Czarne Indje/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Czarne Indje
Wydawca Księgarnia Juljana Guranowskiego
Data wyd. 1895
Druk Towarzystwo Komandytowe
St. J. Zaleski et Comp
Miejsce wyd. Warszawa
Tytuł orygin. Les Indes noires
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ III.



Pod ziemią Zjednoczonego Królestwa.

D

Dla lepszego zrozumienia niniejszej powieści, musimy przypomnieć czytelnikom pochodzenia węgla kamiennego. Podczas formacji geologicznych, kula ziemi otoczona była gęstą atmosferą przesiąkniętą parami wodnemi i kwasem węglanym. Stopniowo pary te zgęstniały w formę deszczów potopowych, które padały jakby wyrzucone z miliona miliardów butelek wody selcerskiej. I w istocie był to jakiś płyn nasycony kwasem węglanym, który potokiem spływał na grunt miękki, źle ubity, skłonny do zmian szybkich lub powolnych, pozostający w tym stanie półpłynnym zarówno pod działaniem promieni słonecznych, jako też żaru wewnętrznego. Ten żar wewnętrzny nie był jeszcze skoncentrowany w środku kuli ziemskiej. Skorupa ziemska, niezbyt gruba i nie zupełnie twarda, wypuszczała te ognie przez wszystkie pory. Ztąd i roślinność nadzwyczajna, taka, jaka się zapewne znajduje na powierzchni planet, jak Wenus lub Merkury, bardziej zbliżonych do słońca niż ziemia.
Grunt lądu, źle jeszcze zbity, pokrył się olbrzymiemi lasami. Kwas węglany, tak potrzebny do rozwoju królestwa roślinnego, rozlanym był obficie. To też rośliny rozwijały się bujnie w formie drzewnej. Nie było ani jednej rośliny trawiastej. Wszędzie widniały olbrzymie gęstwiny drzew, bez kwiatów, bez owoców, o monotonnym wyglądzie, i nie mogące dać pożywienia żadnej żywej istocie. Ziemia przeto nie była jeszcze gotową do przyjęcia królestwa zwierząt.
Czy chcecie wiedzieć z czego się składały te lasy przedpotopowe? Przeważała w nich klasa krytopłciowych roślin waskularnych. Kalamity, odmiana trawy drzewiastej, lepidodendrony, rodzaj olbrzymich likopodów wysokich na dwadzieścia pięć do trzydziestu metrów, szerokich zaś na metr jeden u samej podstawy, asteropile, paprocie olbrzymich rozmiarów, których odbicie znaleziono w kopalniach świętego Stefana — wszystkie te rośliny wielkie podówczas, a obecnie możliwe do odszukania zaledwie w najlichszych gatunkach; takimi były w tej epoce okazy Flory w nielicznych odmianach, ale olbrzymie w rozwoju swoim, zapełniające wszystkie bez wyjątku lasy.
Drzewa te zapuszczały korzenie swoje w olbrzymią lagunę, nadzwyczaj wilgotną z powodu połączenia wód słodkich i morskich. Wchłaniały w siebie chciwie kwas węglowy, który po trochu zabierały z atmosfery i rzec można, przeznaczone były do składania go w formie węgla we wnętrzu kuli ziemskiej.
Była to wistocie epoka trzęsień ziemi i poruszeń gruntu, wynikłych z rewolucji wewnętrznych i pracy plutonicznej, które zmieniały nagle zarysy jeszcze niepewne powierzchni ziemi.
Tu tworzyły się wywyższenia, które następnie zamieniały się w góry; tam znowu otchłanie, które zapełnić miały oceany i morza. Wtedy lasy całe zagłębiały się w skorupę ziemską, po przez pokłady ruchome, aż znalazły pod powierzchnią punkt oparcia, jakiś grunt pierwotny skał granitowych lub też przez samo nagromadzenie swoje, utworzyły całość odporną.
Wistocie cały gmach geologiczny przedstawia się we wnętrzu ziemi w następującym porządku: grunt pierwotny, pokryty pokładem złożonym z ziem pierwszorzędnych, następnie ziemie drugorzędne, których pokłady węglowe zajmują, niższe piętro, potem ziemie trzeciorzędne, a po nad niemi grunt, podlegający uprawom dawniejszym i obecnym.
W tej epoce, wody, których żadne nie wstrzymywały łożyska i które przez ogrzewanie, tworzyły się na wszystkich punktach kuli ziemskiej, toczyły się z łoskotem, urywając skałom, ledwie co utworzonym, materjał składowy łupku, piaskowca, wapna.
Wody te zatrzymując się ponad zatopionemi lasami, składały żywioły gruntów, które następnie stanowiły wierzchnią warstwę ziem węglastych. Z czasem — liczącym się na miliony lat, grunty te stwardniały, złożyły się w warstwy łupku, gliny suchej i lepkiej, żwiru i kamieni po nad całą masą zapadłych lasów.
Cóż się działo w tym olbrzymim kotle, gdzie zatopione materjały roślinne gromadziły się w różnych głębokościach?
Utworzyło się prawdziwe laboratorjum chemiczne. Cały kwas węglany zawarty w tych roślinach zamieniał się w węgiel pod wpływem ogromnego ciśnienia i wysokiej temperatury, którą sprowadzały ognie wewnętrzne, tak blisko niego podówczas leżące.
Tak więc jedno królestwo następowało po drugiem w tej powolnej ale nieustannej przemianie. Roślinność przemieniła się w minerały. Wszystkie te rośliny, które żyły życiem czynnem na powierzchni globu, we wnętrzu jego kamieniały. Niektóre okazy zamknięte w tym wielkim zielniku, nietracąc formy pierwotnej, pozostawiały ślady swoje na innych prędzej od nich skamieniałych, które je ściskały jak w prasie hydraulicznej, nieobliczonej siły. Równocześnie, skorupki ślimacze, a nawet całe żyjątka, jak gwiazdy morskie, polipy, nawet ryby i jaszczurki, przyniesione z wodami pozostawiały na węglu miękkim jeszcze swój odcisk czysto zarysowany i „doskonale wyraźny”[1]. Zdaje się, że nacisk odegrał znaczną rolę przy tworzeniu się pokładów węglowych. W istocie od siły tegoż nacisku zależne są rozmaite rodzaje węgla używanego w przemyśle.
W najniższych więc pokładach gruntu węglowego pojawia się antracyt, który prawie zupełnie pozbawiony materji lotnej, gazu, zawiera największą ilość węgla palnego. W wyższych warstwach ukazują, się przeciwnie, lignit i drzewo zwęglone, materjały w których ilość węgla palnego jest o wiele mniejszą. Pomiędzy temi dwiema warstwami, stosownie do stopnia ciśnienia, jaki otrzymały, spotykamy żyły grafitu, węgiel tłusty lub chudy. Można prawie z wszelką pewnością twierdzić, że tylko z braku dostatecznego ciśnienia warstwa bagnistego torfu nie została zwęgloną.
Tak więc pochodzenie pokładów węgla w jakimkolwiek bądź punkcie kuli ziemskiej byśmy je odnaleźli, jest następujące: pochłonięcie przez skorupę ziemską wielkich lasów epoki geologicznej, później zwęglenie roślin po pewnym czasie, pod wpływem ciśnienia i gorąca i pod działaniem kwasu węglanego.
Jednakże, natura tak szczodra zwykle, nie zatopiła dosyć lasów, ażeby ich eksploatacja trwać mogła lat tysiące. Węgiel wyczerpie się kiedyś, jest to rzecz pewna. Świat maszyn zostanie skazany na świętowanie bezterminowe w świecie całym, jeżeli jaki nowy materjał opałowy nie zostanie wynalezionym do zastąpienia węgla. Przyjdzie czas, że już nie będzie pokładów węgla, chyba te, które leżą pod wiecznemi lodami w Grenlandji, okolicy morza Baffinskiego i których wydobycie jest prawie niepodobieństwem. Taki czeka los w przyszłości cały świat przemysłowy. Baseny węgla w Ameryce tak nadzwyczajnie bogate jeszcze, nad jeziorem Słonem, w Oregon, w Kalifornji, przestaną kiedyś istnieć. Tak samo będzie z pokładami gór Alleghani, w Pensylwanji, Wirginji, Illinois, Indianie i Missouri. Chociaż pokłady węgla w Północnej Ameryce są dziesięć razy większe od wszystkich pokładów świata całego, to jednak sto wieków nie upłynie a potwór o miljonowej paszczy, przemysł, poźre ostatni kawałek węgla na całej kuli ziemskiej.
W starym świecie brak się da prędzej uczuć niż w nowym. Istnieją wprawdzie pokłady węgla kamiennego w Abisynji, w Natalu, Zambezie, Mozambiku, na Madagaskarze, ale eksploatacja ich regularna przedstawia największe trudności.
Kopalnie w Birmanji, w Chinach, Kochinchinach, Japonji, Azji środkowej, zostaną szybko wyczerpane.
Anglicy opróżnią niebawem Australję z węgla dosyć obficie umieszczonego w jej wnętrzu, zanim jeszcze dzień nadejdzie, gdy zbraknie węgla w Zjednoczońem Królestwie.
Zobaczmy cyfry, które nam wykażą ilość węgla wydartego z ziemi i spalonego od odkrycia pierwszych pokładów. Baseny węglowe w Rosji, Saksonji i Bawarji wynoszą sześć kroć sto tysięcy hektarów, w Hiszpanji sto pięćdziesiąt tysięcy. Baseny w Belgji, długie na czterdzieści mil, szerokie na trzy mile, liczą również sto pięćdziesiąt tysięcy hektarów. We Francji, basen pomiędzy Loarą a Rodanem, liczy koło trzysta pięćdziesiąt tysięcy hektarów.
Krajem najbogatszym w kopalnie węgla, jest niezawodnie Zjednoczone Królestwo. Z wyjątkiem Irlandji, gdzie brak prawie zupełny minerału palnego, Anglja i Szkocja posiadają ogromne pokłady węglowe. Skarby te jednak wyczerpać się muszą, jak wszystkie skarby na świecie. Największy z różnorodnych tu basenów, basen Newcastle, który zajmuje podziemne grunta całego hrabstwa Northumberland, wydaje rocznie do trzydziestu milionów beczek, czyli prawie trzecią, część potrzebnego w Anglji opału a prawie dwa razy tyle co wynosi produkcja francuzka. Basen księstwa Walji, który zgromadził całą prawie ludność górników w Cardiff, Swansea, Newport, wydaje rok rocznie dziesięć miljonów beczek tego węgla tak poszukiwanego, który nosi jego nazwę. W środku Anglji znajdujemy baseny hrabstwa York, Lancaster, Derby, Stafford, mniej wprawdzie obfite ale jednak dosyć znaczne. Nareszcie w tej części Szkocji pomiędzy Edymburgiem a Glasgowem rozciągają się jedne z najbogatszych pokładów Zjednoczonego Królestwa. Ogólna liczba tych wszystkich basenów wynosi do 1,600,000 hektarów i wydaje rocznie do 100,000,000 beczek czarnego węgla.
Mniejsza z tem! Zapotrzebowanie tak będzie wielkie na potrzeby przemysłu i handlu, że te skarby zostaną wyczerpane. Trzecie tysiącelecie ery chrześcijańskiej nie minie a ręka górnika wypróżni w Europie te składy, w których podług trafnie użytego wyrażenia skoncentrowało się gorąco słoneczne pierwszych czasów tworzenia[2].
Otóż w czasie, w którym się rozgrywa historja przez nas opisana, jedna z naj znaczniejszych kopalni basenu szkockiego została wyczerpaną wskutek zbyt nagłej eksploatacji. W istocie w tym terytorjum, które się rozciąga pomiędzy Edymburgiem a Glasgowem na szerokości średniej od dziesięciu do dwunastu mil, znajdowała się kopalnia Aberfoyle, w której inżynier James Starr, tak długo robotami kierował.
Od dziesięciu lat jednak, kopalnia ta została opuszczoną. Nie można było znaleźć nowych pokładów chociaż zapuszczono sondy do głębokości 1,500 a nawet 2,000 stóp i skoro James Starr się oddalał, był przekonanym, że najcieńsza żyła została już zupełnie wyczerpaną.
Niezawodnie, że w takich okolicznościach odkrycie nowego pokładu węglowego w głębiach tego podziemia uważanem być mogło za nadzwyczajne zdarzenie. Czy wiadomość oznajmiona przez Szymona Ford odnosiłaby się do tego faktu? pytał się James Starr sam siebie i tego pragnął się dowiedzieć.
Jednem słowem czyżby istniał nowy zakątek tych bogatych Czarnych — Indji, do którego zdobycia go powoływano? Chciał temu wierzyć.
List drugi na chwilę zmienił jego poglądy w tej mierze, ale obecnie nie myślał już o nim. Zresztą syn starego nadsztygara czekał go na oznaczonem miejscu.
W chwili, gdy inżynier wysiadał z wagonu, młody człowiek zbliżył się do niego.
— Ty jesteś Henryk Ford? — zapytał żywo James Starr bez wstępu.
— Tak jest, panie Starr.
— Byłbym cię nie poznał, mój chłopcze! Prawda, że to już dziesięć lat, wyrosłeś na mężczyznę!
— Ja pana zaraz poznałem — odrzekł młody górnik, trzymając ciągle kapelusz w ręku. — Pan się nic nie zmienił. Pan to mnie ucałował w dniu pożegnania przed sztolnią Dochart. Takich rzeczy się nie zapomina.
— Włóżże mój Henryku kapelusz na głowę — rzekł inżynier. — Deszcz leje strumieniem i przez grzeczność zakatarzysz się jeszcze.
— Czy pan nie zechce przeczekać w sali aż deszcz przejdzie? — zapytał Henryk Ford.
— Nie, nie, mój chłopcze. Deszcz nie przejdzie, będzie padał dzień cały, a mnie pilno. Idźmy.
— Jestem na pańskie usługi — odrzekł młody człowiek.
— Powiedz no mi Henryku, jak się miewa twój ojciec.
— Zdrów zupełnie, panie Starr.
— A matka?
— Matka również.
— Czy to twój ojciec pisał do mnie, prosząc bym przybył do szybu Yarow?
— Nie panie, to ja.
— A może Szymon Ford pisał jaki drugi list, odwołujący to zaproszenie? — zapytał żywo inżynier.
— Nie, panie Starr, ojciec mój nic nie pisał.
— To dobrze! — odrzekł James Starr, nie wspominając nic o anonimowym liście.
A potem dodał:
— Czy nie możesz mi powiedzieć czego stary Szymon żąda ode mnie?
— Panie Starr, mój ojciec chce sam o tem z panem pomówić.
— Ale ty wiesz o co chodzi?
— Wiem panie.
— To dobrze, nie pytam się więcej. W drogę tedy, bo pilno mi rozmówić się z Szymonem Ford. Ale, ale, gdzie mieszkacie?
— W kopalni.
— Jakto? W sztolni Dochart?
— Tak panie.
— Jakżeż to być może! A więc twoja rodzina nie opuściła kopalni po ukończeniu robót?
— Ani na dzień jeden. Pan zna mego ojca, panie Starr. Tam się urodził, tam pragnie umrzeć.
— Rozumiem cię Henryku... rozumiem. To jego rodzinne miejsce ta kopalnia! Nie chciał jej opuścić. I podoba wam się tam?
— Bardzo, proszę pana — odrzekł młody górnik. — Kochamy się serdecznie i nie wielkie mamy potrzeby.
— A więc, Henryku, w drogę!
I James Starr idąc za Henrykiem, zapuścił się w kręte uliczki miasta Callander.
Po dziesięciu minutach wychodzili z miasta.






  1. Trzeba zresztą zaznaczyć, że wszystkie te rośliny, których odciśnięcia zostały znalezione, należą dzisiaj do gatunków pojawiających się w strefach podrównikowych. Z tego wnosić można, że podówczas gorąco było jednakie na całej kuli zIemskiej, przynoszone bądź przez prądy wód gorących, bądź przez ognie wewnętrzne, które wydobywały się przez pory skorupy ziemskiej. W ten sposób łatwo sobie wytłómaczyć tworzenie się pokładów węglowych pod wszystkiemi szerokościami ziemi.
  2. Rozliczenia poczynione w Europie co do wypotrzebowania węgla, podług danych z lat ostatnich przepowiadają, że węgiel się wyczerpie:
    we Francji za lat 1,140.

    w Anglji 800.
    w Belgji 750.

    w Niemczech 300.

    W Ameryce pokłady, wydając 500,000,000 beczek rocznie, będą mogły istnieć 6,000 lat.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.