Do Napoleona (Delavigne)

>>> Dane tekstu >>>
Autor Casimir Delavigne
Tytuł Do Napoleona
Podtytuł Jedna z messienien
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wincenty Niemojowski
Tytuł orygin. À Napoléon
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


DO
NAPOLEONA
JEDNA Z MESSENIEN
KAZIMIERZA DELAVIGNE
przekładania
Wincentego NIEMOJOWSKIEGO.
W WARSZAWIE.
1830.

Jaśnie Wielmożnemu
Chłopickiemu
DYKTATOROWI
Z USZANOWANIEM
poświęca
Tłumacz.

Światła, ciemnoty, chwały i nicości,
Zbiorze! osnowo potwornie zmięszana,
Gwiazdo fatalna Królom i wolności!
Nawałnicą wzniesiona do téj wysokości.
Od nawałnicy porwana!

Ty, którego zawód krwawy,
W zdumiewającym fortuny niestatku,
Na ostatnim szczycie sławy,
Wielkości szczęścia zrównał, wielkością upadku.
Boże śmiertelny! Góry pod twemi stopami
Schylały się, gościniec czyniąc tryumfalny;
Władnąłeś posłusznemi tobie żywiołami:
A obłok dżdżystéj nocy rozbiwszy nawalny,
Jaśniejąc żywszym blaskiem, w dni twe uroczyste,
Obwieszczało cię światu, słońce promieniste.

Narody cię podziwiały,
Acz wszystkie zgroza przejęła głęboka:
Dźwięk głosu twego, twojego zwrot oka,
Światem wstrząsały.

Twoje tchnienie z zamętu wywodziło prawa.
Twój obraz z łupu Królów urągał się dumnie;
I stojąc na ulanéj z wziętych dział kolumnie,

Gdy wszystko koło siebie, w zadumienie wprawiał;
O twych przeważnych czynach, których wieczna sława,
Z niebem rozmawiał.

Religije odrodzone,
Swém pobratymstwem zdziwione,
W kościołach, co niedawno spór niegodny wiodły;
Razem za cię, do niebios, przesyłały modły.
«Boże!» wołały spólnie, «zwycięzcy Taboru,
«Tybru zwycięzcy, długie udziel panowanie!»
Czemuż nie mogły przydadź do swojego choru?
«Króla wolnego ludu, zachowaj nam Panie!»

Gdybyś chciał, byłbyś panował do zgonu.
Syn wolności, zepchnąłeś matkę twoję z tronu.
Chciałeś ją zgubić w żądzach wyuzdany,
Zbrojny potęgą, nietrwałą acz dzielną;
Lecz runie zawsze w grób dla niéj kopany
Król rządzący samowładnie:
Tyran umrze, lub upadnie;
Ona sama nieśmiertelną.

Prawa za nic u ciebie, i przysięgi za nic!
Dawnegoś węzeł stargał pokrewieństwa:

Siostrą była, i chwały i niebezpieczeństwa,
Hiszpanija Francyi. Tyś, w dumie bez granic,
Chciał ją mieć niewolnicą. A nie śmiąc na skronie,
Już dwiema pyszne, kłaśdź trzeciéj korony;
Chciałeś porzucić na zdobytym tronie,
Bałwan samego siebie zmyślony.

Ale nadzieję powziąłeś daremnie.
Iberyi kapłani i mężni rycerze,
Pobudzają się wzajemnie:
Na ich głos, pała naród, i wzmaga się w wierze,
Co za znaki, bliskiego nieszczęścia zwiastuny!
Drży ziemia, noc ogniste przerywają łuny;
Dzwony rozkołysane niewidzialną dłonią,
Na trwogę, z wież wyniosłych, same przez się dzwonią.
Drgają posągi wodzów, pod zbrojami swemi:
Widziano łzą zroszone śpiżowe ich oczy;
Widziano, jak strumieniem, święta krew się toczy,
Z marmurowego boku, Zbawiciela ziemi.
Snuła się w cieniu rzesza zmarłych bogobojna,
A z grobów się podnosił okrzyk: wojna! wojna!

Noc była i ten moment w którym
Sny straszne niosą ludziom, grobu napomnienia;

W jakim w polach Filippy, przed Brutusem wtórym,
Stanął genijusz jego, śród czarnego cienia;
W jakim Rychard trapiony przez dręczące spanie,
Całéj swojéj rodziny, ujrzał mściwe mary,
Otaczające jego sztandary,
Wołaiąc: o rozpaczay! i giń, giń tyranie!
Napoleon, w dumaniu pogrążon głębokiém,
Czuwał, sam, zachowując milczenie surowe:
Trud, i bezsen, chyliły tę potężną głowę
Ku mappie, w którą pilném zapatrzył się okiem.
W tém pod jego namiotem, przed jego oblicze,
Trzy siostry, trzy niewiasty stają wojownicze.

Uboga, próżna ozdób, piękna swemi czyny,
Pierwsza się wydawała, jak rzymska dziewica,
Któréj szlachetne słońcem ogorzały lica:
Jéj skronie, otaczała gałązka dębiny;
Na sztandarze francuzkim rękę miała wspartą,
Co przywodził na pamięć, dzień chwały i męztwa;
Trzy farby, przez chorągiew jaśniały podartą,
Lecz podartą od zwycięztwa.

«Zaznałam cię żołnierzem, dziś władzę monarszą
«Osiągłeś! pod Marengo straszliwe spotkanie,

»Po mnie» rzecze «w twych dziejach wyryte zostanie:
«Witaj, sławnéj téj walki, jestem siostrą starszą.
„Ja cię wiodłam do boju, na wojsk twoich czole;
„Jam natchnęła wymowę, którą pokrzepiłeś
„Konające ich męztwo; by stawiły pole,
„Gdy sam się w obce śmierci tak wielkim stawiłeś,
„Że cię jéj szanowały groty pod Arkole.

„Zamieniłeś mój sztandar na berło żelazne:
„Drżyj! widzę, że już gaśnie twa gwiazda ściemniała.
Słabnie siła, gdy zrzuci wędzidło przyjazne.
„Kończy się twe królestwo! Przeminęła chwała!”

Druga, do palm pustyni, łączyła uroczy
Blask łupów, jakie Egipt nadarzył jéj żyzny.
Błyskawicami pałały jéj oczy,
Rozpłomienione ogniem słońca jéj ojczyzny.
Jéj ręka, krwią zbroczona potomków Omara,
Zdobyczą zbrojna; zarazem porusza,
Potężny oręż Cezara,
I cyrkiel Ptolomeusza.

„Zaznałam cię żołnierzem; dziś władzę monarszą
„Osiągłeś! u Taboru, pamiętne spotkanie,
„Po mnie” rzecze, „w twych dziejach wyryte zostanie:
„Witaj! sławnéj téj walki jestem siostrą starszą.

„U podnóża piramid, śród ażardów tylu,
„Mężnie zdobyte, tobiem, winna imie moje.
„Ja pyszne Izmaela widziałam zawoje,
„Deptane od twych koni, nad brzegami Nilu.
„Nauka pod twą tarczę schroniła swe syny,
„Gdy nieme Teb i Memfis badali ruiny.
„A ieśliś się obłąkał w zapędzie chwalebnym,
Śmiałego orła wzór naśladowałeś,
„Co górnym lotem ginie w przestworze podniebnym:
„Tak jak on, światła szukałeś.

„Chciałeś je potém berłem potłumić żelazném:
„Drżyj. Widzę że już gaśnie twa gwiazda ściemniała.
Słabnie siła, gdy wzgardzi wędzidłem przyjazném;
„Kończy się twe królestwo! przeminęła chwała!”

Ostatnia... o litości! o żalu! strapiona,
Łańcuchami obciążona,
W ziemię spuszczoném poglądając okiem,
Na któréj, stóp jéj, krwawy ślad zostaje;
Wątłym, postępowała, chwiejąca się, krokiem,
Mówiąc z cicha: Umiera, lecz się nie poddaje!
Żaden łup jéj nie zdobił, za wojenne czyny,
Chorągiew żadna, w boju wzięta jeńcem;
Ale cypryssy, piękne jak wawrzyny,
Swym posępnym iéy głowę otaczały wieńcem.

„Poznasz mnie, po utracie twéj władzy monarszéj.
„Żadne iuż” rzecze „inne wojenne spotkanie,
„Wyryte po mnie, w twoich dziejach nie zostanie;
„I nie miałam siostry starszéj.

„Waleczności i żalu pomnik opłakany;
„Zerwę łańcuchy, co na Królach ciężą;
„Przez cię na nich włożone przeniosę kajdany
„Na wierne ludy, które cię zwyciężą.
„Czytając twoje dzieje, wnuki naszych synów
„Wątpić będą, czy twoi towarzysze dawni,
„Owe szczątki żyjące, tylu wielkich czynów;
„Bardziej się odznaczyli, bardziéj byli sławni,


„Przez zawód lat trzydziestu, chlubny i zwycięzki:
„Jak przez ten jeden dzień klęski.

„Wypędzę z nieba, twą gwiazdę ściemniałą;
„Pokruszę miecz twój, i berło żelazne:
Słabnie siła, gdy zrzuci wędzidło przyjazne.
„Kończy się twe królestwo, z twoją razem chwałą.”

Wszystkie trzy porwał w niebo lot wzniesiony,
Kiedy ich słuchał jeszcze wojownik zdumiony;
Lecz wrzawa trąb chrapliwych, i bębny i kotły,
W krótce myśl duszę jego trapiącą, przygniotły.
Równie cień nocy, rozpierzchniony znika,
Na blask, wschodzącéj jutrzni, pierwszego promyka.
Mniemał że już półwyspu zakończył podboje;
Pędził więc daléj rydwan niespokojny,
Który wszędzie roznosił, niewolą, i wojny.
Jednym rzutem Ren przebył i Cesarstwo swoje.
Kurzące się bieguny, resztą tchnące ducha,
Co słońcem południowém niedawno gorzały:
Już Berezyny, która praw zwycięzcy słucha,
Piją nurt zlodowaciały.

Zwiedziony przez pochlebców, których głos zwodniczy,

Źle mu radzi, źle mu życzy;
W zaufaniu swéj gwiaździe, któréj zbyt zawierzył,
W upadzie, marzył świata panowanie;
I nie otworzył oczów, aż gdy grom uderzył...
Gdzież się ocknął nieszczęsny, po smutnéj odmianie?
Na opoce, skąd jego żywot uprzykrzony
Jeszcze Monarchom, sprawiał postrach niecny.
Z miéjsca wygnania, na każdém obecny,
Wielki jak jego upad; choć z tronu strącony,
Stał jaśniejący w wiekopomnych czynach,
Na szczęścia swego groźnych rozwalinach.

A zostawiwszy po sobie
Pustkami Europę, zwycięztwo w żałobie;
Przez liczne błędy, przez burze i fale;
Przyszedł umierać, na ostatniéj skale
O którą się rozbiły, moc, i zamiar dumny.
Wielki ocean szumi koło jego trumny.

Jedna cię mała wyspa przyjęła po zgonie;
Za życia, Europa objąć nie zdołała.
Do grobu, co twą przyszłość monarszą pochłonie,
Z tobą samym zstępuje dynastya cała.

Na nim, wieczorem spocznie rybak zmordowany;
Wnet ciężkie wziąwszy sieci w czoła swego pocie,
Depcąc twoje popioły, idzie, zadumany....
O swéj jutrzejszéj robocie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Casimir Delavigne i tłumacza: Wincenty Niemojowski.