Czerwony Kapturek (Grimm, 1928)

>>> Dane tekstu >>>
Autor Bracia Grimm
Tytuł Czerwony Kapturek
Podtytuł Bajka
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 36
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1928
Druk „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Elwira Korotyńska
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.



BRACIA GRIMM
CZERWONY KAPTUREK
BAJKA
z ilustracjami
spolszczyła
ELWIRA KOROTYŃSKA


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
W WARSZAWIE
Drukarnia „SIŁA”, Warszawa, Marszałkowska 71.





Niedaleko od dużego, ciemnego od drzew lasu mieszkała prześliczna dziewczynka. Miała ona różowe, jak u poziomki policzki, duże oczki błękitne i złote, jak pszenica włosy.
Kochali ją rodzice nadewszystko i cieszyli się, że prócz piękności ma czystą i niewinną duszyczkę.
Ale najbardziej kochała ją stara babcia, samotnie w głębi lasu mieszkająca.
Nie wiedziała wprost, czem jej swą miłość okazać, wreszcie kupiła dla niej śliczny czerwony kapturek, w którym dziewczynce było tak pięknie, iż przezwano ją Czerwonym Kapturkiem. Razu pewnego upiekła matka dobrego słodkiego ciasta i zawoławszy córeczkę, rzekła do niej:
— Drogie dziecko, chciałabym, żebyś poszła do babci i zaniosła jej kawałek placka i butelkę wina.
Nie była już u nas od dni kilku, zapewne więc jest chora.
Kłaniaj się od nas, życz zdrowia i nie zatrzymuj się nigdzie ani zbaczaj z drogi, idź prosto a zajdziesz prędko do babci.
Dziewczynka ucieszyła się ogromnie z tej wycieczki do lasu, przytem kochała bardzo swą babcię, rada więc była, że ją zobaczy.
Pożegnawszy się z rodzicami, wyruszyła z koszyczkiem w ręku i śpiewem na koralowych usteczkach.
Szła prosto przed siebie, pomna przestróg matczynych, gdy naraz stanął przed nią duży bury wilk i spytał:

— Dokąd idziesz, Czerwony Kapturku?
— Idę do babci, — odpowiedziała niewiedząca o niebezpieczeństwie dziewczynka. — Niosę jej wino i placek...
— A daleko stąd mieszka twoja babcia? — zapytał chytry zwierz, układający sobie w myśli, że pożre babkę a na deser zje to śliczne młodziutkie dziewczątko.
— O! już bardzo blizko! — odpowiedziała dobroduszna dziewczynka — widać zdala domostwo, tam mieszka moja dobra babusia...
— A nie uzbierasz dla niej kwiatków? — spytał wilk. — Toć pewnie lubi roślinki. Patrz, jakie prześliczne dzwonki i konwalje...
— Mamusia nie kazała mi się zatrzymać ani zbaczać z drogi, boję się jej nie słuchać...
— Coo? alboż idziesz do szkoły, że się tak śpieszysz? Jeśli spóźnisz się do szkoły, to masz wymówki od nauczycielki, ale do babci przyjść możesz dziesięć minut później i nic to jej nie zaszkodzi.
Tembardziej, że zrobisz to dla sprawienia przyjemności. Ona tak lubi kwiaty!
— Masz słuszność, drogi panie wilczku, uzbieram trochę konwalji i dzwonków! Wilk tylko na to czekał. Pędem pobiegł do wskazanej przez dziewczynkę chatki i zapukał kopytem.
— Kto tam? — zapytał słaby głos chorej staruszki.
— To ja, Czerwony Kapturek. Niosę ci babciu, placek i wino, otwórz mi... — odpowiedział jak najcieńszym głosem niedobry oszust.
— Odsuń rygiel, — poradziła staruszka, — drzwi same odskoczą, chora jestem, wstać do ciebie nie mogę...
Tejże chwili bure wilczysko odsunęło rygiel i wskoczyło do izby.
Żarłoczny zwierz otworzył brzydką swą paszczę i połknął staruszkę. Nawet krzyknąć nie zdążyła biedaczka.

Wtedy włożył jej czepek, przykrył się kołdrą i czekał na dziewczynkę. Rozłakomił się tak bardzo, że nie dosyć mu było jednej ofiary, chciał połknąć jeszcze milutką i dobrą wnuczkę staruszki.
Nie czekał długo. Dziewczynka przybiegła wkrótce, niosąc śliczny pachnący bukiet dla swej ukochanej babci.
Zdziwiła się widząc drzwi od izby otwarte i szybko podeszła z koszyczkiem do łóżka.
Cofnęła się przestraszona. Babcia miała długie kosmate uszy... Myślała, że to z choroby.
— Babciu! — zawołała — dlaczego masz takie długie uszy?
— Żeby lepiej słyszeć, co mówisz, drogie dziecko...
— Babciu! dlaczego masz taki głos gruby?
— Bom zakatarzona, moje dziecko!
— A dlaczego masz takie szerokie usta?
— Żeby cię łatwiej połknąć, moje dziecko! — To mówiąc porwał się z łóżka i połknął śliczną dziewczynkę.
— A tom się najadł! — cieszył się wilk bury — a tom użył!
Zwłaszcza Czerwony Kapturek nielada smakowity kęsek!
Stara chuda, koścista, niewiele mi sił doda, ale dziewczynka była delikatna i miękka!
— U! u! u! u! u! — wyło roskosznie wilczysko, — dobrze mi się tydzień rozpoczął! U! u! u!
A że najadł się do syta, przeto sen go zaczął ogarniać.
Pochylił się łeb drapieżcy ku miękiej poduszce babusi, ułożyły się łapy kosmate i ciężki od połkniętych kobiet osunął się na posłanie i usnął. A spał smacznie i chrapał tak rozgłośnie, że aż zawsze ciekawe sroczki przytuliły główki do szyby i zaglądać poczęły wgłąb izby.
— Pi! pi! pii! — skrzeczały zdziwione — Pi! pi! pi! Co to? Tożto nie staruszka, która dawała nam nie raz okruchy, ale potwór jakiś leży na jej posłaniu i chrapie! Muszę powiedzieć o tem naszej sąsiadce sowie! Pi! pi! pi! A to nowina!
I lubiąca ploteczki sroka, opierając się ogonkiem, który na to jest tak długi aby służył jej za podporę, wnet pobiegła do sowy i opowiadać o dziwnej przemianie staruszki zaczęła.
Inne sroki zrobiły tożsamo i wnet las cały wiedział o tem, że w chatce dobrej i miłosiernej kobiety leży zwierz jakiś okrutny i chrapie ile ma siły.
Właśnie odbywało się polowanie na zające.
Uciekały biedaczki strwożone, umykały od strzałów i naganki.
Biegły zrozpaczone samiczki do pozostawionych w norach dzieci, uciekały samce, słysząc tuż za sobą gonitwę.
Właśnie jeden z zajączków pędził ile mu sił starczyło w stronę chatki otwartej, gdzie na puchowej pościeli leżał wilk bury i sapał i chrapał na cały las.
Tuż za zającem pędził z strzelbą myśliwy.
Znał on babcię Czerwonego Kapturka, znał i tę ostatnią i lubił bardzo miłą, kochaną dziewczynkę, która nieraz, będąc w lesie u swej babusi, podawała spragnionemu szklankę mleka lub wody źródlanej.
Zdziwiły go drzwi otwarte, czego nigdy przedtem nie było, zdziwiły go szeregi zaglądającego do okna ptactwa.
— Czy się nie stało jakie nieszczęście? szepnął do siebie — może dobra ta kobieta zachorowała lub kończy życie? Trzeba iść i ratować!
— A to co znowu? — zawołał zdumiony, widząc straszliwe zwierzę przytulone łbem do poduszki — co to? czy śnię na jawie? Wilczysko, ten potwór bury, którego poszukuję oddawna, a który wciąż krzywdzi swą żarłocznością mieszkańców okolicznych, leży jak pan na pościeli, a babci ani śladu!
Pożarł! Napewno pożarł!
I już zamierzył się, wycelował, aby zabić szkodnika, gdy wtem zwróciła uwagę strzelca niepomierna grubość wilczyska.
— A może ten niecnota połknął staruszkę? Może da się ją jeszcze ocalić?

Mógłbym zabijając wilka, zabić i tę poczciwą, może jeszcze żyjącą babunię!

Nie! Postąpię z nim sobie inaczej! Szybko przeciął śpiącemu brzuch brzytwą i cóż ujrzał?
Wysunęła się główka w czerwony kapturek ubrana, zajaśniały cudne błękity oczu i westchnienie ulgi wyrwało się z piersi ocalonej.
Ach! jak jasno! A tam gdzie byłam tak okropnie duszno i ciemno!
I z wnętrza burego wilka wyskoczyła wnuczka staruszki.
Za nią ukazały się ręce babci i wkrótce cała postać wyciągnięta została przez strzelca i przywrócona do życia.
— Czekaj niecnoto! dam ja ci teraz za wszystko!
I nałożył w niego kamieni, a gdy się zbudził znieść ciężaru nie mogąc padł martwy. Zdjął strzelec z niego skórę i ocaloną dziewczynkę odprowadził do rodziców.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Bracia Grimm i tłumacza: Elwira Korotyńska.