[280]DZWON ZYGMUNTOWSKI
I
Na Wawelu jęczą dzwony,
Głośno nasz się Zygmunt żali,
A z wichrami smutne tony,
Po Wiślanej płyną fali...
Stary Zygmunt łka jak dziecię...
Jęki niosą wiatry chyże...
A z Zygmuntem wszystkich w świecie,
Zajęczały dzwonów spiże...
I po ziemi naszej całej,
Huczą dzwony jak zaklęte...
Nawet ów, z Loretu mały,
Cicho roni łezki święte.
Hej! kto płaci za podzwonne,
Że tak kazał grzmieć sowicie?
Hej! Litewskie i Koronne,
Komu, komu wy dzwonicie?
[281]
O! nie pytaj, dziatwo miła,
Jeno słuchaj, słuchaj szczerzej!
Oto jedna, patrz! mogiła,
A w mogile Polska leży!
Rozbujane serce w dzwonie,
Wstrząsa duszę dziwną mocą;
A tam drugie — w ludu łonie,
O pierś bije, o sierocą...
Dzwon w niebieskie grzmi podwoje,
Głośniej ludu serce szlocha!
I tak serc się ściera dwoje,
Które silniej Polskę kocha?
Na przemiany: ciszej, śpiewniej,
Dzwoni żałość ich pobożna,
Że niewiedzieć, czy już rzewniej,
Nad ojczyzną płakać można?
Jęczą dzwony... Dzwonom śmiechem
Odkrzykują wtór morderce;
Aż z ostatniem dzwonów echem,
Zygmuntowi pękło serce.
II
Na Wawelu jest kaplica,
Zygmuntowskiej pomnik chwały,
[282]
W której dotąd nas zachwyca,
Włoskich mistrzów kunszt wspaniały.
Światło na nią kładzie z góry,
Na marmurach cień głęboki;
W niej, gdy umarł z królów który,
Pokładane jego zwłoki.
Skądże dziś do wrót kaplicy,
Zewsząd lud ten wierny bieży?
Skąd te w oczach łzy tęsknicy?
Skąd ten głuchy szept pacierzy?
Zażby krwawe znów zagony,
Dzicz tatarska zapuściła?
Zażby Polska z swej korony,
Nowy klejnot uroniła?
Ni to klejnot zginął drogi,
Co ozdabiał blask purpury;
Ni pohaniec wdarł się srogi,
Ani z królów umarł który...
Lecz straszniejsze — z jękiem wieści,
Wiatr roznosi na wsze strony:
Oto Polska — o! boleści!
Całej zbyła się korony!
[285]
O! przychodźcie tutaj społem,
Tu, gdzie zimny trup jej leży,
I uderzcie kornem czołem,
Z czcią ostatnią dla Macierzy!
III
Jak w dzień śmierci Zbawiciela,
Do grobowej tej kaplicy,
Zewsząd ludu zdąża wiela:
Z całej Polski to pątnicy.
Cisza wkoło... Czasem jeno,
Mgłą czarniejszą zajdą oczy,
I na trumnę, na matczyną,
Łza, zmieszana z krwią się stoczy.
Tylko czasem wśród tej ciszy,
Wiatr stłumiony jęk przyniesie,
Że zaledwie Pan Bóg słyszy,
Jak tam nić żywota rwie się.
I przed oczy tobie stają,
Żywe z baśni tej wyrazy:
O tych ludziach, co to bają,
Że czarownik wklął ich w głazy...
Co tak wieczność stali całą,
Pierś podając burzy ciosom,
[286]
I ze zgrozy, — skamieniałą
Dłoń, wznosili ku niebiosom!
IV
Jakiż orszak to wspaniały,
Pod zamkowe mknie kolumny?
Białych duchów zastęp biały,
Cicho zbliża się do trumny.
Tak ich wstaje wielu, wielu,
Z pod grobowej swej otchłani...
Ach! to nasi z pod Wawelu,
Wodze, króle i hetmani!
Płyną cienie te olbrzymie,
Niby białych sznur gołębi,
Męże — których samo imię,
Wstrząsa duszę aż do głębi.
Idą wielcy ci rycerze,
Niosąc lauru liść na skroni:
Bolesławy, Kazimierze,
Dwaj Zygmunci Jagielloni.
Niegdyś miecz ich z błyskawicy,
Grzmiał po krańcach ich dziedziny;
Tronem był im szczyt Łomnicy,
A podnóżem Bałtyk siny...
[287]
Po Czarnego morza piany,
Nieśli berło namiestnicze,
A u stóp im jak brytany,
Legły kraje hołdownicze!
Niegdyś oni Polsce klęli
Wolność świętą... O! ohydo!
Dziś po wiekach, starce bieli,
Nad ojczyzną płakać idą...
V
Nad omszałym grobu głazem,
Z grzmotem wielkim pęka płyta,
I mąż cały za żelazem,
Stróż Wawelu — wstaje Kmita.
Echo dalej grzmot podaje,
Bije w kratę mogił rdzawą:
Jan Tarnowski z grobu wstaje
I potrząsa swą buławą.
Na to hasło, do swych znamion,
Wstają z mogił czujne straże,
Skrzydła wieją im u ramion:
Ach! to nasi są husarze!
Niegdyś — lot tych orłów dumny,
Pruł słoneczne nieba szlaki:
[288]
A dziś oni u tej trumny,
Idą kruszyć swoje znaki!
Idą łamać oręż rdzawy,
Cienie mężów tajemnicze:
Tu składają swe buławy,
Jabłonowscy, Chodkiewicze...
Tu strzaskany kord w prawicy,
Dąży złożyć kalek paru:
To ostatni wojownicy,
Z pod Racławic i z pod Baru...
I ci tutaj, co w swej drodze,
Los zawistny mieli służką:
Dwaj ostani dążą wodze,
Książę Józef i Kościuszko.
A nad głową ich sztandary,
Wieją dumnie, wrogów straszą,
Hasłem dawnej, polskiej wiary:
„Nasza wolność jest i waszą!“
VI
Jak na słowo czarodzieja,
Co zapory grobów targa,
Wstaje wielki kaznodzieja,
Złotousty idzie Skarga!
[289]
Idzie w smutku i tęsknicy,
Cisza nad nim pogrobowa;
Tylko echa tej świątnicy,
Powtarzają jego słowa.
Tylko ci, co to z kamieni
Wyciosani na sen wieczny,
Wstają, echem tem zbudzeni,
Jakby na sąd ostateczny.
I wstecz wieków myśl cofnięta,
Dziwny jakiś obraz roi:
Wstaje cała przeszłość święta,
Huf rycerzy w lśniącej zbroi...
Piękne panie i dworzany,
W złotogłowiu i szkarłacie;
A na tronie między pany,
Siadł król Zygmunt w majestacie.
Na tle złota i kamieni,
Co królewski dwór przetyka,
Większym blaskiem się promieni,
Skromna postać zakonnika.
Oto patrzcie jak w tem gronie,
Nagle osiadł strach ponury!
Mąż w niebiosa podniósł dłonie,
Jakby piorun ściągał z chmury...
[290]
Oto prorok grzmi natchniony,
Planów Bożych wielki świadek:
„Stany Litwy i Korony,
„Zapowiadam wam upadek!“[1]
Obraz padł gdzieś w otchłań ciemną,
Tylko echo groźbą grzmiało,
I ów świadczył mąż przedemną,
Że się słowo ciałem stało...
VII
Zdala, coraz to boleśniej,
Coraz tęskniej, coraz smutniej,
Dźwięk dolata cichej pieśni,
Czarnoleskiej dźwięcznej lutni...
Idzie w wieńcu ze siwizny,
Wieszcz nasz, łkając piersią całą,
Bo na „Treny“ dla Ojczyzny,
Strun na harfie mu nie stało...
Więc spuściznę swą grobową,
Na nic zdatną już w tej dobie,
Pieśń i lutnię bojanową,
Na Ojczyzny składa grobie.
Jak za natchnień swych rodzicem,
Sunie dziatwy ciżba wierna:
[291]
Naprzód idzie z bladem licem,
Ascetyczny cień Acerna;[2]
Idzie, gniewnie szarpie wąsa,
Groźnym wzrokiem tłum przestrasza,
I wychudłą ręką wstrząsa
I podzwania w trzos Judasza...[3]
I w grób zdrajców pięścią wali,
Zardzewiałą łamie kratę:
„Tym, co Polskę zaprzedali,
„Niosę — woła — ich zapłatę!“
Za nim stąpa ów syn kmiecy,
A najsłodszy wieszcz lechicki,
Pierwszy z chłopów, który plecy
Od ksiąg zgarbił, — nasz Janicki.[4]
Tam Miaskowski w lutnię złotą
Grzmi i woła: „Szatę wroną
„Włóż o Safo! i bij oto,
„W płacz serdeczny nad Koroną!“[5]
VIII
Czy widzicie? geniusz sławy
Złotym kluczem grób odmyka;
Oto staje w progu nawy,
Duch słoneczny Kopernika.
[292]
W górę rzuca wzrok natchniony,
Tam, gdzie zorza prawdy świta,
Idzie w błękit zapatrzony
I gwiazd o los Polski pyta!
Za nim świetnym korowodem,
Płynie długi orszak cieni:
Oto stają przed narodem,
Mędrcy polscy i uczeni.
Stają cienie te szlachetne,
Otoczone czcią i mirem,
Lecz ich gwiazdy bledną świetne,
Bo przykryte smutku kirem.
O wy, których wiatr kołysze,
Przez gwiazdziste niebios stropy,
Mówcie, jakie Bóg tam pisze,
Dla Ojczyzny horoskopy?
O! mów ty, wybrańcze nieba,
Co po mlecznej stąpasz drodze,
Któryś z wozu strącił Feba,
By sam ująć jego wodze...
Mów! bo świt się w chmurach grzebie,
Że nie przedrzeć mgły oczyma,
Czy już Polska na swem niebie,
Opiekuńczej gwiazdy nie ma?
[293]
Próżno pytam... Cisza głucha!
Duchy stoją smutni, bledzi...
Próżno w niebo skłaniam ucha
I tam niema odpowiedzi!...
|