<<< Dane tekstu >>>
Autor Pierre Corneille
Tytuł Cid albo Roderik
Podtytuł komedya hiszpańska
Rozdział Akt V
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Andrzej Morsztyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cała komedia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

AKT V.
SCENA I.
Roderik, Ximena.
Ximena.

Skąd ta śmiałość, Rodriku, wniść nieopowiednie?
Bez względu na osławę? i jawnie, we dnie?

Roderik.

Idę na śmierć, Ximeno, lecz niż się to stanie,
Ostatnie-ć tu przychodzę oddać pożegnanie,
Dług to był méj miłości, która bez twéj woli
Wyniść duszy z poddaństwa twego nie pozwoli.

Ximena.

Idziesz na śmierć?

Roderik.

Ba, bieżę; skończysz ze mną sprawę
Pomsty téjże godziny, jak mi dasz odprawę.

Ximena.

Idzież na śmierć? toć Sancty tak straszny i mężny,
Że-ć strach w serce i w oczy puścił niedołężny?
Skąd on tak straszny? skąd ty mienisz obyczaje?
Rodrik jeszcze się nie bił, a już się poddaje:
Ojca się mego nie bał, krew Maurów roztacza;
A teraz wcześnie, gdy się z Santym bić, rozpacza:
Skąd się narażasz w takiéj sprawie na ohydę?

Roderik.

Ja nie na pojedynek, ale pod miecz idę.
Kiedy ty śmierci pragniesz, méj wierności cnota
Nie śmie i nie chce bronić własnego żywota;
Jednoż serce mam zawsze, ale nie mam ręki
Bronić tego, co ty chcesz zagubić przez dzięki:
I dziś w nocy już-bym był miał śmierć, com jéj żądał,
Gdybym się był na siebie samego oglądał;
Ale czyniąc za króla i lud pospolity,
Zdradziłbym ich był, gdybym poległ był zabity,
A mam tyle rozsądku, że nie chcę przez wrota
Zdrady, i z zmazą sławy méj, wyniść z żywota.
Lecz teraz gdy o moje tylko idzie skórę,
Gdy chcesz szyje méj, czyńże w niéj jaką chcesz dziurę;

A żem własną twą ręką umrzéć był niegodny,
Że inszym pomstę zleca twój gniew, krwie méj głodny,
Ten, kto tam za cię stanie, dozna, jakom cichy,
I że jak twemu słudze sam się dam na sztychy,
I smacznie myśląc sobie, że śmiertelne razy
Od tego, który twojéj ma się mścić urazy,
Twoje są własne; — stawię piersi me okryte,
Za twoje mając ręce od ciebie zażyte.

Ximena.

Jeźli twarda powinność, która mi téj sprawy
Popierać każe gwałtem, w sposób niełaskawy,
Tak ścisłe twéj miłości prawa zapisuje,
Że się chcesz temu poddać, co za mię wojuje;
Przynamniéj wspomnij sobie, w tak ciężkiéj ślepocie,
Że na sławie szwankujesz wraz i na żywocie:
I że, choć Rodrik sławą wzbił się, każdy snadnie
Rzecze, że zwyciężony gdy na placu padnie;
Wszak ci sława i honor milsze niż ja były,
Gdy dla nich ręce się twe w mojéj krwi obmyły,
I żeby na honorze nie odnosić szkody,
Wyrzekłeś się miłości, twéj smacznéj nadgrody;
Ą teraz o tę sławę, tak, widzę, dbasz mało,
Że chcesz umyślnie przegrać! A cóż ci się stało?
Skąd ta mieszanina w twym męstwie i odmiany?
Czemuż teraz tchórz, rycerz przedtym zawołany?
Czy nie masz serca, tylko kiedy trzeba wrazić
Broń w krew moję, tylko w ten czas, gdy mię urazić?
Czy chcesz mi jeszcze ojca skrzywdzić i z téj strony,
Że jego zwyciężywszy, chcesz być zwyciężony?
Nie, nie, nie śpiesz się na śmierć, niech ja niefortunnie
Sprawę wiodę; ty sławy broń, choć chcesz być w trunnie.

Roderik.

Zniosszy Murzynów jak wódz, hrabię pojedynkiem,
Sława ma utwierdzona stałym odpoczynkiem
Szczyci się, i żadnéj się szczerby bać nie może,
Wiedzą dobrze, że wszystko męstwo me przemoże,
I że ta ta bitna ręka, gdy honor na wadze,
Nic swéj nieprzebytego nie znajdzie odwadze.
Nie, nie, w tym boju, gdzie mi miłość nieszczęsna żyć
Nie każe, mogę umrzéć, a sławy nie ważyć;
Mogę umrzeć, a świeżo wziętego u ludzi
Mniemania o mym sercu ta śmierć nie ostudzi.

Rzeką tylko: kochał się statecznie w Ximenie,
Wolał umrzéć, niż patrząc na jéj zajątrzenie;
Sam się poddał nieszczęściu, które wszytką siłą,
Przeciw niemu zbroiło gwałtem jego miłą.
Ta chciała głowy jego; jego umysł wierny
Odmówić tego miał za występek niezmierny.
Oczyszczając swój honor, swe kochanie stracił;
Oczyszczając się pannie, duszą się wypłacił;
Przenosząc pannie honor, a zdrowiu płomienie,
Ximenę duszy swojéj, sławę swą Ximenie.
Tak tedy swej i ludzkiej wygodziwszy zrzędzie,
Owszem mi sławy śmiercią głośniejszej przybędzie;
I ta dobrowolna śmierć przyda mi ozdobę,
Żem ja sam tylko mógł twą utulić żałobę.

Ximena.

Kiedy przeciwko śmierci, która-ć w sercu płuży,
Żywot i z sławą nie są hamulec dość duży;
Jeźliś znał moje chęci, mój drogi, w zamianę,
Bij się dobrze, że się nie Sanctemu dostanę,
Bij się mężnie, wyzwol mię od ciężkiego prawa,
Które mi niewdzięcznego dałoby przystawa.
Mam rzec więcéj, co rzec? idź, wygraj tę potrzebę,
Żeby krzywdę mą zmazać, i zamknąć mi gębę;
I jeźliś się kiedy mą rozpalił urodą,
Wygraj ten bój, którego Ximena nadgrodą:
Bądź łaskaw. Wstyd mię tego prawie, com wyrzekła.

Roderik.

Nastąpcież teraz wszystkie potęgi choć z piekła!
Stańcie tu nawarczycy, granado, maurowie,
I kto się tylko mężem w Hiszpanii zowie
Złączcie się wszyscy, na mnie nastąpcie obozem,
Tak zagrzany wszystkich was powiodę za wozem!
Zmówcie się rozerwać mi tak smaczną nadzieję,
Śmieję się z was i jedną ręką was rozwieję!


SCENA II.
Królewna.

Ciebież słuchać, wielkiego pompo urodzenia,
Która gasisz ognie moje?
Ciebież słuchać, miłości, która do więzienia
Serce wziąwszy, z tą pychą przykre staczasz boje?

Nędzna dziewko! to oboje
Rozrywają twoje chcenia!
Rodriku! mogłabym cię z cnot pojąć bez sromu;
Lecz choć mężny, przecieś nie z królewskiego domu.
Niemiłosierne nieba! których złe obroty,
Miłość mą i sławę dzielą!
Ktoby rzekł, że poznanie tak wysokiéj cnoty
Sercu miało być jadem i oczom kąpielą?
O Boże! jakież się ścielą
Sercu biednemu kłopoty?
Kiedy nie może z dwojga trzymać się jednego,
Ani miłości puścić, ani wziąć miłego!
Ale błądzę! i rozum pychą omamiony,
Opuszcza posiłek zdrowy.
Choć samym tylko królom mój ślub naznaczony,
Rodriku! bydź pod tobą nie byłby wstyd nowy.
Dwóch królow wziąwszy w okowy,
Łacno-ć będzie o korony.
I Cid, to wiekie imię, stanie za dowody,
Któreć będą a wrychle hołdować narody.
Godzien mnie jest, alem go oddała Ximenie.
Ta mi szczodrość moja wadzi:
Ociec zabity słabe czyni poróżnienie
Między niemi, i pomstę krew lekko prowadzi.
Nic tu tedy nie poradzi
Ich zwada na me płomienie,
Gdy na mą biedę depcą ojcowskie popioły,
I miłość między dwiema trwa nieprzyjacioły.


SCENA III.
Królewna, Leonora.
Królewna.

Pocóż tu, Leonoro?

Leonora.

Wyrazić się śpieszę,
Jak się wielce z pokoju myśli twoich cieszę.

Królewna.

Skądże ten pokój, gdym ja najbardziéj strapiona?

Leonora.

Jeźli miłość nadzieją żyje i z nią kona,

Rodrik już niepotrzebnie twe zmysły turbuje,
Wszak wiesz, że o Ximenę dziś pojedynkuje,
A iż w placu dostąpi śmierci, abo żony,
Umiera twa nadzieja, twój umysł zleczony.

Królewna.

O jeszcześmy-ć nie doma!

Leonora.

Cóż cię może wspierać?

Królewna.

Raczéj co do nadzieje ma mi drzwi zawierać?
Chociaż pod takim Rodrik bije się zakładem,
Mogę to jeszcze zerwać potajemnym śladem,
Miłość — wielka mistrzyni i gdzie serce juczy,
W nadgrodę ostrzy dowcip i wielkich sztuk uczy.

Leonora.

Na cóż czynisz daremne, królewno, zawody?
Gdy mord ojca nie mógł ich przywieść do niezgody —
Bo to jawna, że krwawe dzisiejsze zapaski
Ximena wymyśliła sobie nie z niełaski —
Otrzymuje tę bitwę i w téjże godzinie
Za rycerza obiera, kto się jéj nawinie;
Nie obiera walecznych rąk, co w bitwach rosły,
Żeby na końcu broni jéj wygraną niosły,
Sanctemu to poleca, który w rękę swoje
Pierwszy raz bierze szpadę, pierwszy wdziewa zbroję.
To się jéj w nim podoba, że się nie ostoi,
I że on nie tak sławny, ona się nie boi:
I znać stąd, że go wzięła, a nie myśląc siła,
Że chce bitwy, coby ją milczéć przymusiła;
I żeby mogła rzec, w téj bitwie przekonana,
Że nie szła za Rodrika, aż jako wygrana.

Królewna.

Widzę-ć ja to i sama, a wżdy postaremu,
Zarówno pałam ogniem z Ximeną ku niemu;
Cóż mam czynić nieszczęsną miłością strapiona?

Leonora.

Pomniéć, i czyjaś córka i z kogoś spłodzona.
Król ci w niebie naznaczon, a nie twój poddany.

Królewna.

Nie tak już teraz godzien ten zapał przygany,
Wyższy cel teraz miłość moja sobie bierze,
Nie w Rodriku, nie w prostym kocham kawalerze,

Ale się kocham w tym, co jest wszystkich kochanie,
Kocham w Cidzie walecznym i dwóch królów panie
Lecz przecie się zwyciężę, nie żebym się bała
Przygany, ale żeby ta ich miłość stała;
I chociażby mu dla mnie włożono koronę,
Com raz dała, nazad zaś tego nie ozionę.
A że Rodrik Sanctego bez chyby przeżenie,
Niech nam nie cięży dać go raz jeszcze Ximenie.
A ty, co wiesz myśli méj skrytości do szczątku,
Pódź, patrz, żem tak do końca mężna, jak z początku.


SCENA IV.
Ximena, Elvira.
Ximena.

Ach, Elviro! toć mój stan teraz utrapiony!
Nie wiem, czego mam życzyć, strach mię z każdéj strony!
Żaden zamysł nie może myślom mym wygodzić,
I czego się raz naprę, znowu się zda szkodzić:
Dwaj słudzy moi o mnie biorą los broniami,
Jakkolwiek się rozprawią, mnie to oblać łzami,
Bo jakakolwiek bierka padnie w krwawym czynie,
Albo ociec bez pomsty, albo Rodrik zginie.

Elvira.

Ja zaś z obu stron widzę fortunę-ć łaskawą:
Albo Rodrika weźmiesz albo pomstę prawą;
I niechaj się nad tobą niebo jak chce sroży,
Albo ci pomstę, alboć męża w łóżko włoży.

Ximena.

Jako? jaż to za męża mam mieć z nich jednego!
Krwią Rodrika, albo krwią ojca spluskanego!
Z obu stron ktokolwiek mnie czeka jako żony,
Będzie mnie ulubioną krwią świeżo zjuszony;
Z obu stron się myśl moja w różny obrót wierci,
Końca téj bitwy czekam, jako własnej śmierci:
Precz, precz, pomsto! miłości! raczéj się was zrzekę,
Niż dla was mam się w nową znowu podać mękę.
A ty, o wieczna władzo! co rządzisz me sprawy,
Skończ bez żadnéj wygranéj pojedynek krwawy,
Niech żaden z nich nie wygra, żaden nie zwycięży!

Elvira.

Gdyby tak rzeczy padły, byłoćby z tym ciężéj,

Ten pojedynek nicby dla ciebie nie sprawił,
Gdyby cię znowu w pienią i w sąd smętny wprawił,
Gdybyś znowu musiała kłopotom wpaść w łyka,
I, przeciw chęci, skazać na śmierć Roderyka:
Nie, nie! lepiéj bogowie zad twym szczęściem czuli,
Niech mu dadzą zwycięstwo, które cię utuli;
I niech król (jako niosą téj bitwy zakłady)
Tam twe chęci obróci, gdzie się skłonią rady.

Ximena.

Choć wygra, jeszcze nie tak gotowa zapłata,
Można moja powinność, wielka moja strata,
I jeszcze tryumfu z nich kłaść sobie nie może,
Choć król tak chce, choć w bitwie Sanctego przemoże:
On ci łacno Sanctego zwycięży bez potu,
Ale z sławą Ximeny zażyje kłopotu,
I jeszcze, cóżkolwiek król przyrzekł za tę bitwę,
Musi się nie przez jednę dobijać mnie brzytwę.

Elvira.

Ha! bój się, że zaś niebo dla pysznéj swawoli
Wysłucha cię, i pomsty-ć nad miłym pozwoli.
Cóż to jest? chcesz gotowe szczęście wypchnąć z domu!
Możesz milczeć z sumieniem dobrym i bez sromu;
Cóż chcesz wskórać? jakiegoż pragniesz więcéj wieńca?
Czy wrócić ojcu żywot? śmierć twego młodzieńca?
Czy chcesz jakoby dosyć nie było raz stracić,
Żal żałobą, i jednę stratę drugą płacić?
Hej, porzuć to! ba, wierę źle płacisz swe długi,
I niegodnaś, odpuść mi, tak wiernego sługi.
I snadź niebo sprzykrzywszy sobie twoje zrzędy,
Sanctego na małżeńskie zachowa obrzędy.

Ximena.

Dosyć cierpię, Elviro! nie chciéj mię tą wróżką
Straszyć i bojaźliwą dobijać przegróżką;
Chciałabym, gdyby można, obu się uchronić,
Jeźli nie, Rodrika-bym sama chciała bronić,
Nie żebym w nim kochała, z sławy méj upadkiem,
Ale, że, gdyby przegrał, Sancty mię ma spadkiem.
Z tego strachu, Rodrik ma przychylność mą całą.
Cóż to widzę, nieszczęsna? ach! już ci się stało!

SCENA V.
Sancty, Ximena, Elvira.
Sancty.

Tę broń, panno, z pokłonem niskim pod twe nogi...

Ximena.

Broń krwawą! broń, którą mój Rodrik poległ drogi!
Zdrajco! śmiesz się mi jeszcze pokazać przed oczy
Z bronią, z któréj się krew mnie najkochańsza toczy!
Wybuchnij już, miłości! zruć swe tajemnice,
Mój ociec już zemszczony, wynurz się z ciemnice:
Jednaż godzina sławie mojéj dogodziła,
Serce rozpaczą zdjęła i miłość odkryła.

Sancty.

Chciéj tylko bez cholery...

Ximena.

Śmiesz mi mówić jeszcze!
Rodrika na grobowéj rozciągnąwszy deszcze.
Ach! przeklęty morderco, pożyłeś go zdradą!
Tacy rycerze nie tak łacno żywot kładą.

Elvira.

Ale przecie daj ucho!

Ximena.

Na cóż mam dać ucha?
Może-ż być jaka po tym, co widzę, otucha?
Otrzymałam, niestetyż! więcéj, niżem kładła,
I moja sprawiedliwa nazbyt dobrze padła.
Odpuść, drogi Rodriku, nie mścij się nad smętną!
Pomny, żem ojcu córką, chociaż tobie chętną.
Jeżelim gwoli ojcu krew twą na sztych dała,
Gwoli tobie serdeczną krew wytoczę z ciała;
Z ciała, które już więcéj nie chce dusze nosić,
Która się śpieszy z świata i ciebie przeprosić.
A ty! który, chociażeś wygrał mię, niedługo
Ucieszysz się nadzieją, niepotrzebny sługo,
Nie odniesiesz nadgrody i ta twoja praca,
Miasto przysługi, mnie się w ciężką śmierć obraca.

Sancty.

Cudowna rzecz, że nie chcesz słuchać i minuty.

Ximena.

Cóż? chcesz, żebym słuchała twéj chełpliwéj buty,

I krwawéj historyi i żebym z twéj pychy
Widziała mój występek, jego śmierć, twe sztychy,
I żebym na twą powieść tu padła bez mocy.
Idź precz! umrę-ć ja bez twéj okrutnéj pomocy;
Zostaw mię moim żalom, doznasz w godzin kilku,
Że za mym miłym mogę trafić bez posiłku.


SCENA VI.
Król, Diego, Arias, Alfons, Sancty, Ximena, Elvira.
Ximena.

Królu! mogę już teraz sama to zagaić,
Czegom ci wszystką siłą nie mogła utaić:
Kochałam, i tyś widział, żem kochała, ale
Miłość ma powinności puszczała cug cale.
Widziałeś sam, o królu! żem była gotową
Duszę ojcowską miłą uspokoić głową.
Rodrik umarł, mnie zmienił przez krew wytoczoną,
Z zjadłéj nieprzyjaciółki w wdowę utrapioną.
Jakom była powinna pomstę ojcu swemu,
Teke-m te łzy powinna słudze kochanemu.
Zabił mię Sancty, w tych dwóch serc naszych rozbracie,
A ma jeszcze za ten mord odnieść mię w zapłacie.
Królu! jeźliś się nędznym stawiać zwykł łaskawo,
Zmiłuj się, a tak ostre cofnij nazad prawo.
Za to zwycięstwo, którym lepszą część mą tracę,
Dóbr swoich ustępuję, i tym mu zapłacę;
A niechaj wolna sobie w tak nieszczęsnéj porze,
Ojca i sługi płaczę do śmierci w klasztorze.

Diego.

O już téż teraz kocha i serdeczne rany
Wyznawa, nie bojąc się wstydu i nagany.

Król.

Mylisz się, moja córko, twój kochanek żywie,
I Sancty zwyciężony splótł ci coś fałszywie.

Sancty.

Królu! zapalczywość ją, nie powieść ma zwiodła,
Przyszedłem był sprawę dać, jak się bitwa wiodła.
Ten waleczny kawaler, co jéj w sercu dzwoni,
Nie bój się — rzekł, ręce mi obnażywszy z broni —
Wolałbym za niepewną zostawić wygraną,
Niźli toczyć Ximenie krew ofiarowaną;

A że mię teraz sprawy ciągną do pałacu,
Ty za mnie idź, jéj powiedz, coś sprawił na placu,
I oddaj pod jéj nogi żywot twój i szpadę.
Szedłem, królu, a gdy broń swą do nóg jéj kładę,
Wzięła mię za zwycięscę, żem powrócił zdrowy,
I miłość swą odkryła, a nie chcąc mi mowy
Na minutę pozwolić, uparła się w zrzędzie,
A teraz skarży na mnie, będąc w tymże błędzie.
Ale ja, chocia-m przegrał, szczęśliwym się sądzę,
I tłumiąc swe zamysły i miłosne żądze;
Lubo widzę, co tracę, z tego się raduję,
Że przegraniem miłość ich tak szczerą krępuję.

Król.

Nie trzeba-ć się, Ximeno, za tak ogień cudny
Zapałać, i w sposób się wymawiać obłudny;
Darmo cię wstyd do tego wiedzie niepotrzebny,
Sława twoja jest jasna, postępek chwalebny,
Ociec twój wziął nadgrodę, dobrześ się go mściła,
Gdyś Rodrika tak często na śmierć naraziła:
Lecz widzisz, że inaczéj uradzono w niebie.
Czyniąc wszystko dla ojca, czyń téż co dla siebie!
I memu rozkazaniu nie chciéj być odporną,
Które cię z twoim miłym wiąże w miłość sworną.


SCENA VII.
Też osoby i Królewna, Leonora, Roderik.
Królewna.

Wypogódź się, Ximeno, otrzyj ten płacz rzewny!
I weź twego zwycięscę z rąk twojéj królewny.

Roderik.

Odpuść, królu! że miłość w oczach mego pana
Każe mi przed nią naprzód upaść na kolana,
Nie o nadgrodę, panno, naznaczoną proszę,
Nie o płacą, lecz głowę powtórnie-ć przynoszę.
Nie myśli miłość prawem konać cię gotowem,
Choć wsparta pojedynkiem i królewskim słowem,
Jeźli na wyście z winy, com czynił, jest mało,
Powiedz, jakim sposobem dosyćby-ć się stało.
Czy tysiąckroć zwyciężać zazdrosne współ-sługi?
Czy świat memi zwycięstwy przebieżéć jak długi?

Czy miasta brać? czy wojska pojedynkiem znosić?
I z sławą się nad bajki starych dziejów wznosić?
Jeźli tym wyńdę z winy i gniew twój ukoję,
Podjąć się i wykonać wszystkiego nie boję:
Ale, jeźli ten srogi honor i gniew dziki
Nie spuści, aż ja będę między nieboszczyki,
Nie zażywaj przeciw mnie pożyczanéj broni,
Głowa ma jest u twych nóg, śmierć moja w twéj dłoni,
Niezwyciężonego twa ręka tylko zmoże,
Weź pomstę ze mnie, któréj nikt ci dać nie może.
Jednak przynamniéj niech śmierć umorzy niechęci,
Miéj dość na tym, że umrę, a miéj mię w pamięci.
Moja śmierć twojéj sławie upartéj wygodzi,
Twoja pamięć niech mi to wzajem téż nadgrodzi,
I rzecz, podczas wspomniawszy los mój nieszczęśliwy:
Gdyby mię był nie kochał, byłby jeszcze żywy.

Ximena.

Wstań, Rodriku! Trudno mam, królu, ogień stały
Taić więcéj, wydałam już swoje postrzały;
Rodrik ma cnoty, które związały mi duszę,
I tyś jest mój pan, czuję, że cię słuchać muszę;
Ale, choć mi twe prawo już łożnicę ściele,
Królu! jako tak prędko ma być to wesele?
Jeden dzień i początkiem i końcem żałobie,
I Rodrik pierwéj w łóżku, niźli ociec w grobie.
Wprzód weselną, niż ojcu mam palić pochodnią?
Ach! zdałabym się trzymać z zabójcą przewodnią;
I wiecznéj słuszniebym się nabawiła zmazy,
Żem się prędko zgodziła, za takie urazy.

Król.

Względy pewne i czasu różnego odmiany
Rzecz niezwykłą nakażą podczas bez nagany.
Rodrik cię wygrał i już miejcie się do siebie.
Ale choć cię w dzisiejszej pozyskał potrzebie,
Musiałbym być swej sławie poniekąd niechętny,
Gdybym mu tę nadgrodę dał w dzień tobie smętny.
Mogę, nie łamiąc prawa, odłożyć te gody,
Bom czasu nie naznaczył téj smacznéj nadgrody.
Weź sobie rok, Ximeno! żebyś łzy otarła;
Ty, Rodriku! tymczasem na murzyńskie garła
Dobądź znajoméj broni, i w domu ich zbiwszy,
Pokaż, żeś na własnych ich śmieciach tym szczęśliwszy.

Wtargnij w ziemię z wojskiem mym, za noc niespokojną
Zanieś im w dom niepokój i płać wojnę wojną.
Na imię Cyd upadną jako przed taranem
I przyjmą cię za króla, nazwawszy cię panem.
lecz w tych zabawach pannie twej dotrzymaj wiary,
Wróć się jej i jej chęci godnym z każdej miary
I tak rozgłoś ręki twej niezrównane dziéła,
Żeby się iść za cnego Cyda nie wstydzieła.

Roderik.

Twa służba i z Ximeną obiecane śluby —
Mnie do sławy, a Maurów przywiedą do zguby.
I choć się, rozjeżdżając z nią, myśli me mdleją,
Mogąc się już spodziewać, cieszę się nadzieją.

Król.

Miéj nadzieję w swym sercu i w méj obietnicy
I mając serce panny, samę w połowicy,
Ufaj, że tę żałobną zrzędę, co jéj cięży,
Sam czas i twoje męstwo, i twój król zwycięży.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Pierre Corneille i tłumacza: Jan Andrzej Morsztyn.