Cudowny woreczek, trąbka i pasek
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Cudowny woreczek, trąbka i pasek |
Podtytuł | Opowiadania ludowe ze Starego Sącza |
Pochodzenie | Czasopismo Wisła 1894, T.8, z.3, str. 531–535 |
Wydawca | Michał Arct |
Data wyd. | 1894 |
Druk | Józef Jeżyński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Umierał ojciec i powiedział swemu synowi, że cały majątek, jaki mu zostawia, jest w studni. Po pogrzebie spuścił się syn do studni, szukał i wydostał małą, nawpół przegniłą drewnianą skrzyneczkę. Dziwił się tylko, że ta skrzynka nie była ciężka, więc chyba nie mogło w niej być pieniędzy. Skoro przyszedł do izby i otworzył skrzynkę, ujrzał ze smutkiem, że zamiast dukatów i talarów, była w niej stara, pogięta trąbka blaszana, prosty skórzany pasek i wytarty woreczek na pieniądze.
Wziął do ręki ten woreczek, przeszukał dobrze, ale ani grosza w nim nie było. Myślał, że może za podszewką jaki grajcar się zaplątał i zatrząsł woreczkiem. W tej chwili posypały się z niego pieniądze. Zdziwiony popatrzał jeszcze raz do środka, ale wewnątrz nic nie było, zatrząsł więc znowu i znowu posypały się pieniądze, trząsł i trząsł, a pieniądze sypały się ciągle. Uradowany, że skarb taki posiada, schował woreczek do kieszeni, a pieniądze pozbierał i schował także.
Teraz z większą już uwagą wyjął trąbkę ze skrzynki, obejrzał na wszystkie strony, ale nic ciekawego na niej nie zobaczył. Jednakże skoro zatrąbił, aż ziemia się zatrzęsła, tak zadudniało i zatętniało dokoła domu. Wyjrzał przez okno i zobaczył pełno wojska dokoła, które przyjechało na saniach, a wszyscy patrzali na niego i tylko oczekiwali, co rozkaże. Zdziwił się tym jeszcze bardziej i ucieszył, a wojsku dał znak ręką, aby odjechało.
Czymprędzej schylił się znowu po pasek, bo chciał wiedzieć, jaką własność posiada. Opasał się nim, posuwał na prawo i na lewo, ale nic nie widział, ani nie słyszał, i nic się nie działo. Pomyślał sobie, że pasek tylko przypadkiem znajdował się w skrzynce i nie ma żadnego znaczenia, a że był głodny, pomyślał sobie, iż dobrzeby było siąść w gospodzie za stołem przy obiedzie. Ledwie tylko tak pomyślał, w tej chwili był już w gospodzie za stołem. Domyślił się, że pasek ma cudowną własność przenoszenia człowieka tam, gdzie tylko zapragnie.
Cieszył się bardzo tym wszystkim, a ponieważ miał dużo pieniędzy, kupił sobie piękny pałac, powozy, konie, najął liczną służbę i żył po pańsku. Raz myśli sobie:
— Mam pieniędzy, ile zechcę, mam wojska, ile zechcę; jestem tak bogaty i tak potężny, jak król każdy, a nawet jestem bogatszy i potężniejszy, bo moje skarby nie wyczerpią się nigdy i wojska nigdy mi nie ubędzie. Dlaczegożbym nie mógł mieć córki królewskiej za żonę?
A miał król jedynaczkę córkę, bardzo piękną i młodą.
Nie namyślając się długo, ubrał się pięknie, cudowną sakiewkę włożył do kieszeni, trąbkę zawiesił na jedwabnym sznurze przez ramię, opasał się paskiem i pomyślał sobie, że chciałby być w pałacu królewskim. Natychmiast tak się stało, czemu się wszyscy bardzo dziwili, nie mogąc sobie wytłumaczyć, skąd się wziął w zamku na królewskich pokojach. Ale że siał pieniędzmi na wszystkie strony, więc mu kłaniali się i myśleli, że to jakiś bogaty królewicz lub książę.
Powiedział królowi, że się chce z jego córką ożenić, i król nie miał nic przeciwko temu, skoro widział wojsko jego i pieniądze. Ale królewna wolałaby wyjść za mąż za królewicza lub jakiego księcia, nie za byle kogo, złakomiła się tylko na tę cudowną sakiewkę, trąbkę i pasek. Żeby postawić na swoim, podała mu w wieczór z winem proszku na spanie, a gdy usnął mocno, zabrała mu te cudowne rzeczy, kazała podobne zrobić i z temi śpiącego wynieść za bramy zamku.
Obudził się rano i zdziwił bardzo, co robi na polu. Idzie zaraz do zamku napowrót, ale warta nie chce go puścić, bo tak jej kazano, chce dać żołnierzom pieniędzy, żeby go puścili, trzęsie woreczkiem, ale pieniądze się nie sypią. Przestraszył się tym bardzo, więc trąbi na trąbce, a oprócz głosu trąbki nie słychać, aby wojsko jechało. Przekonał się także, że ma pasek inny. Zmartwiony okropnie, domyślił się wszystkiego i z rozpaczy, że wszystko już utracił, postanowił się zabić.
Wyszedł za miasto na stromą górę i z góry rzucił się w przepaść. Na szczęście, rosło na dole gęste i rozłożyste drzewo, spadł na to drzewo, podrapał się tylko trochę, zresztą nic mu się nie stało. Usiadł na gałęziach i myśli sobie, co teraz robić; żal mu było cudownych rzeczy, które stracił, wstydził się wracać do domu, bo już nie był takim bogatym panem, jak pierwej.
Pomimo tego zmartwienia czuł, że mu się jeść chce, bo od rana nie miał jeszcze nic w ustach. Rozejrzał się po drzewie, czy niema na nim jakiego owocu, i zobaczył wiele pięknych dojrzałych fig. Zerwał jedną i spróbował: była bardzo smaczna, więc zjadł drugą i trzecią. Wtym spostrzegł, że od tych fig urósł mu wielki, przeszło na łokieć długi nos! Znowu nowe zmartwienie: jakże będzie teraz wyglądał! jak się pokaże między ludźmi! Pomiarkował, że niema innej rady, tylko musi sobie odebrać życie.
Zlazł z drzewa i myślał iść do rzeki utopić się. Że jednak zachciało się mu bardzo pić, a do rzeki było daleko, oglądał się dokoła, czy niema gdzie studzienki lub źródła w pobliża. Zobaczył też niedaleko drzewa figowego źródełko z czystą wodą, a ponieważ nie miał czym czerpać wody, położył się na ziemi i chciał pić ustami. Jak tylko zamoczył nos w tej wodzie, nos zmalał, zamoczył go bardziej, nos znowu zmniejszył się, aż wreszcie był taki mały, jak wprzódy.
Ucieszył się niezmiernie tym odkryciem i postanowił skorzystać z tych cudownych fig i cudownej wody. Pobiegł czymprędzej do miasta, kupił za pieniądze, które miał jeszcze przy sobie ubranie takie, jakie nosili biedni przekupnie, kupił koszyk i flaszeczkę i wrócił znowu pod ową górę, aby koszyk figami, a flaszeczkę napełnić cudowną wodą.
Następnie twarz nieco zabrudził, aby go nikt nie mógł poznać. Tak przebrany zupełnie poszedł pod ogród królewski i czekał, rychło wyjdzie królewna ze swoim dworem na przechadzkę. Niedługo czekał. Wtedy zaczął głośno wołać:
— Świeże, smaczne figi! proszę kupić, świeże figi!
Królewna lubiła bardzo figi, posłała zaraz jedną z panien, i kupiła cały koszyczek fig, a że były bardzo piękne, kazała je zanieść do pałacu, zaprosiła ojca i matkę, razem usiedli w pokoju i zajadali, nie mogąc się tak dobrego owocu nachwalić.
Cóż z tego, kiedy wnet spostrzegli, że im porosły nosy wielkie od ściany do ściany! Przerazili się tym okropnie, bo było to prawdziwe nieszczęście. Jakże się teraz pokazywać z takim nosem? W pokoju nawet nie można się było obrócić, bo nos zawadzał, a gdy dwie osoby chciały do siebie mówić, to jedna musiała stać przy jednej ścianie, a druga przy ścianie przeciwnej.
Zaraz też kazał król zwołać lekarzy, aby co poradzili. Ale żaden nie znał lekarstwa na zmniejszenie nosa. Więc król ogłosił po kraju, że wynagrodzi dobrze takiego lekarza, który potrafi wyleczyć rodzinę królewską. Wtedy nasz znajomy przebrał się za doktora i zgłosił się do zamku z chęcią wyleczenia króla. Wpuszczono go na pokoje, on przyrzekł wyleczyć wszystkich, ale powiedział, że każdego musi leczyć na osobności w zamkniętej sali.
Król zgodził się na to, i gdy został sam na sam z lekarzem, ten posmarował mu nos wodą, którą miał we flaszeczce, i nos królowi zmniejszył się do dawnej wielkości. To samo zrobił królowej. Ale królewnę zaczął leczyć inaczej, i powiedział, że nos trzeba urzynać po kawałeczku tak długo, dopóki nie zmaleje. Zgodziła się na to królewna, bo cóż miała robić? Wolała trochę pocierpieć, niż na pośmiewisko ludzkie chodzić z nosem, jak słoń z trąbą na obrazku.
Doktor uciął jej kawałek nosa, a królewna strasznie narzekała, że ją boli. Na to doktor rzekł, że musi mieć chyba dużo grzechów, bo wyleczył jej ojca i matkę, a nic ich nie bolało. Jeżeli chce, żeby jej poradził, to musi mu wszystkie grzechy wyznać, bo inaczej nic jej nie pomoże. Królewna powiedziała to i owo, ale ani słówkiem nie wspomniała, że ukradła cudowny woreczek, pasek i cudowną trąbkę. To też doktor urznął jej znowu kawałek nosa. Wtedy nie mogąc wytrzymać tego bólu, powiedziała, że ukradła taki woreczek, co się z niego sypią pieniądze, gdy kto zatrzęsie. Doktor kazał przynieść ten woreczek, zatrząsł nim, aby się przekonać, czy jest prawdziwy, a że był ten sam, posmarował jej koniec nosa wodą, a rana się zagoiła i nos trochę zmalał.
Królewna przyznała się znowu, że ukradła trąbkę taką, że jak kto na niej zatrąbi, to przyjeżdża bardzo dużo wojska. Doktor kazał jej oddać tę trąbkę, a skoro ją przynieśli, zatrąbił, bo się chciał przekonać, czy go znowu nie oszukuje. Zatętniało na dziedzińcu zamkowym i zjechało mnóstwo wojska.
Chciał jej znowu uciąć kawałek nosa, ale królewna prosiła go, żeby jeszcze nie krajał, bo ona ukradła także pasek cudowny, który przenosi człowieka tam, dokąd człowiek zechce. I ten pasek kazał doktor przynieść, a skoro go przynieśli, powiedział, że spróbuje, czy królewna prawdę mówi. Opasał się paskiem, wziął trąbkę i woreczek i pomyślał sobie, że chce być w swoim domu. Natychmiast tam się przeniósł, a królewnę zostawił za karę z długim nosem.