączę ci krew do ostatniej kropli — zawołał Legre.
— Cobyś mi panie nie uczynił, wszystko będzie miało swój koniec i wszystko przeminie — wyszeptał Tom.
Skazany na śmierć powolną znosił swe męczarnie cierpliwie, osładzał mu je niewidzialny Bóg.
Wkońcu Tom otworzył oczy i spojrzał na swego pana: — Biednyś ty i nieszczęśliwy! — szepnął — nic więcej nad to zrobić nie możesz. — I zemdlał.
— No, już nareszcie nieżywy! — zawołał i odszedł.
Ale Tom nie umarł, tliło się w nim życie. Jego cierpliwość, modlitwy, które szeptał podczas bicia wzruszyły nawet katów.
Podnieśli go, obmyli rany, ułożyli na bawełnie, wreszcie wleli wódkę w jego usta.
— Tomie! byliśmy źli dla ciebie, przebacz nam... — rzekli Sambo i Kwimbo skruszeni.
— Przebaczam wam z całego serca, — rzekł słabym głosem męczennik!
— O, Tomie! powiedz nam cośkolwiek o Bogu. Jaki On jest?
Opowiedział im o dobroci Boga, o życiu przyszłem, a oni zalewali się łzami, mówiąc: — Czemuż nie wiedzieliśmy o tem! zlituj się nad nami Boże...
Od tego czasu zmienili się bardzo, broniąc towarzyszy przed okrucieństwem pana.
W tym czasie, kiedy Tom skatowany umierał, przed domem Legre stanął powóz i z niego wyskoczył Jerzy Szelby, przybywający zapóźno po wykupienie Toma.
— Niegodziwiec ten buntował mi niewolników, — mówił Legre pytany o Toma — powiedzieć nie chciał dokąd uciekły dwie niewolnice. Pewnie już nie żyje...
Gdy wskazano mu miejsce, gdzie leżał męczennik, rzucił się Jerzy z płaczem wołając: — Tyżeś to mój biedny Tomie, mój szlachetny, kochany! Obudź się, to ja, Jerzy Szelby, twój mały Jerzy...
— Niech Bóg będzie błogosławiony! — wyszeptał Tom. — Mogę teraz umrzeć w spokoju, nie zapomnieli o mnie. Nie mów pan Kloc w jakim stanie mnie widziałeś, pozdrów wszystkich odemnie. Wszystkim przebaczam jakież to szczęście być chrześcijaninem.
Zamknęły się oczy Toma, wyszeptał: — Któż mnie odłączy od mego Boga — i skonał.
Owinięto Toma w płaszcz Jerzego i pochowano za domem.
Powróciwszy do domu zawołał wszystkich niewolników i podarował im wolność. Pozostali na miejscu nie obawiając się, że w razie śmierci panów zostaną sprzedani.
Legre wkrótce po śmierci Toma oszalał, aż musiano go umieścić w zakładzie obłąkanych.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Harriet Beecher Stowe, Elwira Korotyńska.